Edyta G.

Edyta G. menedżer -
diagnozuję i leczę

Temat: Tworzenie marki po polsku oraz "efekt szminki" w trudnych...

W tegorocznym rankingu 100 najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost" Irena Eris zajęła 70. miejsce. Wśród kobiet jest trzecia. Jej majątek wart jest 330 mln zł. Za kilka dni, 12 września, mija 26. rocznica powstania Laboratorium Kosmetycznego Dr Irena Eris.

- Sama nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Miałam marzenia związane z firmą, ale nie aż takie – mówi Irena Eris.

W 1983 r. postanowiła założyć firmę. W Polsce panował głęboki socjalizm i nikt nie spodziewał się, że może być lepiej. Bezpośrednim motywem było niezadowolenie z pracy – Irena Eris po studiach (farmacja na warszawskiej Akademii Medycznej oraz doktorat na berlińskim Uniwersytecie Humboldta) pracowała w zakładach Polfy, na państwowej posadzie.

- Chciałam stworzyć miejsce, w którym będę pracować z przyjemnością. Własne małe laboratorium, w którym mogłabym pracować do końca życia – tłumaczy.

Marzenia marzeniami, ale własny, nawet najskromniejszy biznes wymaga pieniędzy. A tych nie miała w nadmiarze ani jej rodzina, ani rodzina jej męża, ani sama Irena Eris. Miała za to szczęście.

- Tak się złożyło, że moja mama dostała spadek – odziedziczyła mały domek, który sprzedała. Dostała za niego pewną sumę pieniędzy, która dla nas była ogromna. Jak każda polska rodzina, żyliśmy z państwowych posad, mieliśmy więc stabilną sytuację finansową, ale nie byliśmy w stanie niczego odkładać. A tu nagle pojawiła się gotówka warta sześć Maluchów. Moi rodzice wiedzieli o moich marzeniach, więc postanowili mi te pieniądze pożyczyć, a tak naprawdę po prostu mi je dali – opowiada.

Dlaczego właśnie kosmetyki? Interesowała się nimi dlatego, że sama miała problemy z cerą. Ze studiów i z dotychczasowej pracy wyniosła natomiast wiedzę dotyczącą kosmetyków. Wiedziała, jakich sprzętów potrzebuje, żeby rozpocząć produkcję. Decyzja o założeniu firmy nie była jednak łatwa.

- Z jednej strony chciałam zainwestować we własną działalność gospodarczą, z drugiej bałam się zrezygnować z pracy, która co miesiąc gwarantowała mi stałą pensję. Miałam dziecko, dom, który musiałam utrzymać, a do tego zerowe doświadczenie dotyczące pracy na własny rachunek i nikogo, kto mógłby mi w tym pomóc. Ostatecznie do firmy przekonał mnie mój mąż, Henryk Orfinger, który został na etacie, żebyśmy w razie klapy przedsięwzięcia mieli z czego żyć – wspomina Irena Eris.

Laboratorium powstało w ramach działalności rzemieślniczej, bo tylko taką możliwość przewidywał ówczesny system. Zakłady rzemieślnicze z założenia nie mogły się za bardzo rozrastać. Sam proces zakładania firmy trwał rok – takie były bariery biurokratyczne. Problemem był też ograniczony kapitał.

- Pieniądze, którymi dysponowałam, wydawały mi się niesamowite. Ale tak naprawdę mogłam tylko pomarzyć o profesjonalnych maszynach i własnym lokalu na firmę. Maszynę – pierwszy mieszalnik do kremów - zrobił mi więc kolega, złota rączka, za symboliczną kwotę. Wynajęłam pomieszczenie. Zatrudniłam jedną osobę. Razem robiłyśmy masę, nakładałyśmy do słoiczków szpatułkami. Teraz nic już nie przypomina tamtej produkcji, wszystko jest zautomatyzowane i skomputeryzowane – mówi.

Wysokie zarobki w zasięgu ręki

Zaczęło się od jednego kremu. Marzeniem przedsiębiorczyni była taka produkcja, która pozwoli jej wyjść na plus. Razem z mężem zrobili na kartce obliczenia, z których wynikało, że muszą dojść do sprzedaży na poziomie 5 tysięcy kremów miesięcznie. Skrycie Irena Eris marzyła o tym, aby stworzyć całą gamę kosmetyków dla kobiet, tak, aby każda mogła coś dla siebie wybrać.

- Mimo że półki sklepowe w tamtych czasach świeciły pustkami i ludzie kupowali niemal wszystko, nasz pierwszy krem nie budził zainteresowania żadnego sklepu. Nieznana marka, prywatna, a więc podejrzana firma. Sprzedawcy podchodzili do naszego produktu nieufnie. Woleli godzinami stać w kolejkach pod fabryką Polleny Urody, żeby dostać partię znanych wszystkim wyrobów. Ciągle byłam pod kreską. Musiałam pożyczać od znajomych pieniądze na pensję dla mojej pracownicy – mówi.

W końcu ktoś się jednak zdecydował kupić kremy dr Ireny Eris. A potem jedna pani powiedziała drugiej pani, że jest taki nowy dobry krem. Dziś byśmy powiedzieli, że zadziałał marketing szeptany i wszystko ruszyło. Zaczęto sprzedawać po tysiąc, dwa tysiące kremów miesięcznie.

- W końcu poczułam, ze sprzedaje się coraz więcej kremów. Postanowiłam wypuścić na rynek drugi krem – nawilżający. Ten pierwszy był półtłusty. Potem pojawiło się mleczko do twarzy, krem dla dzieci, krem ekstra tłusty, do cery wrażliwej, naczynkowej. Gama produktów się rozrastała. W końcu mój mąż zrezygnował z pracy na państwowej posadzie i przyłączył się do firmy. Podzieliliśmy się w ten sposób, że ja zajmowałam się laboratorium, produkcją, a on – dystrybucją, kontaktami z urzędami, liczeniem wydatków i przychodów. Nie musiałam zajmować się tym, co nie sprawiało mi przyjemności. Ten podział właściwie utrzymał się do dzisiaj – zaznacza Irena Eris.

Zaczęli się zgłaszać kolejni kupcy. Sprzedaż rosła. Wreszcie powstało drugie laboratorium (też w wynajmowanym lokalu), żeby zwiększyć produkcję. Wtedy firma zatrudniała już 12 pracowników. Mimo że sprzedaż zaczęła pędzić, wbrew logice przesłanek teoretycznych powstały torebki firmowe– od tej pory każdy kosmetyk był sprzedawany w torebce z napisem „Dr Irena Eris”. I tak, zupełnie nieświadomie, Irena Eris powoli budowała swoją markę. Jej siłę doceniła dopiero w roku 1989 – gdy nastąpił niespodziewany przełom gospodarczy.

- W Polsce wybuchł dziki handel. Otworzyły się granice, ludzie zaczęli przywozić towary z zagranicy i sprzedawali je na bazarach, na ulicach z łóżek polowych. Klienci to kupowali, byli spragnieni nowości. Wtedy upadło wiele firm. Nasza nie, bo udało nam się wejść w kapitalizm z mocną, jak na tamte czasy, marką – podkreśla właścicielka firmy.

Przed firmą otworzyła się inna perspektywa. Małżeństwo zaczęło marzyć o własnej fabryce. Kupili ziemię w podwarszawskim Piasecznie i w 1993 r. otworzyli zakład produkcyjny z prawdziwego zdarzenia, jak na tamte czasy ultranowoczesny. Po raz pierwszy podaż kosmetyków dorównała popytowi. Ten rok był dla firmy ogromnym skokiem. Wzrosło zatrudnienie, powstały nowe działy.

W 2001 r. wystartowało Centrum Naukowo–Badawcze. Laboratorium Kosmetyczne Dr Irena Eris to do dzisiaj jedyna w Polsce firma kosmetyczna posiadająca tego typu placówkę badawczą. W Centrum prowadzone są badania in vitro i in vivo. Zespół biologów, biologów molekularnych, lekarzy dermatologów, alergologów prowadzi badania na komórkach skóry – fibroblastach, keratynocytach i komórkach śródbłonka naczyniowego. Badania umożliwiają zastosowanie w kosmetykach innowacyjnych składników aktywnych w optymalnych stężeniach i synergicznie działających kompleksach. Wyniki badań są też publikowane w pismach specjalistycznych i prezentowane na sympozjach naukowych w całej Europie. Założycielka firmy do dzisiaj osobiście czuwa nad produkcją kosmetyków. W swojej firmie piastuje stanowisko dyrektora ds. badań i rozwoju.

Kolejne pomysły zaczęły wykraczać poza produkcję kosmetyków. Powstała sieć Kosmetycznych Instytutów Dr Irena Eris (teraz jest ich 23) oraz dwa Hotele SPA Dr Irena Eris.

Kryzys Ireny Eris się nie ima. Mówi, że sprawdza się tzw. efekt szminki. Okazuje się, że kiedy trudniej żyć, bo pieniędzy w portfelu mniej, nie oszczędzamy na kosmetykach. W trudnej sytuacji chcemy poprawić sobie humor za pomocą jakiegoś przyjemnego kosmetyku. Nie wiadomo, jak będzie w przyszłości, ale na razie rynek kosmetyków ciągle rośnie.

Dziś Laboratorium Kosmetyczne Dr Irena Eris oraz jej spółki zatrudniają około 600 osób, a roczne obroty grupy wynoszą 200 mln zł. Firma mogłaby już spokojnie działać bez udziału Ireny Eris. Ale rola rentiera jej nie pociąga. Bo największą przyjemność sprawia jej… praca.

- Najlepiej wypoczywam podczas urlopów i bardzo tego przestrzegam, żeby co roku gdzieś wyjechać. Ale urlop smakuje najlepiej, gdy wyjeżdża się na niego po okresie wytężonej pracy. Ciągłe leniuchowanie byłoby nudne. Podobnie jak spędzanie wakacji w domu – podkreśla.

Nie ma ulubionych kierunków podróży – najbardziej lubi ciągle odkrywać nowe miejsca. A co poza wyjazdami?

- Prowadzę dom, wychowuję dziecko, które jeszcze chodzi do szkoły, robię zakupy, czytam książki – wymienia Irena Eris.

I ma nowe marzenia. Teraz chce mieć firmę znaną na całym świecie. Jej zdaniem, polskie produkty mogłyby się równie dobrze sprzedawać zagranicą, ale niestety Polska musi ciągle walczyć ze stereotypem kraju zacofanego. Np. Francja może sprzedać cokolwiek – etykietka „Made in France” robi swoje. Naszym produktom trudniej się przebić. – Mam nadzieję, ze wkrótce się to zmieni – mówi.

Irena Eris jest w Polsce znana z jeszcze jednego powodu – jako ikona przedsiębiorczej kobiety.

- Prowadzenie biznesu nie zależy od płci – to, że jestem kobietą nigdy ani mi nie przeszkadzało, ani nie pomagało. Raczej nie spotkałam się z dyskryminacją z tego powodu. Sama zatrudniając pracowników nie patrzę na płeć, ale na umiejętności kandydatów. I częściej to kobiety okazują się lepsze – zaznacza.

Ponad 60% pracowników firmy stanowią panie. Na stanowiskach kierowniczych proporcje kobiet i mężczyzn są równe.

- Trzy lata temu UNDP zorganizowała projekt Gender Index, stawiający sobie za cel opracowanie i popularyzowanie takiego modelu zarządzania firmą, który uwzględnia politykę równouprawnienia płci. Projekt miał wyłonić przedsiębiorstwa najbardziej przyjazne kobietom, stosujące na co dzień zasady równouprawnienia. Wtedy właśnie wskoczyliśmy do segmentu dużych firm i namówiono nas do udziału w tym badaniu. Wahałam się, czy to dobry pomysł, w końcu mieliśmy konkurować z tak prężnymi korporacjami jak np. IBM czy Motorola, a u nas nie ma żadnych specjalnych systemów związanych z kobietami. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, zajęliśmy wtedy pierwsze miejsce – cieszy się Irena Eris.

Źródło: http://biznes.onet.pl/irena-eris-moje-hobby-to-praca,1...

konto usunięte

Temat: Tworzenie marki po polsku oraz "efekt szminki" w trudnych...

Ja mam inne nieco doświadczenia z tą marką:
http://teslawski.wordpress.com/2009/08/29/prawie-luksus/
Łukasz Mielnik

Łukasz Mielnik marketing /
strategia / reklama

Temat: Tworzenie marki po polsku oraz "efekt szminki" w trudnych...

Maciej Tesławski:
Ja mam inne nieco doświadczenia z tą marką:
http://teslawski.wordpress.com/2009/08/29/prawie-luksus/


Cieszę się, że Jelenia Struga wywarła i pozostawiła tak pozytywne wrażenia ... dlatego, że to moje rodzinne strony i miło jest słyszeć, że gdzieś tam daleko (z perspektywy stolicy) też jest ktoś kto wie jak z głową robić biznes;)))

a co do doświadczeń z "tą" marką ... może nie jest jeszcze gotowa na takie rozszerzenie oferty jak SPA? a może Panie / klientki odwiedzające to SPA nie zwracają uwagi na takie "drobiazgi" jak nieodśnieżone auto, czy niedooznakowana droga - w końcu od czego są mężczyźni?;))

konto usunięte

Temat: Tworzenie marki po polsku oraz "efekt szminki" w trudnych...

Łukasz Mielnik:
Maciej Tesławski:
Ja mam inne nieco doświadczenia z tą marką:
http://teslawski.wordpress.com/2009/08/29/prawie-luksus/


Cieszę się, że Jelenia Struga wywarła i pozostawiła tak pozytywne wrażenia ... dlatego, że to moje rodzinne strony i miło jest słyszeć, że gdzieś tam daleko (z perspektywy stolicy) też jest ktoś kto wie jak z głową robić biznes;)))

a co do doświadczeń z "tą" marką ... może nie jest jeszcze gotowa na takie rozszerzenie oferty jak SPA? a może Panie / klientki odwiedzające to SPA nie zwracają uwagi na takie "drobiazgi" jak nieodśnieżone auto, czy niedooznakowana droga - w końcu od czego są mężczyźni?;))
Jak byś widział panią w krótkim kożuszku i spódniczce jak kuła lód na swojej Toyocie...
Magdalena N.

Magdalena N. Marketing&Sales
Manager

Temat: Tworzenie marki po polsku oraz "efekt szminki" w trudnych...

kobiety stają się silniejsze, a mężczyźni delikatnieją...utopijna wizja rodem z Seksmisji staje się rzeczywistością...;)

konto usunięte

Temat: Tworzenie marki po polsku oraz "efekt szminki" w trudnych...

Magdalena N.:
kobiety stają się silniejsze, a mężczyźni delikatnieją...utopijna wizja rodem z Seksmisji staje się rzeczywistością...;)
Piękne...
Jak bym widział tę piękną kobietę, która nie mogła dać sobie rady w z lodem na samochodzie, po wszystkich upiększających zabiegach.
Wtedy bardzo jej współczułem, nawet pomogłem kuć ten lód, który zalegał centymetrową warstwą na samochodzie, w luksusowym ośrodku SPA oczywiście.
Nikt z "kadry" nie miał szansy, bo byli około 0,5 km od tego parkingu i mieli go.... gdzieś.
Jeśli to świadczy o "męskości" kobiet udających się do SPA, to ja tam więcej nie jadę! :)

Następna dyskusja:

Wartość marki




Wyślij zaproszenie do