Łukasz, czapka z głowy przed Tobą!
30 km przed metą? Czyli na punkcie żywieniowym w Puławach? ;)
Mnie się bardzo podobało. Pomijając pokłady błota, to te lasy bardzo przypominają tereny w których na codzień trenuję.
Organizacyjnie rewelka, punkty żywieniowe na wypasie (akurat na końcówkę ziemniaków Puławach się załapałem więc stałem przy pojemniku i wybierałem paluchami co tam zostało - ale to było to, czego mi było potrzeba na tym etapie biegu).
Na punkcie w Puławach spotkałem Różę z Igłą i Roberta, na trasie udało mi się minąć biegnącego na 70 km Marcina S., dla którego powyżsi organizowali przepak właśnie w Puławach.
Na mecie udało nam się dłuższą chwilę pogadać w kolejce po pierogi (których ostatecznie nie zjadłem, bo gnałem na autobus do Iwonicza - temperatura zaczęła drastycznie spadać co mnie zmusiło do takiej decyzji) i popodziwiać psa Marcina.
Biegowo, strategicznie i wydolnościowo też jestem b.zadowolony. Na starcie stanąłem solidnie otejpowany przez moją fizjolog. Gdzieś na 25 km musiałem co prawda łyknąć ibuprom bo przeciążeniowo bolała mnie lewa stopa. Odżywiałem się zgodnie z planem, napierałem na wszystkich odcinkach na których się dało. A już długie zbiegi były mega frajdą. Na 5 km przed metą podpiąłem się pod mocno cisnącą Węgierkę i dzięki niej udało mi się skończyć w 6:46 bodajże.
Ale to i tak nie ma żadnego porównania z dystansem 70, a tym bardziej 150 km.
Generalnie impreza z typu, że chciało by się jak najczęściej na takie wracać. Tylko ta podróż ode mnie: 12,5 godz PKP-em do Rzeszowa a tam trzeba cudem namierzyć wpakować się do autokaru firmy Neobus (czyli kolejne 1,5 godz w podróży nie licząc oczekiwania). Mając wszystko skomunikowane na styk i tak w domu byłem w niedzielę lekko przed północą (PKP się oczywiście spóźnił o godzinę).