Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Simeone rozbił SpecialOne i zagra w finale Ligi Mistrzów
Chelsea - Atletico Madryt 1:3 (półfinał LM, 30.04.2014)

Nie widziałem tego meczu, zatem nie będzie wielkich i obfitych opisów. Raczej kilka refleksji. Zaskoczył mnie na pewno wynik. Obstawiałem raczej grę na bezbramkowy remis. Generalnie uważałem, że Mourinho mimo wszystko (braki w zespole) awansuje do finału. Kiedy Torres strzelił gola (śledziłem to w swoim telefonie, w jednej z mobilnych aplikacji), byłem przekonany, że jest po ptakach. Tymczasem Diego Simeone i Atletico podniosło się z kolan i wbiło trzy kolejne bramki faworytom z Londynu.

Wiele już się napisało o tym, jaką pracę wykonał w Madrycie Simeone. Zaczynam odnosić wrażenie, że to może być w pewnym sensie klon Mourinho. A także - choć to być może na wyrost lekko - że jesteśmy świadkami powrotu do idei "catenaccio", tylko w udoskonalonej wersji. Oczywiście, jak większość kibiców, nie jestem zwolennikiem takiego futbolu, bo może on być po prostu nużący i męczący. Jednak - jak widać po efektach - jest skuteczny.

Dlatego tym ciekawiej zapowiada się finał. Mam gdzieś, że to drużyny z jednego miasta. Mnie dużo bardziej ciekawi wynik konfrontacji dwóch totalnie odmiennych stylów gry. I właśnie dlatego wynik tego meczu jest taki istotny.

Bo jeśli wygra Atletico, będzie to oznaczać triumf futbolu siłowego, brutalnego, opartego na wyniszczeniu przeciwnika. Futbolu, który polega na tym, że wynik i tylko wynik się liczy. Użyte środki nie mają najmniejszego znaczenia. Taki futbol ma swoich zwolenników i ja także go rozumiem. I jeśli zatriumfuje taki styl, z pewnością wielu trenerów pomyśli sobie, że właśnie tak trzeba ustawiać swoje drużyny. Gdzie będzie wtedy miejsce na coś więcej?

Bo przecież zdecydowanie więcej kibiców oczekuje od piłki jeszcze czegoś. Wartości dodanej. Wirtuozerii, fantazji, finezji, dryblingów, szybkich akcji, emocji i masy goli. Tak futbol preferuje Real. I powiem wprost - liczę na to, że właśnie Real wygra tę batalię o triumf w Lidze Mistrzów. Bo po prostu piękniej gra.

Tak, tak, wiem. Z reguły...

Zobacz gole i pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Liga Europejska: Emocje do ostatnich sekund!
Gdyby oceniać poziom lig biorąc pod uwagę ilość drużyn w decydujących fazach europejskich pucharów, bez dwóch zdań najlepsza okazałaby się Primera Division. Od wielu już sezonów uważam ją za najnudniejszą ligę na Starym Kontynencie, ale trzeba przyznać, że:

a) teraz się to zmieniło, bo duumwirat (inaczej diarchię) Realu i Barcelony nadkruszyło Atletico Madryt,

b) w sezonie 2013/2014 na cztery miejsca w finałach Ligi Mistrzów i Ligi Europejskiej aż trzy przypadły przedstawicielom ligi hiszpańskiej!

Co więcej, gdyby nie to, że w półfinale LE wpadły na siebie Valencia i Sevilla, nie jest wykluczone, że wszystkie cztery miejsca w finałach zajęłyby drużyny hiszpańskie!!! Nie można zatem skwitować tego innym komentarzem niż taki, że najwyższy poziom w tym sezonie prezentuje Primera Division.

Żeby było śmieszniej, nie ma w gronie tych czterech ekip... Barcelony! Kto by przed sezonem obstawił taką sytuację? W półfinałach pucharów są cztery hiszpańskie ekipy i żadna z nich nie jest z miasta Gaudiego! To kolejny dowód na to, że jednak Hiszpania w tym roku rządzi w Europie.

A jeśli dodamy, że czwartym finalistą (LE) jest Benfica Lizbona, całkiem uzasadnione jest stwierdzenie, że Półwysep Iberyjski "rulezz":)

Ale dość tego przydługiego wstępu, który równie dobrze mógłby być (i właściwie powinien) podsumowaniem. Miałem tu napisać kilka słów o półfinałowych meczach w Lidze Europejskiej. I na tym się teraz skupię.

...

Zobacz gole i pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Jak to sobie inni lubią utrudniać życie...
Już byli w ogródku, już witali się z gąską... Piłkarze Atletico Madryt w fatalnym stylu przepuścili genialną okazję, aby odskoczyć Realowi i Barcelonie i być już niemal pewnymi mistrzami Hiszpanii. "Królewscy" ledwo co, w ostatniej chwili, uratowali remis u siebie z Valencią (co za gol Cristiano Ronaldo!), Barcelona z kolei straciła trzy punkty w ostatniej minucie w meczu z Getafe. Wystarczyło, by podopieczni Diego Simeone wygrali z 10. w tabeli Levante, by na Camp Nou jechać bez większego stresu. Tymczasem zapowiada się, że 18 maja, właśnie w Barcelonie, może mieć miejsce najciekawszy mecz tego sezonu w Hiszpanii - "Blaugrana" podejmie "Los Rojiblancos" i szykuje się niezła bitwa. Ale może Simeone właśnie tego chciał? Upokorzyć Barcelonę na jej własnym stadionie?

Szansę na tytuł ma jeszcze oczywiście Real Madryt. Jeden mecz zaległy (z Realem Valladolid) oraz dwa kolejne (z Celtą Vigo i Espanyolem) nie powinny przysporzyć mu kłopotów. Ale w piłce nożnej nigdy nic nie wiadomo - poza tym musi się jeszcze potknąć Atletico (mecze z Malagą i Barceloną). Tym ostatnim, poza anonsowanym już pojedynkiem z Atletico, pozostał jeszcze jeden mecz z Elche.

Premier League

Trochę inaczej ma się rzecz w Anglii. Tutaj - niejako na własną prośbę i zgodnie z zapowiedziami trenera Jose Mourinho - z walki o tytuł odpada Chelsea (po remisie 0:0 z Norwich). Co prawda ma jeszcze matematyczne szanse na pierwsze miejsce, ale bądźmy szczerzy - Manchester City nie jest w stanie przegrać dwóch meczów, jakie pozostały mu do końca sezonu. Walczy jeszcze Liverpool, ale również musi liczyć na potknięcie "Citizens". Podopieczni Brendana Rodgersa skopali sobie sezon w poprzedniej kolejce, ulegając u siebie Chelsea 0:2. Z kolei Manchester City idzie po tytuł jak po swoje - wygrywa kolejne mecze, do końca ligi pozostały mu jeszcze tylko dwa: ze słabiutką Aston Villa oraz równie słabym West Ham United. Jeśli podopieczni Manuela Pellegriniego wygrają te mecze, bez względu na wszystko zostaną mistrzami Anglii.

W takiej sytuacji najwiekszym przegranym będzie Liverpool, który jeszcze kilka dni temu miał najlepszą pozycję wyjściową...

Puchar Włoch (Coppa Italia)

We Włoszech z kolei w lidze wszystko się już rozstrzygnęło, kolejne scudetto zdobył Juventus Turyn (bo AS Roma przegrała wysoko z Catanią aż 1:4). Natomiast masakrą rozpoczęło się spotkanie w finale Pucharu Włoch (między Fiorentiną i Napoli) - mieliśmy zatargi kiboli, strzały, rannych (w tym jednego ciężko), race na stadionie oraz negocjacje kapitana Napoli, Marka Hamsika, z hersztem ultrasów tego klubu - a prywatnie synem jednego z szefów neapolitańskiej Camorry. Kibole Napoli, których członkowie zostali postrzeleni, żądali anulowania meczu. Kto wie, jakbo to wszystko się skończyło, gdyby nie przytomny Hamsik. Organizatorzy spotkania nie mieli nic do powiedzenia w tej sytuacji. O wszystkim decydowała mafia.

...

Zobacz gole, relacje i pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Liverpool - frajerzy sezonu
Crystal Palace - Liverpool 3:3 (liga angielska, 5.05.2014)

To chyba najbardziej frajersko stracony tytuł mistrzowski w ostatnich latach. Liverpool, który miał już ustawioną ligę pod siebie i prostą drogę do triumfu w Premier League, najpierw przegrywa u siebie z Chelsea 0:2, a teraz ledwie remisuje z Crystal Palace 3:3. Tak to jest, kiedy zaczyna się kalkulować, spekulować, kombinować... Trzeba było grać swoje i nie oglądać się na innych. A tak pozostała wiara w cud. Czyli w to, że Manchester City przegra któryś z dwóch ostatnich meczów, jakie pozostały mu do końca sezonu (z Aston Villa lub z West Ham United). Nadzieja to płonna, bo "Citizens" są "w gazie", a ich ostatni rywale tułają się gdzieś w drugiej połowie tabeli.

W meczu z Crystal Palace Liverpool kontrolował sytuację aż do 79. minuty. Prowadził 3:0 i starał się strzelić więcej goli, by poprawić sobie stosunek bramek - co było niezbędne w przypadku walki z Manchesterem City o tytuł. Nadeszła jednak ta feralna 79. minuta i rywale strzelili pierwszego gola. Chwilę później drugiego i za moment - trzeciego. Szok, konsternacja i łzy. Liverpool próbował jeszcze odmienić losy meczu, ale nie starczyło czasu. Teraz za to piłkarze tego klubu mają dość czasu, by usiąść i zacząć zastanawiać się nad swoim frajerstwem...

Zobacz gole i pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Paweł Brożek w "Klubie 100"
Smutna to informacja - wbrew pozorom. Setny gol Pawła Brożka w Ekstraklasie i obecność w prestiżowym "Klubie 100" (gronie zawodników, którzy w polskiej najwyższej klasie rozgrywkowej strzelili przynajmniej sto bramek) napawają mnie głębokim smutkiem. Bo uświadamiają mi, jaki talent zmarnowaliśmy. Wielki, ogromy talent piłkarski poszedł się... dobra, nie będę owijał w bawełnę - poszedł się jebać. Paweł Brożek mógł zostać wybitnym napastnikiem na skalę światową - przed Robertem Lewandowskim. Ale się nie udało. Dlaczego? Jest na pewno przynajmniej kilka powodów. Według mnie najważniejsze to: kiepskie ukształtowanie mentalne piłkarza, rozpieszczenie, które spowodowało lenistwo i brak odwagi, oraz fatalne wybory samego Brożka.

Zanim ciut rozwinę powyższe powody, coś miłego dla oka. Setny gol Pawła Brożka w Ekstraklasie słusznie zachwycił kibiców. To majstersztyk.

Choć nie ukrywam, że bardziej spodobało mi się jego drugie trafienie w tym spotkaniu (Wisła - Pogoń 5:0). Brożek zachował się PERFEKCYJNIE, dokładnie tak, jak napastnik powinien reagować będąc sam na sam z bramkarzem. Przyjął piłkę, zamarkował strzał, czym położył bramkarza, po czym ŚWIADOMIE i elegancko przerzucił futbolówkę nad golkiperem. Wspaniały gol!

I takie gole Paweł Brożek mógł strzelać dla Realu Madryt, Barcelony czy innego Juventusu. Mógł, ale niestety - nie strzelał. Na jego dorobek 100 goli w Ekstraklasie aż 95 to trafienia dla Wisły Kraków, a 5 dla GKS Katowice. Za granicą piłkarz w zasadzie nie zaistniał - po kilkanaście meczów dla Trabzonsporu (19 i 3 gole) i Recreativo Huelva (18 i 2 gole), epizod w Celtiku Glasgow (3 występy).

Dlaczego tak się stało? Odpowiedź zna sam Paweł Brożek. Według mnie kluczowe dla jego kariery były słowa, które powiedział, gdy był jeszcze młodym i wielce obiecującym piłkarzem: że jest za młody, by wyjeżdżać do zagranicznego klubu. I został. I zmarnował sobie karierę.

Dlaczego? Bo wyrastał ponad naszą ligę, strzelał masę goli, wszyscy go głaskali po główce. I się chłopak poczuł za dobrze. Rozleniwił się. I nie chciał nigdzie wyjeżdżać, bo gdzie mu będzie lepiej, niż tutaj? Kasa jest, gole są, uwielbienie kibiców jest. Jedynie w kadrze nie szło tak, jakby sobie wszyscy życzyli (38 meczów i 9 goli). Ale co tam kadra!

Druga sprawa, to...

Zobacz gole i pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Oprawa meczu Legia - Wisła: Imponujące!
Jak wiadomo - nie przepadam za Legią Warszawa. Nie przepadam również za kibolami. Ale staram się być obiektywny i przyznaję - kibole Legii przygotowali genialną oprawę na mecz z Wisłą Kraków. Nie jestem specjalistą od opraw, ale poczytałem tu i ówdzie. To, co pokazano na Pepsi Arenie nie jest zwyczajną i powszechną oprawą. Płachta spuszczona z dachu, perfekcyjnie wykonana i zaprezentowana - to spora rzadkość na stadionach. Na dodatek obyło się bez rac - czyli co, można? No można, pewnie że można. A w tle śpiewający kibice, flagi... Prawie jak w Dortmundzie:) Jeden zgrzyt - wciąż nie mogę się przyzwyczaić do kibiców Legii, którzy śpiewają piosenkę Czesława Niemena. Po prostu mi to nie gra.

...

Zobacz oprawę i pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Robert Lewandowski - legenda Dortmundu
Tak niedawno cieszyliśmy się z tego, że Robert Lewandowski strzelił setnego gola w barwach Borussii Dortmund, a dziś już polski napastnik chodzi w koronie króla strzelców Bundesligi. Dwa gole w ostatnim meczu sezonu 2013/2014 z Herthą Berlin - w tym jeden nieziemskiej urody z rzutu wolnego - sprawiły, że Polak w wyścigu o ten prestiżowy tytuł pozostawił w tyle Mario Mandżukicia. Już w poprzednim sezonie Lewandowski byłby królem strzelców, ale Stefan Kiessling strzelił gola, którego nie było (Cuda Panie, cuda!) i wyprzedził "Lewego" właśnie o to jedno trafienie. Tak czy inaczej, Robert Lewandowski odchodzi do Bayernu Monachium w glorii i chwale. Wcześniej ładnie go pożegnali kibice, teraz on pięknie pożegnał się z kibicami. Jeszcze tylko finał Pucharu Niemiec z Bayernem.

I zacznie się epizod monachijski. Nie chce mi się teraz dywagować na temat szans Polaka na grę w pierwszym składzie. Tutaj chciałbym napawać się strzałem, który (według trenera Kloppa) wychodzi Lewandowskiemu trzy razy na 8 tysięcy strzałów (!!!). Strzał z rzutu wolnego pod koniec meczu z Herthą Berlin. Kilkakrotnie widziałem próby Roberta, prawie wszystkie były nieudane. A tu proszę, coś takiego...

Do tej pory Lewandowski strzelił dla Borussii Dortmund 102 gole, pobił kilka klubowych rekordów, został królem strzelców. Co równie ważne - zyskał szacunek kibiców. Wystarczy porównać jego pożegnanie do niemalże ucieczki Mario Goetze do Bayernu Monachium. Lewandowski odchodzi do tego samego klubu z podniesioną głową. Teraz pora zawojować Bawarię - w równie pięknym stylu.

A dla wszystkich, na poprawę nastroju i ku pokrzepieniu serc - wszystkie 20 goli Roberta Lewandowskiego, jakie strzelił w Bundeslidze w sezonie 2013/2014:

...

Zobacz gole i pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Legia profanuje "Sen o Warszawie"
Każdy mecz Legii Warszawa rozpoczyna się odryczeniem odśpiewaniem przepięknej piosenki Czesława Niemena "Sen o Warszawie". Oczywiście trudno od kibiców wymagać klasycznych głosów, które w sposób odpowiedni potraktowały ten utwór. Trudno również winić kibiców za to, że znaleźli sobie fajną piosenkę i wykorzystują ją do dopingu swoich piłkarzy. W końcu trzeba przyznać, że od strony PR-owej był to ruch genialny. Jednak uważam, że jest to profanacja. Profanacja, która narusza moje poczucie estetyki. Pomijam tu również kwestie formalne czy faktyczne związane z prawem do odtwarzania utworu na stadionie. Pomijam również to, że Czesław Niemen nigdy nie wyraził zgody na takie wykorzystanie, a jego spadkobierczynie (żona Małgorzata i córka Natalia) mają sporo przeciw.

Mnie najzwyczajniej w świecie razi ta cała sytuacja. Razi mnie to, że kibice Legii wykorzystują twórczość jednego z najlepszych polskich artystów w okolicznościach stadionowych. To nie jest miejsce do wykonywania "Snu o Warszawie". Ani miejsce, ani czas. Nie ma miejsca dla tak wspaniałej piosenki w miejscu, gdzie co chwila używa się wulgaryzmów, gdzie nie szanuje się przeciwnika, gdzie demoluje się stadion. I nie ten czas, panowie. "Sen o Warszawie" przed meczem jest jak róża wrzucona w gówno - zwyczajnie nie pasuje. Nie godzi się.

Razi mnie cholernie to, że utwór ten kibice nazywają "hymnem Legii Warszawa". WTF!?

Moim zdaniem piosenka Niemena pełni dla Legii przynajmniej dwie funkcje. Po pierwsze - jest pretekstem. Po drugie - jest argumentem. Pretekstem do tego, żeby pokazać wszystkim: "My jesteśmy, kurwa, kulturalni. Przed każdym meczem puszczamy sobie "Sen o Warszawie" Niemena. TEGO Czesława Niemena!". Poprawia to znakomicie samopoczucie kibicom, z których zapewne 90% nie zna żadnego innego utworu artysty. Ale nic, pełna kultura, Czesław Niemen. Full, kurwa, wypas!

A argumentem do tego, by...

Zobacz pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Po meczu z Niemcami: Wiem, że nic nie wiem
Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Czuję się totalnie bezsilny, jeśli chodzi o reprezentację Polski. Widzę, że obrana droga przez kolejnych selekcjonerów prowadzi donikąd, ale z drugiej strony rozumiem ich bezradność. Powołują masę piłkarzy, testują, szukają, sprawdzają, weryfikują. Co mecz, to inny skład. Ten się nie nadaje, zagra słabiej - wypada, bierze się kolejnego. Nie ma szans na zgranie zespołu, nie ma szans na drugą szansę, jeśli debiutant zagra słabiej. Ale może zagrał słabiej, bo kiepscy partnerzy? Może miał słabszy dzień? A może pomysłem byłoby rozpędzenie obecnej kadry i oparcie się na "młodzieżowcach" Dorny, uzupełnionych o Lewandowskiego, Błaszczykowskiego, Piszczka i bramkarzy z Premier League? Mecz z Niemcami nie odpowiedział na żadne pytanie.

Bezbramkowy remis w Hamburgu z Niemcami poszedł w świat. Ale bądźmy szczerzy - remis z dwunastoma debiutantami w reprezentacji naszych zachodnich sąsiadów chwały nam nie przynosi. I styl, którym szczycić się nie możemy. I strategia Adama Nawałki, która pokazuje, jak zachowawczym selekcjonerem jest: na drugi/trzeci garnitur Niemców reprezentacja Polski wyszła z nastawieniem defensywnym i biernym - mieliśmy przeczekiwać ataki podopiecznych Loewa i czujnie czyhać na kontrataki. Żenująca i fatalna strategia. Po spotkaniu komentatorzy piszą, że gra w defensywie wyglądała całkiem nieźle, ale ofensywa była żałosna. Ale jak miało być inaczej, skoro do ataków biegło w porywach trzech naszych przeciwko 6-7 zawodnikom rywala.

Większość ekspertów kwestionuje sens rozgrywania meczu, kiedy nie mogli zagrać najlepsi. Być może dla Niemców ten mecz żadnej wartości nie miał, dla nas okazał się w zasadzie jedynie możliwością sprawdzenia, czy Thiago Cionek nadaje się do gry w reprezentacji. No i wyszło na to, że do takiej reprezentacji, jaką teraz mamy, nadaje się. Może być spokojnie alternatywą zarówno dla Szukały, jak i Glika. Jednak wciąż w parze stoperów brakuje nam zawodnika, który będzie potrafił wyprowadzić piłkę i choć trochę przydać się w ofensywie. Cała wspomniana trójka prezentuje styl mało ofensywny, na połowę rywala wybierają się wyłącznie przy okazji stałych fragmentów gry.

Nawałka wyszedł na sparing z Niemcami sparaliżowany dwoma rzeczami: po pierwsze realną szansą na pierwsze zwycięstwo nad Niemcami, ale po drugie (ważniejsze) wielką obawą przed porażką. Bo przegrana w takim meczu, z drużyną złożoną z niemal samych debiutantów, skompromitowałaby go. Ale bądźmy szczerzy - taki mecz też chwały mu nie przynosi, nie jest ani o krztynę mądrzejszy, jeśli chodzi o skład. Dla mnie po raz kolejny się okazało, że Adam Nawałka nie jest zdolny do podjęcia ryzyka. A bez ryzyka nie ma sukcesów.

Nie przegraliśmy z Niemcami z dwóch powodów: niebywałego szczęścia (Rybus i Peszko wybijali piłkę z linii bramkowej) oraz ślamazarności i braku zgrania rywali. Nie byliśmy w stanie utrzymać się dłużej przy piłce, nie wspominam już o grze pozycyjnej. Gracze ofensywni byli odcięci od podań - zresztą i tak nie miał im kto dokładnie dogrywać.

Załamał mnie redaktor Maciej Iwański, który komentował ten mecz w TVP. Jego błagania, żeby tylko nasi utrzymali ten bezbramkowy remis, bo to taki znakomity rezultat, wołały o pomstę do nieba. Żałosne to było niebywale.

Wciąż brakuje nam...

Zobacz relację z meczu i pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Zbulwersował mnie Reiss w reklamie
Może jestem jakiś dziwny, ale zaszokowała mnie reklamówka STS (firmy bukmacherskiej) z udziałem Piotra Reissa. Przypomnę, że Piotr Reiss został oskarżony i skazany za korupcję i ustawianie wyników meczów w polskiej lidze. Nie jestem w stanie zrozumieć, jak można zatrudnić kogoś takiego do promowania swoich usług? Jaką wiarygodność, jaki prestiż się buduje dla swojej marki w taki sposób?

Z drugiej strony nie sądzę, aby w zarządzie STS siedzieli idioci. Na pewno wszystko zostało zbadane, przekalkulowane. I wyszło im, że Reiss skutecznie zapromuje firmę. Jednak ja tego nie rozumiem.

Nie jestem klientem firm bukmacherskich. Ale jeśli kiedykolwiek nim zostanę, na pewno nie skorzystam z usług firmy STS.

Zobacz reklamówkę i pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Trzy wspaniałe mecze, dwaj omylni sędziowie
Sobota 17 maja 2014 roku była wyjątkowym dniem dla kibiców piłkarskich. Trzy wspaniale zapowiadające się mecze i trzy faktycznie wielkie spektakle, które na długo zapadną w pamięć. Cała masa walki, emocji, nieoczekiwanych zwrotów akcji, dobrej gry... I do tego (niestety) dwa wielkie błędy sędziowskie, które wypaczyły wyniki dwóch z tych trzech spotkań. Historia mogła potoczyć się zupełnie inaczej. Mistrzem Hiszpanii prawdopodobnie zostałaby Barcelona, a Puchar Niemiec zdobyłaby Borussia Dortmund. Nie mam zielonego pojęcia, ile jeszcze takich sytuacji musi się zdarzyć, żeby decydenci zrozumieli, że nie po to się trenuje nieraz całe życie, żeby jeden niedowidzący koleś przekreślił czasem jedyną okazję do zdobycia jakiegoś trofeum.

Bayern Monachium - Borussia Dortmund (finał Pucharu Niemiec)
Mecz dwóch najlepszych niemieckich drużyn był wyrównany. Przez 90 minut żadna z nich nie osiągnęła wyraźnej przewagi, widać było, że zarówno Bayern, jak i Borussia, czują wzajemny respekt. Klarownych sytuacji podbramkowych było jak na lekarstwo. Tym bardziej znamienna była 64. tego spotkania, kiedy to...
...Lewandowski przedłużył podanie do Hummelsa, a ten głową wpakował futbolówkę do bramki Manuela Neuera. Jak widać na zdjęciu, Dante wybił piłkę lewą nogą, prawą stojąc na linii bramkowej. Każdy, kto zna budowę człowieka wie, że lewa noga jest na lewo od prawej. Zatem siłą rzeczy lewa noga musiała znaleźć się już w bramce. Jak tego mógł nie zauważyć sędzia główny (Florian Meyer), nie wiem. Tym bardziej, że sędzia asystent pokazywał wyraźnie, że trafienie Hummelsa trzeba zaliczyć!

W ten sposób Bayern dowiózł bezbramkowy remis do końca meczu. W dogrywce Robben wykorzystał gapiostwo obrony BvB i zdobył gola na 1:0. W doliczonym czasie gry zabójczą kontrę Pizarro wykończył Mueller. Tak oto Bayern skompletował dublet w tym sezonie - do mistrzostwa Niemiec dorzucając krajowy puchar.

Tym meczem z Dortmundem pożegnał się Robert Lewandowski. Od 1 czerwca jest zawodnikiem Bayernu Monachium.

Bayern Monachium - Borussia Dortmund 2:0 (po dogrywce)



Barcelona - Atletico Madryt (ostatnia kolejka Primera Division, mecz o mistrzostwo Hiszpanii)
To był chyba najbardziej oczekiwany mecz tego dnia. Atletico Madryt przyjechało na Camp Nou, by bronić trzypunktowej przewagi nad Barceloną. Zwycięstwo lub remis dawało podopiecznym Diego Simeone upragniony tytuł mistrzowski, wygrana "Barcy" oznaczało kolejny tytuł dla tej drużyny. Real Madryt chwilę wcześniej odpadł z walki o tytuł mistrzowski (niektórzy wietrzą tu spisek - Real odpuścił Atletico mistrza, a Atletico ma odpuścić Realowi finał Ligi Mistrzów). I tutaj mieliśmy przez cały mecz wręcz wymianę ciosów i grę na wyniszczenie przeciwnika. Prowadzenie dał Barcelonie wspaniałym strzałem Alexis Sanchez (wcześniej z kontuzją opuścił boisko najlepszy strzelec Atletico, Diego Costa). Tuż po przerwie wyrównał Diego Goin i w tym momencie Atletico miało wymarzony wynik.
Ale nadeszła 64. minuta spotkania (ciekawe, że w tej samej minucie pomylił się sędzia w meczu o Puchar Niemiec...).

...

Zobacz wszystkie gole, sporne sytuacje i pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Skład na Litwę: Polanski trafiony i zatopiony
Wygląda na to, że Adam Nawałka zakończył właśnie proces rekrutacyjny do swojej reprezentacji Polski. Pokazał czerwoną kartkę Eugenowi Polanskiemu (który robił łaskę, potem trudności, by na koniec wyjechać sobie na urlop) oraz żółtą (rzekłbym nawet - pomarańczową) Ludovikowi Obraniakowi. Obaj panowie odpoczną sobie od reprezentacji, Polanski przynajmniej tak długo, jak długo selekcjonerem będzie Adam Nawałka. Brakuje również Rafała Wolskiego, który wrócił do kadry U-21. Będzie za to (o ile puści go Modena) Thiago Cionek. Wydaje się, że teraz Nawałka zacznie kombinować z ustawieniami i zgrywaniem zawodników. Najwyższa pora.

Nie ma sensu jakoś głęboko wchodzić teraz w analizy potencjalnych rozwiązań na Litwę - pożyjemy, zobaczymy. Jedno raczej jest pewne: na mecz wyjdzie skład, który Nawałka będzie widział jako podstawowy na eliminacje do EURO 2016.

Mecz z Litwą odbędzie się 6 czerwca w Gdańsku. Początek o 17.30.

A oto lista powołanych zawodników:

...

Zobacz skład i pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Dziurawa Łódź pogrąża się w futbolowych odmętach
Stało się nieuchronne. Widzew Łódź przegrał mecz ostatniej szansy z Podbeskidziem Bielsko-Biała 0:3 i stracił nawet matematyczne szanse na utrzymanie się w Ekstraklasie. Sezon 2014/2015 rozpocznie zatem w najlepszym przypadku w I lidze. Ale i to nie jest pewne, prezes klubu (Sylwester Cacek) milczy i nie wiadomo, co się wydarzy. Jedyna dobra wiadomość w kontekście łódzkiego klubu jest taka, że za chwilę rozpocznie się budowa nowego stadionu przy al. Piłsudskiego. Choć oferta finansowa Mostów Łódź, które prawdopodobnie wygrają przetarg, jest cholernie podejrzanie tania. Za stadion na 18 tysięcy miejsc wraz z przebudową okolicznych dróg firma chce jedyne 138 milionów złotych. Już widzę ten "stadion"...

Ale zanim ten bajeczny obiekt powstanie, Widzew będzie musiał radzić sobie w pozaekstraklasowej rzeczywistości. Prezes Cacek jest całkowicie niewiarygodnym człowiekiem i nie wiadomo, co jednoosobowo zadecyduje. Obiecywał tytuły i europejskie puchary, a skończyło się na spektakularnym spadku. Jeśli prezes zabierze swoje zabawki, z klubem może być bardzo krucho.

Tymczasem za miedzą Łódzki Klub Sportowy z powodzeniem walczy... w IV lidze i awans do III ligi ma w kieszeni. Ale kiedy kibice tego klubu przeglądają listę rywali, z jakimi przychodzi walczyć ich pupilom, z pewnością szlag ich trafia. Jeden z najbardziej zasłużonych klubów w Polsce potyka się z Czarnymi Rząśnia, Astorią Szczerców, Startem Brzeziny czy LKS Mierzyn. Droga ŁKS przez piłkarski czyściec trwa i mam tylko nadzieję, że poziom trzecioligowy nie okaże się dla tej drużyny za wysoki...

Jednak to, co najbardziej mnie frustruje, to...

Zobacz pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Finał Ligi Mistrzów: Roztrzaskany autobus Simeone
Real Madryt - Atletico Madryt 4:1 (po dogrywce, finał Ligi Mistrzów 24.05.2014)

Real Madryt wygrał finał Ligi Mistrzów w sezonie 2013/2014. Mecz w Lizbonie zakończył się po dogrywce wynikiem 4:1 dla "Królewskich". To 10. Puchar Mistrzów w kolekcji Realu, puchar, który stał się obsesją jego piłkarzy, działaczy i kibiców. "La Decima" spędzała sen z oczu im wszystkim od 12 lat. Przez chwilę biała część Madrytu będzie mogła spać spokojnie. Ale to, co działo się w tegorocznym finale, było naprawdę niesamowite. Wynik nie oddaje prawdy z Estadio da Luz. Podopieczni Carlo Ancelottieto (tak, tego samego, którego Milan przegrał finał LM z Liverpoolem, prowadząc 3:0 do przerwy) wrócili z bardzo dalekiej podrózy w doliczonym czasie gry. Włoski trener mógł poczuć, że los oddał mu to, co zabrał w 2005 roku.

W 93. minucie meczu gola na 1:1 strzelił Sergio Ramos. Perfekcyjna główka skruszyła mur (czy raczej strzaskała autobus) Atletico Madryt. Dogrywka to już była klasyczna "remontada".

Powiem wprost: skakałem w górę z radości, kiedy Ramos strzelił gola. I to nie tylko dlatego, że kibicuję Realowi, ale dlatego, że najzwyczajniej w świecie bolały mnie zęby, gdy patrzyłem na grę Atletico. Diego Simeone to cholernie twórczy uczeń Jose Mourinho i Otto Rehhagela. Ustawił swoją drużynę w sposób, który pozwolił jej zdobyć tytuł mistrza Hiszpanii i stracić najmniej goli ze wszystkich w sezonie. Co oznaczało neutralizowanie gry Realu, skupienie na defensywie i liczenie na błędy rywala, kontrataki i stałe fragmenty gry. I aż do 93. minuty wydawało się, że ta strategia znów przyniesie sukces. Bo w 39. minucie, po rzucie wolnym, błąd (wielbłąd, używając nomenklatury Jana Tomaszewskiego) popełnił Iker Casillas, a piłka, po główce Godina, wpadła do bramki "Królewskich". Fatalna to była interwencja Casillasa, zaiste.

Real atakował, w drugiej połowie (a już na pewno w ostatnich 25 minutach) niemal zamykał Atletico w iście hokejowym zamku. Żal mi było patrzeć na słaniających się na nogach piłkarzy Diego Simeone, chwytających się wszystkich podręcznikowych trików, żeby tylko opóźniać grę. Jednak Cristiano Ronaldo i spółka nie byli tego dnia jakoś rewelacyjnie dysponowani, ich akcje rozbijały się o biało-czerwony mur postawiony w polu karnym Thibaut Courtoisa. Atletico nawet nie udawało, że jest zainteresowane podwyższeniem rezultatu. Ostatnie pół godziny to desperackie próby dowiezienia 1:0 do końca meczu.

Wyglądało to jak na podwórku. Jedna, zdecydowanie lepsza drużyna, ciśnie drugą, która ma dobry wynik i chwyta się wszystkiego, żeby ten wynik utrzymać. Broni się wszystkimi zawodnikami. I błaga niebiosa, żeby rywalom nie udał się jakiś strzał rozpaczy. Niestety (dla Atletico), Realowi taki strzał się właśnie udał. Odczułem w tym momencie ulgę. Bo chociał podziwiam dokonania Atletico w tym sezonie, to jednak wolę drużyny, które mają coś więcej, niż tylko świetną strategię i ambicję. Wiem, że większość moich znajomych kibicowała Atletico, bo to jakiś nowy powiew, nowy gracz, do tego niezbyt bogaty, z wielką ambicją i trenerem, który wyskoczył jak filip z konopi. Ale w taki sposób, jak zagrało Atletico w finale Ligi Mistrzów, nie zdobywa się tego trofeum. Tam trzeba mieć jeszcze coś, jakąś wartość dodaną. A tego Atletico po prostu zabrakło.

Być może taką wartością dodaną mógł być Diego Costa, najlepszy strzelec "Los Colchoneros". Niestety, wszystkie szamańskie zabiegi końskim łożyskiem nie przyniosły pożądanego efektu i już w 9. minucie piłkarz musiał zejść z boiska.

Żeby nie było wątpliwości - wcale nie uważam, żeby Real pokazał w tym meczu coś specjalnego. Ale miał chociaż ciąg na bramkę, kreował grę, stwarzał (i koncertowo marnował - Bale!) sytuacje. Czasem los nie jest łaskawy dla takich drużyn i pozwala wygrać tym, których jedynym pomysłem na grę jest destrukcja. Tym razem los pokarał piłkarski minimalizm - i zwyczajnie po ludzku sprawił mi tym sporą przyjemność.

W ogóle nie żal mi Atletico...

Zobacz gole z tego meczu i pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Ricardo, why?
Mało mamy sensownych trenerów w Ekstraklasie, tymczasem ubył nam jeden z chyba najsensowniejszych. Ricardo Moniz odszedł z Lechii Gdańsk i został szkoleniowcem TSV 1860 Monachium. Zostawił polski klub po 10 meczach i zdobyciu 4. miejsca w Ekstraklasie. Nie znamy szczegółów tego rozstania (oficjalnie chodzi o jakieś względy osobiste), ale wygląda mi to na totalny brak profesjonalizmu. Zarówno ze strony samego trenera, jak i klubu. Szkoda trochę tego Moniza, bo widać było, że ma pomysł na Lechię i może pokazać polskim szkoleniowcom inną drogę, niż tylko "polska myśl trenerska". Jednak nic na siłę. Może kiedyś pożałuje, że opuścił Lechię Gdańsk.

Jednak ta sprawa tylko pokazuje, jak trudno być dobrym, profesjonalnym trenerem w Polsce. Jak zupełnie inaczej u nas podchodzi się do zawodowstwa. Najpierw zatrudnia się dobrego trenera, a potem nie potrafi z nim pracować. Nieoficjalnie mówi się, że Moniz zrezygnował z pracy w Lechii ze względu na to, iż władze klubu ignorowały jego pomysły i postulaty. Że na przykład:

a) wbrew Holendrowi rozwiązały umowę z Deleu,

b) bez jego wiedzy (wy)negocjowały ściągnięcie do Gdańska Daniela Łukasika z Legii,

c) ingerowały w skład sztabu szkoleniowego.

Kibice Lechii mogliby pewnie mnożyć podobne przykłady. Widać było, że zarząd Lechii samodzielnie chce organizować pracę i skład drużyny, pomijając zdanie trenera - co samo w sobie jest skandaliczne. Trener odpowiada za wyniki zespołu i trener MUSI mieć najważniejsze zdanie w tych kwestiach. Prezes może powiedzieć: "Sorry, mistrzu Moniz, ale Fernando Torres jest dla nas za drogi", ale nie może tak ostentacyjnie ingerować w kompetetncje trenera.

Moniz poza tym (podobno) w Lechii czuł się samotny i wyobcowany. Nie czuł wsparcia ze strony klubu, a jeszcze na dodatek rzucano mu kłody pod nogi, jak na przykład w Zabrzu (choć nie wiem, czy to był powód, czy raczej konsekwencja).

...

Zobacz filmik z Zabrze i pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Dorna znów zwycięski
Polska - Bośnia i Hercegowina 1:0 (4.06.2014)

Zachęcam do obejrzenia fragmentów tego spotkania. To był ostatni mecz reprezentacji U-21 w tym sezonie, podopieczni Macieja Dorny już 9 września zagrają decydujący mecz z Grecją - o pierwsze miejsce w grupie eliminacyjnej do mistrzostw Europy. Warto popatrzeć, jak gra nasza obecnie najlepsza reprezentacja, bezpośrednie zaplecze pierwszej drużyny. Choć moim zdaniem wielu z tych zawodników od dawna powinna decydować o obliczu ekipy Adama Nawałki.

Zobacz skrót z tego meczu i pełny tekst
Piotr Szkudlarek

Piotr Szkudlarek Kierownik utrzymania
ruchu zakładu (bez
produkcji)

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Tomasz S.:
Ricardo, why?
Mało mamy sensownych trenerów w Ekstraklasie, tymczasem ubył nam jeden z chyba najsensowniejszych. Ricardo Moniz odszedł z Lechii Gdańsk i został szkoleniowcem TSV 1860 Monachium. Zostawił polski klub po 10 meczach i zdobyciu 4. miejsca w Ekstraklasie. Nie znamy szczegółów tego rozstania (oficjalnie chodzi o jakieś względy osobiste), ale wygląda mi to na totalny brak profesjonalizmu. Zarówno ze strony samego trenera, jak i klubu. Szkoda trochę tego Moniza, bo widać było, że ma pomysł na Lechię i może pokazać polskim szkoleniowcom inną drogę, niż tylko "polska myśl trenerska". Jednak nic na siłę. Może kiedyś pożałuje, że opuścił Lechię Gdańsk.

Jednak ta sprawa tylko pokazuje, jak trudno być dobrym, profesjonalnym trenerem w Polsce. Jak zupełnie inaczej u nas podchodzi się do zawodowstwa. Najpierw zatrudnia się dobrego trenera, a potem nie potrafi z nim pracować. Nieoficjalnie mówi się, że Moniz zrezygnował z pracy w Lechii ze względu na to, iż władze klubu ignorowały jego pomysły i postulaty. Że na przykład:

a) wbrew Holendrowi rozwiązały umowę z Deleu,

b) bez jego wiedzy (wy)negocjowały ściągnięcie do Gdańska Daniela Łukasika z Legii,

c) ingerowały w skład sztabu szkoleniowego.

Kibice Lechii mogliby pewnie mnożyć podobne przykłady. Widać było, że zarząd Lechii samodzielnie chce organizować pracę i skład drużyny, pomijając zdanie trenera - co samo w sobie jest skandaliczne. Trener odpowiada za wyniki zespołu i trener MUSI mieć najważniejsze zdanie w tych kwestiach. Prezes może powiedzieć: "Sorry, mistrzu Moniz, ale Fernando Torres jest dla nas za drogi", ale nie może tak ostentacyjnie ingerować w kompetetncje trenera.

Moniz poza tym (podobno) w Lechii czuł się samotny i wyobcowany. Nie czuł wsparcia ze strony klubu, a jeszcze na dodatek rzucano mu kłody pod nogi, jak na przykład w Zabrzu (choć nie wiem, czy to był powód, czy raczej konsekwencja).

...

Zobacz filmik z Zabrze i pełny tekst

transfer Łukasika to idiotyzm, chłopak ostatnie pół godziny nie ma sił, z taką wydolnością nie ma szans na gre na powaznym poziomie zatem na ligę ok, ale w pucharach nic lechii nie da w przyszłosci. Za te pieniadze można sprowadzic ciekawszego gracza (nawet dwóch)ze skandynawii albo od naszych południowych sąsiadów...Ten post został edytowany przez Autora dnia 05.06.14 o godzinie 11:09
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Grembach Łódź w 1/8 finału Ligi Mistrzów w beach soccerze
Grembach Łódź awansował do 1/8 finału Euro Winners Cup 2014 w beach soccerze. Turniej odbywa się we włoskiej Catanii. Drużyna z Polski pokonała już w meczach grupowych MFC Spartak 2012 Warna (3:2) i Marseille Beach Team (4:3) oraz uległa Włochom z Milano BS (6:7). Pomimo tej porażki łodzianie awansowali pewnie do kolejnej rundy, gdzie będą walczyć o ćwierćfinał z klubem Artur Music z Ukrainy. To już drugie podejście Grembacha do Euro Winners Cup - w tamtym roku Polacy zajęli szóste miejsce. Dobrze, że znalazły się pieniądze na podróż do Włoch, bo niemal do ostatniej chwili nie było jasne, czy Grembach będzie stać na ten wyjazd.

W łódzkiej drużynie gra kilku zawodników, którzy są znani nie tylko fanom beach soccera - myślę tu przede wszystkim o Bogusławie Saganowskim (bracie Marka, zawodnika Legii Warszawa) czy Witoldzie Zioberze (synu Jacka Ziobera, wielokrotnego reprezentanta Polski w "normalnej" piłce). Barwy Grembacha reprezentuje również Szwajcar Dejan Stankovic, wicemistrz świata.

Oto pełny skład łodzian na Euro Winners Cup 2014:

Bramkarze: Dariusz Słowiński, Maciej Marciniak
Obrońcy: Marek Widzicki, Tomasz Wydmuszek, Piotr Golański, Marcin Olejniczak, Patryk Taraszkowski
Pomocnicy: Tomasz Musik
Napastnicy: Witold Ziober, Bogusław Saganowski, Dejan Stankovic.

Warto wspomnieć, że..

Zobacz pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Z Litwą zagramy dwoma napastnikami?
Jak podaje zawsze najlepiej poinformowany Roman Kołtoń, reprezentacja Polski wyjdzie na mecz z Litwą w następującym składzie: Szczęsny - Piszczek, Wilusz, Glik, Wojtkowiak - Krychowiak, Rybus, Grosicki, Klich - Milik, Lewandowski. Jeśli to się potwierdzi uznam, że Nawałka jednak nie uczy się na swoich i cudzych błędach. No nie uczy się facet. Oczywiście z ocenami poczekam do zakończenia spotkania, ale jak dla mnie wstawienie do składu Rybusa (zawodzi od miesięcy na całej linii, żadnego porządnego meczu w kadrze) czy Grosickiego (żadnego porządnego meczu w kadrze) to jedno wielkie nieporozumienie. Ci faceci mieli mnóstwo swoich szans i żadnej nie wykorzystali. Nie rozumiem optymizmu selekcjonera w stosunku do tych dwóch zawodników.

Nie rozumiem również tego, że Milik ma grać za plecami Lewandowskiego. Toż przecież nawet ślepiec widzi, że Milik to typowy egzekutor, a Lewandowski potrafi wspaniale się zastawiać, cofać, rozgrywać i walczyć o piłkę. Dlaczego tak trudno ogarnąć, że "Lewy" powinien choć raz zagrać ZA Milikiem? Może łatwiej mu będzie strzelać gole wcale nie będąc najbardziej wysuniętym zawodnikiem drużyny? Tam piłkarz jest totalnie uzależniony od podań kolegów. W naszej reprezentacji za bardzo nie ma komu takich podań wykonywać. Może więc nie Lewandowski poda Milikowi? Dla mnie nie ma różnicy, kto strzela gole w reprezentacji.

Na temat składu formacji defensywnej się nie wypowiadam, bo myślę, że Nawałka dobrze kombinuje akurat tutaj - choć znów mamy inną parę stoperów. Jedno wszkaże bym zrobił inaczej na jego miejscu. Podobno pierwszą połowę ma zagrać Szczęsny, a drugą Boruc (może będzie odwrotnie). Rozumiem, że mamy świetnych, równorzędnych bramkarzy. Ale postawmy w końcu na któregoś! Nie może być tak, że Nawałka sobie pospekuluje przed każdym meczem i na 5 minut przed pierwszym gwizdkiem podejmie decyzję, zapewne rzucając monetą. Człowieku, postaw w końcu na któregoś z tych bramkarzy, niech będzie tym pierwszym i niech gra zawsze od pierwszej minuty. Ktoś się obrazi? Trudno. W jednym zgadzam się z Janem Tomaszewskim - bramkarz (obojętne, w klubie czy reprezentacji) musi być pewniakiem. Wszyscy muszą wiedzieć, że w bramce reprezentacji Polski gra pan X. Przede wszystkim pan X musi o tym wiedzieć. Że dopóki nie zacznie grać słabo, nic go nie ruszy z bramki. Wtedy bramkarz gra pewniej, skuteczniej. A tak... może zagra Szczęsny, może Boruc. Mamy jeszcze Fabiańskiego i Skorupskiego - jakby co. Prawda, jakie cholerne bogactwo? Tylko że w efekcie wychodzi trzech frustratów i jeden szczęściarz, który w następnym meczu może znaleźć się w gronie frustratów, bo Nawałce inaczej upadnie moneta. Pora podjąć decyzję.

Mecz z Litwą...

Zobacz pełny tekst. I historyczny gol Gibraltaru:)
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Dwie książki na mundial
Wpadły mi w ręce dwie pozycje książkowe, związane z Mistrzostwami Świata w Brazylii. Jedna z nich to "Oficjalna Księga" mundialu, druga zaś to "Neymar o sobie - rozmowa ojca z synem". Ta pierwsza to w zasadzie kompendium wiedzy o brazylijskim turnieju. Druga - znacznie ciekawsza - to przeplatane ze sobą wypowiedzi Neymara i jego ojca. "Księga" ma ten niewątpliwy walor, że zawiera w sobie wszystkie informacje o mundialu (terminarz, stadiony, reprezentacje, ciekawostki i masę innych), a poza tym przypomina mi dawne czasy, kiedy jako sztubak samemu przygotowywałem sobie takie archiwum. Z kolei "Neymar" pozwala ciut lepiej poznać prywatne życie tego piłkarza. Choć książka jest moim zdaniem zbyt powierzchowna i wygładzona.

Oficjalna Księga Mistrzostwa Świata FIFA Brazylia 2014

Idealny prezent dla każdego fana piłki nożnej - zwłaszcza teraz, przed rozpoczęciem turnieju w Brazylii. Mamy tu w zasadzie wszystko, co kibica interesuje w kontekście mundialu. Jest dokładny terminarz meczów, gdzie można sobie wpisywać wyniki spotkań (wiem, teraz, w dobie internetu, kto by to robił... ale znam takich, co robią:). Są opisy zawodników, selekcjonerów i analizy reprezentacji. Ich droga do finałów. Znajdziemy tu informacje o stadionach oraz samej Brazylii. Jest także sporo o historii mistrzostw świata, masa ciekawostek i statystyk. Książka wydana jest na oficjalnej licencji FIFA. Kosztuje 34,90 zł.

"Neymar o sobie - rozmowa ojca z synem"

Tytuł lekko wprowadza w błąd - nie jest to wywiad z ojcem i synem. Ani...

Zobacz pełny tekst



Wyślij zaproszenie do