Joasia L.

Joasia L. Starszy Inspektor,
Ośrodek Pomocy
Społecznej

Aga super! Wiedziałam, ze dasz rade i zrobisz życiówę :)!
Karolina O.

Karolina O. Experienced
Airfreight
Operations Manager

Gratuluje wszystkim ukończenia MW w rewelacyjnych czasach :)
byliście niesamowici :D

jesteście żywym przykładem na to , że warto każdego dnia walczyć o swoje marzenia.
GRATULACJE :)*
Krzysztof Wojciechowski

Krzysztof Wojciechowski Dyrektor Działu
Sprzedaży
TreningBiegacza.pl

Ten maraton rozwalił mnie na łopatki.
Kochani, Wam dziękuję za wsparcie, bo gdyby nie Wy autentycznie wymiekłbym.
"Kapitan drużyny, która zajęła 25 miejsce w klasyfikacji nie dotarł do mety"...
Brzmi jak hasło z pierwszych stron brukowców mające przyciągnąć uwagę. Wstydu nie ma dopełzłem :D
A przeżyć tyle, że napisałem swoją pierwszą notkę!!! Wynikiem maratonu się nie chwalę, bo miał być o kwadrans lepszy to chociaż tym się pochwalę :]

https://www.facebook.com/notes/krzysztof-wojciechowski/...

I ilu mamy już maratończyków w GL!!! Gratulacje dla Was wszystkich :)
Adam W.

Adam W. running machine

Krzysztof W.:

"Zawartość chwilowo niedostępna"
Arkadiusz S.

Arkadiusz S. Think training's
hard? Try losing.

Adam W.:
Krzysztof W.:

"Zawartość chwilowo niedostępna"
Trwa shopowanie ;)
Adam W.

Adam W. running machine

Krzysiek
a nie możesz tu wkleić?
Krzysztof Wojciechowski

Krzysztof Wojciechowski Dyrektor Działu
Sprzedaży
TreningBiegacza.pl

nie miała statusu notki publicznej. Teraz ok?
Adam W.:
Krzysiek
a nie możesz tu wkleić?
Arkadiusz S.

Arkadiusz S. Think training's
hard? Try losing.

Nop.
Wymaga logowania
Krzysztof Wojciechowski

Krzysztof Wojciechowski Dyrektor Działu
Sprzedaży
TreningBiegacza.pl

To Wam wkleję ;)

"Mój pierwszy maraton
30 września 2013 o 12:58

Stoję na jednej nodze oparty o barierkę. Minąłem już ostatni łuk i kątem oka widzę maratończyków, którzy wpadają na linię mety z rękami uniesionymi w geście triumfu. Prawą nogą nie jestem w stanie dotknąć płyty Stadionu Narodowego. Ten skurcz łydki mnie powalił. Zaciskam zęby. Staram się ją rozmasować, ale robię to dość nieudolnie, gdyż mięsień ramieniowy prawej ręki też odmawia mi posłuszeństwa. Od 33km rozmasowywał ją wielokrotnie. Pomagało. Dało się przetruchtać kilkadziesiąt metrów, aby znowu zwolnić, a jak trzeba było to i się zatrzymać. Schładzałem łydkę od 20 km przy każdej okazji zimną wodą. W punktach medycznych zmrażali mi ją sanitariusze i to pomagało na dłużej, ale do czasu.
Wówczas rozum czuwał. Gdy zbliżał się skurcz nakazywał się zatrzymać. Tym razem górę wzięły emocje. Pomagam sobie lewą ręką. Opuchnięty i twardy "balon" troszeczkę odpuszcza. Zaczynam kuśtykać na jednej nodze przez kilka metrów, potem powoli dostawiam i prawą. Już nic nie widzę, prócz łuku z tym hasłem, które kazało mi wytrwać do końca. W tle słyszę, że kibice zaczynają wykrzykiwać moje imię, które widniało na numerze startowym i plecach mojej koszulki, słyszę oklaski. Zaciskam zęby i do tej pory nie wiem, jak ze skurczem łydki wbiegłem na metę. Tak, wbiegłem! Dokładnie tak, jak sobie wymarzyłem. Tak, jak miało być i musiało! Potem zrobiło mi się ciemno przed oczami. Nie słyszałem już nic i osunąłem się na płytę. To był najgorszy ból, jaki mnie dopadł. Rozprostowałem obolałą nogę. Ktoś chyba się mnie o coś pytał. Pokiwałem głową nawet nie wiem w którą ze stron. Bolały mnie wszystkie mięśnie. Nawet nie wiedziałem, że tyle ich mam!
Miałem łzy w oczach i zarazem poczucie spełnienia i szczęścia. Tym bardziej, że od razu wypatrzyłem w tym tłumie Lenkę. Mój "dom", spokój i ukojenie tego, co czułem kilka chwil wcześniej.
I już przestał liczyć się zrealizowany czas, taktyka. Daleki jeszcze jestem od analiz, które towarzyszyły każdemu mojemu treningowi. Zrozumiałem, że tu nie chodzi o liczby, osiągi. Przynajmniej nie teraz.
Najbardziej dumny jestem z ostatnich 8 kilometrów, gdy człapałem walcząc o każdy kilkudziesięciometrowy podbieg, a potem nawet krok. Dałem radę! Choć plątały mi się różne niedoskonałe myśli. Ale wiedziałem, że o własnych siłach z trasy nie zejdę.
I te pierwsze 34 kilometry nie mają dla mnie takiego znaczenia, gdy skrzętnie realizowałem ambitne założenia taktyczne. Mój "bieg" rozpoczął się właśnie od tego 34-go kilometra.
Ale nie miałoby to miejsca, gdyby nie moi bohaterzy.
Lenka, która wspierała mnie przez cały czas. Bo maraton to nie tylko sam bieg. To 3 miesiące treningów, wyrzeczeń, startów, które czasami wbrew mojej naturze stawały się priorytetem w chwilach, gdy nie powinny.
I nasz zwariowany "Golden Team". Ludzie, którzy zarazili mnie pasją biegania. Którzy czuwali nad tym narwanym żółtodziobem chcącym przenosić góry, jak ja.
Na trasie maratonu byli ze mną przez cały czas. Prowadzili mnie, jak za rękę. Kibice wraz z moją Lenką wyznaczali mi cele na kolejnych kilometrach, aby do nich dobiec. Był to też niesamowity motywator. Nie będę wymieniał Was wszystkich, bo mógłbym kogoś nieopatrznie pominąć, ale z Wami chciałbym podzielić się moim sukcesem.

Kolejny maraton (kwestia czasu, bo mam z nim nie wyrównany rachunek) będzie już tylko następnym startem. Dziś jestem mądrzejszy i bardziej pokorny. Takich emocji, jakich dostarczył mi ten start nie da się powtórzyć.
Tym bardziej, że się ich nie spodziewałem. Dziś za to stał się bardziej przewidywalny i do okiełznania.
Było warto. To uczucie, ktore uderzyło we mnie wraz z przekroczeniem mety zrekompensowało mi całkowicie to, co spotkało mnie na trasie Maratonu Warszawskiego. I dziś mimo, że jestem jeszcze pełen emocji wiem, że te uczucie na długo zapadnie mi w pamięć.
Karolina O.

Karolina O. Experienced
Airfreight
Operations Manager

Krzysztof W.:
noo to poryczałam się przed Ciebie w robocie ....

Gratulacje raz jeszcze :D

konto usunięte

Padam, najchętniej bym poszedł szukać straconego snu :D
jednocześnie napiszę :)

Pobiec i spotkać się z Wami to była prawdziwa przyjemność.
Party razy 2 - podziękowania za pomysł i ogarnianie tematu, zwłaszcza dla Krzyśka W ;)
dla Joasi, która z dzielną drużyną dopingującą (byliście super na trasie) zrobiła kawał dobrej roboty.
Dla Wszystkich biegnących zwłaszcza debiutantów i nowych właścicieli życiówek :D wielkie wielkie gratulacje :)

a tu 3 zdjęcia z ok. 40 minut przed startem biegu:
https://www.facebook.com/media/set/?set=a.2276552507279...
Marcin S.

Marcin S. Konsultant /
Menedżer /
Freelancer

Krzysiek, nasze "historie" się zadziwiająco pokrywają. Też prawa łydka, też kurcz, też 34. km. Niesamowite.
Krzysztof W.:
I te pierwsze 34 kilometry nie mają dla mnie takiego znaczenia, gdy skrzętnie realizowałem ambitne założenia taktyczne. Mój "bieg" rozpoczął się właśnie od tego 34-go kilometra.

Miałem dokładnie to samo. Od strony sportowej mój bieg się zaczął na ostatnich 10 km. Postoje na rozciąganie i rozmasowanie. Jeden z nich - na środku brukowanego placu otoczony setkami kibiców. Dziwnie się czułem. Kuśtykanie. Próby szybszego biegu, zrywy i chęć nadgonienia zakończone po kilkuset metrach jeszcze gorszym bólem. Zaciśnięte zęby i myśl: "walcz do końca!".

Gratuluję Ci chyba najbardziej z całego teamu, tak bardzo Cię rozumiem!

Świetna relacja.

konto usunięte

Moja opowieść nie będzie tak dramatyczna jak opowieść Krzyśka, którego minąłem na trasie dopingując w chwilach słabości. Ten start w maratonie był dla mnie inny niż wszystkie poprzednie z kilku powodów. Po pierwsze dopiero na tydzień przed startem dowiedziałem się, że startuję (dzięki Maciek za tę niespodziankę!). Drugim powodem był stres związany z wynikiem – nie moim ale ludzi, którym miałem zaszczyt pomagać w przygotowaniach do ich debiutu na „królewskim dystansie”. Znałem ich od prawie roku, przebiegliśmy razem naprawdę kilka ładnych kilometrów i wiedziałem ile pracy włożyli w przygotowania, niemniej zawsze pozostaje ten margines, że coś przeoczyłem, że czegoś nie doszlifowaliśmy. Nawet nie wiedziałem, że aż tak będę przeżywać ich start, ich debiut. Kolejnym faktem była świadomość ze po życiówce 3:08 na maratonie wrocławskim sprzed dwóch tygodni wiedziałem, że nie jestem w stanie pobiec kolejnych 42km z okładem na maksa, więc postanowiłem, jak to mówił Marek Kotański, „dać siebie innym”. Wybór padł na Marzenkę – mikro osóbkę o niesamowitym uporze. Umówiliśmy się, że będę jej osobistym pacemakerem na całym dystansie – nie będzie musiał o nic dbać poza miarowym poruszaniem kończynami dolnymi, a ja dopilnuję właściwego tempa, przypilnuję nawadniania i pikników w postaci żeli. Planowaliśmy biec na czas netto 3:45 ale już po 2 pierwszych km wiedziałem, że stać ją na lepszy wynik i delikatnie przyspieszyliśmy do tempa nieznacznie poniżej 5 min/km. Decyzja odważna ale świadomie podjęta! Wynik końcowy 3:31 uzyskany po niemalże równym biegu (lekki negative split - druga połówka szybciej o 1 min). Sam bieg był dla mnie niesamowitą przyjemności, miałem czas delektować się piękną trasą, nawiązywać nowe znajomości, zmuszać kibiców do większego zaangażowania („A Pan dlaczego nie klaszcze?”; „Głośniej! My tego potrzebujemy!”), czy też recytować „Ode do Młodości” (pomijam epizody tańca) 
Meta to już bajka – cały team dobieg zgodnie z indywidualnymi założeniami, które wspólnie sobie wyznaczyliśmy (wszyscy poniżej 4h!). Zobaczyć ich uśmiechy i prawdziwą radość jest czymś co zostaje w sercu na długo!
Odnośnie samej organizacji oczywiście 5- (minus za obrzydliwy makaron).
Do zobaczenia na trasie!
Ja się nie będę rozpisywał...;)
Po prostu dzięki wszystkim :)
To był mój pierwszy w życiu przebiegnięty dystans większy niż półmaratoński ;)
Następnym razem trochę potrenuję ;)
Krzysztof Wojciechowski

Krzysztof Wojciechowski Dyrektor Działu
Sprzedaży
TreningBiegacza.pl

Faktycznie Marcin niesamowite. Może byłoby inaczej, gdybym nie zakładał sobie jakichś celów tylko postanowił go przetruchtać i to chyba było niemądre z mojej strony. Ale przeżycie niesamowite i faktycznie trzeba przez to przejść, żeby umieć to sobie uświadomić, bo podobnych opowieści kilka słyszałem i puszczałem je mimo uszu.
Tym bardziej Ci gratuluję, bo czas zrobiłeś piękny mimo takich problemow. Przy najbliższej okazji walniemy za to piwko! ;)
Marcin S.:
Krzysiek, nasze "historie" się zadziwiająco pokrywają. Też prawa łydka, też kurcz, też 34. km. Niesamowite.
Krzysztof W.:
I te pierwsze 34 kilometry nie mają dla mnie takiego znaczenia, gdy skrzętnie realizowałem ambitne założenia taktyczne. Mój "bieg" rozpoczął się właśnie od tego 34-go kilometra.

Miałem dokładnie to samo. Od strony sportowej mój bieg się zaczął na ostatnich 10 km. Postoje na rozciąganie i rozmasowanie. Jeden z nich - na środku brukowanego placu otoczony setkami kibiców. Dziwnie się czułem. Kuśtykanie. Próby szybszego biegu, zrywy i chęć nadgonienia zakończone po kilkuset metrach jeszcze gorszym bólem. Zaciśnięte zęby i myśl: "walcz do końca!".

Gratuluję Ci chyba najbardziej z całego teamu, tak bardzo Cię rozumiem!

Świetna relacja.
Krzysztof Wojciechowski

Krzysztof Wojciechowski Dyrektor Działu
Sprzedaży
TreningBiegacza.pl

Przemo, nie pierwszy raz Ci to mówię. Dla mnie jesteś Kozak! :)
Przemysław J.:
Ja się nie będę rozpisywał...;)
Po prostu dzięki wszystkim :)
To był mój pierwszy w życiu przebiegnięty dystans większy niż półmaratoński ;)
Następnym razem trochę potrenuję ;)
Joasia L.

Joasia L. Starszy Inspektor,
Ośrodek Pomocy
Społecznej

Karolina K.:
Krzysztof W.:
noo to poryczałam się przed Ciebie w robocie ....
też uroniłam łezkę ;)
Mariusz M.

Mariusz M. "Czasem nie wolno
odpuścić i stać z
boku. Bo w życiu są
s...

W końcu na stałym lądzie więc i ja też chciałem wszystkim podziekować za wsparcie,przed, w trakcie i po :)
Asiu jesteś wulkanem energii i aż strach się bać co będzie jak eksplodujesz w Poznaniu ! :)
Dzięki za zorganizowanie logistyczne grupy mobilnego wsparcia :)
Krzychu dzięki za wybranie i organizację fajnego miejsca na afterek :)

I wielkie dzięki dla Was wszystkich ,że byliście ! To było super przeżycie !

P.S. Myslę, że największą ilość łez to uroniła jednak Lenka....

konto usunięte

Fajnie było, szkoda,że tak krótko ;-) się biegło. Ałłłłaaaał, wszystko mnie dzisiaj bolało. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu był to ból :-)Już teraz rozchodzony przez cały dzień. Po pracy, musiałam odespać, wczorajsze przeżycia, wrażenia i emocje. Jak już co po niektórzy zauważyli, naprawdę przy Was ...rozkręciłam się, rozbiegałam się. :-) Dziękuję bardzo Wam i sobie też ;-) w grupie czuje się bardzo dobrze. Jesteście Wszyscy bardzo życzliwi, pogodni, zabawni ...och, ach. Wiedziałam,że przebiegnę Maraton, już nie był mi on taki straszny jakby to się zdawało, rok temu. Mam za sobą Robertona, który dał mi wiarę i psychiczne nastrojenie,że dam radę przebiec tyle kilometrów, (a tak strasznie się bałam), kwestią było tylko w jakim czasie. Nie nastawiałam się konkretnie na czas, Ania, Natalia - dziękować za towarzystwo na trasie. Biegło mi się bardzo dobrze, tak z uśmiechem a czasami czułam ,że śrubka mi się odkręca na wygłupki, ale nie wypadało:-). Zawody w takim stylu, bawią mnie , mimo takiego dużego wysiłku. Psychicznie jezzzdem silna, muszę popracować nad siłą biegową, kondycycją, nogi posłuszeństwa odmawiały.
Po drodze niezawodni, kibice!!! Serdeczne podziękowania dla JoAsi, Kobieto! Wszystko poukładane, plan, mapki trasy, gdzie kibice...obyło się bez chaosu, zamieszania, suuper Asia. Ja przez kibiców, dopieszczona, picie, cukierki. Swoją obecnością dodawaliście tyle energii.
Lenko, Allla, dziękuję za opiekę i przygarnięcie Mojej córki, jako kibicka bardzo jej spodobało się to :-), Ona czuła się potrzebna a ja, wiedząc,że czeka na mnie na mecie...prędko do niej chciałam dobiec.

Jeszcze raz wszystkim gorąco dziękuję. Z wami, mogę biegać, biegać biegać...

konto usunięte

Przemysław J.:
Ja się nie będę rozpisywał...;)
Po prostu dzięki wszystkim :)
To był mój pierwszy w życiu przebiegnięty dystans większy niż półmaratoński ;)
Następnym razem trochę potrenuję ;)
Przemo, zachowałeś się jak prawdziwy dżentelmen...dałeś mi pierwszeństwo, wbiegnięcia pierwszej na metę. ;-) Gratuluję!

Następna dyskusja:

Maraton Warszawski 2013 - b...


Wyślij zaproszenie do