Temat: Od bohatera do zera - historia Beena Hakkera
Zdaję sobie sprawę, że tak postawiony temat może wywołać wiele negatywnych opinii. Jednak obserwując przebieg kariery naszego byłego już selekcjonera mam nadzieję, ze zostanie mi to wybaczone. Leo przejął nasza kadrę po nieudanych mistrzostwach Świata w Niemczech. Zastąpił na tym stanowisku Pawła Janasa, człowieka który nie miał wielu fanów wśród kibiców. Trudno było się dziwić, Janosik był raczej typem mało medialnym, jak ognia unikającym dziennikarzy i lubiącym zakopać się na wodą z wędkom, odcinając od całego świata. Leo Beenhakker był jego całkowitym przeciwieństwem. Lubiący błyszczeć, charyzmatyczny selekcjoner od razu uzyskał wielki kredyt zaufania. Jak cieszyło nas kibiców, że znany na całym świecie trener pragnie prowadzić nasza kadrę. Nie ma co ukrywać, ze bardzo nas łechce to, tego typu i takiej (jak nam się wtedy wydawało klasy) osoba pragnie z nami pracować. Ale początki nie były łatwe. Pierwsze mecze eliminacji do ME to porażka z Finlandią i remis z Serbią. Nie wróżyło to dobrze, ale my kibice wierzyliśmy. I wtedy nadeszła to cudna seria pięciu zwycięstwa pod rząd w tym pokonanie u siebie Portugalii, oraz na wyjeździe Belgii.Później było już różnie, ale remis w Portugalii i ponowne pokonanie Belgii umożliwiło nam pierwszy w historii awans do Mistrzostw Europy. W kraju na punkcie holenderskiego szkoleniowca zapanowało szaleństwo. Kibice daliby się za niego pociąć. Na każdym meczu skandowano jego nazwisko. To on stał się pierwsza gwiazda naszej kadry. Na PZPN-ie jeszcze przed turniejem wymuszono praktycznie przedłużenie ze szkoleniowcem kontraktu. Tak się stało i na Mistrzostwa pojechaliśmy z gwarancją dalszej pracy dla selekcjonera i olbrzymią wiarą. Kto wie, może nawet na medal. Ale rzeczywistość zaskrzeczała. W turnieju w trzech meczach zdobyliśmy zaledwie punkt dzięki remisowi z Austrią. Mecze z Niemcami i Chorwacją zakończyły się porażkami i szybko wróciliśmy do domu. Jednak ciągle jeszcze wierzyliśmy naszemu trenerowi. Zwolnic i tak go nie można wtedy było, gdyż podpisany przed turniejem kontakt chroniło go przed tym. Niestety. Przed nami eliminacje do Mistrzostw Świata. Należało szczerze przyznać że grupy nie mieliśmy zbyt silnej. W zasadzie tylko Czesi wydawali się być groźni, a tu w 3 meczu eliminacji pokonujemy ich po super meczu. Wydawało się że awans mamy w kieszeni i znowu zapanuje Leomiania. Niestety to zwycięstwo to był łabędzi śpiew i potem zaczął się upadek, którego ukoronowaniem były porażki z Irlandią oraz Słowenią. Wściekłość kibiców skierowała się stronę Leo i PZPN-u. Leo także zaczął się zachowywać w taki sposób, że stracił całą sympatię. A że od miłości do nienawiści droga jest bardzo niedaleka, więc teraz gdyby przyjechał do Polski i spotkał z kibicami, to mogłoby być różnie. Co nam w pamięci pozostanie po holenderskim szkoleniowcu? Czy dwa wspaniałe wygrane mecze z Czechami i Portugalią, czy raczej sławetne zdanie z reklamy: "Leo why? For money". Obawiam się że to drugie No i pozostało teraz pytanie: kto teraz podejmie się poprowadzenia naszej kadry. A wyzwanie nie małe. W najbliższym turnieju mistrzowskim, czyli ME w 2012 gramy na pewno. Tylko czy rezultat będzie inny? To zadanie będzie stało przed nowym selekcjonerem. Albo będzie Bogiem, albo także znajdzie się w księdze przeklętych.