Jacek Straszak Szef działu HR
Temat: Relacja z "Warsztatów Zimowego Przetrwania" SPSS
Jeszcze w zeszłym roku zostaliśmy (jak i kilku innych szczęściarzy z różnych środowisk i różnych forum) zaproszeni na Warsztaty Zimowego Przetrwania, organizowane przez naszego kolegę Staszka, w imieniu Stowarzyszenia Polska Szkoła Surwiwalu.(leniwi mogą obejrzeć wideo-relację, do której link umieszczam na końcu)
Znając wcześniej instruktora, liczyłem na bardzo interesujące spotkanie i z niecierpliwością czekałem na początek marca. Szkolenie odbywało się w dniach 7-11 marca, niestety z różnych względów udało mi się dojechać dopiero drugiego dnia. Ominęła mnie niestety prezentacja rakiet śnieżnych przeprowadzona przez pana Kajetana Domagałę z Rakiety.pl Pozytywem było jednak to, że ominęło mnie również przekopywanie ton śniegu i stawianie wspólnego tipi. Trzeba umieć się ustawić ;) Tipi zostało wykonane z dziewięciu plandek, tak aby wokół umieszczonego na środku paleniska mogli zmieścić się wszyscy uczestnicy.
Po przybyciu na miejsce zastałem towarzystwo w trakcie przygotowywania wspólnego posiłku i ożywionej dyskusji. Reszta wieczoru upłynęła na przygotowaniu posłań i nodii, która miała grzać nas w nocy. Gdy już zasiedliśmy wokół ogniska, Staszek rozpoczął część szkolenia poświęconą krzesiwom syntetycznym i tradycyjnym. Omówiliśmy również najpopularniejsze rozpałki naturalne, sposoby ich wykorzystania i pozyskiwania. Ostatnim elementem było rozpalanie ognia przy pomocy nadmanganianu potasu, gliceryny i płynu do chłodnic samochodowych (glikol).
Do późnej nocy trwały dyskusje i wymiana doświadczeń. Jednak w końcu nawet najtwardszych zmógł sen. Do bladego świtu rozbrzmiewało już tylko radosne pochrapywanie ;)
Po śniadaniu przystąpiliśmy do budowy schronień naturalnych. Pierwsze z nich - "jama śnieżna", zostało wykonane poprzez przysypanie śniegiem worków (część z nich była wypełniona liśćmi a część napompowana powietrzem). Tak usypany kopiec ze śniegu miał być ubity nartami lub polany wodą, jednakże natura nas wyręczyła. Padający śnieg z deszczem skutecznie zespolił sklepienie, tworząc solidny dach jamy. Po wyciągnięciu worków, dzięki dużej pokrywie śnieżnej, można było pogłębić grotę i znacznie powiększyć przestrzeń użytkową. Po powiększeniu jamy, na skutek braku mrozu, nie został zamontowany blok śniegu zmniejszający otwór wejściowy. Podłoga jamy, dla lepszej izolacji, została wyścielona gałęziami świerka.
Drugie schronienie, które zostało wspólnie wykonane, to szałas dwuspadowy (typu norka), z ogrzewaniem podłogowym za pomocą pieca "Dakota fire hole". Wieczorem, gdy w palenisku znalazło się już dość żaru, zostało ono zasypane popiołem, a otwór zatkany wyciętym kawałkiem ziemi. Następnie podłoga szałasu została wyścielona gałęziami. Pokrycie szałasu składało się z grubych gałęzi, stanowiących konstrukcję nośną, na której rozłożona została folia NRC, a następnie cienka warstwa świerkowych gałęzi, które miały zapobiec zsuwaniu się nałożonych na nie liści. Na koniec ponownie położono gałęzie świerkowe. Na skutek drobnego błędu, otwór pieca został przykryty darnią z kawałkami lodu i śniegu. Skutkiem tego, przez pierwsze 2 godziny, w szałasie była mała sauna.
Obydwa schronienia zostały przetestowane przez ochotników, którzy bez odmrożeń i "telegrafowania" przetrwali noc, a następnego ranka tryskali optymizmem.
Ja pozwoliłem sobie na małą samowolę i wykopałem na własny użytek minimalistyczną wersję śnieżnej jamy. Gruba warstwa śniegu pozwoliła na wykopanie w niej rowu, o długości ok. 2,5m i głębokiego na ok. 60-80cm. Następnie rów przykryłem sklepieniem ze śnieżnych brył i uszczelniłem luźnym śniegiem. Za posłanie posłużyła folia NRC i karimata. Nie używałem świerkowych gałązek, ponieważ schronienie to miało symulować warunki powyżej górnej granicy lasu, w których o świerk już trudno. W podłodze wyżłobiłem też mały rowek, który miał zbierać i odprowadzać wodę, mogącą ściekać ze śnieżnych ścian pod wpływem mojego ciepła lub odwilży. Wejście przykryłem poncho, które zabezpieczyłem bryłami śniegu. Wykonanie całego schronienia zajęło łącznie około godziny, półtorej. Mimo, że w nocy temperatura spadła do około 6-8 stopni poniżej zera, przed samym świtem w środku mojej norki panowało przytulne minus 3-4 stopnie. W samym śpiworze nie udało mi się zmierzyć temperatury, ponieważ skala termometru wszytego w śpiwór, zaczyna się od plus 15 stopni. Co więcej "norka" bardzo dobrze chroniła mnie przed podmuchami wiatru. Dla zmniejszenia ryzyka zasypania śniegiem podczas snu, spałem z głową zwróconą w stronę wejścia. Konstrukcja okazała się mało wygodna. Wąski tunel utrudniał włożenie czegokolwiek na koniec śpiwora, a samo wchodzenie i wychodzenie z "norki" wymagało sporej zręczności (aby nie rozbić głową śnieżnego dachu). Następnym razem zdecyduję się na wykopanie głębszego rowu i półki do spania, wzdłuż całej jego długości. Potrzeba na to jednak więcej czasu i głębszej pokrywy śniegu.
Do wieczora trzeciego dnia zdążyliśmy jeszcze obejrzeć pokaz "łuku ogniowego", wykonać "fiński piec", oraz improwizowane rakiety śnieżne. Odwiedził nas także miejscowy lis, który z ciekawością przyglądał nam się z odległości 30-40m. Wieczorem Andrzej (ape) przeprowadził wykład o hipotermii.
Po zmierzchu przeprowadziliśmy też małą akcję ratunkową - na pobliskiej leśnej drodze utknął samochód terenowy z trzy osobową rodziną, która próbowała dotrzeć do swojego domku letniego. Dzięki trzem łopatom, survivalowej kreatywności i brutalnej sile mięśni, udało nam się wykopać pechowców ze śniegu.
W nocy przyszło małe ochłodzenie, więc ranek przywitał nas czystym i błękitnym niebem.
Pierwsze chwile po wyjściu ze śpiwora uświadomiły mi jak to nie warto być leniwym. Kładąc się spać nie chciałem męczyć się z wpychaniem na koniec śpiwora butów. Więc rano musiałem szybko rozpalić ogień i przez piętnaście minut je odmrażać.
Gdy skończyliśmy pochłaniać śniadanie zabraliśmy się za dalsze ćwiczenia.
Piękne słońce pozwoliło przetestować rozpalanie ognia lupą od busoli i dnem aluminiowej puszki. Udało nam się również rozpalić ogień przy pomocy stalowej wełny i baterii. Na radosnych ćwiczeniach upłynął nam czas do późnego popołudnia. Na koniec tematów ogniowych Staszek pokazał nam technikę gotowania wody przy pomocy kamieni i zrobił naczyńko z kory, mogące służyć również do gotowania wody. Posłuchaliśmy także ciekawej prezentacji kolegi Adama o nartach skiturowych.
Niedziela minęła na porządkowaniu obozowiska, pakowaniu i wzruszających pożegnaniach ;)
Mimo, że nie było to moje pierwsze szkolenie prowadzone przez Staszka, wyjechałem z olbrzymią ilością nowej wiedzy i praktycznych umiejętności. Jak zwykle Dr Staszek stanął na wysokości zadania. Pochwała należy się również ape , który potrafi bardzo ciekawie i przystępnie przekazywać trudną wiedzę z pogranicza medycyny.
Myślę, że każdy z uczestników zyskał sporo wiedzy, uczestnicząc w tym szkoleniu i z pewnością będzie wykorzystywał te doświadczenia w swoich leśnych działaniach.
W imieniu organizatorów pragnę również podziękować leśniczemu - Panu Andrzejowi Porwiszowi, za udostępnienie wspaniałego miejsca i zapewnienie opału oraz Markowi Bronisławowi Hubertowi, który w swoich trzech osobach dbał o nas jak o własne dzieci :)
Ja w swoim imieniu chcę podziękować zarówno Staszkowi i ape, którzy z ramienia SPSS prowadzili szkolenie oraz wszystkim Wariatom, którzy brali w nim udział - leśni ludzie to jednak osobna kategoria - z człowiekiem, którego zna się od kilku godzin, można dogadać się jak ze starym kumplem.
Linki:
Moje zdjęcia:
https://picasaweb.google.com/105363243463643478076/Szko...
Zdjęcia Darka:
https://picasaweb.google.com/hajdukdariusz/ZimaWLesie?a...
relacja wideo:
http://www.youtube.com/watch?v=bvdRRgQFWlg
ps. Obiecuję, że kiedyś napiszę coś bez błędów ... tym razem tylko przekręciłem swoje imię ;)Jacek Straszak edytował(a) ten post dnia 12.03.12 o godzinie 22:46