Paweł Potoczny:
Radosław Zasadziński:
Jako osoba związana z bieganiem nieco bardziej wyczynowym (reprezentant klubu lekkoatletycznego) często zastanawiałem się po co amatorzy lubują się w utrudnianiu sobie treningu, czy też bezsensowne komplikowanie go sobie. [...]
Mówisz jak kierowca formuły 1 do kierowcy rajdowego. Ty w bieganiu widzisz drogę do osiągnięcia jakichś wyników, a czasami chodzi o zwykłą przyjemność. Każdy lubi co innego.
Kierowcy rajdowemu też chodzi o wynik, tylko specyfika wyścigu jest inna, więc metafora jest trochę nie trafona.
Ja też biegam bo lubie. Bo lubie robić wynik, poprawiać się, stawiać sobie nowe cele. Nie żyje z tego, ale mam radoche z przybiegania tuż za tymi którzy z tego żyją.
Wykonywany trening powinien być jednak przedewszystkim efektywny a nie efektowny czy nawet efekciarski.
Moja wypowiedź była wyrazem rosnącego od lat zdziwienia na przedziwne metody treningowe osób trenujących amatorsko, np. wbieganie w taki trudny teren, zapewne z wiarą że da to jakieś nieziemskie rezultaty.
Trener (były reprezentant Polski w maratonie, wice mistrz Polski w maratonie, rokord życiowy 2:11:42) opowiadał mi jak czesto przed startami słyszał narady i złote środki ludzi startujących amatorsko... o tym co trzeba wypić czy zjeść przed startem. To jaki roztwór soli, to znów co innego. Nie musze chyba mówić jaką reakcję to wywołuje u osób praktycznie i teoretycznie doświadczonych w treningu.