Temat: Ciekawe artykuły
Artykułem nazwać tego nie można, ale ciekawy, choć nieco abstrakcyjny fragment książki (dla porządku - wziąłem to stąd:
http://www.wprost.pl/ar/176766/Cialo-na-sniadanie/?I=1398
1. Co zrobić, żeby przeżyć, gdy nie ma nic do jedzenia? Trudno zjeść szpik kostny, bo trzeba byłoby najpierw rozłupać swoje kości. Własnej krwi też nie warto wypijać, gdyż jest mało pożywna. Lepiej już dokonać autoliposukcji, czyli wyssać nieco swojego tłuszczu. Osoby otyłe nie miałyby z tym kłopotu – tłuszcz stanowi aż trzy czwarte ich masy ciała (u pozostałych osób – od jednej szóstej do jednej czwartej). Tak działa automatycznie nasz organizm. Gdy brakuje pożywienia, najpierw pochłania zapasy tłuszczu, a potem zabiera się za tkankę mięśniową. Włosy i paznokcie nie są strawne, podobnie jak woskowina. Do wyboru jest jeszcze mocz i kał, ale tego nie rozważamy.
Zastanawiam się tylko po co robić sobie bolesną liposukcję, jeśli nasz organizm i tak sam z radością dobierze się do zapasów na taką właśnie okoliczność gromadzonych i (z tego, co wiem) to jeśli tylko mamy wystarczająco dużo płynów, to śmierć z wycieńczenia nam przez chwilę nie grozi. Czyżby porada dla masochistów? A przy okazji przypomniało mi się moje spostrzeżenie z serialu "Lost". Jak sądzicie, w warunkach żywieniowych takich jak tam przedstawiane ten gruby gość dałby radę długo utrzymać masę? Z moich osobistych doświadczeń wynika, że nawet mając przyzwoite wyżywienie, a tylko intensywnie się codziennie ruszając (co najmniej 10 godzin aktywności fizycznej) można tygodniowo ładne kilka kilogramów zgubić (mnie się udało 14 w ciągu miesiąca w takich warunkach).