Zapomniałem podać wczoraj linku do testu z wspinanie.pl, ale widzę, że się znalazł :)
Co do oddychalności i wentylacji w softshellu, to (pomijając warunki atmosferyczne i potliwość własną), wszystko zależy od tego co się ma jako "pierwszą warstwę" i oczywiście od jakości samego softshella. Wiadomo, że bawełniany t-shirt sprawi, że wszystkie pozostałe warswty nie będą działać, ale między różnymi rodzajami bielizny termoaktywnej też jest mnóstwo różnic.
Mogę się wypowiadać tylko z pozycji "górskiej", bo do biegania używam tego co do wspinania i jazdy na nartach, ale naprawdę polecam na późną jesień i zimę odejście od syntetyków i zainwestowanie w bieliznę z długim rękawem zrobioną z (!!!) wełny. Oczywiście nie ze zwykłej, grubej i swędzącej wełny :) Pierwotnie ubrania takie robiono pod kątem alergików i reumatyków, ale środowiska górskie, polarnicze i ekspedycyjne szybko to przejęły - chodzi o wełnę z owiec rasy Merino - czyli merynosów. Bielizna merino jest lekka i cienka, przypomina w dotyku jedwab, fenomenalnie oddycha i szybko schnie, a poza tym - co jest ogromnym plusem w porównaniu do syntetyków - w ogóle nie śmierdzi. Wełna ta nie chłonie zapachu i - jakkolwiek strasznie by to nie brzmiało - powinno się ją prać jak najrzadziej. Wiem, że brzmi to niewiarygodnie, ale spotkałem się z przypadkami, że na ekspedycjach wysokogórskich i polarnych noszono jeden komplet merynosów przez kilka tygodni non-stop. Nie wyobrażam sobie, żeby jakikolwiek syntetyk bieliźniany nałożyć więcej niż jeden pełny dzień z rzędu ;-)
A przechodząc do rzeczy - korzystam z połączenia bielizny (górnej) merino i softshella zrobionego z Polartec Power Shield do kilku zastosowań: bieganie w zimie, narciarstwo ski-tourowe i wspinanie + chodzenie po górach w zimie. Największa ciągła potliwość jest u mnie (w kolejności od największej do najmniejszej) przy podejściach "na nogach" w śniegu i z ciężkim plecakiem, długich podejściach na nartach, przy biegu na 10 km w tempie 12km/h. W każdym przypadku softshell sprawdza się rewelacyjnie - oczywiście w trakcie wysiłku jestem mokry, ale - że tak powiem - powierzchniowo. Zupełnie nie ma wrażenia "fali potu" na plecach - prawie wszystko wychodzi na zewnątrz kurtki. Podkreślam jednak, że kurtka jest bardzo "dopasowana". Przy postojach i odpoczynkach nie ma wrażenia wychłodzenia i telepania - schnięcie i wentylacja są relatywnie szybkie. Softshell schnie w domu błyskawicznie, a kompletnie przemoczony merynos trochę dłużej.
Co do wodoodporności softshella - wiadomo, że totalnej zlewy nie przetrwa, ale lekki deszcz mu nie zaszkodzi. Trzeba tylko pamiętać, żeby nie prać kurtki bez poważnej potrzeby, a jeśli już bardzo trzeba, to po praniu trzeba osprejować softshell odpowiednim DWR'em.
Uffffff..... To by było na tyle. Dobrze, że o tej porze roku można się po prostu wbić w zeszmacony bawełniany tshirt ;-)
PS. przy okazji - opis właściwości wełny merino
http://kreativ.com.pl/drupal/?q=node/46 z nie-górskiego, tylko "wełniarskiego" punktu widzenia.