Michał M.:
Wojciech W.:
A życiówki rzeczywiście lepiej bić w Berlinie, Frankfurcie, Warszawie, Rotterdamie, Londynie i ponoć jeszcze w Dubaju (nie sprawdzałem tej informacji). Moim zdaniem nieźle się do tego może nadawać również Paryż. Choć internetowe źródła i koledzy jakoś tej trasy nie wymieniają.
W biegach gdzie liczba uczestników jest bardzo duża tj ponad 20 tysięcy dość trudno jest przyspieszać bo niemal cały czas biegnie się w tłumie.
Dyskutowałbym ze stanowiskiem, że ilość uczestników wymusza problemy. To nie jest kwestia ilości uczestników tylko organizacji. A jeszcze mocniej dyskutowałbym ze stanowiskiem, że na dystansie maratońskim tłum ma jakiś istotny wpływ na wynik końcowy. Więcej problemów z tłumem/wyprzedzaniem miałem w Warszawie (najwięcej na 10km) niż na zachodzie. Czy tłum miał kiedykolwiek, jakikolwiek istotny wpływ na realizację mojego planu biegu na dystansie powyżej 20km? Czy byłbym w stanie wtedy pobiec szybciej/lepiej gdyby nie było tłumu? Znajduję jedną uczciwą odpowiedź - raczej NIE.
Berlin. Rok temu leciałem tam na złamanie 3:10. Mniej więcej do 5-6km tłum wymuszał tempo. Wyprzedzanie bywało bardzo trudne lub chwilami wręcz niemożliwe. Ale wszyscy wokół biegli mniej więcej moim tempem. Trzeba się ustawić we właściwej strefie!!! Dzięki temu z małymi tylko kłopotami udawało mi się zrealizować swój plan biegu. Jeśli już miałbym wskazać jakąś niedogodność to zbyt szybkie tempo tego tłumu na początku. Trudniej było biec wolniej od innych niż ich wyprzedzać. Jest na to metoda - bieg na krawędzi tłumu - ww. problemy znikają, choć ryzyko nieco rośnie. Od 5-6km zrobiło się luźniej i mimo, że wciąż było dużo ludzi (wyprzedziłem ich setki, może nawet tysiące) nie stanowiło to już żadnego problemu.
Powoływanie się na tłum jako problem w realizacji planu biegu odbieram jako wymówkę "paluszek i główka" w stylu "co to bym jeszcze nie nawywijał gdyby nie...". Jeśli ktoś jest przygotowany i mocny to w maratonie zrobi swoje niezależnie od warunków. Maraton to wystarczająco długi dystans żeby pokazać na trasie wszystko na co danego dnia kogoś stać. Raz jest lepiej, raz gorzej - idealnie niemal nigdy. Zdecydowanie wolę taką postawę, w której z pokorą przyjmuje się co przynoszą trasa/dzień/pogoda/ciało, a spotykając kłopoty zaciska się zęby i robi się swoje czyli napiera do przodu.
Jedynie co mi naprawdę przeszkadza i wkurza w tłumie na pierwszych kilku kilometrach to ludzie biegnący zdecydowanie wolniejszym tempem, którzy wepchnęli się do nieodpowiednich/wcześniejszych stref startowych, a potem biegną zdecydowanie wolniej od tych z tyłu w konwersacyjnych grupkach po kilka osób tarasując połowę drogi. Więcej takich spotykam w kraju niż za granicą.
Swoją drogą problem tłumu na początku w ogóle nie występuje w Paryżewie. Puszczenie ludzi Polami Elizejskimi to genialny pomysł. Od startu do dyspozycji 6 pasów i można przebierać w torach biegu. No i w Paryżewie spotkałem się ze zdecydowanie najlepszą obsługą trasy podczas biegu: genialne wodopoje (mini-butelki!!!) i żarcie (rodzynki!!!), oznakowania, pomoc medyczna itp itd. Malownicza, ciekawa, urozmaicona i niezbyt trudna trasa. Dlatego wskazuję Paryż jako ciekawe miejsce na życiówkę.
Również w Bostonie mimo "tylko" 2ch pasów do dyspozycji problemu "tłumu" w ogóle nie odczułem.