Temat: za duzo tych rowerów ;)
Witam wszystkich i pozwolę sobie tu umieścić jeden z wpisów w moim blogu - porównanie jazdy w Warszawie i Krakowie. Teraz mieszkam w Gliwicach, tu prawie wcale nie ma ścieżek, więc jeździ się na dziko - gdzie i jak się da. Z góry przepraszam, że post - choć pierwszy mój tutaj, jest tak długi, lecz nie chciałam ciąć, bo był pisany na żywo, krótko po przeprowadzce i w całości oddaje pewną myśl i porównanie.
PIERWSZY SZOK
Słowo "szok" jest tu jak najbardziej na miejscu, co okaże się niebawem... Przeżyłam go, gdy pierwszy raz wyjechałam na miasto rowerem. Przyzwyczajona do warszawskich warunków, byłam czujna jak ważka...
Tu przydługie wyjaśnienie dla niezorientowanych:
Jazda rowerem po stolicy to sport ekstremalny sam w sobie, nawet gdy jedziemy na pobliski róg do kiosku z gazetami. Rowerzysta warszawski samym faktem istnienia już jest solą w oku wszystkich. Robi bowiem coś karygodnego - chce się poruszać po mieście. Rowerem w dodatku. Zgroza.
Nikt więc za taki pomysł go nie polubi. Od budowniczych dróg i władz miasta - słynne warszawskie ścieżki-pułapki; poprzez kierowców samochodów - "co ten (piii...) robi na jezdni?!" oraz pieszych - "co ten (piii...) robi na chodniku?!" po tabuny użytkowników ścieżek rowerowych, którzy rowerzystami co prawda nie są, lecz do ścieżek wyłączne prawa sobie roszczą. Wśród tej najliczniejszej, ostatniej grupy wymienię kilka podgatunków, bo zasługują na uwiecznienie:
* kucharki - panie wymieniające się skomplikowanymi przepisami kulinarnymi, występują w stadach od 2 do 5 sztuk, okupują zarówno środek ścieżki, jak i jej pobocza
* psiarnie - stada wielogatunkowe, złożone z ludzi, smyczy właściwych oraz psów; zazwyczaj ścieżkę okupują smycze, a ludzie i psy - przeciwległe pobocza
* rodzinki - stada od 2 do nawet 6 osobników, dysponują sporymi możliwościami technicznymi (rowerki trzykołowe, wózki dziecięce, duży asortyment zabawek, balony, butelki) - bardzo niebezpieczne również ze względu na możliwości propagandowe "no bo te chuligany na tych rowerach to już nikomu spokojnie przejść nie dadzą..."
* laseczki - nie chodzą, lecz przechadzają się prezentując wdzięki, stadka gibkich istot, zazwyczaj głuchych na dzwonek... ale ładnie mrugają oczętami
* laski - starsze istoty wyposażone w przedmioty niby to służące do podpierania się; to kamuflaż - w rzeczywistości jest to broń zaczepna na rowerzystów
* mściciele - mszczą się za głupi przepis pozwalający rowerzyście jeździć po jezdni, a nie pozwalający samochodom poruszać się po ścieżkach rowerowych, więc po nich nie jeżdżą, oni tylko na ścieżkach parkują
Z takimi doświadczeniami i wiedzą zdobytą w Warszawie ruszyłam więc swoją Czarną Mambą na podbój Krakowa. Z duszą na ramieniu, planem miasta i tą ważkową czujnością...
...jadę, jadę, jadę i... nic. Po chodniku jadę - miejsca ustąpią, po jezdni - ominą szerokim łukiem, nawet lusterkiem nie zahaczą... po alejce parkowej - psa przyciągną do siebie i przytrzymają. Ani jednego złego słowa, ba... nawet spojrzenia... Zaczęłam się czuć nieswojo...
Dopiero po dwóch dniach do mnie dotarło... Tu nikt nic nie ma przeciw rowerzystom, są traktowani zupełnie tak samo, jak inni ludzie. I to był właśnie ten szok - przyznacie teraz, że to właściwe słowo?
Dziękuję za uwagę wszystkim, którzy doszli aż dotąd :)
Izabela "Qilia" Dorosz edytował(a) ten post dnia 25.04.07 o godzinie 19:51