Temat: Ksiądz Stefan Niedzielak - ostatnia ofiara Katynia

"Kiedy ostatnio czyta się prasę, można dojść do wniosku, że w Polsce jedynym środowiskiem, w którym byli agenci, są księża katoliccy... Taki obraz jest fałszywy..." - to słowa prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej pana Lecha Kaczyńskiego z wywiadu dla "Gazety Polskiej" (17 stycznia 2007 r.). Jest to stwierdzenie słuszne, dlatego przypomnijmy mord na ks. Stefanie Niedzielaku, jednym z niezłomnych kapłanów, dokonany w roku 1989 przez "nieznanych sprawców", którzy prawdopodobnie pobierają dziś wysokie emerytury i wśród których Wojciech Olejniczak i Grzegorz Napieralski chcieliby widzieć "porządnych ludzi" - "ludzi honoru".
Nadchodził rok 1989 - krajową prasę obiegały informacje na temat możliwej zgody na wolny obrót walutami krajów kapitalistycznych. Opinię publiczną poruszał też fakt pobicia w Zgorzelcu przez enerdowskich celników polskiego turysty, który został uratowany z rąk "oprawców" przez polskich funkcjonariuszy.
Nade wszystko analizowano jednak możliwości przeprowadzenia obrad Okrągłego Stołu.
Tygodnik "Przekrój" w numerze z 1 stycznia (nr 1/2273, s. 3) pytał: "Czy dojdzie do od tak dawna przygotowywanego i zapowiadanego spotkania przy "okrągłym stole"? Nadal pozostaje nierozwiązany kluczowy problem sporny - sprawa relegalizacji "Solidarności"". Zaś w numerze z 15 stycznia (nr 3/2275, s. 5) pisano, zastanawiając się nad wyzwaniami nadchodzącego XXI wieku: "Trzeba bardzo dużo - o wiele więcej niż kiedykolwiek sądziliśmy - zmienić, aby wszystko uratować. Długo wzbranialiśmy się przed tą myślą, a dziś ona właśnie brzmi w deklaracjach Gorbaczowa".
Medialny spokój przerwała podana 23 stycznia 1989 r. krótka informacja o odnalezieniu 21 stycznia w godzinach rannych na plebanii kościoła pw. św. Karola Boromeusza przy ulicy Powązkowskiej w Warszawie martwego proboszcza tej parafii ks. Stefana Niedzielaka. "Wiele wskazuje, że miał miejsce napad rabunkowy i ksiądz stał się jego ofiarą. Odniesione przez niego obrażenia pozwalają domniemywać, iż doszło do zabójstwa. Trwają intensywne czynności śledcze i przeprowadzane są eksperymenty mające na celu wyjaśnienie okoliczności tej tragedii" - donosił "Sztandar Młodych" ("Zabójstwo księdza", nr 16/11476, s. 1).
Jak odkryto fakt zabójstwa? Gdy rano w sobotę, 21 stycznia, ks. Niedzielak nie przyszedł odprawić porannej Mszy św., zaniepokojeni kościelny i wikariusz poszli na plebanię. Zastali drzwi otwarte. W pokoju położonym najbliżej wejścia znaleźli leżącego na podłodze proboszcza. Był martwy. "(...) brak obrażeń [na karku - wyj. P.Ł.] (...) na tej podstawie milicjanci prowadzący dochodzenie rozpatrują wersję, iż był to nieszczęśliwy wypadek (...)" - donosił "Kurier Polski" 24 stycznia ("Okoliczności śmierci księdza wciąż nieznane", nr 17/9026, s. 2).
Z upływem czasu zaczęto stawiać "władzy ludowej" kłopotliwe pytania. Rzecznik prasowy ministra spraw wewnętrznych mjr Wojciech Garstka w odpowiedzi na podaną przez Agencję Reutera informację o tym, że ks. Niedzielak został zamordowany ciosem karate, który złamał mu kręgosłup, odpowiadał, że dotychczasowe wyniki badań "pozwalają na wykluczenie osoby trzeciej, a więc napastnika" ("Sztandar Młodych", "Śledztwo w sprawie śmierci ks. S. Niedzielaka", nr 19/11479, s. 1, informacja podana za PAP).



Kustosz pamięci narodowej

Ksiądz prałat Stefan Niedzielak urodził się 1 września 1914 r. w Płocku. Na rok przed maturą przeniósł się do Warszawy, gdzie wstąpił do Metropolitalnego Seminarium Duchownego. Święcenia kapłańskie otrzymał w roku 1940 w Warszawie z rąk ks. bp. Stanisława Galla. W czasie wojny włączył się w działalność podziemną przeciwko Niemcom w Narodowej Organizacji Wojskowej. Używając pseudonimu "Zielony", służył jako kapelan i kurier w Łódzkim Okręgu Armii Krajowej. Jako kapelan uczestniczył też w Powstaniu Warszawskim. Był kurierem przenoszącym wiadomości do ks. abp. Adama Sapiehy.
Po wojnie, gdy okupację niemiecką zastąpiły rządy sowieckich namiestników, ks. Niedzielak jako zdeklarowany antykomunista wstąpił do WiN, co przypłacił aresztowaniem.
W 1946 r. powrócił do Warszawy. Podjął się odbudowy kościoła Świętej Trójcy, a następnie Wszystkich Świętych. W 1956 r. został rektorem kościoła św. Karola Boromeusza na Powązkach i dyrektorem cmentarza. Poznał wtedy prawdę o tajnych pochówkach ofiar komunistycznego terroru przeprowadzanych przez UB, poznał świadków zbrodni.
W latach 1961-1977 ks. Niedzielak pracował jako duszpasterz na Pradze w parafii Matki Bożej Loretańskiej, by w roku 1977 wrócić na Powązki, gdzie angażował się w organizację patriotycznych Mszy św. w rocznice świąt narodowych. Rozpoczął razem z Wojciechem Ziembińskim budowę Sanktuarium Poległych na Wschodzie - dzięki niemu wmurowano w ścianę świątyni pomnik-krzyż i blisko 1000 tabliczek ku czci ofiar zbrodni katyńskiej, pamiątkowe tablice poświęcone dowódcom Armii Krajowej na Kresach Wschodnich, a w głównym ołtarzu kościoła umieszczono replikę obrazu Matki Bożej Kozielskiej. W swoich kazaniach ks. Niedzielak odważnie upominał się o prawdę o zbrodni katyńskiej, ujawnienie ludobójczej roli NKWD, protestował przeciwko wieloletniemu kłamstwu. Zaczął organizować rodziny katyńskie, służąc im pomocą duchową. Ta nieustraszona działalność prawdopodobnie stała się przyczyną zabójstwa ks. Niedzielaka w styczniu 1989 roku.



Atak na Kościół

Gwałtowna śmierć kolejnego księdza (30 stycznia 1989 r. został zamordowany ks. Stanisław Suchowolec) dała asumpt do przypuszczeń, że w kraju działa "esbeckie komando" mordujące duchownych. Rzecznik rządu Jerzy Urban propagandowo replikował: "(...) sprzeciw budzą rewelacje, jakie przekazało radio francuskie - iż księży zamordowali nieznani sprawcy i że byli oni na liście 150 księży uznanych przez władze jako ekstremiści. Nie ma dowodów, że to były morderstwa, a wspomniana lista jest fantazją (...)". ("Życie Warszawy", 1 lutego 1989 r., nr 27/11766, s. 2).
W reakcjach prasy na dramatyczne zdarzenie, jakim było zamordowanie ks. Stefana Niedzielaka, wyraźnie widać "niewidzialną" rękę i nadzór cenzora. Prawie wszystkie informacje sygnowane były przez PAP i powielane we wszystkich tytułach. Brak absolutnie odautorskich i redakcyjnych komentarzy.
Charakterystyczne, że prawie w tym samym czasie periodyk Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa "W służbie narodu" pęczniał od gwałtownych ataków na Kościół i "katolicką nietolerancję" (por. "Wywiad z kierownikiem Wydziału Społeczno-Prawnego KC PZPR Andrzejem Gdulą", nr 5/1820; "Różny wymiar tolerancji", A.K. Podgórski, nr 9/1824; "Wbrew duchowi ewangelii", A.K. Podgórski, nr 11/1826). Czy był to przypadek?
A może atmosfera "w resorcie" - Ministerstwie Spraw Wewnętrznych - sprzyjała zbrodniom w wykonaniu "nieznanych sprawców"? To pytanie w kontekście mordu na ks. Niedzielaku oraz ustaleń komisji Rokity wydaje się retoryczne.



Śledztwo

Dla pełnego obrazu i właściwego oglądu sytuacji rzućmy teraz okiem na akta śledztwa dotyczące zbrodni na ks. Stefanie Niedzielaku, jakie znajdują się w archiwach IPN (sygn. akt IPN BU 1255/839, IPN BU 01049/180).
Ciało księdza Stefana Niedzielaka znaleziono rano 21 stycznia 1989 roku w jego mieszkaniu na plebanii przy ulicy Powązkowskiej róg Piaskowej (budynek istnieje do dzisiaj). "[...] Ksiądz Niedzielak nigdy się nie spóźniał [...]. O godz. 8.00 nie pokazał się [...]. Wówczas ksiądz Słomkowski rozpoczął odprawiać Mszę św. w jego zastępstwie [...]. Po jej zakończeniu obydwaj zaniepokojeni [...] postanowiliśmy wyjaśnić tę sprawę [...] drzwi były zamknięte jedynie na klamkę [...] na oknach nie były zasunięte zasłony, widać było palące się światła [...] zauważyłem przewrócony fotel i włączony telewizor. Zauważyłem leżące ciało księdza Niedzielaka, ale nie przypominam sobie śladów krwi [...]" - zeznawał Henryk Różycki, kościelny w parafii św. Karola Boromeusza na Powązkach.
W jego pierwszej ocenie po wejściu do pomieszczeń, w których dokonano mordu, ich stan wskazywał na to, że był to napad rabunkowy. Wkrótce po odkryciu ciała prałata ks. Słomkowski zjawił się w kancelarii Zarządu Cmentarza i poinformował o zdarzeniu pracujące tam panie, prosząc równocześnie, by wezwały pogotowie ratunkowe oraz milicję. Zawiadomiono także kurię biskupią.
Milicja informowała o zabójstwie w druku określanym mianem "informacji dziennej", podając szczegóły odmienne od późniejszych informacji w opisie miejsca zbrodni i już na początku określając zdarzenie jako zabójstwo. W dokumencie oceniano też "katyńską" działalność księdza Niedzielaka i opisywano go jako spokojnego, nieangażującego się bezpośrednio w działalność konspiracyjną i dalekiego od "awanturnictwa politycznego" kapłana, który "[...] w okresie wydarzeń 1980-1982 utrzymywał luźne kontakty z działaczami byłej "Solidarności".
Przybyły na miejsce lekarz medycyny sądowej nie był w stanie po pierwszych oględzinach stwierdzić, co było bezpośrednią przyczyną zgonu. Lekarz medycyny sądowej mjr Jacek Jaroszewski napisał w swojej notatce służbowej: "[...] zwłoki leżały w pierwszym pokoju plebanii wzdłuż ściany okiennej przy kaloryferze, ułożone na brzuchu i prawym boku [...]. Między kończynami górnymi przy głowie leżały przesiąknięte krwią majtki męskie [...]. Odzież denata nie nosiła wyraźnych śladów uszkodzeń, jak również była założona prawidłowo. [...] Twarz oraz głowa, jak również ręce były pokryte rozmazami krwawymi. W dłoni ujawniono i zabezpieczono pięć włosów. Ponadto w niedalekim sąsiedztwie zwłok, na dywanie ujawniono i zabezpieczono fragment urwanej rękawiczki gumowej, tzw. chirurgicznej [przesłuchany dnia 21 stycznia 1989 r. w sprawie w charakterze świadka lekarz pogotowia ratunkowego zaprzeczył, by ktokolwiek z jego ludzi zostawił na miejscu tę rękawiczkę - przyp. P.Ł.].
Stwierdzone na zwłokach obrażenia nie tłumaczą w sposób dostateczny przyczyny i okoliczności zgonu [...] nie można wykluczyć, że nastąpił on w wyniku uduszenia przez zatkanie otworów nosa i jamy ustnej. Rozmieszczenie obrażeń w obrębie twarzy może sugerować, że powstało ono w wyniku upadku lub upadków na twarde, szorstkie podłoże, np. na ziemię, płytę chodnikową". Sugerowano też możliwe wywrócenie się podczas nieostrożnego huśtania się na fotelu, który przewrócony znaleziono w pokoju księdza.
Oględziny mieszkania wykazały kolejne szczegóły - pomieszczenie, w którym dokonano zbrodni, było otwarte, paliły się w nim światła. Na futrynach obu drzwi od strony zamków i na ich wysokości po stronie zewnętrznej stwierdzono odszczypanie drewna. Na tylnej ścianie budynku, pod jednym z dwu niewielkich okien odkryto ślady zabłoceń, prawdopodobnie pozostawione przez osobę, która wspinała się na ścianę, by zajrzeć do środka.
W dostępnych aktach poświęconych sprawie zabójstwa ks. Niedzielaka brak widocznych śladów "paniki" władz i jakichś nierozważnych kroków. Skutek rutyny czy może pewność siebie wynikająca z przekonania, że tuż przed Okrągłym Stołem władzy nic się nie może stać? Te pytania bez dostępu do szerszej bazy źródłowej pozostaną bez precyzyjnych odpowiedzi.
Już w dniu popełnienia mordu powołano decyzją szefa Stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych generała brygady E. Kłosowskiego specjalną grupę operacyjno-śledczą przy SUSW w Warszawie. Składała się ona z dwunastu wysokich rangą oficerów milicji i SB (w tym Departamentu IV MSW przeznaczonego do walki z Kościołem).
Z upływem dni odkrywano coraz więcej szczegółów dotyczących bezpośredniej przyczyny śmierci księdza - było to "[...] złamanie kręgosłupa pomiędzy 6 a 7 kręgiem szyjnym [...]".
Przy okazji badań patologicznych starano się też określić w sposób jednoznaczny przyczynę zgonu jako "wypadek": "[...] W miejscu złamania kręgosłupa nie stwierdzono na zewnątrz żadnych obrażeń świadczących o użyciu siły [...]".



"Zdechniesz jak Popiełuszko"

W trakcie śledztwa, co oczywiste, przesłuchiwano licznych świadków. Przywoływany już kościelny H. Różycki wspominał o znajomych odwiedzających księdza. Nosili oni pseudonimy "Gruby" i "Groch". Pierwszy z nich to znany działacz opozycji niepodległościowej Wojciech Ziembiński (lub Ziembicki, jak zauważa Różycki), "który jest redaktorem lub publicystą, [...] podobno udziela on wywiadów "na zachód" [...]. Nie wiem, kto to jest "Groch" [...]. Według mojej oceny Ziembiński był dla księdza [...] przyjacielem, co obydwaj podkreślali [...]".
Z zeznań osób przesłuchiwanych wyłania się obraz kapłana zatroskanego o los ludzi pracujących dla parafii, uczciwego, wyrozumiałego, pomocnego i oddanego jej sprawom człowieka. Wykonanie obowiązków nałożonych przez przełożonych i Opatrzność ks. Niedzielak traktował jako imperatyw.
Nieco więcej kwestii ujawniono podczas przesłuchania kanclerza kurii metropolitarnej ks. Zdzisława Króla. Wspominał on o pojawiających się pod adresem zamordowanego pogróżkach, które dotknęły także i jego osobę, wiążąc się z zabójstwem: "[...] w nawiązaniu do sprawy pogróżek chcę dodać, że po śmierci księdza Niedzielaka otrzymałem na telefon domowy (w spisie abonentów moje nazwisko nie jest wymienione) dwa anonimowe telefony z pogróżkami. [...] Pierwszy [...] poza inwektywami zawierał sformułowanie "Niedzielak nie jest ostatni" [...].
Do kwestii gróźb pod adresem zabitego księdza powracano wielokrotnie. W materiałach ze śledztwa znajdują się stenogramy (transkrypty) nasłuchów z audycji Radia Wolna Europa, w których ks. prof. Jerzy Pikulik wspominał o tym, że ks. Stefan Niedzielak na kilka dni przed śmiercią otrzymał przez telefon ostrzeżenie: "...jak się nie uspokoisz, to zdechniesz jak Popiełuszko...".
Podobne informacje przekazał śledczym podczas przesłuchania Wojciech Ziembiński, który także nękany pogróżkami zwierzył się z tego ks. Niedzielakowi: "[...] Był to głos męski, chropowaty, [...] cytuję z pamięci "znowu podskakujesz, ty skurwysynu, długo nie pożyjesz". O tym fakcie powiedziałem księdzu Niedzielakowi, żartując nawet, żeby szykował mi pogrzeb, na co on odpowiedział, że ostatnio ma pełno takich samych telefonów [...]". Kapłan także przekazywał W. Ziembińskiemu informacje o anonimach pełnych gróźb i pretensji o głoszone patriotyczne kazania.
Osoba Wojciecha Ziembińskiego znalazła się w "orbicie" zainteresowań śledczych po cytowanych wyżej zeznaniach H. Różyckiego oraz przekazanej im konfidencjonalnie przez informatora notatce o kontaktach zamordowanego kapłana ze znanym działaczem niepodległościowym. W tajnej odręcznej notatce sporządzonej 20 stycznia 1989 r. (pomyłka funkcjonariusza czy może ślad wcześniejszej działalności skierowanej przeciwko ks. Stefanowi?!) przez kpt. Ryszarda Kaszubę znalazły się, szybko zweryfikowane przez kolejne zeznania, nieprawdziwe informacje - składane przez informatora pod wpływem alkoholu - wynikające ze zwykłej zawiści lub głupoty, lub chęci przypodobania się przesłuchującym.



Zbrodnia doskonała

Z końcem stycznia 1989 r. podsumowano wyniki dotychczasowych działań grupy dochodzeniowej zajmującej się sprawą mordu na księdzu. Przyjęto też dwie wersje zdarzenia, w których zakładano, że zgon nastąpił w efekcie działania osób trzecich lub nieszczęśliwego wypadku. Według śledczych, za wersją pierwszą przemawiały obrażenia głowy ks. Stefana, brak sztućców, które powinny być w mieszkaniu, bałagan w pokojach, co sugerowało, że w pomieszczeniu mogło dojść do bójki. Jako podejrzanego wskazywano wymienionego informatora lub przypadkowe osoby, które ksiądz mógł zastać w mieszkaniu w trakcie dokonywania włamania lub bezpośredniej kradzieży. Nie unikano również tezy o możliwym pobiciu księdza w zupełnie innym niż jego mieszkanie miejscu i twierdzono, że śmierć nastąpiła w domu w efekcie nieszczęśliwego wypadku. Wersja ta miała być najbardziej prawdopodobna, ponieważ nie było śladów bójki w mieszkaniu. Twierdzenie to nie jest do końca zgodne z opisem bałaganu w pokojach mieszkania księdza.
Wersja przemawiająca za nieszczęśliwym wypadkiem opierała się na następującej ocenie faktów dokonanej przez śledczych: takie obrażenia kręgosłupa, jakie odniósł ks. Niedzielak, rzadko powstają w wyniku "[...] działania zbrodniczego. Powstają one w wyniku silnego i nagłego odgięcia głowy ku tyłowi i spotyka się je najczęściej u ofiar wypadków komunikacyjnych lub przy upadku z wysokości [...]". Po sekcji zwłok stwierdzono natomiast elementy wskazujące na niedokrwienie mięśnia sercowego, co mogło świadczyć o zapaści i spowodowanym przez nią upadku, co miało tłumaczyć obrażenia głowy i kręgosłupa. Wspomina się też o braku śladów przeszukiwania mieszkania, co stoi w zupełnej sprzeczności z twierdzeniem o wyrzuconych z szuflad biurka dokumentach. Zwraca się przy tym uwagę, że pozostawiono rzeczy drogocenne. Reasumowano to wszystko stwierdzeniem, że nic nie wskazuje na mord o charakterze rabunkowym, jak również politycznym, tak jakby wykluczenie jednego musiało eliminować drugie! Śledczym nie nasunęło się proste pytanie: jaki był więc charakter tego makabrycznego zdarzenia?
Kolejny dokument "Analiza i ocena materiałów śledztwa - pod kątem rekonstrukcji zdarzenia, w następstwie którego poniósł śmierć ksiądz Stefan NIEDZIELAK" z 13 lutego 1989 r. szczegółowo opisywał sytuacje, w jakich mogło dojść do odniesionych przez księdza urazów. Wbrew swoim poprzednim opiniom o mordzie na tle rabunkowym autorzy przyjęli też wersję innych możliwych scenariuszy. Stwierdzili istotną rzecz: brak śladów walki i obrony mógł wynikać z tego, że opór księdza został szybko przełamany przez sprawcę, który dominował nad ofiarą sprawnością i siłą.
W jednym z kolejnych dokumentów skierowanym na ręce gen. Pudysza przez dyrektora Biura Śledczego MSW ppłk. Wiktora Fonfarę (15.02.1989 r.) przedstawiono na podstawie dotychczasowych ustaleń opinię prokuratury i KG MO: "Uczestnicząca w naradzie Naczelnik Wydziału Śledczego Prokuratury Wojewódzkiej w Warszawie - prokurator Wiesława Bardonowa [znana ze sprawy J. Narożniaka, w 1982 r. uratowanego brawurowo z rąk oprawców z SB przez dzielnych lekarzy z warszawskiego szpitala na Banacha] wyraziła pogląd, iż wersję nieszczęśliwego wypadku należy uznać za mało prawdopodobną. Odmienne zdanie zaprezentowali pozostali uczestnicy spotkania, w tym Komendant Główny MO [...]".
Istotnym dokumentem jest notatka urzędowa z 16 marca 1989 r. odnosząca się do eksperymentu śledczego, który miał określić okoliczności powstania obrażeń głowy i kręgosłupa ks. Stefana Niedzielaka. Jednoznacznie wykluczono nieszczęśliwy wypadek jako przyczynę śmierci. "[...] trzeba przyjąć, że śmierć ks. Niedzielaka byłą następstwem działania obcej osoby lub osób. Eksperyment nie dał jednoznacznej odpowiedzi w kwestii momentu powstania urazu kręgosłupa, przy czym za najbardziej prawdopodobny należy uznać moment uderzenia w pozycji stojącej powodującego gwałtowne odchylenie głowy do tyłu. [...] Podczas całościowej rekonstrukcji zdarzenia ustalono, iż minimalny czas zadania ciosów, upadku i przemieszczenia się pokrzywdzonego musiał wynieść 52 sekundy. [...]".
Opieszałość śledztwa i brak jego efektów zostały szybko dostrzeżone przez pełnomocników rodziny zabitego księdza - Jana Olszewskiego i Andrzeja Grabińskiego. W notatce z 8 marca 1989 r. zakwestionowali cały kierunek śledztwa i przyjęcie jako przyczyny śmierci księdza nieszczęśliwego wypadku. Na podstawie opinii biegłych adwokaci doszli do wniosku, że "stwierdzone w obrębie twarzy Ks. S. Niedzielaka obrażenia (między innymi złamanie nosa) powstały w wyniku działania napastnika, który gwałtownie i z wielką siłą spowodował odgięcie ku tyłowi głowy [...] powodując rozerwanie kręgosłupa szyjnego. W tym samym czasie usztywniono z tyłu kręgosłup ofiary na odcinku piersiowym i unieruchomiono ręce. Przemawiają za tym ślady na obu łokciach i w okolicy lędźwiowej kręgosłupa. [...]".
Adwokaci zakwestionowali też metody prowadzenia śledztwa, np. daktyloskopowanie Wojciecha Ziembińskiego, który w żaden sposób nie mógł być zaliczony do możliwych zabójców księdza, obrzucanie pamięci księdza kłamliwymi opiniami, jakoby np. miał handlować przywiezioną z Katynia ziemią.
19 czerwca 1989 r. gen. Pudysz pisał do szefa SB gen. Henryka Dankowskiego i komendanta głównego MO Zenona Trzcińskiego: "[...] W mojej opinii zaistniały impas śledczy jest uwarunkowany przyczynami obiektywnymi, bowiem metodykę dotychczasowych działań wykrywczych należy ocenić jako prawidłową".



Czas ujawnić sprawców

Co wynika z dokumentów dostępnych w IPN? Zasadniczą konstatacją, jaka narzuca się po ich lekturze, jest dziwna niemoc organów śledczych wobec kwestii rozwikłania mordu na ks. Niedzielaku. Nie można oprzeć się wrażeniu, że śledczy drepczą, w zasadzie od początku, w miejscu. Impas, o którym wspominał generał SB Pudysz, nie zaistniał w czerwcu 1989 r., już po wyborach Okrągłego Stołu. Impas trwał w zasadzie od początku lub przynajmniej od chwili przeprowadzenia sekcji i badań histopatologicznych zwłok ks. Niedzielaka. Już wtedy na dobrą sprawę wiadome było wszystko, co niezbędne, by ustalić kierunki śledztwa. Ale ówczesnemu kierownictwu MSW nie zależało na znalezieniu sprawców i wyraźnym zdefiniowaniu przyczyny śmierci księdza. Co innego z nagłaśnianiem problemu - zabójstwo miało być wyraźnym ostrzeżeniem: uważajcie, mamy długie ręce!
Mam nadzieję, że sprawa śmierci ks. Stefana Niedzielaka i przytoczone fragmenty dokumentacji przyczynią się do wzrostu zainteresowania tajemniczymi zgonami księży na początku 1989 roku i nie pozwolą o nich zapomnieć. Najwyższy czas zadośćuczynić pamięci niezłomnego kapłana i przypomnieć o anonimowych (ale łatwych, jak się zdaje, do określenia) po dziś dzień sprawcach tych zbrodni.

Piotr Łysakowski