Temat: Koniec ŁKS?
Ponieważ komentarz Kowala tym razem w całości dotyczy ŁKS-u więc wklejam go tutaj.
Testy Wieszczyckiego
W ŁKS – wraz z przyjściem nowego właściciela – podobno przyszedł też profesjonalizm. Na dzień dobry Tomasz Wieszczycki, wiceprezes klubu, zarządził przebadanie piłkarzy alkomatem. W ten oto sposób zrobił pierwszy krok ku temu, by rozpieprzyć jedyną rzecz, jaka w Łodzi funkcjonowała – drużynę. Biorąc pod uwagę, że ten właśnie Wieszczycki to dla niektórych piłkarzy ŁKS niedawny kolega z boiska, a dla Piotrka Świerczewskiego kumpel sprzed 20 lat (chyba dzielili razem pokój), to aż dziwne, że „Wieszcz” nie dostał po mordzie.
Łódzki klub znajdował się przez lata w rozsypce. I tylko piłkarze trzymali ten klub przy życiu. Powstała tam drużyna, jakiej – jeśli chodzi o charakter – mogli zazdrościć kibice wszystkich innych klubów. Ci ludzie bili się o każdy punkt, walczyli o klub poza boiskiem, trenowali w podłych warunkach, miesiącami czekali na jakiekolwiek pieniądze i przy tym wszystkim – wygrywali! Nie marudzili, nie płakali, nie dezerterowali. Walczyli. Jedli hot-dogi na stacji benzynowej, a potem jechali na stadion i wydzierali rywalowi trzy punkty. Najpierw zajęli siódme miejsce w ekstraklasie, obecnie zajmują miejsce dające awans. Teraz nowy właściciel na dzień dobry powinien powiedzieć: - Jesteśmy dumni z piłkarzy! To są prawdziwy faceci. Im ŁKS zawdzięcza dalszą egzystencję!
Ale nie, nowy właściciel – ustami Wieszczyckiego – mówi: - Dmuchać! Żeby jeszcze kogoś ten nieszczęsny Wieszczycki złapał pijanego. Nie! On zrobił nalot na szatnie, a tam wyniki 0,0. Czyli kompromitacja dyrektora. Samobój. Od dziś będzie postrzegany jako ktoś, kto gra w innej drużynie, ma nie po kolei w głowie, a atmosfera – kto zna szatnie, ten wie – zostanie zmącona. Skrajna głupota. W ŁKS powstała jedna z niewielu w Polsce DRUŻYN. Jest (była?) tam grupa ludzi, którzy mają wspólny cel, zaciskają zęby i skaczą za sobą w ogień. Czasami się wszyscy razem urżną, czasami dadzą sobie po mordzie w przerwie meczu, potem wszyscy pójdą na dyskotekę i pokłócą się o dziewczynę. A na koniec będą zapieprzać na treningu. Futbol. Męska gra. Na tym polega zespół, tak to funkcjonuje, tak powinno. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Wieszczycki za chwilę wprowadzi tak zwany profesjonalizm w wersji polskiej, który polega głównie na tym, że jeden piłkarz zna drugiego tylko z widzenia, nie wie, jak na imię ma żona tamtego, czy tamten ma dzieci czy nie, jakie ma problemy, co go wkurza – i tak dalej. Tak zwani profesjonaliści będą grupą obcych sobie pizdeczek bez charakteru, które po pierwszym spóźnieniu wypłaty zaczną spłakiwać się dziennikarzom. I zaczną obgadywać się za plecami, zamiast mówić sobie prawdę - chociażby przy drinku - prosto w oczy.
Jeszcze raz podkreślę – olać nowe koszulki, olać nowe logo. ŁKS ma jedno - ZESPÓŁ. Jak Wieszczycki go rozpieprzy, to te nowe logo będzie mógł sobie nakleić na lodówkę. Niech pamięta, że pracę dostał tylko dzięki piłkarzom, którzy walczyli o ŁKS przez ostatni rok i którzy ściągnęli sponsora. Gdzie był „Wieszcz”, gdy klub bił się o licencję? Aha, zapomniałem, nie odzywał się, bo to nie po myśli Canal+. No tak…
Wieszczycki mógł nic nie robić, mógł przebadać alkomatem piłkarzy albo mógł – w ramach integracji, po meczu – sam się z nimi napić. Wybrał opcję najgorszą. Jak teraz ma na niego patrzeć „Świr”? Nagle okazuje się, że „Wieszczu” to wielki profesjonalista. Już nie pamięta, jak nie chciało mu się trenować? Jak się opieprzał? Doceniłby teraz tych, którym trenować się chce. I to za friko. I to w tym wieku.
Mam dla Tomka radę – lepsze jest wrogiem dobrego. Nie wpieprzaj się, bo tylko rozwalisz od środka to, co funkcjonuje. Zamiast robić innym test na zawartość alkoholu, zrób sobie test na inteligencję. Żeby tylko wynik nie wyszedł taki sam – 0,0.
http://www.weszlo.com/blog/2