Jarosław K.

Jarosław K. senior copywriter

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

marek mareksy szewczyk:
Jarosław Koć:
marek mareksy szewczyk:

Każdy początkujący historyk (i ekonomista a może nawet i socjolog) zna termin "chicagowskie pralnie".
To drugi przykład i równie prosty.

Ja nie znam, więc proszę o wyjaśnienie z komentarzem, jak to się ma do stwierdzenia, że zysk się nie liczy.
a. tylko wujek Gugiel może Ci jeszcze pomóc.
b. jesteś na tyle mądry, że sam na to wpadniesz, jak użyjesz pkt. a
Rozumiem, że deklaracja o poddaniu się jest u Ciebie "na sztywno"?

Nie. To raczej wyraz bezsilności, gdy spotykasz się ze stwierdzeniami, że dla firm zysk się nie liczy.
są takie firmy, które należą do tzw. organizacji non-profit, czy ja wiem, czy tam chodzi o zysk przede wszystkim - a Ty jak myślisz?

Myslę, że polemizujesz dla zasady i paddierżki razgawora. Chwalebne to i szlachetne, zresztą i ja tak czasami robię, ale za bardzo wierzę w Twój łebski rozum, żeby przyjąć, że nie kumasz, o co chodzi. Kumasz, kumasz i to doskonale.

Jesli chodzi zaś o organizacje non-profit, które są - przyznasz - raczej wyjątkiem od reguły - to niekoniecznie chodzi tutaj o niedążenie do zysku ale właśnie nieinwestowanie tego zysku w cele komercyjne.

Przykład: zarządzasz sobie wspaniałą fundacją na rzecz - ja wiem - chorych dzieci, powiedzmy. I teraz masz do podjęcia decyzję A, na której Twoja fundacja zarobi, powiedzmy 10 000 zł (oczywiście z przeznaczeniem na dzieci) albo decyzję B, na której fundacja zarobi 25 000 zł z takim samym przeznaczeniem. Jaką decyzję podejmiesz, o czcigodny?

Jak więc widać nawet w tak wyjątkowym tworze, jak non-profit kasa wciąż się liczy!
Jarosław K.

Jarosław K. senior copywriter

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Maurycy Graszewicz:
Jarosław Koć:
A co to są podatki, mistrzu? I po co ich nie chcesz płacić?

Radość mnie bierze, że są ludzie, którzy chcą płacić podatki. Naprawdę. Szczerze. Dla przypomnienia to podatek jest świadczeniem pieniężnym na rzecz państwa lub innej osoby publiczno-prawnej o charakterze przymusowym, powszechnym, bezzwrotnym i nieodpłatnym. To nie Twoje pieniądze tylko państwa. Właściwie racja. Zwiększmy podatki.

??????????? Ale ja nigdzie tak nie napisałem! To jest zupełnmie nie na temat.

Nie. Co innego Twoje pieniądze, co innego firma. Ty chcesz mieć ich jak najwięcej, ale płacić jak najmniej podatku, bo podatek to przecież nie Twoje pieniądze, tylko pieniądze, które płacisz od dochodu. Wyższy dochód, wyższy podatek. Dlatego właśnie Pan Kulczyk nie mieszka w Polsce a Pan Schumacher w Niemczech. Bo miejsca, w których mieszkają oferują niższe podatki.

Nie na temat do kwadratu. Piszesz o jakichś szczegółowych rozwiązaniach podatkowych, które wymuszają "kreatywną księgowość". To naprawdę są szczegóły dla prawników - jak zaksięgować dochody i w jakim kraju lepiej płacić podatki. Zasada naczelna jest taka - chcę sprzedawać WIĘCEJ moich produktów, żeby przyniosło mi to WIĘCEJ kasy. A to, ile tej kasy zapłacę, w formie jakich podatków i w jakim kraju jest rzeczą w naszej dyskusji drugorzędną.
Mi chodzi o ZYSK w znaczeniu normalnym, a nie prawno-księgowym. I w tym normalnym znaczeniu każda firma chce mieć zysk jak największy!!!!!
Popatrzmy. Zysk (ze słownika) to: nadwyżka wpływów nad wydatkami. Podkreślam słowo nadwyżka. Im większe wpływy tym chęć firm do podwyższania wydatków (kosztów). Nie ma znaczenia czy księgowo, słownikowo czy jak tam.

Bzdura! Powiększanie tzw. "kosztów" (to znów kwestia prawno-administracyjna) ma miejsce tylko dlatego, że owe "koszty" można odliczyć od zobowiązań podatkowych. Gdyby przepisy się zmieniły, nikt by tak forsy nie księgował. Główna zasada jest prosta - chcę zarobić jak najwięcej - lepiej milion niż sto tysięcy. A to, czy mój zarobek zaksięguję jako milion "zysku" czy też dwieście tysięcy zysku plus osiemset tysięcy kosztów zakupu linii technologicznej - to już zależy tylko od konkretnych rozwiązań prawnych.
Dlaczego sztucznie? I czym się różni 'zysk' od ZYSKU bo nie bardzo łapię?

ZYSK już zdefiniowałeś dzięki słownikowi. "Zysk" jest zaś zdefiniowany w naszym prawie podatkowym. Różnica jest taka sama, jak między większością wyrazów używanych w znaczeniu słownikowym i znaczeniu definiowanym w prawie.
Klasyczny przykład - samochód z kratką Ty nazwiesz osobowym, a prawo pozwala nazwać go ciężarowym.

konto usunięte

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Jarosław Koć:

??????????? Ale ja nigdzie tak nie napisałem! To jest zupełnmie nie na temat.
A co było tematem? Czasem nie liczba bilbordów? Pola roponośne? Kto ustala temat? Ciągle wiele pytań i mało odpowiedzi.

Nie na temat do kwadratu. Piszesz o jakichś szczegółowych rozwiązaniach podatkowych, które wymuszają "kreatywną księgowość". To naprawdę są szczegóły dla prawników - jak zaksięgować dochody i w jakim kraju lepiej płacić podatki.

A jakich tam szczegółowych. Jakich prawników? Rozliczasz się osobiście czy przy pomocy prawników? Korzystasz z ulg? Robisz odpisy? Nie trzeba być strasznie bogatym, żeby z tego korzystać. Dostajesz pita, bierzesz kwity na ulgi i liczysz, liczysz. Większość liczy tak, żeby podatek wyszedł jak najmniejszy. Choć jak widzę są chwalebne wyjątki.
Zasada naczelna jest taka - chcę sprzedawać WIĘCEJ moich produktów, żeby przyniosło mi to WIĘCEJ kasy.

Jak mantrę powtórzę. Udział w rynku. Nie trzeba sprzedawać więcej, żeby udział zwiększać, choć w normalnych warunkach tak, jasne.

>A to, ile tej kasy zapłacę, w formie jakich podatków i w jakim kraju jest rzeczą w naszej dyskusji drugorzędną.

Ależ pierwszorzędna. Zasada naczelna jest taka, żeby powiększać udział w rynku. Z tym wiąże się kasa, ale udział w rynku to spiritus movens działalności gospodarczej. Ja przykłady Ty oddalasz. Ciekawe.

Bzdura! Powiększanie tzw. "kosztów" (to znów kwestia prawno-administracyjna) ma miejsce tylko dlatego, że owe "koszty" można odliczyć od zobowiązań podatkowych.

Świetnie! Kosztów, czy ulg to na dobrą sprawę to samo. Prawno-administracyjna? Nie sądzę. Jak pisałem wyżej każdy walczy o to, żeby płacić jak najmniejsze daniny.

>Gdyby przepisy się zmieniły, nikt by tak forsy nie księgował.
Jak się zmienią podyskutujemy. Na razie system jest skonstruowany tak a nie inaczej. Nawet jak będę bardzo chciał to się to nie zmieni. Może kiedyś będę mógł sterować ludzkim umysłem. Może...
Główna zasada jest
prosta - chcę zarobić jak najwięcej - lepiej milion niż sto tysięcy. A to, czy mój zarobek zaksięguję jako milion "zysku" czy też dwieście tysięcy zysku plus osiemset tysięcy kosztów zakupu linii technologicznej - to już zależy tylko od konkretnych rozwiązań prawnych.

Chcesz mieć jak największy udział w rynku, czyli największy stosunek ilości sprzedanych produktów danego przedsiębiorstwa do liczby wszystkich sprzedanych jednostek danego produktu. Firma nie chce zarabiać. Chce mieć największy udział. Najmniejszy dochód. Płacić najmniejsze podatki. Czasem największy udział w rynku to dużo sprzedanych produktów, czasem mało. Zależy. A rozwiązania prawne są. W jednych krajach takie, w innych inne. W tych, które chcą mniej danin jakoś więcej bogatych mieszka. I firm więcej zarejestrowanych (vide raje podatkowe).

ZYSK już zdefiniowałeś dzięki słownikowi. "Zysk" jest zaś zdefiniowany w naszym prawie podatkowym. Różnica jest taka sama, jak między większością wyrazów używanych w znaczeniu słownikowym i znaczeniu definiowanym w prawie.

A kto to ustala?
Proszę bardzo zysk ze słownika: nadwyżka wpływów nad wydatkami. Zysk z prawa (Art. 3 ust. 30 ustawy o rachunkowości) : Uprawdopodobnione powstanie w okresie sprawozdawczym korzyści ekonomicznych, o wiarygodnie określonej wartości, w formie zwiększenia wartości aktywów, albo zmniejszenia wartości zobowiązań, które doprowadzą do wzrostu kapitału własnego lub zmniejszenia jego niedoboru w inny sposób niż wniesienie środków przez udziałowców lub właścicieli.
Tak po ludzku to to samo. Prawo nie działa sobie obok. Jasne, czasem nie nadąża. Ale nie działa obok. Wymyślają je ludzie. Nie wymyśla się samo.
Klasyczny przykład - samochód z kratką Ty nazwiesz osobowym, a prawo pozwala nazwać go ciężarowym.
No nie znam określenia słownikowego samochodu z kratką. Samochód z kratką to samochód z kratką. Mi nic nie daje, ale firmie...Firmie powiększa koszty, zmniejsza zysk. Czyli podatek.Maurycy Graszewicz edytował(a) ten post dnia 10.07.09 o godzinie 00:28

konto usunięte

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Jarosław Koć:
Przykład: zarządzasz sobie wspaniałą fundacją na rzecz - ja wiem - chorych dzieci, powiedzmy. I teraz masz do podjęcia decyzję A, na której Twoja fundacja zarobi, powiedzmy 10 000 zł (oczywiście z przeznaczeniem na dzieci) albo decyzję B, na której fundacja zarobi 25 000 zł z takim samym przeznaczeniem. Jaką decyzję podejmiesz, o czcigodny?

Jak więc widać nawet w tak wyjątkowym tworze, jak non-profit kasa wciąż się liczy!

Biorę 25 000. Wydaję na dzieci. Wszystko. Nie mam zysku. Nie zarabiam, bo jestem non profit. Jak będę miał zysk to nie wydam na dzieci. Tylko na podatki. Pomogę większej ilości dzieci. Zwiększę udział w rynku.Maurycy Graszewicz edytował(a) ten post dnia 10.07.09 o godzinie 00:45
Jarosław K.

Jarosław K. senior copywriter

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Maurycy Graszewicz:
Firma
nie chce zarabiać. Chce mieć największy udział. Najmniejszy dochód. Płacić najmniejsze podatki. Czasem największy udział w rynku to dużo sprzedanych produktów, czasem mało. Zależy.


Jest dokładnie odwrotnie, przecież! Jeśli powiększenie udziału w rynku generuje dodatkowe pieniądze - to powiększam. Jesli nie - to nie powiększam. Mylisz skutek z przyczyną. Czasem nawet spore udziały w rynku są nieopłacalne (przynoszą zbyt mały zysk) i wtedy właściciel marki rezygnuje i wycofuje ją z rynku. Tak zrobił np. Unilever parę lat temu.

Pytanie kontrolne - w czym (oprócz procentów oczywiście) liczymy corocznie te Twoje udziały w rynku? Czy aby nie w pieniądzach właśnie? O czym to świadczy? że liczymy właśnie zyski, wpływy, dochody czy co tam chcesz, czyli kasę!
Jarosław K.

Jarosław K. senior copywriter

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Maurycy Graszewicz:
Jarosław Koć:
Przykład: zarządzasz sobie wspaniałą fundacją na rzecz - ja wiem - chorych dzieci, powiedzmy. I teraz masz do podjęcia decyzję A, na której Twoja fundacja zarobi, powiedzmy 10 000 zł (oczywiście z przeznaczeniem na dzieci) albo decyzję B, na której fundacja zarobi 25 000 zł z takim samym przeznaczeniem. Jaką decyzję podejmiesz, o czcigodny?

Jak więc widać nawet w tak wyjątkowym tworze, jak non-profit kasa wciąż się liczy!

Biorę 25 000. Wydaję na dzieci. Wszystko. Nie mam zysku. Nie zarabiam, bo jestem non profit. Jak będę miał zysk to nie wydam na dzieci. Tylko na podatki. Pomogę większej ilości dzieci. Zwiększę udział w rynku.Maurycy Graszewicz edytował(a) ten post dnia 10.07.09 o godzinie 00:45

Dobra. Jak nie możesz się wyzwolić z myślenia "księgowego", to może tak: prowadzisz tę fundację. Podatek masz - powiedzmy w wysokości 20%. I możesz "wykazać zysk" 1 0000 0000 lub 100 000. Co jest lepsze? W pierwszym przypadku masz do rozdania dzieciom 800 000, w drugim - 80 000. Co wybierasz?

konto usunięte

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Jarosław Koć:

Dobra. Jak nie możesz się wyzwolić z myślenia "księgowego", to może tak: prowadzisz tę fundację. Podatek masz - powiedzmy w wysokości 20%. I możesz "wykazać zysk" 1 0000 0000 lub 100 000. Co jest lepsze? W pierwszym przypadku masz do rozdania dzieciom 800 000, w drugim - 80 000. Co wybierasz?

Dopóki będziesz myślał forsą a nie efektem, pożytkiem nie zrobisz nic. Naprawdę. Nie chodzi o zarabianie pieniędzy. Twoje rozważania są teoretyczne. Daj przykład. Jakikolwiek. Na razie to jest gadanie w stylu przyjdzie do ciebie i ci da. Nikt nie daje tak o. Trzeba się napracować. Mieć reputację, żeby przyszedł ktoś i powiedział: drogi panie jest duża bańka na dzieci.

Żeby przyszli i dali muszę spełnić wiele kryteriów, dawać gwarancję, że spożytkuję te pieniądze. To z innej beczki. Przychodzi koleś i daje milion. Co robisz? Wydajesz milion na dzieci. Cały. Caluśki. Co do złotóweczki. Zysk wynosi zero. Dochód zero. Raczej w ten sposób, bo dlaczego mam zarabiać na dzieciach a nie na nie wydawać milion? Cały milion na dzieci!Maurycy Graszewicz edytował(a) ten post dnia 10.07.09 o godzinie 02:14

konto usunięte

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Jarosław Koć:
Jest dokładnie odwrotnie, przecież! Jeśli powiększenie udziału w rynku generuje dodatkowe pieniądze - to powiększam. Jesli nie - to nie powiększam. Mylisz skutek z przyczyną.
Co jest przyczyną a co skutkiem? Udział w rynku jest operacją matematyczną. Udział w rynku jest przyczyną czego? Albo skutkiem czego? Jaki jest rynek? Jaka konkurencja? Jaki produkt? Wystarczy, że Coca Cola upadnie, dajmy na to z powodu kryzysu. Rynek jest, Coca-Coli nie ma. Mój udział w rynku się powiększa. Nie wydałem ani złotówki.

>Czasem
nawet spore udziały w rynku są nieopłacalne (przynoszą zbyt mały zysk) i wtedy właściciel marki rezygnuje i wycofuje ją z rynku. Tak zrobił np. Unilever parę lat temu.

Czasem są. I co z tego? Jeśli mój koszt produkcji jest na przykład większy od kosztu sprzedaży to nic dziwnego. Mogę zmniejszyć koszt produkcji. Mogę zrobić rebranding. Mogę sprzedać markę. Mogę zrezygnować z marki. Polaroid miał 100% udziału w rynku. Ale świat poszedł naprzód. Zabrakło aparatów do Polaroida. Polarioda nikt nie kupował. Polaroida zamknęli. Ktoś produkuje, ktoś konsumuje. Interes się kręci. Jak przestają konsumować to nawet 101% udziału w rynku mi nie pomoże. Ale to zupełnie inna sprawa.
Udział w rynku to operacja matematyczna. Jaki rynek? Gdzie? Jakie produkty tego Unilevera? Dlaczego? Co się zmieniło na rynku? To nie takie proste.
Pytanie kontrolne - w czym (oprócz procentów oczywiście) liczymy corocznie te Twoje udziały w rynku? Czy aby nie w pieniądzach właśnie? O czym to świadczy? że liczymy właśnie zyski, wpływy, dochody czy co tam chcesz, czyli kasę!

Udział to stosunek. Ilości sprzedanych produktów do wszystkich sprzedanych jednostek. Dajmy na to jednostek jest 100. Sprzedałeś 10. Twój udział wynosi 10%. Wartościowo? Proszę bardzo. Wartość rynku wynosi 100 milionów. To są zwykle dane szacunkowe, albo historyczne. Sprzedałeś towarów za 10 milionów. Twój udział w rynku wynosi 10 milionów, albo 10%. To nie znaczy, że zarobiłeś 10 milionów, tylko, że na rynku wartym 100 milionów twój udział wynosi 10 milionów. Ile zarobiłeś to inna sprawa. Jaki jest dochód, jeszcze inna.
Ale racja. W pewnym sensie liczymy kasę. Co dalej nie zmienia faktu, że nie chodzi o to, żeby zarabiać.Maurycy Graszewicz edytował(a) ten post dnia 10.07.09 o godzinie 02:14

konto usunięte

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Maurycy Graszewicz:

Udział to stosunek. Ilości sprzedanych produktów do wszystkich sprzedanych jednostek. Dajmy na to jednostek jest 100. Sprzedałeś 10. Twój udział wynosi 10%. Wartościowo? Proszę bardzo. Wartość rynku wynosi 100 milionów. To są zwykle dane szacunkowe, albo historyczne. Sprzedałeś towarów za 10 milionów. Twój udział w rynku wynosi 10 milionów, albo 10%. To nie znaczy, że zarobiłeś 10 milionów, tylko, że na rynku wartym 100 milionów twój udział wynosi 10 milionów. Ile zarobiłeś to inna sprawa. Jaki jest dochód, jeszcze inna.
Ale racja. W pewnym sensie liczymy kasę. Co dalej nie zmienia faktu, że nie chodzi o to, żeby zarabiać.Maurycy Graszewicz edytował(a) ten post dnia 10.07.09 o godzinie 02:14
Dlatego są dwa pojęcia, udział w rynku ilościowy i wartościowy...
Dopiero poznając obie wartości wiemy gdzie jest dana marka.
Jeśli chodzi o akcje charytatywne, najlepiej wychodzą te, w których nie liczy się zysku, ale oczywiście sprzedaż powinna być jak największa:)

konto usunięte

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Maciej Tesławski:
Dlatego są dwa pojęcia, udział w rynku ilościowy i wartościowy...
Dopiero poznając obie wartości wiemy gdzie jest dana marka.
Oczywiście. Choć są też inne narzędzia. Marketingowcy mają ich całe multum. Księgowi również. Ci od brandingu i CI też. Każdy strateg, jeśli tylko może, na początek obkłada się wynikami badań, raportami żeby nie błądzić w ciemnościach.
Jeśli chodzi o akcje charytatywne, najlepiej wychodzą te, w których nie liczy się zysku,

Nie ująłbym tego lepiej.

>ale oczywiście sprzedaż powinna
być jak największa:)

Tu też pełna zgoda. Sprzedaż tak, zysk nie.Maurycy Graszewicz edytował(a) ten post dnia 10.07.09 o godzinie 03:02

konto usunięte

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Maurycy Graszewicz:
Maciej Tesławski:
Dlatego są dwa pojęcia, udział w rynku ilościowy i wartościowy...
Dopiero poznając obie wartości wiemy gdzie jest dana marka.
Oczywiście. Choć są też inne narzędzia. Marketingowcy mają ich całe multum. Księgowi również. Ci od brandingu i CI też.
Jeśli chodzi o akcje charytatywne, najlepiej wychodzą te, w których nie liczy się zysku,

Nie ująłbym tego lepiej.

>ale oczywiście sprzedaż powinna
być jak największa:)
Tu też pełna zgoda. Sprzedaż tak, zysk nie.
:)
sprzedaż rządzi.
O zysku myślą finansiści. Marketing ma jeden cel... sprzedaż:)
W sumie chodzi o kasę, wszędzie i zawsze. Tylko problem w sposobie dojścia do tej kasy.
Jedni bardziej brutalnie (wózki widłowe zawsze na czasie) inni bardziej subtelnie (oddaj xxx punktów, a my damy dziecku obiadek)...
Celem finalnym pozostaje kasa w mieszku zleceniodawcy:(

konto usunięte

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Maciej Tesławski:
:)
sprzedaż rządzi.
O zysku myślą finansiści. Marketing ma jeden cel... sprzedaż:)
W sumie chodzi o kasę, wszędzie i zawsze. Tylko problem w sposobie dojścia do tej kasy.
Jasne. Ale to nigdy nie jest takie proste. Gdyby były gotowe recepty wszyscy by z nich korzystali. Dzięki temu, że ich nie ma jest ciekawiej.
Jedni bardziej brutalnie (wózki widłowe zawsze na czasie) inni bardziej subtelnie (oddaj xxx punktów, a my damy dziecku obiadek)...
To oczywiście zależy do kogo się 'gada'.
Celem finalnym pozostaje kasa w mieszku zleceniodawcy:(
Po trzykroć tak. Kasa w mieszku zleceniodawcy. Nikt oczywiście nie chce pracować za darmo. To byłaby czysta głupota. Jeśli ten mieszek pełny a i zleceniodawca robi z nim coś pożytecznego to i korzyść i efekt większe.

konto usunięte

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Maurycy Graszewicz:
Maciej Tesławski:
:)
sprzedaż rządzi.
O zysku myślą finansiści. Marketing ma jeden cel... sprzedaż:)
W sumie chodzi o kasę, wszędzie i zawsze. Tylko problem w sposobie dojścia do tej kasy.
Jasne. Ale to nigdy nie jest takie proste. Gdyby były gotowe recepty wszyscy by z nich korzystali. Dzięki temu, że ich nie ma jest ciekawiej.
No tak. Są, matematyczno - finansowe są. I właśnie nieszczęście polega na ich stosowaniu.
Marketing (chyba) powinien zająć się budowaniem wartości marki. Sprzedaż sprzedażą...
Jedni bardziej brutalnie (wózki widłowe zawsze na czasie) inni bardziej subtelnie (oddaj xxx punktów, a my damy dziecku obiadek)...
To oczywiście zależy do kogo się 'gada'.
No właśnie. Po naszemu TG. Ale nie wiem czy gospodynie domowe były dobrą TG dla wózków widłowych. Chodziło o zadowolenie prezesa...
Jeśli TG jest odpowiednio wykształcona, akcja bez zysku, może przynieść nadspodziewane efekty.
Celem finalnym pozostaje kasa w mieszku zleceniodawcy:(
Po trzykroć tak. Kasa w mieszku zleceniodawcy. Nikt oczywiście nie chce pracować za darmo. To byłaby czysta głupota. Jeśli ten mieszek pełny a i zleceniodawca robi z nim coś pożytecznego to i korzyść i efekt większe.
Są takie dziwne firmy, które mogą sobie pozwolić na 0 zysku, przez jakiś czas, aby zdobyć... udział w rynku, świadomość marki, top of mind...Maciej Tesławski edytował(a) ten post dnia 10.07.09 o godzinie 03:25
Marek Mareksy Szewczyk

Marek Mareksy Szewczyk creative & art
direction, branding,
advertising, graphic
...

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Maciej Tesławski:
Marketing ma jeden cel... sprzedaż:)
Popraw mnie, do tej pory twierdziłeś, że sprzedaż jest celem działu sprzedaży, a marketing jest od, pozwolisz na skrót myślowy: "marki"... coś się zmieniło przez tydzień? ;)marek mareksy szewczyk edytował(a) ten post dnia 10.07.09 o godzinie 03:24

konto usunięte

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

marek mareksy szewczyk:
Maciej Tesławski:
Marketing ma jeden cel... sprzedaż:)
Popraw mnie, do tej pory twierdziłeś, że sprzedaż jest celem działu sprzedaży, a marketing jest od, pozwolisz na skrót myślowy: "marki"... coś się zmieniło przez tydzień? ;)marek mareksy szewczyk edytował(a) ten post dnia 10.07.09 o godzinie 03:24
To zależy od tematu rozmowy.
Z uporem maniaka powtarzam, że marketing buduje wartość marki, a przez to ułatwia sprzedaż... działowi sprzedaży...
Marek Mareksy Szewczyk

Marek Mareksy Szewczyk creative & art
direction, branding,
advertising, graphic
...

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Maciej Tesławski:
marek mareksy szewczyk:
Maciej Tesławski:
Marketing ma jeden cel... sprzedaż:)
Popraw mnie, do tej pory twierdziłeś, że sprzedaż jest celem działu sprzedaży, a marketing jest od, pozwolisz na skrót myślowy: "marki"... coś się zmieniło przez tydzień? ;)marek mareksy szewczyk edytował(a) ten post dnia 10.07.09 o godzinie 03:24
To zależy od tematu rozmowy.
Z uporem maniaka powtarzam, że marketing buduje wartość marki, a przez to ułatwia sprzedaż... działowi sprzedaży...
ale to już tautologia ;), nie schodźmy do pewnego poziomu uogólnień, bo może nas spotkać np. coś takiego:
http://demotywatory.pl/6211/RECYCLING
;)

konto usunięte

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

marek mareksy szewczyk:
Maciej Tesławski:
marek mareksy szewczyk:
Maciej Tesławski:
Marketing ma jeden cel... sprzedaż:)
Popraw mnie, do tej pory twierdziłeś, że sprzedaż jest celem działu sprzedaży, a marketing jest od, pozwolisz na skrót myślowy: "marki"... coś się zmieniło przez tydzień? ;)marek mareksy szewczyk edytował(a) ten post dnia 10.07.09 o godzinie 03:24
To zależy od tematu rozmowy.
Z uporem maniaka powtarzam, że marketing buduje wartość marki, a przez to ułatwia sprzedaż... działowi sprzedaży...
ale to już tautologia ;), nie schodźmy do pewnego poziomu uogólnień, bo może nas spotkać np. coś takiego:
http://demotywatory.pl/6211/RECYCLING
;)
Nie to nie jest tautologia, to zwyczajna indukcja.:)
Jeśli rozmawiamy o zysku, to kasa/sprzedaż rządzi.
Jeśli o marketingu, będę się upierał, że marka rządzi!

konto usunięte

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Maciej Tesławski:
No tak. Są, matematyczno - finansowe są. I właśnie nieszczęście polega na ich stosowaniu.

Jak mówił syn George'a Sorosa: Mój ojciec siada w fotelu i przedstawia teorie, które tłumacza dlaczego robimy to czy tamto, ale pamiętam , że przyglądałem się temu jako dziecko i myślałem: połowa z tego to kompletna bujda. Wiadomo przecież, że ojciec zmienia swoją pozycję na rynku bo zaczynają mu dokuczać plecy. Dostaje autentycznego ataku boleści i własnie to jest sygnałem ostrzegawczym.
Badania i wzory są pomocne, ale pokazują historię systemu. Nie przewidują przyszłości, która jest nieprzewidywalna.
No właśnie. Po naszemu TG. Ale nie wiem czy gospodynie domowe były dobrą TG dla wózków widłowych. Chodziło o zadowolenie prezesa...

Z pewnością nie są. Ale do jednej gospodyni trafi marka oparta na trosce, opiece. Do innej ta skonstruowana wokół autorytetu, wiedzy, doświadczenia. Dwie marki, dwie gospodynie, dwa światy przeżyć ;)
Są takie dziwne firmy, które mogą sobie pozwolić na 0 zysku, przez jakiś czas, aby zdobyć... udział w rynku, świadomość marki, top of mind...

To zdaje się też problem rynku. Kulturowy i komunikacyjny. Kiedy u nas firmy dyferencjują się logiem gdzie indziej działo się to już kilkadziesiąt lat temu. Tam boiskiem, common sensem, na którym toczy się gra o umysły klientów jest wizerunek, osobowość firmy, światy przeżyć, wizja, misja czy wartości. U nas to dopiero w powijakach. W Polsce na czwartym miejscu symboli kolektywnych jest kłamstwo (wcześniej miłość, przyjaźń, rodzina), w Niemczech urlop. Ikea pozwala każdemu uporządkować jego świat, Bodzio...chyba po prostu sprzedaje tanie meble.

konto usunięte

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Maurycy Graszewicz:
Maciej Tesławski:
No tak. Są, matematyczno - finansowe są. I właśnie nieszczęście polega na ich stosowaniu.

Jak mówił syn George'a Sorosa: Mój ojciec siada w fotelu i przedstawia teorie, które tłumacza dlaczego robimy to czy tamto, ale pamiętam , że przyglądałem się temu jako dziecko i myślałem: połowa z tego to kompletna bujda. Wiadomo przecież, że ojciec zmienia swoją pozycję na rynku bo zaczynają mu dokuczać plecy. Dostaje autentycznego ataku boleści i własnie to jest sygnałem ostrzegawczym.
Badania i wzory są pomocne, ale pokazują historię systemu. Nie przewidują przyszłości, która jest nieprzewidywalna.
No właśnie. Po naszemu TG. Ale nie wiem czy gospodynie domowe były dobrą TG dla wózków widłowych. Chodziło o zadowolenie prezesa...

Z pewnością nie są. Ale do jednej gospodyni trafi marka oparta na trosce, opiece. Do innej ta skonstruowana wokół autorytetu, wiedzy, doświadczenia. Dwie marki, dwie gospodynie, dwa światy przeżyć ;)
Są takie dziwne firmy, które mogą sobie pozwolić na 0 zysku, przez jakiś czas, aby zdobyć... udział w rynku, świadomość marki, top of mind...

To zdaje się też problem rynku. Kulturowy i komunikacyjny. Kiedy u nas firmy dyferencjują się logiem gdzie indziej działo się to już kilkadziesiąt lat temu. Tam boiskiem, common sensem, na którym toczy się gra o umysły klientów jest wizerunek, osobowość firmy, światy przeżyć, wizja, misja czy wartości. U nas to dopiero w powijakach. W Polsce na czwartym miejscu symboli kolektywnych jest kłamstwo (wcześniej miłość, przyjaźń, rodzina), w Niemczech urlop. Ikea pozwala każdemu uporządkować jego świat, Bodzio...chyba po prostu sprzedaje tanie meble.
Czyli rządzi relatywizm poznawczy... takie pojęcie, które jest mi bardzo obce, ale sprowadza się do: "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia":)

I to chyba nie jest kwestia rozwoju rynku, tylko rozwoju myślenia prezesa?Maciej Tesławski edytował(a) ten post dnia 10.07.09 o godzinie 03:47

konto usunięte

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Maciej Tesławski:
To zależy od tematu rozmowy.
Z uporem maniaka powtarzam, że marketing buduje wartość marki, a przez to ułatwia sprzedaż... działowi sprzedaży...

I tu pozwolę sobie się nie zgodzić. Dalej uważam, że marketing jest od sprzedawania. Od marki brandingowcy czy ludzie od corporate identity. Jedno z drugim jakoś się łączy, ale to zupełnie inna sprawa ;)

Następna dyskusja:

"Dumni z Michaela? Jeszcze ...




Wyślij zaproszenie do