Temat: Jak odczulić konia na teren ...
Praca z ziemi idzie całkiem dobrze. Schody zaczynaja się jak zaczynam pracować z nią z siodła lub na oklep.
Dobrze by było określić, czy źródło problemów. Czy to luki w wyszkoleniu? Czy np. oznaka jakiegoś dyskomfortu u konia?
Jak wygląda zabawa w zaprzyjaźnianie? Próbowałaś bawić się z koniem stojąc na podwyższeniu? Czasem to człowiek "nad" jest problemem. A w ogóle - czy to koń młody czy doświadczony? Napisz coś o niej może?
Znasz parellowską "procedurę przedstartową"? To taki test minimum, który pozwala wyrobić sobie jakieś pojęcie, czy bezpiecznie jest na danego konia wsiadać. Poza podstawami (7 gier) sprawdzasz:
- Czy można przerzucać linę przed nosem konia stojąc koło jego łopatki (przydatne przy jeździe na jednej linie zwłaszcza - a od tego parellowo się zaczyna)?
- Czy działają wszystkie "wodze" z ziemi? Warto się upewnić, bo to nasza "kierownica" i "hamulec".
Jojo - czyli cofanie, kiedy stoimy koło łopatki konia tak, że patrzymy razem z nim w jednym kierunku.
Wodza kierująca (direct). Można sprawdzać sprzed konia. To prośba o przesunięcie przodu. Albo z boku, jak przy takim zwykłym przesuwaniu przodu: jedna ręka na głowie konia, druga w miejscu, gdzie będziemy działać łydką.
Wodza kontroli czli zgięcie szyi konia w bok. Wybieranie liny podobne do tej części jojo, w której przywołujemy konia. Docelowo koń zgina miękko i ufnie szyję, nie przestawiając nóg.
Wodza pośrednia (indirect) czyli przestawienie zadu. Głowa lekko ku człowiekowi, ręka z liną na pępku, druga ręka działa tam, gdzie będzie działała łydka.
- No i dobra zasada, to nie wsiadać na konia który nie stoi na luźnej wodzy/linie przy wsiadaniu (lub też nie stoi równolegle do człowieka, jeżeli wsiadamy z podwyższenia).
A a prpos fizyczności. Ostatnio miałam doczynienia z klaczką, która z ziemi współpracowała całkiem znośnie (chociaż sporo wymagała, bo z natury jest dość emocjonalna), ale pod siodłem zaraz była panika, ucieczka, bunt, łącznie z zapowiedzią brykania. Nawet bez (na pierwszy rzut oka) przyczyny. Nawet pod jeźdźcem lekkim, nawet przy ledwie kilku minutach na jej grzbiecie. Niedługo potem obejrzał ją weterynarz - diagnoza: nie świr, a początki trzeszczek. Nie twierdzę, że u Was to musi być coś równie poważnego. Ale czasem koń robi coś z prostego braku komfortu. Nogi, plecy, zęby... jest kilka takich newralicznych punktów do sprawdzenia, zanim zacznie się winić konia (lub siebie) za problemy.
Koń nie chce stać w miejscu, ciągnie do porzodu. Jak pojadę z nią na krótki teren to jest tylko walka = ja chcę stępa ona galop.
Nie za dużo na raz... Trzeba stopniować wymagania.
Jak nie działa stęp, nie przechodzimy do kłusa ;-)
Jak nie da się jeździć po małej przestrzeni, nie jedziemy na większą.
Jak problemy zaczynają się już przy bramie, nie jedziemy dalej, tylko rozpracowujemy to miejsce. Zostać tam, gdzie koń z a c z y n a się niepokoić, wykorzystać zabawy (z góry lub z dołu), postawową zasadę przybliżania i oddalania. I dopiero jak jest ok, to jechać dalej.
Czasem warto wrócić do podstaw - do terenowania naziemnego (też pamiętając o "progach", które koń przekracza opuszczając swoją strefę poczucia bezpieczeństwa). Pójść z koniem na spacer. Popatrzeć na jego zachowania, nie dokładając swoich niedoskonałości jeździeckich (któż jest doskonały...). Poszukać może celu dla łażenia - na przykład jakiejś super kępy trawy tam w terenie.
Kilka fajnych wypowiedzi było na podobny temat na blogu sympatyków pnh. Wysortowałam wg tematu "teren":
http://sympatycy-pnh.blogspot.com/search/label/jazda%2...
Zawsze warto pamiętać, że priorytetem jest skupienie konia na nas. Dla zaawansowanych (mocno) zarezerwowana jest przyjemność jazdy na koniu, któremu można przekazać wytyczne i zostawić na autopilocie, z pełną ufnością, że koń poradzi sobie sam z odpowiedzialnością, wyzwaniami (albo ich brakiem - nuda też może namieszać). Wcześniej trzeba się dużo bardziej włączyć w proces. Zająć czymś konia, zwłaszcza, jeżeli jego myśli dryfują lub zaczynają się ujawniać negatywne emocje, strach. Czasem wystarczy kilka przejść, balet z wodzą pośrednią i ew. kierującą, jakaś ósemka wokół dwu drzew, koło, kilka kroków w bok. Ja lubię czasem pojeździć zmieniając chód co, powiedzmy, 10 kroków: stój - stęp - kłus - stęp - stój. I czasem jeszcze cofanie. Na wiele koni to działa skupiająco i uspokajająco.
Linda Parelli napisała kilka tekstów, które moim zdaniem są bardzo na temat jeżeli chodzi o jazdę, bezpieczeństwo i terenowanie. To:
- Jeździć jak przywódca - o tym, jak nie zostawiać konia samemu sobie:
http://www.parelli-info.waw.pl/?page=mat&tyt=2005-10-1...
- Bądź przygotowany - pozostań bezpieczny:
http://www.parelli-info.waw.pl/?page=mat&tyt=2005-10-1...
- Potęga przejść:
http://www.parelli-info.waw.pl/?page=mat&tyt=2005-10-3...
- Pewność siebie:
http://www.parelli-info.waw.pl/?page=mat&tyt=2006-09-1...
Strach wyjeżdżać ...
Instynkt przetrwania to dobry doradca. Nie wyjeżdżać. Jeżeli czujemy, że coś jest nie tak, to pewnie jest. Jak kusi nas by zebrać wodze (dla kontroli, nie dla porozumienia), to zapewne nie powinnyśmy być w tej sytuacji: na tym koniu, w tym chodzie, w tych okolicznościach przyrody. Lepiej niż walczyć ze sobą, cofnąć się o krok, załatać dziury i zabrać się do sprawy na nowo.