Spróbuję z tym miodem. Naprawdę nie nam czasu odczekiwać pół godziny po śniadaniu i to jedzonym na siłę. Wstaję przed piątą, żeby zdążyć się wygrzebać i wrócić do domu zanim mąż wyjdzie do pracy i dzieci się obudzą. Teraz miałam (i nadal mam) istny raj, kiedy mogę się bezkarnie wyspać, a i pobiegać sobie spokojnie, bezstresowo i dowolnie długo :) Ale takie wakacje to tylko do poniedziałku.
Zatem rano miodek, a do kieszeni suszone owoce - i będzie dobrze.
Naprawdę, dzisiaj to się przestraszyłam, myślałam w pierwszej chwili, że padnę, a jak rzeczywistość mi się rozmazała, wymyśliłam sobie, że mi się odkleiła siatkówka i teraz oślepnę... Dopiero po ochłonięciu w domu mi przeszło.
Co do hipoglikemii - raz mi się to zdarzyło. Byłam cały dzień w pracy, tak zajęta, że nie miałam czasu na posiłek. A więc od rana do wieczora z pustym żołądkiem. Wieczorem byłam już nieźle głodna. W szufladzie znalazłam jakieś landrynki. Zjadłam kilka. Uczucie głodu minęło, a ja poszłam do domu. Nie zdążyłam dojść do przystanku autobusowego, kiedy się to zaczęło: drżenie rąk, pocenie, splątanie, dziki wręcz głód, zataczanie się, jakbym była pijana, musiałam wejść do sklepu i kupić jabłko. Strasznie gwałtowne podniesienie cukru - i równie gwałtowny spadek. Ale to nie to samo, co w czasie biegania. Biegnąc mogę paść, ale nie czuję głodu ani tego drżenia. Nie, to jednak bardziej niż niedocukrzenie przypominało niedotlenienie, co w sumie jest logiczne - krew trafiała do mięśni, do mózgu miała za daleko... stąd te zawroty głowy i zaburzenia widzenia. Ale brak paliwa na pewno się przyczynił do tego - tak jak mdlenie po oddaniu krwi (dwa razy byłam bliska odlotu z tego powodu i to było podobne w objawach).
Ten post został edytowany przez Autora dnia 02.01.14 o godzinie 22:55