Temat: Jedzenie i problemy
Eh, ci wegetarianie. Myślą, że są lepsi od mięsożerców, tylko dlatego, że zamiast zwierząt zabijają jedynie rośliny. Wszak toteż życie prawda? Co z tego, że nie krzyczy i nie ma oczu?
Co gorsza, koniecznie chcieliby narzucić wszystkim wokół swój pogląd. Dlaczego? Czy tygrys, lew, rekin, lis, czy sęp są gorsze
od słonia, sarny, konia, antylopy czy zająca. Takimi je stworzyła
Natura aby zachować równowagę.
A jak nas stworzyła Natura? Czy ludzie wyewoluowali jako roślino-, czy mięsożercy? Można zauważyć przejawy obu tendencji:
- kły i siekacze oraz trzonowce(kłów jest jednak mniej i są nieco atawistyczną cechą);
- jelita mamy za długie do trawienia mięsa (mięsko gnije nam w jelitach zanim wyjdzie z tyłu);
- mamy ciało przystosowane do łażenia zarówno po drzewach jak ipo ziemi, a dłonie mają zdolność zrywania owoców, brak nam natomiast pazurów lub szponów (kto rozszarpie dłońmi z pazurami i kłami zająca, kiedy ja będę jadł marchewkę?).
Wydaje mi się, że w procesie ewolucji, kiedy nasi przodkowie
zawędrowali w rejony chłodniejsze niż Afryka, gdzie owoce nie rosną na drzewach cały rok, byli zmuszeni jeść co innego. A to się jakaś padlina trafi, albo zagoni się zwierza włóczniami do jakiegoś dołu czy przepaści, wreszcie upoluje się coś jakimś bardziej wyrafinowanym narzędziem, którego wytworzenie z pewnością wpłynęło dodatnio na rozwój inteligencji.
Jednak w końcu skumali, że łatwiej poczekać aż zwierzaki się w zagrodzie pomnożą. Nawet po nakarmieniu płodami rolnymi, które dzięki przywiązaniu do zagrody, hodowano nieopodal na potrzeby własne i zwierząt. Ludzie się osiedlili zamiast uganiać
się za stadami, zaczęli gromadzić zapasy i zyskali czas na rozwój "sztuki". Wciąż hodowali zwierzynę i jedli ją, bo zapomnieli już dawno, że można inaczej. Ale my, ludzie światli i
cywilizowani, możemy wyzwolić się z okowów tradycji i powrócić do pierwotnego, naturalnego stylu odżywiania. Mięsożerstwo stało
się swego rodzaju nałogiem, kultywowanym od zarania dziejów.
Wegetarianie i inni weganie obnoszą się ponadto ze swoją miłością do zwierząt w skórzanych butach, przepasani skórzanymi pasami. Owszem, ale ich nie jedzą, a nikt nie zabija
krowy wyłącznie dla skóry, jest to raczej wykorzystanie "odpadów", produkt uboczny.
Zdaje się, że to Tołstoj powiedział, że "Gdyby ściany rzeźni były ze szkła, wszyscy zostaliby wegetarianami". W istocie, ludzie sądzą chyba, że mięso bierze się ze sklepu, nie
zastanawiając się skąd tam się wzięło. Jak zwykle śpią nie dostrzegając rzeczywistości.
Gdyby byli świadomi tego, jaką drogę przebył ich kotlet, cowycierpiał, czym został nafaszerowany, ile zjadł paszy roślinnej, ile zużył wody, ile wyprodukował metanu i gnojówki, a zwłaszcza jaki miał wyraz oczu w momencie śmierci; wtedy nie jadł by go z takim spokojem i zadowoleniem.
A gdyby przeciętny człowiek miał osobiście strzelić pneumatycznym bolcem cielaka między wielkie oczy, albo walnąć świnię prądem, aby potem szybko, często jeszcze żywą, wrzucić do wrzątku czy podciąć tętnice, to pewnie 90 procent ludzi zwymiotowałoby, odmówiło, albo przez jakiś czas śniło o tym po nocach. Ale pamięć człowieka jest krótka, szybko zapomina co je. Jak powiedział mój kolega: "Ja to ogólnie nie jem świni, tylko jakąś kiełbasę, czy szynkę".
Co się dzieje? Ktoś powiedział także, że "pola walki będą istniały tak długo, jak długo z rzeźni będą dobiegały krzyki zarzynanych zwierząt". Może dosyć już walk i śmierci na tym świecie? Może czas na jakąś zmianę? Wydaje się, że coraz więcej ludzi to rozumie, bo zaniechanie zabijania zwierząt na pokarm nie jest wyrzeczeniem, ale skutkiem ubocznym intuicyjnego
zrozumienia naturalnych, uniwersalnych praw rządzących światem i
wpływu ich łamania na nasze życie, na istnienie całej planety. Kiedy w stadzie saren jedna padnie z głodu, innym nie przyjdzie do głowy żeby ją zjeść, bo to po prostu nie jest jedzenie.
Nie chodzi tu o zdrowie, czy etykę, ale o świadomość.
A mleka nie pijam dlatego, że jest ono w sposób naturalny przeznaczone dla cielaków, a nie dorosłych osobników. W naturze żadne dorosłe zwierzę nie pija mleka, poza moim kotem, który dostaje po tym sr(.) biegunki.
Kwestia ekonomiczna: wielkie koncerny, fabryki śmierci nigdy nie
pozwolą na utratę rynków zbytu, podtrzymają ludzi w nieświadomości, a i pracownikom przemysłu przetwórstwa mięsnego
nie zależy pewnie na utracie pracy.
Trochę popisałem, ale usprawiedliwia mnie nieco to, że powinienem
właściwie wkuwać analizę ekonomiczną na jutrzejsze kolokwium. Poza tym sprawa jest warta szerszego omówienia. Doceniam, także Panie Krzysztofie umożliwienie mi napisania czegoś sensownego (mam nadzieję;) Dzięki.
Edit: zeszło mi trochę na tym pisaniu, a w międzyczasie pojawiły się nowe argumenty.
Czarek Mockałło edytował(a) ten post dnia 11.05.10 o godzinie 00:20