Temat: Uprawnienia i certyfikaty
Wracając do głownego wątku. Ja mam certyfikaty:
- Green Belt w Six Sigma
- Project Management Professional
No i nie mam żadnych uprawnień.
Tak się mi w życiu ułożyło, że skończyłem budownictwo, gdzie aby praktykować trzeba zrobić uprawnienia (2-3 lata). Nie chciałem tego robić, więc przeniosłem się do przemysłu lotniczego, gdzie nie ma uprawnień (z wyjątkiem kilku bardzo wąskich specjalności). No i to jest paradoks – lotnictwo ma znacznie wyższe standardy bezpieczeństwa od budownictwa a nie ma systemy uprawnień, których utrzymywanie w Polsce tłumaczy się troską o dobro publiczne, standardy wykonywania zawodu, bezpieczeństwo ludzi i zwierząt i tym podobne bujdy. Jak dla mnie to tylko korporacyjne przywileje, służące wyciskaniu ze stażystów siódmych potów.
Średnio mi się podoba przedstawiana w tym wątku koncepcja by mieć koniecznie różne certyfikaty. Zgodzę się, że ponieważ nie są obowiązkowe, to ich posiadanie świadczy co najmniej o ambicji posiadacza. Może to też pewna rękojmia kompetencji. Niestety zdobycie takich certyfikatów sporo kosztuje. Ktoś za to musi zapłacić. Ciężko mi się zgodzić z koncepcją, żeby młody inżynier wydał w pierwszym i drugim roku kariery kilka albo i więcej tysięcy na to wszystko. Moje certyfikaty były opłacone przez pracodawcę, ale gdybym ja za nie płacił to pewnie bym wyłożył z 5000 PLN. Ansysa i Autocada nauczyłem się sam. I mało mi się podoba pomysł, aby w imię posiadania papieru robić teraz jakiś kurs. Podobnie z angielskim, który znam biegle – nie mam żadnego certyfikatu, ale gdybym chciał pracować w jakimś urzędzie to musiałbym go zdać. Jeszcze bardziej kuriozalne wydają się certyfikaty z podstawowej obsługi MsOffice. Dla tych kilku procent nieuków, co nie wiedzą jak zrobić najprostszy wykres w Excelu czy przesłać email dalej, 90% ludzi ma wydawać pieniądze na certyfikaty (tzw. Komputerowe prawo jazdy)? Fantastyczny pomysł, ale dla firm szkoleniowych.
Ja po prostu nie uważam, że certyfikaty są specjalnie potrzebne kandydatom do pracy. To w interesie pracodawcy, jest sprawdzanie kompetencji. Oczywiście certyfikat im to znacznie ułatwia, ale można się na tym mocno naciąć i lepiej opracować wewnętrze testy kompetencji dla kandydatów. W przypadku inżynierów to nie jest ani trudne ani pracochłonne. Zresztą zwrócę jeszcze uwagę na dodatkowe ryzyko certyfikatów. Dzięki rozwojowi internetu już obecnie bardzo łatwo podszyć się pod osobę o tym samy imieniu i nazwisku, znaleźć informacje o jego certyfikatach a następnie podawać, że się je posiada (a nawet wystąpić o wtórniki). Naprawdę dużo lepiej opracować testy dla kandydatów w celu wstępnej selekcji.