Temat: Samozwańczy Fizjoterapeuci "w garażu" what's that ?
Myślę, że Ewa poruszyła ciekawy wątek. Bo cała dyskusja poszła w przedziwnym kierunku. Kładzenie akcentu na słowie "garaż" nie wnosi absolutnie niczego, szczególnie pacjentom.
Przychodzi mi tu na myśl reklama jednej z nowo otwartych uczelni, kształcących fizjoterapeutów, w której najbardziej rzucającą się w oczy informacją o szkole to "przestronne pomieszczenia" i "nowo wyposażona pracownia komputerowa".
Wszelkie istotne (wedle właścicieli) kryteria dobrej szkoły fizjoterapii, jak widać, spełnione.
Widziałem w życiu o wiele więcej niby-fizjoterapeutów, pracujących w przychodniach niż tych garażowanych. Śmiem twierdzić, że owa garażowa fizjoterapia jest w większości przypadków więcej warta od tej przychodnianej, realizowanej na podstawie skierowań lekmedów i opłacanej przez NFZ.
Czym więc pacjent ma się kierować? Idealnym rozwiązaniem byłaby akredytacja korporacyjnego organu (stowarzyszenia, izby?). Ale znając życie i partykularną złośliwość decydentów, kryteria zostaną tak SPECJALNIE dobrane, by ową akredytację mogli otrzymać jedynie dobrzy znajomi znajomych, pod których obmyślono kryteria (np. niezbędna do samodzielnego myślenia specjalizacja II stopnia, akredytacja terenowego oddziału, obowiązkowa przynależność innych pracowników do stowarzyszenia - co jest niezgodne z prawem).
Wystarczy spojrzeć, jakie kryteria każe sobie spełnić największe liczebnie stowarzyszenie*, jeśli chce się uzyskać jego akredytację.
Trzeba mieć postępujące zapalenie istoty szarej mózgowia, by się o coś takiego (co nie przynosi niczego) starać.
Rokowanie niepewne, śmiertelność duża. Jak większość pomysłów, dotyczących polskiej fizjoterapii.
Pozdrawiam:
Tomek
-------------------------------
* Nie powiem, które to stowarzyszenie, ale podpowiem, że strona zarządu głównego tego stowarzyszenia ma ikonkę internetową (tzw. favicon), która przedstawia atom i wirujące elektrony; dokładnie taką samą, jaką ma inne poważne stowarzyszenie, skupiające fizyków.
I tak, jest lepiej. Kiedyś strona wyglądała tak, jakby robił ją ktoś z na lekcjach informatyki w podstawówce. Jak widać, teraz webmaster-ochotnik rozpoczął naukę w gimnazjum, no i mamy nową odsłonę. Tak jest, jak szuka się oszczędności, gdzie nie trzeba...
Tomasz B. edytował(a) ten post dnia 12.09.12 o godzinie 11:17