Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Polacy mistrzami Niemiec
Patrzę właśnie na to, jak kibice, piłkarze, sztab trenerski i prezesi Borussii Dortmund celebrują siódmy tytuł mistrzowski na murawie swojego stadionu - i przypominają mi się słowa, jakie bodajże wczoraj przeczytałem na jednym z portali. Robert Lewandowski powiedział w wywiadzie, że chciałby strzelić gola, który da Borussii mistrza Niemiec. No i niemal stało się! Lewandowski strzelił gola, Borussia tytuł zdobyła (na dwie kolejki przed zakończeniem sezonu). Co prawda wcześniej trafił Barrios i klub z Dortmundu wygrał z Nuernberg 2:0, ale przecież w każdej chwili goście mogli zdobyć gola.

I wtedy bramka Lewandowskiego by decydowała. Dlatego można spokojnie uznać, że marzenie "Lewego" się spełniło. I pomyśleć, że wczoraj czytając słowa polskiego napastnika uśmiechnąłem się z niedowierzaniem.

Świętowanie Borusii mógł popsuć Bayer Leverkusen, jednak podopieczni Juppa Heynckessa przegrali w Kolonii z FC Koeln 0:2 i pożegnali się z marzeniami o dogonieniu lidera z Dortmundu.

Piękna historia z tą Borussią, zwłaszcza z naszego punktu widzenia. Z pewnością swój spory udział w tym tytule ma trzech Polaków grających w tym klubie. Na podstawowego gracza wyrósł dość niespodziewanie Łukasz Piszczek, bez którego Juergen Klopp nie wyobraża sobie dziś składu swojej drużyny. Prawy obrońca zaliczył do tej pory sześć asyst, solidnie prezentuje się w defensywie i sieje popłoch rewelacyjnymi rajdami i dośrodkowaniami z prawego skrzydła.

Robert Lewandowski przeszedł do Borussii z Lecha Poznań i dla niego było to pierwszy sezon w tym klubie. Jego aklimatyzacja i - co tu ukrywać - przystosowanie się do stylu gry na niemieckich boiskach przebiegły dość sprawnie. Polski napastnik strzelił do tej pory osiem goli i zaliczył jedną asystę. Przez większość sezonu wchodził na boisko jako rezerwowy, w pierwszym składzie zadomowił się dopiero po kontuzji Japończyka Kagawy. Miewał bardzo różne okresy - najpierw oceniano go jako najlpeszego dżokera w Bundeslidze, później bezlitośnie wyszydzano zmarnowane przez niego okazje podbramkowe. W ostatnich kolejkach strzelał znów gole i można spokojnie powiedzieć, że Lewandowski zanotował naprawdę niezły sezon. Ale to dopiero początek, teraz wymagania będą tylko większe.

No i Kuba Błaszczykowski. Kapitan polskiej reprezentacji miał cholernego pecha. Kontuzje, rehabilitacje i dochodzenie do dobrej dyspozycji sprawiły, że nie grał tyle i tak, jakby sobie tego wszyscy życzyli. Jednak zdążył strzelić trzy gole i zanotować trzy asysty. Ale i tak wszyscy kibice zapamiętali sobie NAJGORSZE PUDŁO SEZONU w wykonaniu polskiego pomocnika w meczu z Freiburgiem:)

Zobacz gola Lewandowskiego, pudło Błaszczykowskiego i pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Jan Paweł II a piłka nożna
1 maja to Święto Pracy - które paradoksalnie obchodzi się pierdząc w kanapę i leniuchując przed telewizorem. Kiedyś jeszcze lud przymuszony wylegał na pochody, machał chorągiewkami, nosił transparenty. Teraz model spędzania pierwszomajowego, nikomu niepotrzebnego "święta" jest zgoła odmienny. Ale 1 maja 2011 zapisze się w annałach tym, że miliony Polaków wyjdą ze swoich domów. Nie pójdą jednak na pochód, a do kościołów i na rozmaite place - to dzień ogłoszenia świętym papieża Jana Pawła II. Człowieka, który gdyby nie powołanie do świętości, mógł być... świetnym bramkarzem.

Dotarłem właśnie do rankingu wielkich osobistości życia publicznego, które pomimo wielkiego talentu piłkarskiego wybrały inną drogę życiową, umieszczonego w serwisie goal.com. Jan Paweł II zajął w tym rankingu pierwsze miejsce - co zresztą nie dziwi, bo umieszczenie świętego na dalszej pozycji otarłoby się przecież o bluźnierstwo:) A już poważniejąc - polski papież wyprzedził w tym zestawieniu tak znane z miłości i skłonności do futbolu postacie, jak Rod Stewart, Julio Iglesias, Albert Camus, Steve Waugh, Nicky Byrne, Sean Connery, Luciano Pavarotti, Simen Agdestein czy Alan Prost.

Oczywiście ranking ten to po prostu fajna zabawa, a nie jakieś poważne opracowanie. Nie zmienia to jednak faktu, że Karol Wojtyła za młodu wykazywał spore talenty futbolowe. Często można go było spotkać na boisku, gdzie stawał głownie między słupkami i według wielu mógł zostać naprawdę znakomitym bramkarzem. Nie został nim jednak - i dobrze, bo jako papież z pewnością bardziej wpłynął na losy świata niż gdyby został nawet najlepszym tego świata w historii golkiperem.

Nie zmienia to oczywiście faktu, że Jan Paweł II jako papież wielokrotnie dawał świadectwo swojej słabości do futbolu. Przyjmował futbolistów na audiencjach, łaskawie przyjmował od nich wszelkiego rodzaju pamiątki, pozował do zdjęć. Do dziś mam przed oczami Był pierwszym w historii papieżem, który wybrał się na stadionowe trybuny i obejrzał na żywo mecz piłkarski - 29 października 2000 roku zaszczycił swoją obecnością towarzyskie spotkanie Włochy - Reszta Świata, rozgrywane na stadionie olimpijskim w Rzymie. Wcześniej celebrował na tym obiekcie mszę świętą.

Bardzo ciepło wspomina papieża Zbigniew Boniek, który mieszka w stolicy Włoch od dawna i na Plac Świętego Piotra ma raptem 3 kilometry. Kilkukrotne spotkania z Janem Pawłem II, rozmowy i humorystyczne sytuacje jeden z naszych najlepszych piłkarzy często wspomina w wywiadach. Nie tak dawno temu opowiadał o papieskiej audiencji dla piłkarzy Juventusu Turyn bodajże w 1983 roku. Ówczesny Juventus był potęgą, w jego składzie grało sześciu mistrzów świata z Hiszpanii (1982). Boniek schowany gdzieś z tyłu, z przodu największe sławy piłkarskiego świata. I nagle papież pyta: "A Boniek gdzie?".

Jednak największe szczęście miał chyba inny piłkarz - irlandzki bramkarz Shay Given. Jan Paweł II udzielił mu bowiem papieskiego błogosławieństwa podczas ślubu.

(...)

Zobacz zdjęcie papieża w szaliku klubowym i pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

XXIV kolejka Ekstraklasy: Polska liga jak Primera Division
Co prawda Wisła Kraków to nie Barcelona, a Jagiellonia to nie Real Madryt, ale w ostatniej kolejce zarówno polski, jak i hiszpański duet prowadzących drużyn solidarnie przegrał z niżej notowanymi rywalami. W Niemczech z kolei Borussia Dortmund już świętuje triumf w lidze, a u nas wciąż nie widać chętnego na zwycięstwo w rozgrywkach Ekstraklasy. Wydawać się mogło kilkanaście dni temu, że "Biała Gwiazda" ma już tytuł w kieszeni, ale dwie porażki z rzędu każą zrewidować ten pogląd. Tak w ogóle konia z rzędem temu, kto trafnie wytypuje mistrza Polski w tym sezonie.

Ja czuję się bezradny. Nie wiem. Stawiałem na Wisłę, ale mój umysł nie potrafi ogarnąć tego, że każdy może w tym sezonie wygrać z każdym. Dosłownie. I powiem wprost: mistrz Polski w tym sezonie będzie najsłabszym mistrzem od lat. Uważam, że europejskie puchary musimy oddać walkowerem, bo to będzie mniejsza kompromitacja niż występy drużyny, która zajmie w tym sezonie pierwsze miejsce. Do końca sześć kolejek i osiemnaście punktów do zdobycia. Wiem jedno - polska piłka się stacza. I w Ekstraklasie widać to najlepiej.

Wisła przegrywa u siebie z Górnikiem Zabrze. Nie tak dawno widziałem Górnika na własne oczy - żenujący poziom gry, zero przemyślanych akcji, strzałów jak na lekarstwo. I taki Górnik rozwala lidera na jego własnym stadionie. Żenada.

Jeszcze większą żenadę zaprezentowała Jagiellonia Białystok. Drużyna Michała Probierza chyba naprawdę nie chce pokazać się znów w Europie, bo zmarnowała jedną z najlepszych okazji na dogonienie Wisły. I to przegrywając z jedną z trzech ewidentnie najsłabszych w naszej słabej lidze ekip - Polonią Bytom. Bytomianie mają cholerne problemy finansowe, klub stoi na skraju bankructwa, ale nie przeszkadza mu to wygrać z wiceliderem, prowadząc już nawet 3:0.

Kolejny polski "eksportowy" zespół, Lech Poznań, doznał w tej kolejce kompromitującej porażki. W Lubinie "Kolejorz" uległ janosikowemu Zagłębiu Lubin i spadł już na dziesiątą pozycję w lidze. Wszystko wskazuje na to, że jeśli Lech nie wygra Pucharu Polski, w przyszłym roku nie zobaczymy poznaniaków w europejskich pucharach, co z kolei oznacza totalną wyprzedaż zespołu. A może właśnie o to chodzi? Wątpliwe również, by swoją posadę zachował w takiej sytuacji hiszpański szkoleniowiec mistrza Polski.

Za to rywal Lecha w finale Pucharu Polski, Legia Warszawa - dla odmiany...

Zobacz pełny tekst, aktualną tabelę i najlepszych strzelców
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Legia zdobywa Puchar Polski i ratuje sezon
Nie będę szczegółowo opisywał meczu finałowego Pucharu Polski między Legią i Lechem, z pewnością doskonale zrobi to sasin. Tak sobie zerkałem na transmisję i doszedłem do wniosku, że jednak można. Można rozegrać 120 minut w taki sposób, że kibice nie ziewają z nudów. Można ambitnie walczyć i stwarzać sobie dogodne sytuacje. Można zdobywać przepiękne gole. I to wszystko jest możliwe w wykonaniu polskich drużyn. Wiem, że mimo tych wszystkich ciepłych słów poziom pozostawiał wiele do życzenia. Ale tym razem mogę na to przymknąć oko.

Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek to napiszę. Ale patrząc na to, w jaki idiotyczny sposób Lech Poznań bronił (!!!) jednobramkowej przewagi w drugiej połowie meczu, chciałem, żeby Legia wyrównała i zdobyła Puchar Polski. Bo nie szanuję drużyny, która prowadząc 1:0 i przeważając na boisku, nagle zaczyna bronić się niemal pełnym składem na własnej połowie. Bakero nie nadaje się zupełnie na trenera, nie umie wykorzystać tego, co w Lechu najlepsze i wreszcie nie potrafi nakazać tak grać tym chłopakom, jak oni lubią i umieją najlepiej - czyli do przodu. Każdy średniej klasy szkoleniowiec wie, że kiedy prowadzi się jednym golem, trzeba próbować zdobyć kolejne bramki. Bo wystarczy jeden błąd, jedna akcja przeciwnika i jest remis. I zwycięstwo ucieknie.

No i uciekło. Na przepięknego gola Injaca odpowiedział Manu (choć po rykoszecie), później jeszcze Legia miała szczęście po strzale Kiełba w poprzeczkę. Dogrywka bez efektów bramkowych i seria rzutów karnych. W niej pomyłka Bosackiego wystarczyła - legioniści trafiali bezbłędnie, widać, że ćwiczyli ten element gry na treningach. Puchar Polski po raz czternasty trafił na Łazienkowską.

Co dalej z Lechem i Legią? Moim zdaniem...

Zobacz gole i pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Stadion (po kiego nam) Narodowy
W Polsce nigdy się nic nie zmieni. Gdzie dwóch Polaków, tam trzy opinie. Właśnie rozgorzała dyskusja, który stadion ma nosić dumne miano "narodowego". Czy ten już istniejący, właśnie (czyli od kilkunastu lat) modernizowany (w Chorzowie), czy może ten powstający na gruzach dawnego Stadionu X-lecia (w Warszawie)? Za tym pierwszym przemawia historia oraz uchwała PZPN z 1993 roku, za tym drugim lokalizacja w stolicy i zarejestrowanie nazwy w urzędzie patentowym. Mnie zastanawia jedno - kogo to, do jasnej cholery, obchodzi??

Odpowiedź jest smutna - niestety, obchodzi to całą masę Polaków. Jedni opowiadają się za Chorzowem, inni za Warszawą. Obóz chorzowski podnosi tradycję, niezapomniane chwile w "kotle czarownic", chwalebne wiktorie drużyny z białym orłem na chorągwiach i piersiach. Oraz wspomnianą już uchwałę Polskiego Związku Piłki Nożnej z 1993 roku, która to uchwała ogłasza wszem i wobec, iż "Stadion Śląski jest stadionem narodowym dla piłki nożnej". Inni z kolei, obóz stołeczny, argumentuje, że "stadion narodowy" musi się znajdować w stolicy, że Stadion Śląski jest śląski (jak wszyscy wiemy od wypowiedzi jednego z polityków Ślązacy Polakami nie są, tylko wciąż coś knują z Wehrmachtem), że nazwa "Stadion Narodowy w Warszawie" już została opatentowana. Na dodatek w Chorzowie krzesełka będą w barwach żółtych i niebieskich, co - jak zapewne WSZYSCY Polacy wiedzą - oznacza przecież barwy Śląska.

Prawda jest prozaiczna. Pierwsza opcja jest PZPN-owska, druga - Ministerstwa Sportu. Obie instytucje się wzajemnie zwalczają i nie pałają sympatią. Jakie to polskie. Jak my pięknie potrafimy wszystko sobie sami popsuć.

Mnie ta cała dyskusja bawi przez chwilę, a po chwili obchodzi tyle, co pogoda sprzed dziesięciu lat. Jak dla mnie oba stadiony mogą być narodowe, oba mogą być bezimienne. Jeden może być "śląski", drugi "mazowiecki". Jeden może nosić imię Korfantego albo Witosa, drugi Starzyńskiego, Piłsudskiego czy Jana Pawła II. Jeden może być żółto-niebieski, drugi biało-czerwony - albo oba pstrokate. Nazwy mogą sobie pozastrzegać w sądach albo u Kazia spod budki z piwem. Nic mnie to nie obchodzi. Zupełnie. Powiem więcej - oba stadiony mogą być takie same. Oba mogą zostać zburzone i na ich miejsce wybudowane mogą być obiekty kameralne, bez tego całego bogoojczyźnianego nadęcia. Bo tak naprawdę po co nam w Polsce Stadion Narodowy?

Odpowiedź jest prosta: bo...

Zobacz pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Kibole Legii i Lecha się tłukli i demolowali stadion? PZPN zaskoczony, policja w szoku
Kto by się tego spodziewał? W finale Pucharu Polski na stadionie w Bydgoszczy zmierzyły się drużyny Lecha Poznań i Legii Warszawa, a na stadionie i w okolicach pojawili się kibice i kibole obu klubów. Oczywiście organizatorzy zapewnili ochronę obiektu oraz zawiadomili policję, no ale kto się spodziewał, że fani Lecha i Legii mogą się nie lubić? No kto? Przecież już tyle razy dawali wyrazy wzajemnej sympatii, ba, wręcz miłości! Podczas bydgoskiego finału te "wyrazy wzajemnej miłości" doprowadziły do zdemolowania trybun, wtargnięcia na płytę boiska i spowodowania wielotysięcznych strat.

Oba kluby, PZPN oraz policja wydały stosowne oświadczenia.

Legia: Potępiamy, ale to kibice Lecha nas prowokowali.

Lech: Potępiamy, ale zachowanie naszych kibiców było reakcją na prowokacje kibiców Legii. Organizatorzy nie byli przygotowani należycie do meczu.

PZPN: Winna jest policja, bo nie dba należycie o bezpieczeństwo kibiców oraz zabezpieczenie stadionu. Zachowanie kibiców to złożony problem społeczny, to jest frustracja młodych ludzi.

Policja: Winny jest organizator (czyli kujawsko-pomorski oddział PZPN). W sprawie zamieszek będzie prowadzone postępowanie wobec organizatorów.

Czyli podsumowując - nikt nie jest winny. To znaczy inni są winni. My nie mamy sobie nic do zarzucenia. Jesteśmy cacy.

Wniosek jest jeden...

Zobacz pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Liga Mistrzów: Będzie hit w finale
Dziwne to wszystko. W półfinałach kibicowałem Schalke i Realowi - obie te drużyny poległy. A mimo wszystko nie czuję się rozczarowany, finał szykuje się naprawdę fascynujący. Finezja plus siła Barcelony zmierzy się z siłą i finezją Manchesteru United. Oba zespoły prezentują teoretycznie odmienne style gry, ale ja widzę w nich zaskakująco wiele wspólnych cech. Wielka siła w ofensywie, świetny środek pola i bardzo solidna obrona. Plus mocni, pewni siebie bramkarze. Być może wielu wyżej ceni Xaviego, Iniestę, Villę czy Messiego, ale Rooney, Valencia, Nani, Hernandez czy Giggs to najwyższa klasa światowa.

Rewanże Barcelony z Realem Madryt i Manchesteru United z Schalke nie były zaskoczeniem. Real zagrał świetnie i gdyby nie pomyłka sędziego (który nie uznał gola Higuaina na 1:0), to losy tego półfinału mogłyby jeszcze być różne. Jednak bramka Pedro uspokoiła podopiecznych Pepa Guardioli, a gol Marcelo dodał tylko emocji w ostatnich 20 minutach spotkania. Jednak Real, mimo wszystko, był za słaby. Mecz pełen walki, zaangażowania przez pełne 90 minut - ale zakończony wynikiem premiującym Barcelonę, która pierwsze spotkanie wygrała na Santiago Bernabeu 2:0. A Mourinho bodaj po raz pierwszy okazał się gorszy w Lidze Mistrzów od Guardioli. Teraz musi się czuć fatalnie.

(...)

Zobacz gole i pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Nie chciał Cypr, chce Argentyna. C.
Wiadomość gruchnęła jak grom z jasnego nieba. 5 czerwca Polska zagra z Argentyną! Nie chciał Cypr, nie chcieli Czesi i Słowacy, nie chciało Maroko, Wenezuela ani Belgia. Ale za to chce jedna z najlepszych reprezentacji świata! Już oczami wyobraźni widziałem Bartosza Bosackiego powstrzymującego szarże Leo Messiego i Łukasza Piszczka toczącego heroiczne boje z Angelem Di Marią. Miałem gęsią skórkę na myśl o pojedynkach Ludovika Obraniaka z Javierem Mascherano. Tymczasem guzik z pętelką. Na mecz z Polską trener Batista wystawi skład co najwyżej rezerwowy.

Nie muszę dokonywać dogłębnej analizy nazwisk zawodników powołanych na spotkanie z naszą reprezentacją, wystarczy jedno nazwisko. Alejandro Cabral. Znajomo brzmi? A jakże - to jeden z największych niewypałów transferowych... Legii Warszawa. Facet, który czasem wchodzi z ławki, prezentuje poziom OKS Otwock (z całym szacunkiem), który strzelił bodaj jednego gola w swoich występach w drużynie z Łazienkowskiej. Którego wszyscy, łącznie z działaczami, najchętniej by się pozbyli - i chyba po sezonie faktycznie się pozbędą. Więc sorry, jeśli taki piłkarz znajduje się w składzie reprezentacji Argentyny na mecz z Polską, to całą resztę mogę sobie odpuścić.

Zresztą wystarczy wylistować nazwiska wybrańców Batisty. Co z tego, że mecz z naszą reprezentacją ma być sprawdzianem przed Copa America - skoro "nasz" sparing to wyłącznie walka o miejsce na ławce rezerwowych argentyńskiej kadry? Jeśli w składzie znajduje się ktoś taki, jak Cabral, to z piłką rodem z ojczyzny Diego Maradony musi być już naprawdę kiepsko. Mam wrażenie, że w spotkaniu z Nigerią, które odbędzie się 1 czerwca, zobaczymy pierwszą reprezentację. Z Polską zagrają głębokie rezerwy.

No dobrze, wymieńmy nazwiska zawodników powołanych na mecz z podopiecznymi Franciszka Smudy. Żadne nazwisko nie powala, sam kojarzę raptem kilka. Wiem, ekspert ze mnie żaden, ale mimo wszystko...

Zobacz skład Argentyny i pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Kto jest głupszy - kibole czy rząd? A może PZPN?
W XXV kolejce kibole zaprotestowali - w imię solidarności z debilami Legii i Lecha, którzy tłukli się ze sobą i z policją po finale Pucharu Polski w Bydgoszczy oraz dając upust swojej złości po decyzji władz, na mocy której zamknięto stadiony obydwu klubów. Zaprotestowali wywieszając transparenty różnej treści i opuszczając na kilka minut trybuny podczas spotkań Ekstraklasy. Dali dowód jednego - że są niereformowalni i że logiczne myślenie jest ostatnią rzeczą, o którą kiedykolwiek można by ich podejrzewać. Już dzieci wiedzą, że jeśli robią źle, spotka je kara. Kibole są głupsi od dzieci.

Oczywiście decyzje rządu są równie idiotyczne. Ale najpierw o kibolach. "Piłka nożna dla kibiców", "Trybuna zamknięta na wniosek Donalda Tuska", "Tego chcecie?", "Tusk ty matole! Twój rząd obalą kibole", "Tusk, Legia to nie stocznia, nie zlikwidujesz nas", "Otworzyć stadiony, zamknąć wojewodów". To niektóre z haseł, jakie kibole wymalowali sobie na prześcieradłach lub które skandowali na przykład stojąc pod zamkniętym stadionem Legii przy Łazienkowskiej. Śmieszne? Wcale. Żałosne? Już bardziej. Dlaczego dorośli w większości ludzie nie potrafią przyjąć do wiadomości, że jeśli zrobie się coś złego, zakazanego, to trzeba ponieść za to karę? Tak są przecież wychowywani od małego. Można kary unikać, ale jeśli padnie się jej ofiarą, można mieć pretensje wyłącznie do siebie.

Czytali "Zbrodnię i karę"? Raczej wątpliwe. Ale mechanizm zawsze i wszędzie jest ten sam. Zresztą sami go powszechnie używają. Piłkarze źle grają? Kibole natychmiast na nich gwiżdżą, wyzywają, czasem biją. Fani innego klubu ukradną im flagę? Od razu jest akcja odwetowa i karcenie winnych. I tak dalej. Mechanizm jest niezmiernie prosty - przewiniliście? Daliście się złapać albo winę wam udowodniono? Będzie kara. Wszystkich obowiązują takie same zasady. Nie jesteście ponad prawem.

Dlatego wasze protesty przypominają zachowanie więźniów, którzy mają za złe wymiarowi sprawiedliwości, że ten ich osądził i ukarał. Już widzę transparenty recydywistów, którzy protestują pod sądami i grożą, że przestaną dawać się łapać i karać, przez co więzienia będą świecić pustkami. I dobrze, niech świecą. Będzie spokój. A normalni ludzie odetchną z ulgą.

Teraz kwestia odpowiedzialności zbiorowej. Jest bolesna i daje poczucie niesprawiedliwości. Zgadzam się z tezą, że zamknięcie stadionów Legii i Lecha było akcją tego typu - przy okazji ukarani zostali kibole, ale również piłkarze, normalni kibice, działacze. Bądźmy jednak szczerzy - wszyscy są winni. Cicha zgoda na takie a nie inne zachowania kiboli jest powszechna. Psioczy się na nich, ale nic nie robi. Unika konforntacji, potępienia, przeciwdziałania - a idzie na współpracę i daje im poczucie bezkarności oraz przyzwolenia. I potem są takie efekty. A kibole muszą wiedzieć jedno - cała reszta cierpi właśnie przez nich, przez ich bandyckie zachowania. I tyle.

Jedna jeszcze uwaga...

Zobacz pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Królewski konkurs FootballBloga
Otrzymałem nie tak dawno temu od króla polskich kibiców trzy egzemplarze jego książki - wspomnień z megaobfitych wojaży po piłkarskim świecie, ze wszystkich obejrzanych meczów, ze spotkań z największymi gwiazdami futbolu. Postanowiłem je rozdać, bo po pierwsze po co mi aż cztery takie same książki w domu, a po drugie - pozycja jest naprawdę zacna i warto, by poszła w świat. Dlatego postanowiłem ogłosić niniejszym mały konkurs na FootballBlogu. Mimo że mały, to nazwałem go "królewskim", no bo przecież autorem nagród jest "Król Polskich Kibiców".

Zasady są proste. Poniżej podaję jedno proste pytanie, na które odpowiedź trzeba wysłać do mnie na maila (szatanski@footballblog.pl). Na odpowiedzi czekam do 31 maja 2011 roku. 1 czerwca zorganizuję losowanie (będziecie musieli mi uwierzyć, że zrobię to bezstronnie) i ogłoszę nazwiska (nicki) trzech (trojga) zwycięzców - tutaj na FootballBlogu. Następnie wyślę nagrody na własny koszt do tych szczęśliwców.

Pytanie konkursowe: Jaki mecz (jako pierwszy) obejrzał na żywo Andrzej Bobowski, "Król polskich kibiców", kiedy to było (dokładna data) i jakim wynikiem ten mecz się zakończył?

Nadmienię, że odpowiedź na to pytanie można bez trudu znaleźć na FootballBlogu. Trzy egzemplarze książki Andrzeja Bobowskiego "Tajemnice króla kibiców" z dedykacją i autografem autora czekają!

Królewski konkurs FootballBloga
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Przepiękny gol w Ekstraklasie, świat oniemiał
Co prawda Michaił Siwakow jest Białorusinem, ale gra w naszej, polskiej Ekstraklasie (konkretnie w Wiśle Kraków). Raczej grywa. Jakoś nie potrafił do tej pory przekonać do siebie holenderskiego szkoleniowca "Białej Gwiazdy", Roberta Maaskanta. W meczu z Lechią Gdańsk również wszedł na boisko w 86 minucie spotkania. I kilkadziesiąt sekund później zadziwił piłkarski świat, zdobywając genialnego gola z 51 metrów. Nie wiem, czy to będzie przepustka do częstszego pojawiania się na murawie, raczej wątpię. Choć uważam, że zamiast pisać dalej o tym golu, oddam głos Maaskantowi.

"...Siwakow strzelił niesamowitego gola. Tak zachować potrafią się tylko piłkarze światowej klasy i widać, że Białorusin już się do nich zalicza". Co za ekipą musi w takim razie dysponować Robert Maaskant w tym Krakowie, skoro ów "piłkarz światowej klasy" wchodzi na boisko dopiero na kilka minut przed końcem spotkania:)

Ale dość pitolenia.

...

Zobacz tego gola
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Szamo Superstar? Śmiechu warte
Nie tak dawno temu podniecałem się na FootballBlogu golem z ponad 50 metrów autorstwa Michaiła Siwakowa w spotkaniu Lechii Gdańsk z Wisłą Kraków. Tymczasem znalazłem równie piękną bramkę, którą w 2006 roku strzelił niejaki Peter Hlinka w meczu ligi austriackiej pomiędzy Rapidem Wiedeń a Sturmem Graz. W zasadzie na tego przecudnej urody gola trafiłem zupełnie przypadkiem, przeglądając informacje na temat Grzegorza Szamotulskiego. Bo to właśnie naszego bramkarza Hlinka owym strzałem pokonał. A czemu szukałem informacji o "Szamo"? To dopiero ciekawa historia...

Gola Hlinki pokazuję niżej. Najpierw o Szamotulskim. Dlaczego o nim? Ano bo właśnie wyczytałem, jakiego to pecha do sił wyższych ów zawodnik miał w swojej karierze. Gdzież to już prawie nie grał? Ot, choćby miał grać w Borussii Dortmund. Już miał wszystko dogadane, już dogadał warunki, już miał lecieć do Niemiec, już... A tu jakiś menedżer "coś namieszał" i temat przestał być aktualny. No coś takiego!

Później znów miał grać w wielkim klubie. Tym razem w Glasgow Rangers. I znów już wszystko było dogadane, już wszystkie media na Wyspach huczały o tym transferze, już Szamotulski dostał sygnał, żeby się pakować. Już pojechał do Glasgow, już miał podpisywać kontrakt... a tu na papierze jakaś za niska kwota. Jakaś śmieszna kwota! Nie dało się wycisnąć ze skąpych Szkotów więcej i "Szamo" wrócił z niczym. Co za historia!

Teraz znowu ktoś na górze się na niego uwziął! Chciał po powrocie do Polski zagrać znów w Legii. Ale ów "ktoś" z warszawskiej wierchuszki ten transfer zablokował! A już trener Skorża widział Szamotulskiego w składzie... Jaki pech!

No ale to wszystko wina Thierry'ego Henry. Dlaczego? No bo kiedyś tam, kiedy jeszcze nasz bohater grał w Dundee United, jego klub zorganizował sparing z Barceloną. Po tym meczu znakomity Francuz zechciał wymienić się z Grzegorzem koszulkami. Zdjął swoją i wyciągnął rękę po bluzę Szamotulskiego. Ten jednak olał francuskiego mistrza świata i Europy - i powiedział mu sucho "NO"! Wściekły Henry rzucił wtedy zapewne klątwę na naszego Grzesia - "Obyś nie zagrał w żadnym dobrym klubie!". No i spełniło się. Było lekceważyć propozycję takiej gwiazdy?:)

No bo że klątwa się spełniła nikt przy zdrowych zmysłach chyba nie wątpi, prawda? Wystarczy zerknąć na listę klubów, jakie w swojej kilkunastoletniej karierze odwiedził nasz mistrz wielkich przechwałek: Polonia Warszawa, Legia Warszawa, PAOK Saloniki, Śląsk Wrocław, Amica Wronki, Admira Wacker, Sturm Graz, Dundee United, Preston North End, FC Aszdod, Hibernian, Jagiellonia Białystok, DAC Dunajska Streda, Korona Kielce... Kilkanaście klubów w kilkanaście lat? Coś to Państwu mówi?

Oto odpowiedź, dlaczego...

Zobacz pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Kiedy kibol bije kobietę
No dobra, jednak bez kiboli nie da rady. Póki co nie będę pisał o zamiarach Donalda Tuska i jego obietnicach związanych z zaprowadzeniem porządku na trybunach, bo to są jedynie tak zwane fakty prasowe - jak coś się zmieni, wtedy wezmę to pod uwagę. Teraz chce się odnieść do jednego wydarzenia, które w zasadzie uświadomiło mi "oczywistą oczywistość" - ze środowiskiem kiboli nie można rozmawiać. Nie można wobec nich stosować cywilizowanych metod konwersacji. A to wydarzenie to rzecz jasna kopnięcie przez jednego z kiboli kobiety (!) od tyłu (!!!) na finale Pucharu Polski.

Generalnie o zamieszkach przed, podczas i po tym spotkaniu napisano już wiele. Zamknięto prewencyjnie stadiony Lecha i Legii, co wielce wzburzyło niemal całe środowisko kibolskie (kibicowskie zresztą również). Prokurator Generalny zapowiada zmiany, ostrzejsze karanie, policję na trybunach i Pan jeden Bóg wie co jeszcze. Premier grzmi. Autorytety zabierają głos. Jedynie PiS bierze kiboli w obronę. Ale to nie temat na poruszanie tutaj. Generalnie zawrzało.

Nie interesuje mnie to, powiem wprost. Jak wspomniałem, poczekam na konkrety. Natomiast owo kopnięcie jest moim zdaniem najważniejsze w tym wszystkim. Ten króciutki fragment zapisu z kamery stadionowej mówi o specyfice kibolskiej więcej niż wszystkie analizy specjalistów czy deklaracje kiboli. Nie można traktować poważnie ludzi, którzy kopią kobietę, na dodatek taką, która nie mogą się bronić, bo niesie na plecach ciężką kamerę i na dodatek nie widzi napastnika, bo ten atakuje ją od tyłu. Nie można poważnie traktować hipokrytów z gębami pełnymi patriotycznych haseł i bogoojczyźnianych frazesów, którzy biją w taki sposób traktują kobiety. Kto ich kurwa tego nauczył?

(...)

Zobacz film i pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

XXV i XXVI kolejka Ekstraklasy: Kraków rządzi - Wisła mistrzem, Cracovia nie spadnie
Już ponad miesiąc temu napisałem, że Wisła Kraków zostanie w tym sezonie mistrzem Polski. Wtedy "Biała Gwiazda" miała już osiem punktów przewagi nad drugą Jagiellonią Białystok. Później przewaga ta stopniała do raptem trzech, ale po dwudziestej szóstej kolejce białostocczanie tracą już punktów dziewięć. To oznacza, że Wiśle brakuje do trzynastego tytułu mistrzowskiego jednego zwycięstwa w czterech pozostałych kolejkach. Ale nie tylko wiślacy jest bohaterami Krakowa - są nimi również zawodnicy Cracovii. Bo wszystko wskazuje na to, że "Pasy" utrzymają się w Ekstraklasie.

Jeszcze nie tak dawno temu wydawało się to niemożliwe - a jednak stało się. Cracovia nie jest już "czerwoną latarnią" Ekstraklasy, po raz pierwszy od bardzo dawna odstąpiła to miejsce Arce Gdynia. Do bezpiecznego miejsca brakuje jej tylko jednego punktu - to bezpieczne miejsce zajmuje Polonia Bytom, która jest od jakiegoś czasu niemal skazana na spadek. Cracovia zagra jeszcze z Wisłą (tu myślę, że dojdzie do przyjacielskiego gestu podopiecznych Roberta Maaskanta), Widzewem (który jest w zasadzie bezpieczny), Jagiellonią (w tym klubie ostatnio słabo się dzieje) oraz rozdającym punkty jak zwykle GKS Bełchatów.

Dlatego stawiam tezę: mistrzem Wisła, spadają Arka i Polonia Bytom. Cud.

Szanse na tytuł zmarnowała natomiast wzorcowo Jagiellonia Białystok. Dwie porażki (z Widzewem u siebie i Polonią w Warszawie), dziewięć punktów straty do Wisły i Michał Probierz, który podał się do dymisji. Zachowanie trenera Probierza świadczy o jego totalnej niedojrzałości i nieodpowiedzialności. Ja wiem, że zobowiązał się on do zdobycia mistrzostwa i skoro się nie udało (?), to rezygnuje. Ale ale. Po pierwsze - Jagiellonia ma jeszcze przynajmniej matematyczne szanse na tytuł, więc trzeba walczyć do końca. Po drugie - nie zostawia się drużyny na cztery kolejki przed końcem sezonu. Walczy się do końca. Probierz okazał się mięczakiem. Żałosne.

Na trzecim miejscu pojawił się... Śląsk Wrocław! Tak jest, to nie pomyłka...

Zobacz pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Znamy kolejnych mistrzów piłkarskich lig Europy
Coraz częściej w mediach pojawia się informacja zaczynająca się od słów: "Mistrzem (tu nazwa kraju) w piłce nożnej w sezonie 2010/11 został...". W sumie nic dziwnego, w końcu rozgrywki ligowe na Starym Kontynencie dobiegają w większości krajów końca. Ostatnio mistrzem Hiszpanii została Barcelona, wcześniej w Niemczech triumfowała Borussia Dortmund, we Włoszech AC Milan, a w Portugalii FC Porto. Również Węgrzy mają już swojego mistrza, czyli zespół Videotonu Fehervar. Za chwilę do tego grona dołączą następni.

Oprócz wspomnianych drużyn mistrzami kraju zostali już:

Chorwacja - Dinamo Zagrzeb
Belgia - Anderlecht Bruksela
Cypr - Apoel Nikozja
Dania - FC Kopenhaga
Grecja - Olympiakos Pireus
Ukraina - Szachtar Donieck

Pobawmy się zatem trochę w typowanie - choć w zasadzie teraz to żadna sztuka, prawie wszystko już wiadomo. Ale co tam.

(...)

Zobacz prognozy i pełny tekstTomasz Szatański edytował(a) ten post dnia 12.05.11 o godzinie 22:51
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

XXVII kolejka Ekstraklasy: Krótka piłka - Wisła mistrzem
Nikt nie chciał, to znalazł się jeden głupi. Przepraszam za sarkazm, ale takie odnoszę wrażenie. Nie chciał Lech, nie chciała Legia, Jagiellonia. Nie mówiąc o Lechii, Ruchu czy Koronie - która tak bardzo nie chciała, że miała (wciąż jeszcze ma) spore szanse na spadek do I ligi! No to prezes Cupiał postanowił raz jeszcze spróbować (już chyba nie zliczę jego zmarnowanych okazji) awansować do Ligi Mistrzów. Wisła Kraków została mistrzem Polski Anno Domini 2011 - i to na trzy kolejki przed zakończeniem rozgrywek. Wielkie gratulacje dla "Białej Gwiazdy"!

Ale paradoksalnie dla mnie największe brawa zasłużył nie Robert Maaskant i jego podopieczni, ale (nigdy nie spodziewałem się, że to napiszę) Orest Lenczyk i Śląsk Wrocław. Czemu się nie spodziewałem? Bo pan Lenczyk (w końcu nastarszy trener w Ekstraklasie, więc ten "pan" mu się należy) nigdy nie był moim ulubionym szkoleniowcem. Oczywiście odnosił jakieś sukcesy (mistrzostwo Polski z... Wisłą Kraków w 1978 roku, wicemistrzostwo z GKS Bełchatów, dwa trzecie miejsca z Ruchem i Śląskiem), ale nie było ich przesadnie dużo. Nie czułem jego warsztatu. Ceniłem za wspaniałe bon moty, za celne riposty i wizerunek jedynego szlachetnego w polskim futbolu. Ta wiosna to jednak popis pana Lenczyka. To nie jest jakieś tam ciułanie punktów, to jest - nie bójmy się tego słowa - popis. I trzymam kciuki, żeby to drugie miejsce klub z Wrocławia utrzymał do końca sezonu.

Zaraz, zaraz... Śląsk Wrocław na drugim miejscu?! Szok? To może za duże słowo, ale na pewno wielka niespodzianka. Do końca jeszcze trzy kolejki i wszystko może się zdarzyć.

Śląsk w tej kolejce odprawił z kwitkiem GKS Bełchatów. Do przerwy zapowiadało się na jakąś tam niespodziankę, bo bełchatowianie prowadzili 2:1, ale po przerwie trzy gole wrocławian rozwiały jakiekolwiek marzenia GKS o dobrym wyniku. I dobrze, bo akurat GKS to nie jest moja ulubiona drużyna. Zwycięstwa swoich piłkarzy nie obejrzeli na żywo kibice. Stadion zamknięto dla widzów.

Jeszcze na chwilkę wrócę do Wisły - mistrzostwo Polski zapewniło jej zwycięstwo nad lokalnym rywalem, Cracovią. Nie ukrywam, że ten wynik mnie zaskoczył. Cracovia desperacko walczy o utrzymanie w Ekstraklasie i jakoś takie lokalne porozumienie było dla mnie oczywiste. Jednak jak widać Wisła Kraków nie zamierza ułatwiać zadania ekipie profesora Filipiaka. Na szczęście dla Cracovii swoje mecze przegrały również Polonia Bytom i Arka Gdynia.

(...)

Zobacz pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Dwa bliźniaczo genialne gole Ludovika Obraniaka
Patrząc na niektóre gole mam czasem wrażenie deja vu. Tak też było podczas oglądania skutecznego strzału Ludovika Obraniaka w finałowym spotkaniu o Puchar Francji Anno Domini 2011. Rzut wolny z boku pola karnego, piłka ustawiona niedaleko linii końcowej boiska. Obraniak spokojny, jakby wyciszony. Gwizdek sędziego i... coś nieprawdopodobnego! Piłka zakręcona z fantastyczną rotacją wpada do bramki przeciwnika nad zdezorientowanym bramkarzem, odbijając się jeszcze od słupka. Genialne. A skąd deja vu? Bo taką samą bramkę Obraniak strzelił w reprezentacji Polski.

Było to w listopadzie 2010 roku podczas spotkania z Wybrzeżem Kości Słoniowej. W 99% taki sam gol! Geniusz wyćwiczony to lepszy geniusz niż geniusz spontaniczny?

W meczu z WKS bramka Obraniaka miała jedynie walor estetyczny i emocjonalny. Natomiast to późniejsze trafienie, w finale Pucharu Francji, dało ekipie Lille zwycięstwo 1:0! Co ważniejsze, Polak trafił w 90 minucie, po wejściu na boisku raptem kilka minut wcześniej. Piękna sprawa...

...

Zobacz obie genialne bramki Obraniaka
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Kibice walczą tą samą bronią, za którą krytykują rząd
Kibice postanowili zaprotestować przeciw polityce finansowej Polskiego Związku Piłki Nożnej. Bo ten ustalił ceny biletów na mecze na niebotycznym poziomie. Chodzi o wejściówki na mecz towarzyski z reprezentacją Francji (a raczej z jej kadrą B czy C) w Gdańsku, gdzie ceny zaczynają się od 80 złotych wzwyż. Oczywiście nie chodzi wyłącznie o ceny biletów, to raczej pretekst do wyrażenia swojej niechęci do polityki rządu (a konkretnie chodzi o zamykanie stadionów). Jednak dziwi mnie nawoływanie do bojkotu reprezentacji. Bo to klasyczne wylewanie dziecka z kąpielą.

Kibice narzekają, że zamykanie stadionów godzi w normalnych fanów futbolu, rodziny, dzieci, matki, żony i kochanki. Zgoda. Ale bojkot reprezentacji godzi w normalnych reprezentantów Polski. Bo to nie jest, jak chcą media, "reprezentacja Smudy", ale reprezentacja Polski. Teraz wszyscy pytają: "Czym zawinili normalni kibice, że zamyka im się stadiony?". Ja pytam z kolei: "Czym zawinili reprezentanci Polski, że kibice chcą bojkotować ich mecz?".

Klasyczna filozofia Kalego: jak Kali ukraść, to dobrze, jak Kalemu ukraść, to źle. Inaczej zwana hipokryzją. Śmieszy mnie to. Ci sami ludzie, którzy oburzają się na rząd za karanie wszystkich po równo, dokładnie tak samo traktują innych. Po równo. Bo brak dopingu na trybunach odczują nie tylko działacze PZPN (ci w zasadzie najmniej), ale również piłkarze. Przede wszystkim piłkarze.

Oczywiście nie popieram zapowiadanej polityki cenowej Polskiego Związku Piłki Nożnej. Jak napisał autor zaprzyjaźnionego bloga Zabiaperspektywa.blox.pl - "umysłowa beznadziejność władz związku skopanej przekracza kolejne normy". Ale co, w tym przypadku odpowiedzialność zbiorowa jest w porządku? Co będzie, jeśli PZPN się nie ugnie. Kolejne bojkoty? Zero kibiców na meczach reprezentacji Polski? Jeśli tak się stanie, osobiście kupię bilety dla siebie i swojej rodziny - i jeśli zajdzie taka potrzeba, sami będziemy naszej reprezentacji dopingować.

Choćby na przekór. Bo ja nie lubię iść za tłumem, nienawidzę wykonywać poleceń kogokolwiek, zwłaszcza anonimowych trybunów ludowych.

(...)

Zobacz pełny tekstTomasz Szatański edytował(a) ten post dnia 16.05.11 o godzinie 23:02
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Czy prawdziwy piłkarz może być gejem?
astanowiła mnie niedawna dyskusja w niemieckim futbolu na temat homoseksualismu w piłce nożnej. Niektórzy piłkarze (Mario Gomez, Manuel Neuer) czy działacze (Theo Zwanziger, prezes Niemieckiej Federacji Piłkarskiej) zachęcają piłkarzy o homoseksualnej orientacji do tzw. coming outów, czyli publicznego przyznania się do swoich seksualnych preferencji. Odmiennego zdania jest Philipp Lahm, który w mediach odradza pilkarzom-gejom taki krok. Powiem wprost - nigdy ten temat nie zaprzątał mi głowy, ale chyba problem jest. No bo jak? Mają się ujawniać czy nie?

Kiedyś na Wyspach grał Justin Fashanu, angielski piłkarz nigeryjskiego pochodzenia. Niezły napastnik, który nastrzelał trochę goli dla Norwich City i Notts County. Był pierwszym czarnoskórym piłkarzem w Anglii, za którego klub zapłacił ponad milion funtów (Nottingham Forest). Był również pierwszym znanym zawodnikiem, który zdecydował się na wspomniany już coming out (22 października 1990 roku). Już wcześniej wszyscy podejrzewali go o odmienną orientację, co było początkiem końca pięknie zapowiadającej się kariery. Z hukiem wyleciał z Nottingham, gdzie nie chciał go widzieć na oczy Brian Clough. Zawodnik stał się pośmiewiskiem kibiców i innych piłkarzy oraz obiektem mało wybrednych żartów. Zmieniał kluby, wyjechał do USA, ale chciał grać na wysokim poziomie. Wrócił do Anglii, przyznał się oficjalnie do bycia gejem i to okazało się gwoździem do trumny. Nigdzie nie zagrzał już miejsca, nigdzie go nie chciano. W końcu jakiś chłopak bezpodstawnie oskarżył Fashanu o molestowanie. Sąd oddalił oskarżenie, ale niedługo później piłkarz się powiesił.

Smutna historia, ale chyba dość symptomatyczna. Nie wierzę, że w futbolu, który na profesjonalnym poziomie trenują setki tysięcy zawodników, wszyscy są heteroseksualni. Jednak od samobójczej śmierci Justina Fashanu żaden choćby troszkę znany piłkarz nie przyznał się do bycia gejem. Dlaczego? Dla mnie to oczywiste - bo piłkarze mają olej w głowie. Wolą ukrywać swoje preferencje, bo w innym przypadku staną się, dokładne jak Fashanu, obiektem kpin, lżenia i poniżania. Stracą milionowe kontrakty, szacunek kolegów i przeciwników z boiska oraz podziw kibiców. Od 1998 roku nie zmieniło się w tej materii dokładnie nic.

Arkadiusz Onyszko napisał w swojej książce "Fucking Polak": "...Nienawidzę gejów (...) Nie mógłbym siedzieć w ich towarzystwie (...) Nigdy nie spotkałem piłkarza geja. W futbolu nie powinno być dla nich miejsca". Jestem przekonany, że tego samego zdania jest niemal...

Zobacz pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Dlaczego Lato nie chwycił za łopatę? Wielka wtopa w Gdańsku!
Miało być tak pięknie. Na supernownoczesnej PGE Arena w Gdańsku 9 czerwca 2011 roku miały zmierzyć się reprezentacje Polski i Francji w meczu inaugurującym działalność tego pięknego obiektu. Nie zmierzą się. Stadion nie będzie gotowy na czas, policja nie zgodziła się na organizację tego spotkania, PZPN nie chciał dłużej czekać i przeniósł całą imprezę do Warszawy, na Łazienkowską. Kompromitacja na całej linii. Prezydent Gdańska Adamowicz i prezes PZPN Lato zarzekali się, że wszystko będzie dopięte na ostatni guzik i gwarantowali to swoim słowem. Gówno, nie słowo.

Obaj panowie jeszcze na początku maja twierdzili, że owszem, są opóźnienia, ale nie ma opcji, żeby mecz odbył się gdzie indziej. Że sami przyjadą i będą machać łopatami, żeby tylko zdążyć. Oczywiście znów słowa pozostały słowami. Jak mówią Anglicy "talking is nothing". Mamy wielki, międzynarodowy smród z kupy, jaką uwalili zarówno urzędnicy z Gdańska, jak i działacze z PZPN. Jeśli tak ma wyglądać całe EURO, to ja nie chcę nawet tego oglądać.

Gdańsk zawsze uchodził za wzór. Prezydent Adamowicz rządzi sprawnie, miasto (wsparte przecież samym premierem Tuskiem) ma się dobrze, zadowoleni ludzie wybierają od 1998 roku tego samego włodarza i to w pierwszej turze. Rewelka. Ale w tej kwestii prezydent Adamowicz po prostu dał ciała. Żeby nie przygotować stadionu na inaugurację? Co to jest? Bo czego nie ma, to wiemy: na stadionie wciąż nie ma murawy, wszystkich krzesełek, zabezpieczenia wyjść ewakuacyjnych, infrastruktury wokół obiektu.

Teraz skończy się miłość i zacznie wzajemne obwinianie za taki stan rzeczy. No bo w świat poszła promocja, wszystkie materiały reklamowe opisywały PGE Arenę jako miejsce rozegrania spotkania z mistrzami świata i Europy. Teraz na gwałt się wszystko zmienia. Żenujący spektakl i mam wrażenie, że przedsmak tego, co za chwilę zacznie się dziać z kolejnymi stadionami, z drogami, dworcami, hotelami etc. Do EURO 2012 pozostało 380 bezlitośnie krótkich dni.

Przynajmniej dwie rzeczy w tym wszystkim pewnie ucieszyły kibiców. Po pierwsze - do Warszawy zdecydowana większość ma bliżej niż do Trójmiasta. Po drugie...

Zobacz pełny tekst



Wyślij zaproszenie do