Temat: "Poradnik dla bezdomnych" czyli jak przetrwać w mieście
Przypominają się stare historie...
Za czasów studenckich sporo jeździłem "stopem" po Europie. Spałem prawie zawsze "na dziko", nawet na przedmieściach dużych miast znajdą się miejsca zalesione gdzie nikt tak naprawdę nie łazi. Nigdy mnie nikt nie nachodził, gł dzięki temu że uważałem by nie być widoczny. Namiot nie jest za dobry, bo jest za duży i wystaje, spałem albo na ziemi na macie (gdy nie groził deszcz) albo w małym namiocie typu "bivvy". Dobry jest np. francuski śpiwór wojskowy mimo że ciężki i wielki, gumowy spód odwracasz gdy pada (jak mocno pada, trzeba spać na wzniesieniu i zrobić dołek odprowadzający).
Kiedyś pracowałem w Holandii i dla oszczędności "mieszkałem" też na dziko. Współpracownicy czasem pytali, gdzie mieszkam, mówiłem że na kempingu. Spałem tymczasem koło autostrady, w krajach Beneluxu typowo trójkąt między zjazdami i autostrada się zalesia w ciekawy sposób - duże drzewa na całej powierzchni a gęste krzaki - tylko na obrzeżach (dzięki czemu jest wrażenie "lasu" i nikt tam nie wchodzi a w środku jest sporo przestrzeni). W namiocie, który rano "kładłem" i maskowałem (zostawiałem tam rzeczy) gałęziami żeby mi nikt nie znalazł miejsca i nie buszował gdy mnie nie ma. W miejscu pracy miałem łazienkę i prysznic więc mogłem normalnie funkcjonować. Ważna nauka wtedy wyniesiona - jak niewiele człowiekowi tam naprawdę potrzeba.
Raz zdarzyło się spać na polu minowym (a przynajmniej takie były oznaczenia jak się zorientowałem rano), raz koło "fermy krokodyli" (długo przed zaśnięciem zastanawiałem się, jak takie fermy są właściwie zabezpieczone...). Raz w Hiszpanii w lesie na wybrzeżu, gdy wróciłem z miasta w nocy do namiotu (który dodatkowo zamaskowałem ze względu na bliskość miasta) okazało się, że nie mogę trafić... spałem na skalnym klifie i dopiero rano znalazłem namiot.
Potem w podróżach okazyjnie zdarzały się "bezdomne" noce (mówię o nocach w miastach nie w dziczy bo to drugie robi się dla przyjemności) - w Teheranie np. poszedłem na lotnisko międzynarodowe (miejsce chronione i widok białego nie budzi specjalnej ciekawości), w Meksyku w dość groźnym rejonie gdzie nie było innego noclegu poza drogimi hotelami szedłem kawałek wzdłuż szosy po czym schowałem się w rowie przydrożnym i tam przespałem spokojnie noc.
W sumie to dawne historie gdy naprawdę nie miało się grosza w kieszeni, ale wspomnienia są na całe życie. Każdy potrafi wyłożyć na hotel czy hostel, a takie właśnie kombinowanie najciekawiej się potem wspomina. Jakie spostrzeżenie - że tuż obok "cywilizacji" pełno jest miejsc nadających się na spędzenie nocy (omijając jakieś parki, dworce i inne tego typu miejsca pełne np. lokalnych żużli), i gdzie z pomocą śpiworka, płachty (albo bivviego) możesz niezauważenie skryć się, czasem niemal w samym środku miasta. Czasem jak idę pobiegać w pobliżu domu albo z psem myślę sobie - o, tu byłoby dobre miejsce. o, albo tutaj. Ludzie się bardzo przywiązują do tych ścian i dachu tymczasem łatwo da się obejść bez tego.