ja mam dwa różne zestawy zimowe:
1. jak jest nieco cieplej, tj. powiedzmy do -5 stopni:
- bluzka przeciwpotna Lowe Alpine (polecam mocno, chociaż nigdzie jej nie widziałam po tym, jak udało mi się kupić akurat ten konkretny model, który mi się sprawdza genialnie), taka blisko ciała bardzo
- na to bluzka z długim rękawem - bez specjałów, po prostu kupiona w sklepie z ciuchami górskimi, ale żadne cuda :))
- na to kamizelka z polaru
- cienkie spodnie do łydki (w sumie jak getry niemal), na to nieco grubsze dresy już za kostkę
- czapka
- rękawiczki - szybko lądują w kieszeniach, bo się robi ciepło :))
2. jak jest nieco zimniej:
- bluzka przeciwpotna Lowe Alpine, jw.
- na to bluzka z długim rękawem - jw.
-
kamizelkę zamieniam na zwykły polar z długim rękawem
- getry + spodnie jw.
- czapka, rękawiczki
Jak było super zimno (-15 i mniej), to zamiast bluzki z rękawem zakładałam cieńszy polar pod ten wierzchni.
A jak jest cieplej, to czapkę zamieniam na nauszniki - wolę od opaski.
Rozgrzewam się jeszcze w domu, później chwilka szybkiego marszu i szybko przechodzę w trucht, żeby się mocniej rozgrzać. Podobnie, pod koniec - kończę szybkim marszem, jak najszybciej w kierunku domu :))) I rozciąganie już w ciepełku.
Kurtek nie używam, bo jakoś tak skrępowana się czuję.
PS:
Może rzecz leży w źle dobranej bieliźnie? Ta z serii przeciwpotnych powinna być bardzo blisko przy ciele - nie, jak T-shirt. Moja jest taka mocno obcisła, jak druga skóra niemal, sprawdza się świetnie.
Joanna Popińska edytował(a) ten post dnia 08.02.10 o godzinie 15:53