Luudzieeeeeeee......! Zazdroszczę Wam Sopotu i basta.
Tak, wiem, cudze chwalicie, itd. itp. Ale po przeczytaniu postu jednej z Pań, że biega po plaży w Trójmieście, od razu przed oczami pojawił się mój wyjazd na Hel we wrześniu zeszłego roku, gdzie codziennie - z ręką na sercu - biegałem z Jastarni do (na) Hel(u) po plaży i to boso, co nie było zbyt rozważne, ale co tam, pal licho!
Kocham Sopot za dwie rzeczy:
1. Wspomnienia z dzieciństwa - moja przyszywana ciotka miała taką ogromniastą poniemiecką willę na ulicy dawnej Bieruta - i tam pojąłem biegle sztukę rzucania pomidorami w Bogu ducha winnych przechodniów, z coś około trzeciego piętra, z cudnej wprost lukarny...
2. Tenis - tajemniczy ogród (tajemniczy bo jakiś taki zaniedbany i przez to fascynujący) wspomnianej ciotuchny graniczył z kortami tenisowymi, które w tamtych zamierzchłych czasach jawiły się mi, chłopcu z głębokiej prowincji, jako jeden z ośmiu cudów świata - zdegradowałem bodajże kolosa rodyjskiego, niechaj mu ziemia będzie lekką. Pamiętam, że piłkami zebranymi w ogrodzie mógłbym obdarować parę tenisowych szkółek.
Dobra zmierzam powoli do puenty. Z tej miłości nieodwzajemnionej pozostał mi tenis. Ilekroć biję piłkę w kosmos miast w kort, dedykuję ją Sopotowi na wieczną pamiątkę. Ponieważ jestem coraz bardziej sprawny, tych dedykacji ma się rozumieć jest coraz mniej (tak bracie, rutyna zabija pasję), więc boję się, że tradycja zaniknie...
Muszę przyznać, że w Sopocie nie byłem bardzo dawno. Ale obiecuję sobie, że jak już się tam pojawię, to w trymiga stawię się o świcie na plaży, przebiegnę obok śpiącego białego olbrzyma i pomknę wzdłuż morza ku moim dziecięcym wspomnieniom. Rzekłem
Ps. Nawiązując do "cudze chwalicie..." - mieszkam na wprost Lasu Kabackiego, w którym spędzam dużo wolnego czasu (bieganie, rower, tenis), nie mogę narzekać, o nie, ale jakoś tego wiatru od morza nie czuć...
Piotr C. edytował(a) ten post dnia 12.08.09 o godzinie 20:44