Dzień dobry Państwu. Jako że nie stwierdzono u mnie nic ciekawego poza krzywym kręgosłupem i jakąś tam brakującą częścią w kości, której ubytek nie ma ponoć żadnego wpływu na moje dolegliwości, postanowiłam powoli, acz z pierdolnięciem zacząć wrócić do biegania ;)
Problem jest taki, że mam jakieś dziwne opory psychiczne, bo jak sobie przypomnę ból i doły, które miałam, to - biorąc pod uwagę, że teraz psychicznie i fizycznie mam się całkiem dobrze - nie chcę znów do tego wracać. Wiecie, takie warunkowanie jak z psem Pawłowa - pomiędzy bieganiem a bólem zrobił się znak równości i trzeba tego dziada wyeliminować.
W związku z tym, pytam, czy pomożecie? Potrzebuję mentalnego wsparcia w najbliższą niedzielę. Tzn., jak to mawia Adam - długie wyjebanie, tyle że w moim wydaniu krótkie :P Jakieś 60 minut razem z rozgrzewką, najlepiej gdzieś, żebyśmy po około godzinie mogli skończyć w okolicach Skaryszaka. Ja wiem, że realizujecie teraz plany pod maraton i pewnie nie chce Wam się na jakieś tam popierdółki umawiać, ale robię oczy kota ze Shreka i namawiam bardzo serdecznie do pobiegania w moim towarzystwie w najbliższą niedzielę. I - Adam - nie, że w tempie 4:00, czy nawet 5:00 min./km :) To musi być naprawdę powolna gra wstępna :D
Pozdrawiam i polecam,
Malvina Pająk