Temat: Od czego może uwolnić survival?
Spróbuję odpowiedzieć jeszcze na temat definicji - startuję z zupełnie innych pozycji.
Otóż każdy z nas tu czytających i piszących prowadzi swoje życie, podlega swoim osobistym standardom, i ma różną wiedzę, różne doświadczenie i różne pojęcie o survivalu.
Ja np. z Fredim się dobrze znamy i wzajemnie akceptujemy z całą innością w widzeniu tego czy tamtego. Można by powiedzieć, że nawet nie musielibyśmy dyskutować o niczym, bo niby po co. Tymczasem wypowiadając się tutaj, nieustannie stymulujemy swoje myślenie i o survivalu (czy jakimś jego kawałku czy aspekcie), i o życiu. To się odbywa tak: "Cholera... z jego wypowiedzi wynika..." i zaczyna się tworzenie zupełnie nowej układanki. W swoim życiu - dość długim - sformułowałem mnogość definicji, w formach, jakich wcześniej nie było (tak samo, jak nie było jakiegoś wiersza, dopóki Ty go nie napisałaś). Wypowiedziałem lub napisałem mnogość opisów jakiegoś działania, jakiejś metody lub techniki. Przedstawiłem mnogość pomysłów. I oglądam sobie ten świat, jak moje twory krążą pomiędzy ludźmi, którzy już uważają to wszystko jako oczywistość.
Kiedyś miałem radochę, kiedy pracowałem w pogotowiu opiekuńczym - a pojawiła się zupełnie nowa dyrektorka - gdy przyszła ona do mnie na hospitację. Zrobiłem przed nią badanie socjo-psychologiczne moich podopiecznych, a potem wezwała mnie ona na rozmowę omawiającą zajęcia. Pani dyrektor skrytykowała moje przeprowadzenie badania, bo według niej tę metodę badawczą przeprowadza się inaczej. Tyle, że pani dyrektor nie wiedziała, że to było oryginalne i mało znane narzędzie badawcze, które zostało stworzone
przeze mnie jeszcze na studiach, i uzyskało bardzo pozytywną ocenę pracowników naukowych.
Teraz też zdarza się, że próbują mnie szurnąć ludzie, którzy - bywa - swoją wiedzę otrzymali ode mnie, bo np. z mojej książki korzystają wyższe uczelnie. A ja jako człowiek twórca, i człowiek niosący wiedzę, staram się wykonać moje życiowe posłanie, jak to widzę. Dlatego staram się prowokować do myślenia. Podsuwam ludziom pytania. Jedni to przyjmują za oczywiste, innych to męczy. Jedni lubią dłuższe wywody, inni lubią styl sms-owy. Ale też i sam wielu rzeczy nie wiem, czy nie rozumiem. Zatem szukam czegoś dla siebie i cieszę się, kiedy ktoś inny stymuluje moje myślenie.
Szereg pytań, które mi zadałaś, wymaga ode mnie przemyślenia... Survival jest dla mnie bardziej szerokim pojęciem niż tylko edukacja terenowa. W survivalu widzę swoje akcje ratownicze w płonących miejskich budynkach, a w następstwie szkolenie młodych ludzi w zakresie pożarnictwa. Gdzie to znaleźć w edukacji terenowej? Pożar lasu jest kompletnie czymś innym...
Mój survival jest survivalem dla matki z małym dzieckiem, która wyedukowana zapobiegnie zdarzeniom, które może wygenerować czterolatek, a co będzie zgubne dla niego. W moim survivalu jest kształtowanie postaw, które pozwalają przetrwać wśród ludzi. Np. postawa programowego okazywania niechęci innym ludziom z powodu ich inności, potrafi utrwalać się w naszych zachowaniach działaniach, komunikacji słownej i bezsłownej, mimowolnych, niekontrolowanych zachowaniach), co szykuje dla nas nawet i piekło, kiedy znajdziemy się w całkowicie innej kulturowo społeczności i będziemy emitować ku wszystkim swoje nastawienia - możemy otrzymac spora dawkę tego samego, ale to my będziemy zwierzyną. Bo prawdę powiedziawszy ludzie nawet nie zdają sobie sprawy, jak są faktycznie odczytywani (a sami siebie "zapisali"), i co na tym zyskują, i co tracą. Głupcy oczywiście zareagują stwierdzeniem
A co mi tam - ja ich p...dolę", ale przecież to jest cechą głupców. A ponieważ głupota idzie po trupach, survival musi nas uczyć obrony przed głupotą. Edukacja terenowa tego uczy...?
Krzysztof J. Kwiatkowski edytował(a) ten post dnia 27.07.08 o godzinie 16:34