Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Tomasz Kuszczak odnalazł swój rozum
Tomasz Kuszczak właśnie awansował do półfinału Ligi Mistrzów. Ale nie to jest dla mnie najważniejszą informacją związaną z tym zawodnikiem. Najważniejsze jest to, że polski bramkarz wreszcie zmądrzał. Co prawda dużo za późno, ale lepiej późno niż wcale. Mam wrażenie, że kolekcjonowanie kolejnych trofeów siedząc na ławce rezerwowych w końcu mu się przejadło. Swoje robi również zbliżające się EURO 2012, gdzie Kuszczak chce się znaleźć jako uczestnik, a nie bierny obserwator z trybun czy sprzed telewizora. Jednak tli się w nim jeszcze jakaś iskierka ambicji.

Zmądrzał, bo wreszcie zapowiedział odejście z Manchesteru United. Być może nie miał wyjścia, bo - jak sam przyznaje - nikt w klubie nie zaproponował mu rozmów na temat przedłużenia kontraktu. Sir Alex Ferguson najwyraźniej nie widzi dla Kuszczaka miejsca w bramce "Czerwonych Diabłów", a zdaje sobie sprawę, że Polak na ławce coraz bardziej się frustruje. Od kilku lat pierwszym bramkarzem na Old Trafford jest wiekowy Edwin van der Sar, a polski golkiper tylko incydentalnie wychodzi na boisko. W składzie Manchesteru United znajduje się również całkiem niedawno sprowadzony Duńczyk Lindegaard, a tajemnicą poliszynela jest to, ze Ferguson marzy o młodym Davidzie de Gea z Atletico Madryt. Co prawda Hiszpan deklaruje dozgonną miłość do swojego obecnego klubu, ale wszyscy wiedzą, że pieniądze mogą wszystko zmienić.

Wracając do Tomasza Kuszczaka. Ogłosił właśnie, że ten sezon jest jego ostatnim w klubie z Old Trafford. Od dawna wiadomo, że Polakiem interesuje się przynajmniej kilka klubów - i to nie tylko z Wysp. Jednak bramkarz deklaruje, że nie chce zmieniać otoczenia, co oznacza chęć pozostania w Premier League. Zainteresowanie Kuszczakiem przejawiają między innymi Aston Villa, West Ham czy Galatasaray Stambuł. Wydaje się więc, że problemów z zatrudnieniem Polak mieć nie będzie.

Teraz wszystko zależy od niego. Nie wiem, jak sobie poradzi z...

Zobacz pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Nowe logo PZPN - szczyt hipokryzji
Grzegorz Lato zdobywa kolejne szczyty niekompetencji, hipokryzji i zwykłej bezczelności. Swego czasu (bodajże na początku roku) gruchnęła wiadomość, że Polski Związek Piłki Nożnej pracuje nad zmianą swojego wizerunku - i zaczyna od wizualizacji. Czyli, w skrócie rzecz ujmując, zmienia swoje logo. Wielu uśmiało się z tego newsa, część nie uwierzyła - ale wszyscy zgodnie orzekli, że logo to ostatnia rzecz, jaką trzeba w PZPN zmienić. Jednak wszystko okazało się prawdą. Leśnie dziadki zmieniły makijaż, ale pod spodem wciąż mamy tę samą zgrzebną, pomarszczoną gębę.

Nowe logo zostało z wielką pompą zaprezentowane w warszawskim teatrze Capitol. Dumny prezes prężył swoją otłuszczoną pierś i z radością prezentował sztuczne uzębienie w szerokim uśmiechu. Mówił coś o "historycznej zmianie" i "epokowym wydarzeniu". Myślałem, że już nic mnie w kwestii pana Lato nie zadziwi, ale jakże się myliłem. Dla prezesa PZPN zmiana logo wiąże się z walką o odzyskanie zaufania kibiców. Mam wrażenie graniczące z pewnością, że na tym owa walka się zakończy. A swoją drogą - trudno odzyskać coś, czego nigdy się nie miało, panie prezesie.

To jednak jeszcze nic. Prawdziwy hit to słowa, jakie wygłosił projektant pzpn-owskiego logo, pan Andrzej Antoniuk. Otóż powiedział on, że (tu cytat) "przy tworzeniu logotypu wzięto pod uwagę wartości, którymi związek (czyli PZPN - przyp. szatanski) się kieruje: dynamiczność, nowoczesność i profesjonalizm"(!!!)

Dynamiczność? Nowoczesność?? Profesjonalizm??? To są wartości, jakimi PZPN się na pewno NIE kieruje. To zaściankowa, zapyziała i amatorska klika, grupa facetów, których łączą wspólne interesy i kasa, jaką tłuką dla siebie na polskiej piłce. Towarzystwo wzajemnej adoracji, które nigdy nie da sobie zrobić krzywdy i które trzeba pogonić twardym kijem.

Najlepszym przykładem tego, w jaki sposób działa PZPN jest pomysł, by...

Zobacz nowe logo PZPN i pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Żenujące widowisko w Zabrzu
Kilka ostatnich dni spędziłem na Śląsku, więc postanowiłem wykorzystać okazję i wybrać się na mecz zabrzańskiego Górnika z Lechią Gdańsk - czyli po 21 kolejkach Ekstraklasy czwartej i piątej drużyny w tabeli. Sądząc po miejscach można było mniemać, że czeka mnie dobre, emocjonujące i stojące na niezłym poziomie spotkanie. Namówiłem do wybrania się na ten mecz kolegę eintrachta - obaj w związku z tym musieliśmy wyrobić sobie karty kibica Górnika Zabrze. Pełni nadziei i pozytywnych emocji wybraliśmy się na Stadion im. Ernesta Pohla. Naiwni jak dzieci.

O samym stadionie nie ma co się za bardzo rozpisywać, bo to po prostu ruina. Cud, że te trybuny w ogóle jeszcze trzymają się kupy. Ale nic, nie ma co narzekać, w końcu mamy miejsca na trybunie krytej i siedzimy na eleganckich, choć nieco brudnych krzesełkach. Za swoje miejsca musieliśmy zabulić po 50 złotych (!), co wydało mi się lekką przesadą. Koledze eintrachtowi w oglądaniu meczu skutecznie przeszkadzała mało subtelna kolumna podtrzymująca dach. Mnie z kolei do furii doprowadzał siedzący z lewej kibic, który przez cały czas trwania spotkania skubał ziarna słonecznika. Jak wstał, pozostawił po sobie morze łusek. Takich nerwusów na trybunie była cała masa, wszędzie łuski słonecznika. Ale nic dziwnego, kiedy ogląda się takie widowisko, jakim uraczyli nas piłkarze.

Ale zanim o samym meczu - kilka słów o kibicach i ich zachowaniu przed pierwszym gwizdkiem sędziego. W sumie nic złego powiedzieć o nich nie mogę - kulturalnie, większość w szalikach, naprawdę pozytywnie. Pierwszy zgrzyt nastąpił, kiedy po przejściu przez bramofurty i obmacaniu przez smutnych ochroniarzy, dostaliśmy się w łapy kibiców zbierających kasę na oprawy. "Chcecie oglądać efektowne oprawy?", "Dajcie parę złotych na oprawę, pokażmy tym z Legii, jak potrafią się bawić kibice Górnika!". Akurat oprawy kibicowskie mam gdzieś, więc nie dałem ani grosza. Gdyby wzrok mógł zabijać... Na szczęście szybko wyminęliśmy kwestujących. Ale widziałem osoby, które dawały pieniądze z wielkimi oporami - no bo jak tu nie dać, kiedy przejście zatarasowane przez natrętnych kibiców? A nuż zapamiętają? Trochę mnie to wszystko wkurzyło. A jeśli zapytacie, jaką oprawę zaprezentowali kibice z Zabrza podczas meczu z Lechią, odpowiem jednym słowem - żadną. Poza śpiewami i dwoma bębniarzami niczego innego nie było.

A nie, jednak było. Była cisza przez jakiś kwadrans po przerwie. Wrócę jeszcze do samego wejścia na stadion. Po przejściu bramofurt kibice rozdawali również karteczki wzywające do zaprzestania dopingu przez 10 minut po przerwie. W dowód zatroskania fanów sytuacją w Górniku, zaległościami w wypłatach dla piłkarzy i dymisji dotychczasowego prezesa (tego samego, który jeszcze za trenera Kasperczaka wpuścił kiboli na trening i pozwolił im zmusić zawodników do założenia upokarzających koszulek). To akurat pozostawię bez komentarza. I rzeczywiście, po przerwie przez jakiś kwadrans dopingu nie było w ogóle. Przyznaję - mecz bez dopingu to fatalna sprawa.

Zanim o meczu - jeszcze jedno słowo o kibicach. Nie dostrzegłem...

Zobacz pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

XXII kolejka Ekstraklasy: Widzew celuje w europejskie puchary
W polskiej Ekstraklasie mamy szesnaście drużyn. Do tej pory rozegrano dwadzieścia dwie kolejki, do końca pozostało ich osiem. Czyli teoretycznie dwadzieścia cztery punkty do zdobycia. Trzecia w tabeli Lechia Gdańsk uciułała ich na teraz trzydzieści dwa, trzynasty Widzew - dwadzieścia siedem. Różnica pięciu punktów to tyle, co nic. W zasadzie mógłbym również zaszaleć i napisać, że o puchary może się również spokojnie bić przedostatnia Arka Gdynia, bo do Lechii ma raptem dziewięć punktów. Ale staram się być poważny. Nie pamiętam jednak równie płaskiej tabeli na kilka kolejek przed końcem.

Mam swoje zdanie co do takiej sytuacji w Ekstraklasie - i nie jest to zdanie odosobnione. Po prostu nikomu nie opłaca się gra w pucharach. Bo to dodatkowe koszty związane z premiami dla zawodników, przejazdami, noclegami. A ewentualne profity wielce niepewne. Poza tym krótsze urlopy, wcześniej trzeba wrócić do treningów. Po co więc się tam pchać - tym bardziej, że ryzyko kompromitacji w postaci porażki z jakąś totalnie anonimową drużyną z Malty czy Andory wielce prawdopodobne?

No i nasi ligowcy robią wszystko, żeby uniknąć podium. A naiwni kibice ciągle wierzą. Najlepszym dowodem frekwencja na stadionach - rekordowa w tym sezonie, niemal 95 tysięcy widzów! Niestety, kibice w większości zostali uraczeni średnio strawialnymi widowiskami.

O meczu Górnika Zabrze z Lechią Gdańsk napisałem obszernie w oddzielnym tekście, a kolega sasin szczegółowo opisał spotkanie Lecha Poznań z warszawską Legią.

Główny kandydat do tytułu mistrzowskiego i chyba jedyna polska drużyna przejawiająca ochotę do gry w pucharach, Wisła Kraków, z wielkim spokojem pokonała tradycyjnego dostarczyciela niezbędnych punktów, czyli GKS Bełchatów. Grająca bez Małeckiego i Sobolewskiego "Biała Gwiazda" zaaplikowała bełchatowianom trzy gole, a główną rolę w tym widowisku odegrał Maor Melikson - strzelając jednego gola i asystując przy dwóch kolejnych. Inna sprawa, że GKS przez większość drugiej połowy grał w osłabieniu, a bramkarz Sapela miał słabszy dzień. Wynik 3:1 to najniższy wymiar kary. A prezes Cupiał już zapowiada spore wzmocnienia na walkę o Ligę Mistrzów - które to już będzie cupiałowe podejście?

Wicelider Jagiellonia Białystok pojechała na nowy stadion Zagłębia Lubin i udowodniła, że chwilowy kryzys formy ma już najwyraźniej za sobą. Pewne zwycięstwo 2:0, odniesione (podobnie jak w przypadku Wisły) nad osłabionym czerwonymi kartkami przeciwnikiem. Jednak Zagłębie to drużyna pokroju GKS Bełchatów - szybko zapewniająca sobie ligowy byt i później bawiąca się w rozdawacza punktów. Ekipa całkowicie pozbawiona ambicji. Nawet stadion nie mógł na to patrzeć i wyłączył światło.

Polonia Warszawa wreszcie osiąga wyniki na miarę oczekiwań swojego prezesa, Józefa Wojciechowskiego. Trzeci mecz pod wodzą Jacka Zielińskiego i trzecie...

Zobacz pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Maskotka Górnika Zabrze bije na łeb
Byłem niedawno w Zabrzu na meczu Górnika. Widziałem żałosne widowisko na żałosnym, zaniedbanym stadionie. Teraz widzę, że to nie koniec żałosnych rzeczy związanych z tym jakże zasłużonym dla polskiej piłki klubem. Zainspirowany donosem kolegi eintrachta postanowiłem odnieść się do maskotki, jaką już niedługo oficjalnie Górnik zaprezentuje całemu światu. Jakoś udało mi się już opanować atak śmiechu i kilka słów o tej jeszcze nienazwanej maskotce mam zamiar właśnie napisać. Wiem, że o gustach się nie dyskutuje, ale tym razem po prostu nie mogę się opanować...

Zacznijmy od zdjęcia. Żeby nie było, że piszę o czymś, czego nikt nie widział. Proszę bardzo, oto nowa maskotka Górnika Zabrze w całej okazałości:

[tu jest zdjęcie maskotki, polecam...]

Znów mną wstrząsnęło. Zacznijmy od góry (hihihi, normalnie nie mogę)...

1. Czapka górnicza z pióropuszem, czyli miotełką. Biały kolor oznacza sztygara, czyli prawdziwą górniczą szyszkę. Ciekawe czemu maskotka nie ma klasycznego, czarnego pióropusza, który oznacza zwykłego górnika? Wszak klub nazywa się "Górnik", a nie "Sztygar"? No ale może sztygara łatwiej skompromitować, nie wiem...

2. Oczy, a właściwie wytrzeszcz oczny. Sztygar zapewne przed chwilą zobaczył poziom, jaki prezentuje obecnie Górnik i nie może dojść do siebie. Poza tym nie wiem, czy istnieje taka jednostka chorobowa, która charakteryzuje się zanikiem powiek. Jeśli tak, to nasz sztygar cierpi na nią niewątpliwie.

3. Zarost. Lekko przyszarzony, jakby nieco siwy, ale sam nie wiem... Może chodzi o przyprószenie lekką pylicą? No bo przecież nikt normalny nie ma zarostu tego koloru. Sama forma zarostu, wielka mikołajowa broda, ma się chyba kojarzyć z Bożym Narodzeniem? Ale jakoś nie widzę wielkiego wora z prezentami dla kibiców i piłkarzy Górnika.

4. Język - różowiutki, nieco figlarnie wysunięty. Jednak nieprzesadnie, by nikomu nie przyszło na myśl, że nasz sztygar komuś go niecnie pokazuje. Albo żeby nie być posądzonym o lubieżność, głównie chyba w stosunku do nieletnich. Aż mnie dziwi, że...

Zobacz pełny tekstTomasz Szatański edytował(a) ten post dnia 20.04.11 o godzinie 00:25
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Wielka Barcelona klęknęła przed Mourinho
Ależ emocje! Po preludium w postaci "normalnego" meczu ligowego, zakończonego remisem 1:1, nadszedł czas na finał Copa del Rey, Pucharu Króla. W Hiszpanii krajowy puchar ma ogromne znaczenie, a jeśli w jego finale mierzą się Barcelona z Realem Madryt, to jest to wydarzenie globalne. Tym razem finał Pucharu Króla to jeden z elementów swego rodzaju "czwórmeczu" - Real i Barca rozgrywają cztery mecze w ciągu osiemnastu dni. Po dwóch starciach lepszy jest Real - po pierwszym remisie przyszła kolej na zwycięstwo wydarte w ciężkiej walce. Gola na wagę pucharu strzelił Cristiano Ronaldo.

Real zagrał tak, jak chciał tego Mourinho - konsekwentnie, pressingiem, nie dając rozwinąć skrzydeł Barcelonie. I przez bardzo długi czas ta strategia się sprawdzała. Barca nie miała żadnego pomysłu na pokonanie Casillasa, spędzała bezproduktywnie czas na tych swoich krótkich, licznych podaniach - z czego jednak nic nie wynikało. Z kolei Real co chwila punktował i marnował niezłe sytuacje podbramkowe. Najlepszą zaprzepaścił Pepe, po którego efektownej główce piłka wylądowała na słupku bramki Barcelony.

Gra Barcelony męczyła. Z kolei w drugiej połowie zmęczyli się podopieczni Jose Mourinho i "Blaugrana" doszła do głosu. Jednak ani Villa, ani Messi, ani Iniesta nie potrafili pokonać Ikera Casillasa, który rozegrał znakomite spotkanie. W końcu Pedro znalazł drogę do siatki Realu, jednak arbiter odgwizdał spalonego. W drugiej połowie "Królewscy" zagrozili bramce Pinto, tak na poważnie, bodajże raz - po strzale Di Marii musiał interweniować rezerwowy na co dzień golkiper Barcelony.

Do końca podstawowego czasu gry uznanych goli więc nie zobaczyliśmy. Jednak akcja, jaką przeprowadzili w 103 minucie Marcelo z Di Marią, zrekompensowała wszystko, co niefajnego można było o tym meczu powiedzieć. Defensywa Barcelony został wręcz ośmieszona, a to, w jaki sposób Di Maria wyprzedził Daniego Alvesa na dystansie kilku metrów zaprzecza tezie, że Alves jest szybki. Genialne przyspieszenie reprezentanta Argentyny i genialne dośrodkowanie lewą nogą. A w polu karnym do piłki wyskoczył Cristiano Ronaldo i wydawało się, że wisi w powietrzu jakoś nienaturalnie długo. Efektowny strzał głową i Pinto musiał skapitulować. Ale czy naprawdę musiał? Gdyby po prostu stał w miejscu i podniósł ręce, mógłby spokojnie tę piłkę przenieść nad poprzeczką. No ale jak się chce podskakiwać przy każdej interwencji, to się musi skończyć w końcu golem. Beznadziejnie w tej sytuacji zachował się również kryjący CR7 w polu karnym Adriano.

(...)

Zobacz gola Cristiano Ronaldo i pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Finał marzeń w Pucharze Polski
I proszę, jednak można. Kiedy zajrzy w oczy groźba słabego miejsca w Ekstraklasie i wizja braku europejskich pucharów (są jednak w Polsce kluby, którym jeszcze na tym zależy), to nasi potentaci umieją się sprężyć. I trochę łaskawszym okiem spojrzeć na Puchar Polski. Zarówno Lech Poznań, jak i Legia Warszawa obecny sezon ligowy zaliczą raczej do wpadek. Jedyną szansą na uratowanie twarzy, choćby częściowo, jest triumf w Pucharze Polski. No i oba kluby mają na to realne szanse. Właśnie one zmierzą się ze sobą 3 maja na stadionie w Bydgoszczy.

Najpierw Lech ograł na wyjeździe Podbeskidzie Bielsko-Biała. Pierwszoligowiec dotarł do półfinału pokonując po drodze między innymi kluby z Ekstraklasy - GKS Bełchatów czy Wisłę Kraków. W pierwszym meczu półfinału między tymi klubami, rozegranym w Poznaniu, padł remis 1:1. Przebieg rewanżu przez dłuższy czas również wskazywał na niespodziankę - "Górale" prowadzili już 2:0 i w zasadzie kontrolowali sytuację na boisku. Kibice już zaczęli świętować awans do bydgoskiego finału, ale nie wzięli pod uwagę, że Jose Mari Bakero na drugą połowę wypuścił Semira Stilicia i Artjomsa Rudnevsa. I ci dwaj panowie zapewnili "Kolejorzowi" zwycięstwo - najpierw gola zdobył Stilić, później snajperskim instynktem dwukrotnie błysnął Rudnevs. Lech wygrał 3:2 i niespodzianki nie było. A Podbeskidzie i tak przeżywa właśnie najlepszy sezon w historii - awans do półfinału Pucharu Polski i bardzo prawdopodobny awans do Ekstraklasy. Myślę, że na występy w europejskich pucharach klub z Bielska-Białej powinien jeszcze zaczekać.

Drugi półfinał to gra o życie dla Macieja Skorży. Mecz przy Łazienkowskiej był jednostronny, Legia dominowała zdecydowanie i udokumentowała swoją przewagę czterema golami. Lechia Gdańsk nie była w stanie zagrozić Legii, co zresztą mnie absolutnie nie dziwi w kontekście tego, co widziałem w jej wykonaniu na stadionie w Zabrzu. Tak grający zespół nie miał prawa awansować do finału Pucharu Polski. Dobre spotkanie rozegrał w końcu Manu, choć zmarnował przynajmniej jedną stuprocentową sytuację podbramkową - jednak świetnie szarpał na skrzydłach i w końcu dokładnie podawał (co można zobaczyć patrząc na trzecią i czwartą bramkę). Maciej Skorża jeszcze uciekł spod topora, ale jeśli nie zdobędzie Pucharu Polski i/lub nie zajmie przynajmniej drugiego miejsca w tabeli Ekstraklasy, to jego losy mogą potoczyć się bardzo różnie. Jedno jest pewne - kibice Legii właśnie takie mecze i takie wyniki chcieliby oglądać częściej.

Jedna dygresja kibicowska - stoję sobie wczoraj spokojnie w sporym tłumku na peronie dworca Warszawa Ochota. Podjeżdża pociąg jadący na Warszawę Wschodnią. Skład staje, sporo ludzi wysiada, niewielu wsiada. Tłum na peronie w związku z tym się zwiększył. Nagle słychać...

Zobacz pełny tekst i gole z meczu Legii z Lechią
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Fałszywe tytuły: WP - "Szczęsny zawalił mecz. Wojtek, do roboty!!!"
Miałem olać tę wp (piszę z małych liter, bo to cholerny szmatławy brukowiec - tyle, że internetowy) z tymi wszystkimi beznadziejnymi tytułami tekstów, ale dziś z rana nie zdzierżyłem. Wróciłem ze Świąt Wielkanocnych pełen pozytywnych wibracji, a tu takie gówno. Powiem wprost - redakcja wp obrzydliwie manipuluje. Wiem, że dziś media manipulują na potęgę, ale to, co robi wp, śmierdzi starym kałem, kanałami i szczurzymi odchodami. Te quasi-dziennikarskie mendy zrobią wszystko, żeby podbić sobie oglądalność. Najlepiej, jeśli przy okazji komuś się dokopie.

Co mnie tak wyprowadziło na orbitę? Po kolei. Na stronie główniej wp, w rubryce "Sport", znalazłem następujący tytuł: "Szczęsny zawalił mecz. Wojtek, do roboty!!!". Myślę sobie kurna, młody wrócił po kontuzji i jest w kiepskiej formie. Klikam, wchodzę na tekst. I co widzę? Tytuł już jest nieco inny - "Szczęsny też zawalił. Wojtek, do roboty!!!". Czyli już nie to, że sam Szczęsny zawalił, ale zawalili jeszcze inni (cały czas mowa o meczu Arsenalu z Boltonem, przegranym przez "Kanonierów" 1:2). Czytam tekst. I co w tym tekście? Po pierwsze dowiaduję się, że to analiza artykułu z "Polska The Times". Po drugie - Szczęsnego jako gracza meczu wybrało 45% głosujących na stronie internetowej Arsenalu. Po trzecie - Polak obronił rzut karny i kilka razy uratował zespół przed utratą bramki. Po czwarte - w ocenie dziennikarza "PTT" Szczęsny mógł lepiej zachować się przy drugim golu. Cytat: "Jednak od człowieka, który ma bronić na Euro, mamy obowiązek oczekiwać więcej. Dużo więcej".

Zanim wrócę do komentarza kretyńskiego tytułu na wp, muszę odnieść się do ostatniego cytatu. Jest równie debilny. Po pierwsze - Szczęsny nie popełnił błędu przy drugiej bramce dla Boltonu. Piłka leciała tuż przy słupku - gdzie Polak ustawił sobie obrońcę i to był błąd tego właśnie zawodnika. Po drugie - obie bramki Arsenal stracił po rzutach rożnych i strzałach głową. Blok defensywny, z jakim przychodzi grać Szczęsnemu, jest po prostu fatalny. Rośli obrońcy Arsenalu przegrywają powietrzne pojedynki z przeciwnikami, co nie powinno w ogóle mieć miejsca. Po trzecie - ciekawe, czego więcej oczekiwać od bramkarza? Wybronił w meczu cztery czy pięć sytuacji sam na sam, obronił rzut karny - dodajmy sprokurowany przez beztroskiego obrońcę Arsenalu.

Jedyne, co można by zarzucić Szczęsnemu to to, że...

Zobacz pełny tekst i jak Szczęsny "zawalił" mecz
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

XXIII kolejka Ekstraklasy: W Warszawie znów Polonia pany
Znów muszę się do czegoś przyznać - i uderzyć się we własne piersi. Nie byłem zwolennikiem powrotu Jacka Zielińskiego na ławkę Polonii Warszawa. Bo "nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki". Bo prezes Józef Wojciechowski potraktował go jak szmatę. Bo nie można wracać do tego samego pracodawcy, jeśli ten potraktował pracownika jak szmatę. Jednak Zieliński schował swoją dumę do kieszeni i przyjął propozycję Wojciechowskiego. Nie wiem, jak sam trener się z tym czuje, ale wiem, że wyniki sportowe osiąga doskonałe - cztery mecze pod jego wodzą i cztery kolejne zwycięstwa.

Polonia Warszawa przestała tym samym oglądać się na dół tabeli i definitywnie oddaliła od siebie choćby cień ewentualnego spadku. Teraz "Czarne Koszule" (choć sam Zieliński oficjalnie się od tego odżegnuje) walczą o europejskie puchary (tylko 2 punkty straty do trzeciego miejsca). Prezesa Wojciechowskiego z pewnością rozpiera teraz ogromna duma - ja osobiście mam tylko nadzieję, że wyciągnie z całej tej historii z Zielińskim jakieś wnioski na przyszłość.

Tym razem "ofiarą" Polonii padła Arka Gdynia. Efektowne zwycięstwo okraszone czterema golami oraz żenującym zachowaniem Łukasza Trałki, który efektowną "syrenką" wyżebrał od sędziego rzut karny. Zawodnik warszawskiej drużyny "potknął się o powietrze", a arbiter tego nie zauważył. Żałosne to jak cholera. Przed wojną ludzie za takie zachowanie strzelali sobie w łeb. A Trałka w wywiadzie po meczu powiedział, że "ja chyba coś poczułem, nie wiem, sędzia widział". Ten człowiek jest normalnym idiotą. Warto dodać jeszcze, że Polonia w tym spotkaniu zagrała bez Smolarka i Sobiecha. Jaki stąd wniosek?

Na drugim biegunie znajduje się teraz Legia Warszawa. Maciej Skorża przestał w ogóle panować nad swoim zespołem, piłkarze grają tak, jakby chcieli szkoleniowca zwolnić. I wszystko wskazuje na to, że im się to uda. Kolejna, już jedenasta porażka Legii w sezonie, spowodowała, że nikt nie postawi złamanego szeląga na to, iż Skorża w przyszłym sezonie w dalszym ciągu będzie trenerem na Łazienkowskiej. I nie uratuje go nawet superefektowne zwycięstwo nad Lechem w finale Pucharu Polski. Legia na wiosnę jest najsłabszym zespołem w Ekstraklasie!

(...)

Zobacz pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

PZPN musi zapłacić niemal pół miliona za szachrajstwa przy licencji
Informacja o tym ukazała się w mediach jeszcze przed Świętami Wielkanocnymi, ale wtedy nie chciałem psuć sobie humoru. Teraz mogę, aczkolwiek nie ukrywam, że ta cała historia psuje mi humor tylko wtedy, kiedy się nad tym mocniej zastanowię. Bo tak na pierwszy rzut oka informacja jest świetna - wreszcie ktoś złapał PZPN za rękę i przywalił mu wielotysięczną karę. Cale to szemrane towarzystwo wzajemnej adoracji w końcu dostało po łapach. Za co? Za machloje przy przyznawaniu licencji na transmisje rozgrywek ligowych w sezonach od 2005/06 do 2008/09.

W 2005 roku wszystko było ewidentnie ustawione pod Canal Plus. Zaprzyjaźniona stacja musiała "wygrać" przetarg na pokazywanie meczów Ekstraklasy. Zresztą wszyscy wiedzą, jak mocno "zaprzyjaźniony" z władzami PZPN jest pan Placzyński. Umowa, jaką PZPN podpisał wcześniej z Canal Plus zawierała klauzulę, że w przypadku kolejnych przetargów stacja ta będzie automatycznie informowana o wszystkich szczegółach ofert składanych przez konkurentów Canal Plus. A stacja miała 30 dni na to, żeby dostosować swoje warunki do tych, jakie przedstawiła konkurencja. I oczywiście przetarg został rozstrzygnięty na korzyść Canal Plus.

Każdy średniorozwinięty osobnik od razu stwierdzi, że coś tu śmierdzi, a cały ten deal nie ma nic wspólnego z równymi szansami, fair play czy szerzej - z zasadami wolnej konkurencji rynkowej.

Na szczęście całej sprawie przyjrzał się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Za stosowanie praktyki ograniczającej konkurencję zostały nałożone (maj 2006 roku) kary:

...

Zobacz pełny tekstTomasz Szatański edytował(a) ten post dnia 26.04.11 o godzinie 13:18
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Decyzja zapadła - będzie nowa siedziba PZPN
Głośno ostatnio o Polskim Związku Piłki Nożnej. A to zmienili sobie logo, a to muszą zapłacić niemal pół miliona złotych kary za machlojki przy przetargu na transmisje meczów Ekstraklasy. Teraz z kolei PZPN wydał komunikat, że decyzją Zarządu wybrano projektanta i generalnego wykonawcę nowej siedziby związku. Oczywiście wszystko odbyło się drogą przetargu (ciekawe, ciekawe...), a zwycięzcą okazała się firma Warbud S.A. Za projekt odpowiedzialne jest z kolei Konior Studio. Gmach powstanie niedaleko Świątyni Opatrzności na Wilanowie, przy zbiegu ulicy Sobieskiego i Alei Wilanowskiej.

Będzie to biurowiec klasy A (o tym poniżej) z "wielostanowiskowym garażem podziemnym oraz towarzyszącą mu infrastrukturą". Działka ma powierzchnię ponad 2,5 tysiąca metrów kwadratowych. PZPN udostępnił również pierwszą wizualizację obiektu, aczkolwiek rzeczniczka związku zastrzega, że finalny efekt może się nieco różnić od tego, co pokazano mediom. Kwota kontraktu z Warbudem jest oczywiście tajemnicą handlową. W przetargu wzięło udział 13 firm, a zarząd związku wybierał z pięciu rekomendowanych ofert.

Termin oddania biurowca do użytku również póki co nie jest znany.

W chwili obecnej związek już nie mieści się przy ulicy Miodowej. Tymczasowo zajmuje biurowiec przy ulicy Bitwy Warszawskiej 1920 r. 7 - nie udało się bowiem dogadać z właścicielem i przenieść biur na Stadion Narodowy.

Oto wizualizacja nowej siedziby PZPN:

(...)

Zobacz projekt i pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Kobiety piłkarzy: Tatjana Batinić, narzeczona Sebastiana Boenischa
Polak też potrafi. No dobrze, może Sebastian Boenisch nie jest takim Polakiem jak Jan Kowalski czy nawet Tomasz Frankowski, no ale korzenie polskie ma i nawet w naszej reprezentacji zagrał. Ale ten tekst nie jest przecież o nim - a o Miss Austrii 2006, Tatjanie Batinić. Jak nazwisko wskazuje, Tatjana jest pochodzenia bałkańskiego, a konkretnie bośniackiego (według innych źródeł chorwackiego). Wcześniej ta urocza blondynka była dziewczyną chorwackiego piłkarza Sevilli i Schalke, Ivana Rakiticia. Boenisch i Batinić spotykają się od końca 2009 roku. Ponoć ich plany matrymonialne są już dość zaawansowane.

Panna Batinić studiuje w Wiedniu i w przyszłości chce być nauczycielką. Teraz jednak jej największym zmartwieniem jest fatalna kontuzja Sebastiana, który od kilku miesięcy nie gra w piłkę, jego klub (Werder Brema) postawił już na nim w zasadzie krzyżyk, a przyszłość Boenischa jako piłkarza stoi pod coraz większym znakiem zapytania. Co martwi zresztą nie tylko Tatjanę, ale również Franciszka Smudę:)

Oto kilka zdjęć Tatjany Batinić:

(...)

Zobacz pełny tekst i zdjęcia panny Batinić
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Wolą Lewandowskiego zamiast... Rooneya
Życie przynosi ciekawe i dość nieoczekiwane rozwiązania. Stawia ludzi w najrozmaitszych kontekstach. Jedni tracą, inni zyskują. Jednych zwalniają, innych zatrudniają. Bogaci, syci - przestają się nadawać, a młodzi, jeszcze spontaniczni zaczynają komuś pasować. Niegrzeczni zaczynają wadzić, a kulturalni wręcz przeciwnie. Dość tego przydługiego wstępu. W skrócie - Coca-Cola zrezygnowała z Wayne'a Rooneya i podpisała kontrakt z Robertem Lewandowskim. Zaskoczenie? Z jednej strony duże, z drugiej w zasadzie sytuacja wydaje się być jasna.

Coca-Cola to marka, która chce się promować osobistościami, tzw. celebrities. To zresztą sposób powszechnie znany i często stosowany. Jakiś znany ktoś jest postrzegany powszechnie jako człowiek kierujący się w życiu zasadami, które idą w parze z zasadami preferowanymi przez markę. Najwyraźniej Rooney przestał kierować się tymi samymi zasadami, co Coca-Cola. Zresztą nic dziwnego, skoro zdradzał swoją ciężarną żonę z luksusową prostytutką. Że zdradzał, to jeszcze nic. Wszyscy piłkarze zdradzają. Ale wyszło to na jaw. No i koncern nie przedłużył podpisanej w 2007 roku umowy z piłkarzem Manchesteru United, wartej około 600 tysięcy funtów rocznie. Czy Rooney się tym zmartwił - nie wiem. Jedno wiem na pewno - zdradzać Wayne nie przestanie. Kilka innych źródeł dochodów jeszcze mu zostało...

Natomiast niespodzianką dla mnie jest podpisanie kontraktu przez Coca-Colę z Robertem Lewandowskim. Z pewnością opiewa on na dużo mniejszą kasę niż umowa z Rooneyem, ale mimo wszystko Polak nieźle na tym wyjdzie. Kontrakt przewiduje wykorzystanie wizerunku zawodnika do celów promocyjnych i marketingowych marki Coca-Cola. Powodów takiego ruchu koncernu jest kilka. Przede wszystkim podkreśla się wysoką już klasę naszego napastnika w zestawieniu z nienaganną postawą Lewandowskiego zarówno na boisku, jak i poza nim. Cytat: "To bardzo pracowity i ambitny młody człowiek, który dzięki ciężkiej pracy osiągnął w życiu bardzo wiele".

W komunikacie podkreśla się również fakt, iż kariera Roberta Lewandowskiego...

Zobacz pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Manchester United zniszczył Schalke
Jeśli jakiemuś fanowi niemieckiej piłki choćby przez myśl przeszedł taki scenariusz, że Schalke rozprawia się na własnym stadionie z Manchesterem United w półfinale Ligi Mistrzów, to niestety było to jedynie pobożne zaklinanie rzeczywistości. Drużyna sir Aleksa Fergusona wybiła zawodnikom Schalke jakiekolwiek marzenia o finale na Wembley. Zastanawia mnie do tej pory jak to się stało, że takie słabe Schalke dotarło aż do półfinału Ligi Mistrzów! Ta drużyna na własnym stadionie po prostu nie istniała, a "Czerwone Diabły" robiły niemal co chciały. Gdyby nie Neuer, wynikł otarłby się o dwucyfrówkę...

Cały mecz w zasadzie wyglądał podobnie - ataki Manchesteru i desperacka obrona Schalke. Dodajmy, że obrona na żenująco słabym poziomie. Koledzy Tomasza Kuszczaka co chwila wypracowywali sobie dogodne sytuacje podbramkowe, ale Manuel Neuer (który po sezonie ma trafić do Bayernu lub właśnie do Manchesteru United) bronił jak w transie. Ani Hernandez, ani Giggs, ani Rooney nie potrafili znaleźć na niego sposobu. Schalke odgryzło się raz czy dwa, ale bądźmy szczerzy - tępe były te żądła i całkowicie niegroźne.

W drugiej połowie obraz gry nie uległ zmianie. Manchester znów atakował, Schalke znów się broniło i bardzo szybko opadało z sił. No i lider Premier League bezlitośnie to wykorzystał przeprowadzając w ciągu dwóch minut dwie niemal takie same akcje. Szybkie rozegranie piłki w środku, genialne podanie "w uliczkę" i wykorzystane sytuacje sam na sam. Najpierw Rooney podał do Giggsa, później Hernandez do Rooneya. Dwa zero i po meczu. Manchester United zwolnił tempo gry, zadowolony z wyniku i oszczędzający siły na ostrą końcówkę w lidze angielskiej - trzeba będzie bronić pozycji lidera. A Schalke konsekwentnie nic nie grało.

Wynik tego meczu raczej jednoznacznie wskazuje pierwszego finalistę tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. Będzie nim Manchester United. Dla Schalke jedyną nadzieją na uratowanie jeszcze tego sezonu jest zwycięstwo w Pucharze Niemiec (21 maja 2011 roku), bo w Lidze Mistrzów to już raczej nie ma czego szukać, a w Bundeslidze jest na odległej pozycji. Z kolei "Czerwone Diabły" mają jeszcze szansę na mistrzostwo Anglii i Ligę Mistrzów - potrójnej korony nie będzie, bo w półfinale FA Cup lepszy okazał się Manchester City.

Oczywiście niepoprawni zwolennicy klubów niemieckich zaraz napiszą, że...

Zobacz gole i pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Ryan Giggs od dziś jest moim piłkarskim bogiem
Ryan Giggs jest chodzącą (czasem biegającą) legendą Manchesteru United i ulubieńcem Aleksa Fergusona. Dziś już wiem dlaczego. Wcale nie dlatego, że w lutym 2011 roku został wybrany piłkarzem wszech czasów klubu z Old Trafford. Wcale nie dlatego, że jest wierny Manchesterowi od samego początku swojej kariery (w zasadzie od 1986 roku). Wcale nie dlatego, że w swoim klubie rozegrał ponad 600 spotkań. Wcale nie dlatego, że był 11 razy mistrzem Anglii (jako jedyny - stan na 27.04.2011), że 4 razy zdobywał Puchar Anglii, 3 razy Puchar Ligi czy 2 razy Ligę Mistrzów.

Ani nie dlatego, że raz zdobył Puchar Zdobywców Pucharów, Superpuchar Europy, Klubowe Mistrzostwo Świata, 8 razy Tarczę Wspólnoty. Również nie dlatego, że wybierano go najlepszym piłkarzem ligi angielskiej, osobowościami roku. I także dlatego nie, że nigdy nie otrzymał czerwonej kartki - aczkolwiek myślę, że ma to związek z tym, o czym chcę napisać.

Dla mnie Ryan Giggs aż do dziś (27.04.2011) był jednym z wielu wybitnych zawodników. Ale od dziś jest piłkarskim bogiem. Bo powiedział coś, co dla mnie świadczy o jego ABSOLUTNEJ klasie, ambicji i sportowym podejściu do wykonywanego zawodu. Powiedział mianowicie, że jest "zawiedziony tym wynikiem". Przypomnę, że chodzi o wyjazdowe zwycięstwo (2:0) Manchesteru United nad Schalke w półfinale Ligi Mistrzów. Jestem przekonany, że 99,9% piłkarzy w takiej sytuacji powiedziałoby - świetny wynik, jesteśmy bardzo zadowoleni, awans do finału mamy w kieszeni, przeciwnik postawił trudne warunki, grał naprawdę znakomicie. A Giggs jest zawiedziony.

I to mnie w piłce uwodzi najbardziej. Ambicja piłkarza. Nie taka głupia, która każe...

Zobacz pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Guardiola przyjął warunki Mourinho i wygrał
Trzeci z kolei mecz Realu Madryt z Barceloną zachwycił tylko raz - kiedy Leo Messi minął czterech piłkarzy "Królewskich" i w swoim stylu pokonał bezradnego Ikera Casillasa. Pierwsze spotkanie półfinałowe pomiędzy hiszpańskimi potentatami zawiodło kompletnie, przypominało starcie zmęczonych i spoconych zapaśników, którzy co chwila wchodzilo w zwarcie. Ciężki mecz walki, na niemal fizyczne zniszczenie przeciwnika. Barcelona prowadziła grę, Real przeszkadzał - ale "Blaugrana" przyjęła warunki podopiecznych Mourinho i walka toczyła się na całym boisku.

Piłkarze zobaczyli siedem kartek - pięć żółtych i dwie czerwone. Jose Mourinho został wyrzucony na trybuny. Zawodnicy obu drużyn ciągle się faulowali, ciągle coś do siebie mówili. Atmosfera była bardzo gęsta. Punktem zwrotnym meczu okazała się sytuacja z 61 minuty, kiedy to arbiter pokazał Pepe czerwoną kartkę za ostry atak wyprostowaną nogą w Daniego Alvesa - moim zdaniem nieco na wyrost. Kilka minut później Guardiola wykazał się nosem trenerskim, kiedy wpuścił na boisko Ibrahima Afellaya (za Pedro) - holenderski piłkarz znakomicie "wszedł w mecz", rozruszał ofensywę Barcelony i przeprowadził kluczową akcję spotkania. W 76 minucie znakomicie znalazł się na prawym skrzydle i idealnie dośrodkował na nogę Leo Messiego. Strzał z najbliższej odległości między nogami Casillasa był dla Argentyńczyka formalnością. Dziesięć minut później Messi dobił Real Madryt akcją opisaną wyżej.

(...)

Zobacz gole z tego meczu i pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Upadek
Ten tekst będzie bardzo emocjonalny, więc z góry przepraszam. Ale zacznę od faktów. W czerwcu tego roku reprezentacja Polski miała rozegrać trzy mecze towarzyskie - 2, 6 i 9 czerwca. W zamyśle miała być to taka próba przed fazą grupową na EURO 2012, bo wtedy również nasze "orły" rozegrają trzy mecze w krótkich odstępach czasu. Zamysł przedni. Jak zwykle zawiodła organizacja. Najpierw odpadł pierwszy termin - bo nie udało się zorganizować przeciwnika, a poza tym przesunięto termin zgrupowania kadry w Austrii. Teraz odpada drugi. Ale nie to jest jeszcze najgorsze.

6 czerwca nasi mieli się zmierzyć ze Słowacją. Jednak przy okazji pojawiła się opcja gry z teoretycznie silniejszymi Czechami, więc PZPN olał Słowację. W tym samym czasie Czesi jednak uznali, że jadą na zaplanowany wcześniej mecz z reprezentacją Japonii, więc Lato i spółka wrócili do rozmów ze Słowakami. A raczej chcieli wrócić, ale ci nawet nie mieli zamiaru się z naszymi "leśnymi dziadkami" spotykać. Nic dziwnego, na miejscu Słowaków zrobiłbym dokładnie to samo.

No i PZPN zaczął trząść portkami - bo nikt nie chce z nami zagrać tego 6 czerwca. Odmówili nie tylko Słowacy i Czesi, ale również Maroko. No i teraz dochodzimy do punktu, który tak mnie dziś z rana zirytował. PZPN wysłał propozycję rozegrania spotkania towarzyskiego do federacji piłkarskiej Cypru. I co na to Cypr? Ano tyle, że wcale im się nie spieszy do gry w czerwcu - pomimo że nie mają zaplanowanych żadnych meczów w tym czasie. Ale są skłonni rozważyć naszą propozycję, jeśli "otrzymają dobrą ofertę".

W skrócie oznacza to tyle, że Cypr chce od PZPN pieniędzy za udział w meczu towarzyskim z naszą reprezentacją. No i to jest już dla mnie dowód totalnego upadku polskiej piłki nożnej. Jeszcze od biedy jestem w stanie zrozumieć płacenie za mecz Hiszpanii czy Brazylii, to tyle obecna sytuacja z Cyprem wymyka się mojej percepcji. Co to jest? Mamy płacić jednej z najsłabszych reprezentacji w Europie za mecz??! Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że PZPN raczej na taki układ nie pójdzie, ale już sam fakt zaistnienia takich okoliczności jest dla mnie skandalem.

Oto najlepszy dowód na to, jak nisko jest nasza reprezentacja. Pieprzyć...

Zobacz pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Kogo w Europie interesuje Liga Europejska?
Półfinałowymi meczami Ligi Mistrzów kibice żyją niemal do dzisiaj. Zwłaszcza po Gran Derbi w Madrycie media wciąż trzęsą się od informacji, plotek i innych takich. Messi, Mourinho, Guardiola, Busquets, Pinto, Pepe, sędzia Stark, nawet Jerzy Dudek - pełno tego. Piszą, analizują, prognozują. Podniecają się. I tak pewnie będzie aż do meczów rewanżowych. A i później pewnie tez jeszcze długo będzie się to wspominać. A o Lidze Europejskiej ktoś pamięta? Ktoś się tym ekscytuje? Pewnie poza kibicami tych czterech klubów nikt. Tylko wyniki, jakieś suche relacje. A nie, jest jeszcze Andre Villas-Boas.

Ale zanim o Villas-Boasie, kilka słów jednak o samych meczach półfinałowych Ligi Europejskiej. Nie no, należy się chłopakom, bo spotkania były dobre, żywe, ze zwrotami akcji, pełne bramek i emocji.

FC Porto pokonało u siebie Villarreal 5:1. To solidna niespodzianka, bo Hiszpanie to niezłej klasy ekipa, z kilkoma gwiazdami. Na dodatek to właśnie "Żółta Łódź Podwodna" strzeliła pierwsza gola - "do szatni", tuż przed przerwą trafił Cani. Worek z bramkami dla gospodarzy rozwiązał się po przerwie, jednak mam wrażenie, że gdyby nie świetne aktorstwo Falcao, losy tego pojedynku mogły potoczyć się zupełnie inaczej. Wspomniany Falcao przecudownie fiknął w polu karnym i naiwny sędzia podyktował rzut karny. Oczywiście gol i remis. A potem już seria błędów Villarreal w obronie, Falcao dołożył trzy kolejne trafienia (bo z karnego to on oczywiście strzelił), jedną bramkę zaliczył Guarin i bądźmy szczerzy - w finale będzie FC Porto. Chyba że zdarzy się cud (to dla kibiców Villarreal) lub katastrofa (to dal fanów FC Porto).

dowolny tekstTomasz Szatański edytował(a) ten post dnia 29.04.11 o godzinie 14:43
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Kobiety piłkarzy: Zaira Nara, dziewczyna Diego Forlana
Diego Forlan nie jest specjalnie oryginalnym piłkarzem. Przynajmniej jeśli chodzi o dobór partnerki życiowej. Jak bardzo, naprawdę bardzo wielu futbolistów tak i on związał się z modelką. I to nie byle jaką, bo bodajże najpopularniejszą modelką rodem z Argentyny, Zairą Nara. Naturalnie, jak większość wziętych modelek, tak i Zaira próbuje swoich sił w filmie, aczkolwiek cicho o jakichkolwiek osiągnięciach na tej niwie. Jedno wiadomo natomiast na pewno - Zaira ma siostrę, Wandę. Wanda Nara wsławiła się romansem z samym Diego Maradoną. Nie ma co, fajne siostrzyczki:)

Tak czy owak Zaira jest już chyba narzeczoną Forlana. A niedawno ogłosiła na Twitterze, że oboje planują ślub - choć żadnych szczegółów nie podała. Miliony fanek urugwajskiego przystojniaka zalały się łzami... Jakoś nie potrafię im współczuć:)

A Zaira? Cóż... to naprawdę atrakcyjna kobieta. Wystarczy tylko spojrzeć...

(...)

Zobacz zdjęcia, filmik i pełny tekst
Tomasz Szatański

Tomasz Szatański Profesjonalne
zarządzanie
projektami

Temat: NJUSY ZE SWIATA PIŁKI BY FOOTBALLBLOG.PL

Opowieści Króla Kibiców: Oblany test Wójcika
27 lipca 1997 roku miał otworzyć nowy rozdział w dziejach rodzimego futbolu. Po jednoznacznej deklaracji prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego oraztelewizyjnym audiotele Janusz Wójcik oficjalnie przejął ster kadry. Bodaj żaden z jego poprzedników nie cieszył się aż takim poparciem.

Mało tego. Pamiętam, że w świetle telewizyjnych jupiterów popularny w środowisku "Wujo" złożył deklarację: "Celem jest awans do finałów mistrzostw Europy. Jestem konsekwentny aż do bólu. Plan został szczegółowo opracowany i będziemy go stopniowo realizować. Kto zechce przeszkadzać, natychmiast odejdzie!". Trzeba przyznać, że start był efektowny. Po dwóch bramkach Sylwetsra Czereszewskiego i jednej Tomasza Iwana Polska pokonała na wyjeździe Bułgarię 3:0. Bezpośrednią transmisję ze stadionu w Burgas przeprowadziła tylko kodowana stacja Wizja. Rozpętała się prawdziwa burza, były nawet interpelacje w Sejmie. Następnie nasi piłkarze zwyciężyli 3:0 Luksemburg i zostali liderem tabeli. Ciekawostka, że wystąpili wówczas na stadionie Legii - jedyny raz w dziejach naszego futbolu - w... czarnych koszulkach. Wszyscy przecieraliśmy oczy ze zdumienia.

Niestety, wiosną 1999 roku znów zaczęły się schody. Zgodnie z przewidywaniami Wójcik oparł reprezentację na srebrnych medalistach z Barcelony. Ci zawodnicy byli już jednak siedem lat starsi, niektórych nękały kontuzje. Ponadto mam wrażenie, że ten bardzo przebojowy w życiu codziennym człowiek przed ważnymi sprawdzianami zwyczajnie się bał.

Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że w podstawowym składzie na mecz z Anglią znalazło się aż sześciu (!) nominalnych obrońców? Żeby nie było żadnych wątpliwości, wymienię ich: Tomasz Hajto, Tomasz Łapiński, Jacek Zieliński, Krzysztof Ratajczyk, Jacek Bąk i Rafał Siadaczka. Ta decyzja była zapewne pokłosiem spotkania, w którym prowadzona przez Edwarda Lorensa nasza młodzieżówka została rozbita przez gospodarzy, przegrywając aż 1:5. Nie zmienia to jednak faktu: Wójcik się bał!

Zgodnie z przewidywaniami jego zachowawcza taktyka niewiele pomogła. Nasi zawodnicy nie potrafili powstrzymać rudowłosego Paula Scholesa, który trzykrotnie pokonał Adama Matyska, i przegraliśmy 1:3. Wprawdzie jednego gola pomocnik Manchesteru United strzelił ręką, ale cóż to za pociecha?

Ja miałem tylko małą satysfakcję, że drużyna Stowarzyszenia Klubu Kibica Reprezentacji Polski, której byłem kierownikiem, w przedmeczu na Wembley wygrała z zespołem angielskich fanów 4:2, chociaż mecz rozpoczął się bardzo nerwowo i straciliśmy gola już w pierwszej minucie.

Pamiętam, że mimo porażki w Londynie Wójcik wciąż zapowiadał awans do finałowego turnieju Euro 2000...

Szanse rzeczywiście nadal były, ale po porażce 0:1 ze Szwecją w Chorzowie poważnie zmalały. W roli kozła ofiarnego wystąpił wówczas tak hołubiony zawsze przez trenera Jerzy Brzęczek. Było to jego pożegnanie z kadrą.

(...)

Zobacz pełny tekst



Wyślij zaproszenie do