Temat: Jan Tomaszewski
Marcin D.:
Krzysztof Kroczyński:
Obawiam się, że Pan myli kwestie odpowiedzialności cywilno-prawnej z zasadami procesu licencyjnego PZPN. Oczywiscie, że można tak przekształcić firmę, żeby w majestacie prawa nie popłacić długów i nierzadko się to robi właśnie w tym celu. Ale akurat kluby piłkarskie za bardzo tego robić nie mogą, jeśli nowy podmiot dziedziczy po starym licencję na grę w danej grypie rozgrywkowej, bo to jest sprzeczne z zasadami licencyjnymi PZPN.
Nie przekonam Pana Pan wie swoje. Proszę sobie prześledzić ostatnie 10 lat i zrobić liste klubów który w dziwny sposób uzyskały licencję na gre w I jak i II lidze. Wynikami będzie Pan mocno zaskoczony. Długi, małe gówniane stadiony, jakieś podejrzenia o korupcję, zawieszano licencję, żeby później w magiczny sposób ja przyznać. Ot choćby przed sezonem Ruch Chorzów. Ja rozumiem, że Widzewa się nie lubi, bo teraz jest niepolityczne. Ale akurat tego nie jestem w stanie zmienić.
Oczywiście, że mnie Pan nie przekona, bo zabiera się Pan do przekonywania od d. strony.
Najpierw myli Pan odpowiedzialność cywilno-prawną za długi z procesem licencyjnym (a to rzecz prosta jak konstrukcja cepa: sąd zajmuje się podmiotem gospodarczym - nowy Widzew jest innym podmiotem, niż stary, zaś PZPN licencją: nowy Widzew odziedziczył licencję po starym. I o ile sąd nie może żądać, by jeden podmiot spłacał długi drugiego, to PZPN może i powinien zmusić właściciela licencji, by spłacił długi poprzedniego właściciela tej samej licencji.
Następnie strasznie Pan miesza, powołując się na licencję dostawały kluby zadłużone, bez stadionów, podejrzane o korupcję, a Widzewa jakoś wszyscy się czepiają. Rzecz w tym, że Widzew naprawdę jest unikalnym klubem, bo zadłużył sie wcale nie po to, żeby drużyna grała w piłkę, tylko, żeby p. G. się mógł obłowić, a następnie przekształcił się tak, by wierzyciele zostali z ręką w nocniku. Widzi Pan, kiedy klub jest zadłużony, ale działa, to można liczyć, że jakoś będzie swoich wierzycieli zaspokajać. A Widzew pokazał wierzycielom wała w czym pomógł mu PZPN. I to było właśnie przedmiotem krytyki ze strony Jana Tomaszewskiego.
A powody dla których, dla których odmawia Pan Janowi Tomaszewskiemu prawa do oceniania zawodników, działaczy i trenerów są dość niejasne. Dlaczego byle gówniarz ma prawo to czynić, a dawny zasłużony piłkarz, najlepszy polski bramkarz w historii, współtwórca największych sukcesów polskiej piłki - nie?
Oceniać to on może, oczywiście ja mu tego nie zabraniam. Ale chamskie i wulgarne odzywki niech sobie zostawi dla ludzi, którzy chcą tego słuchać.
Krzysztof Kroczyński edytował(a) ten post dnia 27.08.10 o godzinie 09:26
Ale ktoś Pana zmusza, żeby go słuchać?