konto usunięte

Temat: DVD Ministry "Adios Putas Madres" (recenzja)

Obejrzałem, przeżyłem, więc napiszę parę słów.

Czuję się w pełni upoważniony do tej krótkiej recenzji z racji bycia wieloletnim fanem Aliena, a także z racji obecności na warszawskim koncercie z tej trasy.

Po koncercie czułem niedosyt i niestety po obejrzeniu tego DVD jest podobnie. Tracklista jest niekompletna, brakuje "The Dick Song", "Wrong" i "Khyber Pass" (ja tym bardziej żałuję, bo podczas tego ostatniego byłem...wiadomo gdzie). Co prawda te utwory znajdują się one na wersji CD, ale tak czy inaczej tego zabiegu nie rozumiem. Nie ma informacji na temat tego z jakich miast pochodzą fragmenty koncertów. Szkoda, bo DVD "Sphinctour" takich wiadomości dostarczało. A biorąc pod uwagę to, że podobno są tu fragmenty z Warszawy jest przykro podwójnie. Pod względem doboru miast jest duża nierównowaga, bo zdecydowana większość materiału pochodzi z dwóch koncertów - jednego na świeżym powietrzu (tu robi się bardzo miło, bo przez cały czas jest widoczna na środku pod sceną wielka polska flaga) oraz drugiego z sali.

Druga sprawa to brzmienie tej płyty. To fakt, że podczas koncertów Ministry nigdy nie wiadomo kiedy Al śpiewa, a kiedy idzie podkład z komputera. Ale oglądając to DVD miałem duże wątpliwości co do tego, czy nie było wielkiego grzebania w zarejestrowanych nagraniach. Zarzut szczególnie dotyczy "The Last Sucker". Całkiem w spokoju pozostawiono chyba jedynie grę pałkera.

Plusy? To, że to DVD w ogóle jest. Na koncert zapomniałem zaopatrzyć się w stopery do uszu i mimo tego, że raczej lubię muzyki słuchać głośno, to poziom natężenia dźwięku na koncercie Ministry był tak wielki, że nie byłem w stanie podejść bliżej sceny. W konsekwencji stałem dość daleko i widziałem mniej niż bym chciał. Poza tym "Adios" stanowi świetne uzupełnienie "Sphinctour", które koncentrowało się na numerach z mojej ukochanej "Filth Pig" oraz płyt wcześniejszych. Jakość dźwięku tego DVD jest znakomita.

To wydawnictwo nie zwala z nóg. Jest raczej pamiątką dla fanów tej grupy, głównie tych, którzy pokochali ostatnie trzy płyty Ministry, tak odmienne od poprzednich. To także pamiątka dla tych, którzy mieli przyjemność być na koncertach z ostatniej trasy największego cynika w historii muzyki rockowej występującego pod szyldem Ministry. Ja w swej naiwności jeszcze liczę na to, że go jeszcze kiedyś zobaczę na żywo. Może z Lard, razem z Biafrą...? Ech, marzenia.

P.