Temat: WOLONTARIAT!!! CZY KTOŚ Z WAS MA DOŚWIADCZENIA??
KATARZYNA L.:
Hej,
Przejrzalam kilka zdjec ze Spiti i rzeczywiscie zapieraja dech w piersiach, co dopiero rzeczywistosc!!
Wlasnie o takim wolontariacie myslalam, wazne aby trafic we wlasciwe miejsce, najlepiej pytajac tych ktorzy tam byli i mieli do czynienia z wolontariatem.
Caly czas badam grunt, czytam, szperam po internecie i mam nadzieje ze znajde dla siebie odpowiedni program. Generalnie fascynuje sie Indiami, chcialabym glebiej poznac kulture Indii podrozujac i w miedzyczasie pomyslalam aby zachaczyc o wolontariat.
Pozrawiam
Katarzyno,
Nie odpowiedziałaś mi na wcześniejsze pytania. Nie było moją intencją aby Cię w jakikolwiek sposób zniechęcać do takiej pięknej idei. Jednakże trochę czasu spędziłem w tamtym rejonie. Spotykałem się z wolontariuszami pracującymi w szkołach i nie tylko a także rozmawiałem z miejscowymi nauczycielami, którzy współpracują z wolontariuszami.
Mam zatem kilka spostrzeżeń dotyczących tego tematu.
Nie wiem czego chciałabyś tam uczyć. Jeśli angielskiego to weź pod uwagę to, że jest to jeden z języków urzędowych tego kraju i poza Hindi jest najbardziej rozpowszechniony. Wolontariuszy z krajów anglojęzycznych jest tam dość sporo a w takim przypadku oni będą chętniej wybierani do współpracy. Nie wiem też jakie masz kwalifikacje pedagogiczne w zakresie tego czego chcesz uczyć. A tam program nauczania jest odziedziczony po Brytyjczykach i dzieci co jakiś czas przechodzą testy. Jeśli się zdecydujesz to dobrze jakby się z owym programem oraz wymaganiami egazminacyjnymi zapoznac.
Uchodźcy tybetańscy w Indiach mają taką stronę dotycząca wolontariatu (głównie w Dharamsali). Jak chcesz zerknij tam np. na stronę dotyczącą poszukiwanych nauczycieli wolontariuszy - jakie mają wymagania itp:
http://www.volunteertibet.org/categoryoverview.php?cat...
Innym wyzwaniem jest długość czasu, który możesz poświęcić dzieciom.
Nauczyciel tybetański z settlementu Tashi Palkhiel pod Pokharą powiedział mi kiedyś, że jednym z problemów z jakimi borykają się dzieci to brak ciągłości i wiele stylów nauczania. Bo jeden nauczyciel zatrzymuje się tam np. na 2 miesiące, drugi siedzi 3 i dzieci mają od tego mętlik. Powiedział też, że potrzebują ludzi którzy zostaną na miejscu minimum pół roku i będą ciągle uczyć dzieci. A najchętniej aby to było rok i dłużej.
Kolejna sprawa to klimat. Jeśli zdecydujesz się np. na nauczanie w Spiti to masz tam takie kilkumiesięczne okienko w którym jest w miarę ciepło i miło. Resztę roku spędzisz w nieogrzewanych pomieszczeniach gdy na dworze -10 - 0. I drogi wyjazdu odcięte bo np. przełęcz Rothang koło Manali jest przez ok. 7-8 miesięcy zasypany śniegiem.
Jeśli pojedziesz np. do Orissy to znów będziesz mieć wiekszość roku bardzo wilgotno i strasznie gorąco. Tak po plus 35-40 stopni.
Nie wiem czy byłaś wcześniej w Indiach ale musisz być też przygotowana na różnych współlokatorów. Gekony, pająki czasami skolopendra czy skorpion. To wszystko też oczywiście zależy od miejsca czy pory.
Chcesz pojechać w "biedne" rejony więc bedzie też tam problem z toaletami w zachodnim rozumieniu tego słowa. Jeśli to nie będzie turystyczne miejsce to sama będziesz ruszać w podróż aby zakupić choćby papier toaletowy. Większa część ludzi z tamtych rejonów podciera się gołą ręką, którą następnie obmywa po załatwieniu.
Nie wiem czy wiesz ale bardzo dużo biednych kobiet indyjskich ma problemy z układem moczowym czy pokarmowym. Bo brakuje normalnych toalet, a kobiety czekają do zmroku aby pójść w krzaki się załatwić. Faceci się tak bardzo nie krępują.
To też oczywiście od miejsca zależy ale na skalę kraju sytuacja jest dość nieciekawa.
Wracając do szkół to w Azji często nauczyciele biją dzieci aby wymusić posłuszeństwo. Czy jesteś na to gotowa? Jeśli nie to jak zapanujesz nad rozkrzyczanymi maluchami? Ja nie znam odpowiedzi na to pytanie niestety.
Pracując w biednych rejonach na pewno spotasz się z problemem pracy dzieci. Co zrobisz jeśli dziecko przestanie przychodzić na Twoje zajęcia bo będzie musiało np. zbierać śmieci z rodzicami na wysypisku czy pracować w polu?
Przemoc (w tym seksualna) wobec dzieci jest w Indiach również problemem. To może dotyczyć róznież dzieci, które będziesz uczyć. I trzeba być na to przygotowanym bo często policja jest skorumpowana (a nie wiadomo na jakiej Ty tam będziesz wizie i jeśli na turystycznej a uczysz to do Ciebie sie przyczepią) i takie sprawy trzeba załatwiać w inny sposób.
Aha - w owym settlemencie tybetanskim byl tam jeden nauczyciel angielskiego. Niemiec po studiach anglistycznych z pięknym brytyjskim akcentem. Wszystkie dzieci się z niego śmiały i za jego plecami go przedrzeźniały. Dzieci jak dzieci. Pełne energii i roześmiane. On był tam już piąty miesiąc i na wszystko narzekał. Ze ludzie są głupi, że dzieci nie słuchają co się do nich mówi, że jest brudno i że nie może się doczekać aż stamtad wyjedzie. Bpo on przyjechał uczyć te dzieci a one się nie dają :P
Była też tam wolontariuszka - badaczka z Holandii. Z jednej strony prowadziła genderowe studia nad zmianami w zachowaniach Tybetańczyków na uchodźstwie ale trochę uczyła miejscową młodzież. Wszyscy ją bardzo kochali :)
Troche się rozpisałem ale IMHO ten rodzaj wolontariatu - nauczanie dzieci jest związany z o wiele większą odpowidzialnością niż wiele innych.
Ja patrze na to tak - jeśli ktoś nie chciałby pojechać np. w Bieszczady aby tam siedzieć minimum pół roku i uczyć miejscowe dzieci to musi się poważnie zastanowić czy jest gotowy aby to robić w Indiach. Bo przecież głównie chodzi aby pomóc im a nie zaspokoić swój głód podróżowania.
A na koniec kilka moich fot ze szkół gdzie pracowali m.in. wolontariusze:
Maciej W. edytował(a) ten post dnia 05.05.10 o godzinie 20:34