Artur
Król
Profil nieaktywny,
proszę o kontakt
mailowy. Psycholog,
t...
Temat: Drodzy tytułomani…
Tak patrzę na strony reklamowe kolegów po fachu i pomyślałem, że warto by się do nich zwrócić z takim bezpośrednim listem… Bo trochę irytują mnie rozdmuchane teksty ku własnej chwale, pisane w trzeciej osobie przez samego zainteresowanego i skierowane głównie do osób słabo orientujących się na rynku i żerujące na ich niewiedzy, a z drugiej strony ośmieszające branże w oczach kogoś, kto jest nieco lepiej zorientowany w temacie.Dlatego…
27.08.2011, Warszawa
Drodzy koledzy tytułomani…
Tak pomyślałem, że napiszę do Was i dam Wam znać, że…
1) Nie ma czegoś takiego, jak „właściciel biznesów”.Pisząc tak o sobie lub o kimś innym ośmieszacie się w oczach kogoś, kto faktycznie biznesem się zajmuje. Ktoś może być właścicielem MAREK, albo właścicielem FIRM, ale nie może być właścicielem biznesów. O dziwo w pełni polskie sformułowanie tego zdania – równie błędne „właściciel kilku interesów” nie jest już stosowane… Może przez pewne skojarzenia?
2) To, że piszecie, że coś jest ekskluzywne czy prestiżowe, nie czyni tego ekskluzywnym czy prestiżowym. Więcej – jeśli musicie pisać o tym, że coś jest ekskluzywne czy prestiżowe, to z definicji demonstrujecie, że nie jest to ani ekskluzywne, ani prestiżowe.
Wyobrażacie sobie reklamę p.t. „Samochód ekskluzywnej marki Jaguar” albo „Prestiżowej marki Porsche”? Oczywiście, że nie – bo jeśli marka jest faktycznie prestiżowa i ekskluzywna, to wszyscy o tym doskonale wiedzą.
3) Jeśli piszecie o sobie w trzeciej osobie na własnej stronie, to brzmi to idiotycznie. Jeśli dodatkowo prześcigacie się w wychwalaniu samych siebie w trzeciej osobie, to brzmi to po prostu żałośnie. Zrozumcie – ekspertyzę się demonstruje, nie mówi się o niej. A już opisywanie jak to „Zegrzysław już w dzieciństwie wyróżniał się wyjątkową przenikliwością i trafnością. Dłubiąc w nosie potrafił za każdym razem trafić palcem do nosa!”* jest po prostu kpiną. Serio, uznajecie za dobry pomysł opisywanie kim byliście w dzieciństwie? A kogo to obchodzi, poza Wami? Jak zapatrzonym w siebie trzeba być, żeby pisać o tym, jakim to się było rzekomo cudownym dzieckiem? Co to o Was mówi ludziom, którzy oglądają Wasze strony? I serio nie macie czym innym się pochwalić w życiu, niż tym, że jako dzieciak lubiliście uprawiać sport, albo byliście ambitni? Może w takim razie warto, żebyście coś takiego ciekawego i wartościowego zrobili, jeśli już potrzebujecie budować sobie tym prestiż?
Pisanie o sobie w trzeciej osobie ma sens, ale jeśli piszesz w oparciu o konkrety i fakty, używając biznesowego języka. Jeśli natomiast piszesz językiem potocznym, to napisz szczerze i od siebie, bez zgrywania nie wiadomo kogo. Po co? Na litość mroku, po co?
*Przykład oczywiście przekoloryzowany, ale wierz mi drogi czytelniku – wcale nie tak bardzo.
4) Jeśli byłeś u kogoś na wykładzie jako jeden z kilkudziesięciu- kilkuset ludzi, to twierdzenie, że „uczyłeś się od tej osoby” jest potwornie naciągane. Nie jest to może wprost kłamstwo, ale nie jest też do kłamstwa daleko. Nazwij rzeczy po imieniu – jeśli byłeś tylko na wykładzie, napisz to. Choć może Ci się to wydawać paradoksalne, takie działanie zwiększy Twoją wiarygodność. A przy tym jest, przede wszystkim, bardziej fair wobec klientów.
5) Tytułomania jest passe. Litości. Prezesów, dyrektorów, itp. namnożyło się u nas nieznośnie. Każdy dwudziestopięcioletni coach staje się nagle „prezesem”. Bez przesady, ludzie, nie ośmieszajcie się. Jak ktoś jest faktycznie prezesem, to naprawdę nie musi o tym trąbić na lewo i prawo. A jeśli umieszcza takie informacje np. na Goldenline, to pod kątem ewentualnych rekruterów.
Nie wspominając już o tytułach po prostu ewidentnie głupich. „Mędrzec”, „Wizjoner”, „Eksplorator Świadomości”, „Meta-Master-Trener”… Nie wiem czy śmiać się czy płakać. Człowieku – jeśli potrzebujesz dopisywać sobie takie bzdurne określenia, to naprawdę coś jest nie tak. Zarówno z Twoją samooceną, jak i z Twoją opinią n.t. Twoich potencjalnych klientów.
6) „Prestiżowe” tytuły za 12000 zł sztuka naprawdę są po prostu śmieszne. Bo prestiż można sobie kupić, kupując np. praktyka NLP czy szkołę coachingu, prawda?
Nie, nie można. A twierdzenie, że taki „kupny” tytuł jest prestiżowy, jest po prostu żerowaniem na niewiedzy klienta.
7) Myślenie nie boli. Naprawdę. Sprawdź, czy Twój opis sam siebie nie podważa. Tutaj muszę zapożyczyć prawdziwy przykład, lekko zmieniony dla zachowania anonimowości, by pokazać te absurdy w działaniu:
„Zegrzysław zna biegle język francuski, a aktualnie uczy się angielskiego, niemieckiego oraz japońskiego ponieważ kocha języki obce.
Pomagał w budowaniu firmy XYZ.XL , która zajmuje się nauczeniem języków w 8 dni.”
Jeśli firma XYZ faktycznie pozwala uczyć języków obcych w 8 dni, to Zegrzysław jest skrajnie nieudolny, skoro biegle zna tylko jeden język, a uczy się dopiero trzech. Alternatywą jest oczywiście to, że firma ta nie uczy wcale języków w 8 dni… Ale wtedy Zegrzysław wychodzi na kogoś, kto budował firmę oszukującą klientów. Tak źle i tak niedobrze…
8 ) Próby popisywania się swoim szczęściem, skutecznością, kreatywnością, itp. są dość mało kreatywne i zdecydowanie nieskuteczne.
Serio, spotkaliście kiedyś w życiu kogoś faktycznie szczęśliwego i zadowolonego ze swojej sytuacji, który jakoś szczególnie o tym mówił? Kogoś faktycznie kreatywnego, który o tym rozpowiadał?
Mam znajomego – eksperta w dziedzinie gier miejskich. Bardzo kreatywny facet, bardzo aktywny, robiący masę projektów – cenię go i szanuje. Tylko wiesz co? Ten gość nie ma nawet własnej strony www. Ma stronę n.t. swoich projektów, ale o sobie nigdzie tam nie pisze. Nie musi. I zdecydowanie nie musi pisać o sobie, jaki to on jest kreatywny. Bo jego życie i działania tego dowodzą.
Jeśli masz skłonność do pisania o sobie (najlepiej w trzeciej osobie, a jakże) jaki to jesteś szczęśliwy, kreatywny czy cudowny, albo jak to celem Twojego życia jest szczęśliwe go przeżywanie… Daj sobie spokój, serio. Przed kim Ty człowieku grasz? Kogo myślisz, że nabierasz? Chyba tylko siebie.
Ludzie szczęśliwi nie muszą nikomu rozpowiadać o swoim szczęściu, ani używać go jako argumentu marketingowego. Ludzie kreatywni czy skuteczni demonstrują swoją skuteczność w działaniu. Ludzie naprawdę bogaci nie mają żadnej potrzeby demonstrowania swojego bogactwa – bo i po co? Czy Bill Gates miałby kogokolwiek przekonywać do swojego majątku czy opowiadać mu ile zarobił w zeszłym tygodniu?
Oczywiście, że nie. Więc co Ty chcesz ugrać, zachowując się w ten sposób?
Serio. Wyluzujcie :) Przestańcie zgrywać nie wiadomo kogo. Jeśli macie jakąś niezaspokojoną potrzebę statusu, idźcie do coacha lub terapeuty i przepracujcie ją sobie – zaoszczędzi to Wam masę wysiłku, pieniędzy i negatywnych emocji przez lata.
I najważniejsze – zróbcie coś realnego w życiu. Zrealizujcie jakieś rzeczy, choćby hobbystycznie, które naprawdę coś o Was pokażą. Coś więcej niż teksty o tym, że w dzieciństwie sikaliście na stojąco i jesteście honorowymi dawcami krwi.
Napiszcie książkę (to naprawdę nietrudne), zrealizujcie jakiś ciekawy projekt, słowem – zróbcie coś konkretnego w życiu. I wtedy się tym chwalcie. Wyjdzie to wszystkim na zdrowie.
Z rozbawieniem,
Artur Król