Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada
Jarosław Koć:
??????????? Ale ja nigdzie tak nie napisałem! To jest zupełnmie nie na temat.
A co było tematem? Czasem nie liczba bilbordów? Pola roponośne? Kto ustala temat? Ciągle wiele pytań i mało odpowiedzi.
Nie na temat do kwadratu. Piszesz o jakichś szczegółowych rozwiązaniach podatkowych, które wymuszają "kreatywną księgowość". To naprawdę są szczegóły dla prawników - jak zaksięgować dochody i w jakim kraju lepiej płacić podatki.
A jakich tam szczegółowych. Jakich prawników? Rozliczasz się osobiście czy przy pomocy prawników? Korzystasz z ulg? Robisz odpisy? Nie trzeba być strasznie bogatym, żeby z tego korzystać. Dostajesz pita, bierzesz kwity na ulgi i liczysz, liczysz. Większość liczy tak, żeby podatek wyszedł jak najmniejszy. Choć jak widzę są chwalebne wyjątki.
Zasada naczelna jest taka - chcę sprzedawać WIĘCEJ moich produktów, żeby przyniosło mi to WIĘCEJ kasy.
Jak mantrę powtórzę. Udział w rynku. Nie trzeba sprzedawać więcej, żeby udział zwiększać, choć w normalnych warunkach tak, jasne.
>A to, ile tej kasy zapłacę, w formie jakich podatków i w jakim kraju jest rzeczą w naszej dyskusji drugorzędną.
Ależ pierwszorzędna. Zasada naczelna jest taka, żeby powiększać udział w rynku. Z tym wiąże się kasa, ale udział w rynku to spiritus movens działalności gospodarczej. Ja przykłady Ty oddalasz. Ciekawe.
Bzdura! Powiększanie tzw. "kosztów" (to znów kwestia prawno-administracyjna) ma miejsce tylko dlatego, że owe "koszty" można odliczyć od zobowiązań podatkowych.
Świetnie! Kosztów, czy ulg to na dobrą sprawę to samo. Prawno-administracyjna? Nie sądzę. Jak pisałem wyżej każdy walczy o to, żeby płacić jak najmniejsze daniny.
>Gdyby przepisy się zmieniły, nikt by tak forsy nie księgował.
Jak się zmienią podyskutujemy. Na razie system jest skonstruowany tak a nie inaczej. Nawet jak będę bardzo chciał to się to nie zmieni. Może kiedyś będę mógł sterować ludzkim umysłem. Może...
Główna zasada jest
prosta - chcę zarobić jak najwięcej - lepiej milion niż sto tysięcy. A to, czy mój zarobek zaksięguję jako milion "zysku" czy też dwieście tysięcy zysku plus osiemset tysięcy kosztów zakupu linii technologicznej - to już zależy tylko od konkretnych rozwiązań prawnych.
Chcesz mieć jak największy udział w rynku, czyli największy stosunek ilości sprzedanych produktów danego przedsiębiorstwa do liczby wszystkich sprzedanych jednostek danego produktu. Firma nie chce zarabiać. Chce mieć największy udział. Najmniejszy dochód. Płacić najmniejsze podatki. Czasem największy udział w rynku to dużo sprzedanych produktów, czasem mało. Zależy. A rozwiązania prawne są. W jednych krajach takie, w innych inne. W tych, które chcą mniej danin jakoś więcej bogatych mieszka. I firm więcej zarejestrowanych (vide raje podatkowe).
ZYSK już zdefiniowałeś dzięki słownikowi. "Zysk" jest zaś zdefiniowany w naszym prawie podatkowym. Różnica jest taka sama, jak między większością wyrazów używanych w znaczeniu słownikowym i znaczeniu definiowanym w prawie.
A kto to ustala?
Proszę bardzo zysk ze słownika: nadwyżka wpływów nad wydatkami. Zysk z prawa (Art. 3 ust. 30 ustawy o rachunkowości) : Uprawdopodobnione powstanie w okresie sprawozdawczym korzyści ekonomicznych, o wiarygodnie określonej wartości, w formie zwiększenia wartości aktywów, albo zmniejszenia wartości zobowiązań, które doprowadzą do wzrostu kapitału własnego lub zmniejszenia jego niedoboru w inny sposób niż wniesienie środków przez udziałowców lub właścicieli.
Tak po ludzku to to samo. Prawo nie działa sobie obok. Jasne, czasem nie nadąża. Ale nie działa obok. Wymyślają je ludzie. Nie wymyśla się samo.
Klasyczny przykład - samochód z kratką Ty nazwiesz osobowym, a prawo pozwala nazwać go ciężarowym.
No nie znam określenia słownikowego samochodu z kratką. Samochód z kratką to samochód z kratką. Mi nic nie daje, ale firmie...Firmie powiększa koszty, zmniejsza zysk. Czyli podatek.
Maurycy Graszewicz edytował(a) ten post dnia 10.07.09 o godzinie 00:28