Temat: Walczymy z depresją... czyżby?
Ewa Kołodziejczak:
Czy my musimy z czymś "walczyć", żeby się tego pozbyć?
Czy określenie "walka" nie powoduje jeszcze większego związku z niechcianym przecież problemem?
Przecież, jeżeli "walczę" to raczej skupiam się na jakimś problemie, dodaję mu siły i mocy oddziaływania na mnie, więc w sumie osiągam skutek odwrotny od zamierzonego.
Może, zamiast "walczę z czymś" należy zastąpić je jakimś innym, pozytywniejszym określeniem bo "walka" sama w sobie jest przecież negatywna. A może bywają pozytywne "walki"?
Pracując z pacjentem takze czesto stawiam sobie to pytanie. Jednak zawsze upewniam się , jak slowo"walka" jest personalnie rozumiane przez pacjenta i tu skupia sie moja uwaga. Jesli jest ono poparte świadomościa budowania w sobie odpowiednich umiejetności , by przeciwdziałać rozwijaniu sie choroby, to dopuszczam to słowo w komunikacji relacyjnej pacjent-terapeuta. Np w uzaleznieniach , gdzie choroba jest bardzo podstepna i mamy do czynienia z bezsilnością wobec substancji lub zachowania ( np. w hazardzie patologicznym), słowo walka nabiera dodatkowego wymiaru- jako strategia zycia z chorobą.
Myslę, że tak tlumacząc pacjentowi niebezpieczenstwo za tym słowem stojace , jak zrobiłaś to powyżej, można dopuścic je do uzywalności w psychoterapii. Ale to moje osobiste zdanie, tym razem nie poparte, zadną wiedzą pschologiczną, a jedynie moim niewielkim doświadczeniem w pracy z pacjentem.
Ale rozumiem dylemat i zgadzam się, że to slowo niesie zawsze za sobą elementy agresywnej postawy.
W kontekście depresji akurat brzmi wg mnie slowo "walka" trochę nieadekwatnie do pracy z depresją. Nawet stanął mi groteskowy obrazek przez moment przed oczami - depresyjny pacjent obracajacy żwawo mieczem w dłoni:)