Temat: Wdrożenie systemu ERP a świadomość pracowników
Najmilej wspominam wdrożenie w pewnej firmie, gdzie stary system nie wyrabiał - najzwyczajniej technicznie przerosła go ilość dokumentów.
Wszystkim użytkownikom dawało się to we znaki. Kiedyś byłem świadkiem, jak do administratora przychodzi księgowa i mówi:
- Panie Wojtku, znowu ten raport się wysypał. Niech Pan zobaczy. 2+2 wychodzi mu 14.
- No, rzeczywiście. Widać znowu indeksy się wysypały. Zapuszczę na noc reindeksację.
I jakoś tak dziwnie tam się złożyło, że wdrożenie szło nadzwyczaj sprawnie chociaż z ich ilością dokumentów nowy system też nie najlepiej dawał sobie radę i trzeba było sporo usprawnień wprowadzić.
O tym, jak zmotywować ludzi do wsparcia projektu książki by pisać, prace doktorskie z różnych dziedzin.
To, że Zarząd chce - to pół albo i ćwierć sukcesu.
W firmach zazwyczaj są ludzie, którzy chcą mieć jasną instrukcję co i jak mają zrobić - i to robią. Te instrukcje zazwyczaj notują sobie na szkoleniu czy przy indywidualnych poradach - jak im powiedzą wdrożeniowcy. Do oficjalnej dokumentacji stanowiskowej mało kto zagląda.
Są też inni - którzy zastanawiają się czasami po co i czy nie można czegoś zrobić inaczej, łatwiej. Często to oni usprawniają instrukcje z czasów wdrożenia. Nie zawsze mają oficjalnie to w zakresie obowiązków - ale to takie "działowe guru" choćby był na najniższym, szeregowym stanowisku. Zazwyczaj mają poważanie i szacunek współpracowników. Jak taki ktoś powie, że wdrażany system jest do bani i będą mieli więcej pracy a do tego duużo trudnej nauki, żeby go opanować - to projekt ma problem.
Dlatego, moim zdaniem, kluczowe dla sukcesu jest rozpoznanie tych osób i wciągnięcie w projekt na jak najwcześniejszym etapie. Nie tylko poniosą nieoficjalnymi kanałami kaganek wiedzy, co się dzieje w projekcie, ale też do projektu wniosą wiele cennego wkładu. W końcu to w ich interesie (zwłaszcza tych na najniższych szczeblach) jest, żeby system był dobrze wdrożony. Zarząd czy kierownictwo, z których zazwyczaj składa się kierownictwo projektu, często podejmuje decyzje o których skutkach ma mgliste pojęcie. Oczywiście ich zaangażowanie jest niezbędne - choćby po to, żeby te "szare eminencje" zostały odciążone z codziennych obowiązków i by zostały skierowane do udziału w projekcie.
Metoda "brute force" i zmuszanie do zmiany słabo się sprawdza i często prowadzi do utraty cennych pracowników, przeciągania się projektu w nieskończoność i zepsucia klimatu w pracy. W skrajnym przypadku do plajty. I to nawet w sytuacji, gdy sam projekt miał wszelkie szanse na zakończenie sukcesem. Dobra analiza, dobrze dobrany system itd.
Pracownicy powinni czuć, że mają wkład w to, jak system będzie działał - a nie że zostaną uszczęśliwieni na siłę.
Czyli podsumowując - krzewienie wiedzy wśród szarych eminencji, wciąganie ich do projektu. Przekonywanie przez obcego konsultanta szeregowego wklepywacza godzinami nie przyniesie takiego efektu, jak gdy Józek powie na papierosie:
"Słuchaj Stefan, w tym projekcie wymyśliliśmy, że już nie będziesz przeklepywał tych danych - bo one nie są nikomu potrzebne, ale za to do systemu będziesz musiał wklepać zamówienie, nawet jak zamówisz przez telefon - dzięki temu Anka z księgowości nie będzie do Ciebie wydzwaniać co to za faktura. Będziesz musiał znaleźć inny pretekst do rozmów z Anką :). Zwolnień chyba nie będzie - może poza księgowością, bo inni będą teraz wklepywali za nich sporo rzeczy i pomimo tego, że sporo dotychczasowej pracy odpadnie, to nie będziesz się nudził"
Mariusz G. edytował(a) ten post dnia 24.11.10 o godzinie 13:54