Temat: Dziecko i survival
Marek Bronisław Hubert:
Andrzej Podgóreczny (ape):
Marek Bronisław Hubert:
Krzysztof J. Kwiatkowski:
Jaceeek... ratunkuuu!
Ale chyba nie piszesz tego przekonany, że wszyscy zrozumieją, że się naśmiewasz... Ja wolę nie robić żartów z pewnych rzeczy, gdy jestem przekonany, że będą tacy, co podejdą do tych żartów poważnie *).
A będą!
Dlatego wolę dosadnie zaznaczyć, że język "ałciu", "cacy" i "be" utrudnia rozwój dziecka i późniejszą z nim komunikację.
A tu się nie zgodzę z guru Kriskiem...Właśnie cacy i be...Ułatwiają komunikację...Bo zamiast mówić. -Nie dotykaj kochane dzieciątko tego żelazka-to mówię si!. Może jest to nieco prymitywne...Lecz skraca komunikację...Więc najpierw krzyczę si kobra. A potem mu spokojnie tłumaczę...jak już nawieje...Jak się nie przewróci to się ni nauczy...Lecz branie kobry czy też żmii zygzakowatej do łapci nie jest cacy:-)
http://www.babyboom.pl/niemowleta/rozwoj/jezyk_migowy_...Marek Bronisław Hubert edytował(a) ten post dnia 03.12.10 o godzinie 21:11
Owszem ułatwiają komunikację rodzicom. Jednak nie przyspieszają rozwoju dziecka, a wręcz go opóźniają.
Amerykańskie bobomigi czy nasze rodzime migusie, to zupełnie inna bajka.
Co prawda są bardzo przydatne i wkazane - jednak w sytuacji kryzysowej (vide kobra czy żelazko) niemal nigdy nie zastąpią komunikacji werbalnej, czyli np. ostrego "Oj!" czy "Uważaj!". To jedno.
To jakaś teza psychologiczna? Nie wiem jaka jest średnia...
Nie jestem dyplomowanym psychologiem, a jedynie pedagogiem i metodykiem oraz ojcem trzech synów - dwóch już mocno dorosłych i jednego - aktualnego gimnazjalisty. Dwóch z nich wychowywałem (najmłodszego wychowuję nadal) samotnie. Nie jestem więc żadnym akademickim teoretykiem, nie znam się także zbytnio na statystyce (poza tym, co liznąłem na studiach).
Lecz z moim rocznym rozmawiałem...To si-(pewnie wielu to zbulwersuje) to była komenda. Tak- taka jak dla psa:-) Właśnie gdy moje małe było małe a mieszkałem na większym zadupiu jak teraz...Odwiedził mnie kolega który bał się wychowania dziecka...
Jago ojciec pedagog dał mu radę...Kup sobie książkę do układania psów - i będziesz wiedział wszystko:-)
Rozwijając myśl - można by również skorzystać z wiedeńskiej szkoły układania koni. Bardzo to może być pomocne przy przysposabianiu dziewcząt do pony play. Szczegóły na stronach BDSM.
Mam jednak nadzieję, że ten Twój znajomy nie zdobył się na naukę własnego dziecka komend warowania czy aportowania ;)
Ja uważam że roczne dziecko rozumie więcej niż większości dorosłym się wydaje( ono rozumie że żmije są złe a pies może ugryźć) nie znaczy to że nie wezmą tego małego w swe łapki...
Zgadzam się z Tobą w stu procentach. To my nie potrafimy się z małym dzieckiem porozumieć. Mamy przy tym wielkie szczęście, że dziecko to nie dorosły, więc nie reaguje irytacją na tę naszą nieudolność interpersonalną :)
Z moim małyłm gdy było zbyt małe(od kilu miesięcy do 2 lat) do zrozumienia złożonych komunikatatów porozumiewałem się komędami.-jeść, pić, mama, tata...
Ja wręcz przeciwnie. Od samego początku mówiłem do mojego syna tak jak do starszego dziecka - jednak wyraźniej, wolniej i nigdy w stylu: >tata ci coś< lub >ty coś tacie<, ale zawsze >ja ci coś< lub >ty coś mnie<. Z resztą rozmawiałem już "z brzuchem", ale to inna bajka :)
> Być może chodzi wam o pieślawienie...(maś, plosię,dlaciego)??
Które faktycznie nie rozwija mowy...
To też, jednak resztę rozwinę poniżej...
Gdyby wasza teoria była prawdziwa że si, be i fuj blokują rozwój-to moje małe nie pisało by i czytało w wieku 5 lat.
(no chyba że rodzic poprzestaje na si, be, cacy:-) to wtedy i 10 latek może mieć problemy...
Pojęcia i emocje z pierwszych trzech lat rozwoju dziecka, zostają zakodowane w najgłębszych pokładach pamięci, a często w podświadomości. Pozostają więc (nierzadko ukryte przed świadomością) przez całe życie.
Be, fe czy cacy to pojęcia spoza normalnego ludzkiego słownika. Skąd zatem możesz mieć pewność czy w późniejszym wieku nie zakiełkują jakiejś patologii czy preferencji mniejszościowych? Psie komendy dają tu dużo do myślenia i spore pole do popisu...
Pozornie niewinne >si<... Jak myślisz, jakie skojarzenia może podsunąć dziecku podświadomość za kilka, kilkanaście lat np. przy intymnych kontaktach z Francuzką? Sądzisz, że w kulminacyjnym momencie - po takim przecież zachęcającym słowie - wzwód się nadal utrzyma?
Śmiem w to wątpić, bo zmysłowe "si" to zakodowane przez rodzica "źle!". O męskim dyshonorze tu już nie wspomnę...
Jednak to tylko moje skromne i prywatne zdanie, więc nie sugeruję przecież, że ignorancja oraz eksperymenty rodziców mogą skutkować tragediami w życiu dorosłym ich ukochanych pociech.
Serdecznie pozdrawiam
Andrzej Podgóreczny