Jarosław K.

Jarosław K. senior copywriter

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

marek mareksy szewczyk:
Jarosław Koć:
1. Mareksy: nie o to chodzi zupełnie. To, że komuś się zdarzają pomyłki i błędy, nie znaczy, że wydatki na reklamę są bezcelowe. Tak samo jak to, że zdarzają się wypadki lotnicze nie znaczy, że należy zaprzestać latania samolotami.
A ja tak powiedziałem?!
Bo miałem wrażenie, że to Ty tak spłyciłeś wypowiedź kolegi ;)

W wypowiedzi kolegi padło ewidentnie nieprawdziwe zdanie o tym, że nie ma ŻADNEJ korelacji między wydatkami na reklamę, a jej skutkami. Można napisać, że nie zawsze wzrost wydatków gwarantuje wzrost sprzedaży ale nie, ze NIE MA ŻADNEJ korelacji.

konto usunięte

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Jarosław Koć:
2. Maurycy: właściwie to samo. Mnie rozbawiło po prostu zdanie o tym, że nie ma ŻADNEJ korelacji. "Żadnej" korelacji, czyli wszelkie wydatki na reklamę są kretynizmem, czego oczywiście nie napisałeś, ale co logicznie wynika z Twojej tezy.

Nic takiego. O logice może lepiej nie rozmawiajmy. Oczywiście Kolega ma rację, że korelacja jest. Raz dodatnia, raz ujemna. Raz wzrost wydatków na reklamę powoduje wzrost sprzedaży innym razem powoduje spadek sprzedaży a jeszcze innym nic nie powoduje prócz wydatków na reklamę. To jaka jest w końcu ta korelacja? Jaki jest związek przyczynowo-skutkowy między wydatkami na reklamę a wzrostem sprzedaży? Czy jest on stały dla wszystkich? Jaki jest związek jednego z drugim? O kalkulacji nakład-przychód nie ma mowy.
Wydatki na reklamę są inwestycją. I jak to inwestycja - jedna zwraca się lepiej, inna gorzej. Generalna zasada jest taka - im większa inwestycja, tym większe korzyści może przynieść (oczywiście do pewnego poziomu). Zwracam uwagę na słowo "MOŻE", bo zaraz padnie tu sto przykładów, jak to mały budżet reklamowy zrobił pustki w magazynach, a wielkie pieniądze - spektakularną klapę. To są jednak wciąż wyjątki potwierdzające regułę. Nieprzypadkowo wielkie koncerny wydają olbrzymie pieniądze na reklamę swoich marek.

Nie dlatego wydają. Wydają, bo reklama czyni znanym, buduje wizerunek, osobowość marki. Gdyby się nie reklamowały przestałby być znane w efekcie nie sprzedawałyby. Reklama konstruuje mody. Bez niej nie wiadomo co będzie modne za chwilę. Reklama poniekąd wyposaża ludzi w smak. Smak strukturyzuje chęć posiadania. To tylko i aż tyle.
Statystycznie rzecz ma się bowiem tak - im większa inwestycja, tym większe potencjalne zyski.

To też zabawne. Mówi się o tym, że mamy kryzys. Dlaczego więc koncerny raczej tną wydatki na reklamę? Przecież im większa w nią inwestycja, tym większe potencjalne zyski?

Można w tym przypadku szukać innej korelacji. Wzrost wydatków na reklamę jest sprzężony ze wzrostem wydatków na konsumpcję. I odwrotnie.Maurycy Graszewicz edytował(a) ten post dnia 08.07.09 o godzinie 22:58
Marek Mareksy Szewczyk

Marek Mareksy Szewczyk creative & art
direction, branding,
advertising, graphic
...

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Maurycy Graszewicz:
Kolega ma rację, że korelacja jest. Raz dodatnia, raz ujemna. Raz wzrost wydatków na reklamę powoduje wzrost sprzedaży innym razem powoduje spadek sprzedaży a jeszcze innym nic nie powoduje prócz wydatków na reklamę. To jaka jest w końcu ta korelacja?
Rozbrykana :)
Jaki jest związek przyczynowo-skutkowy między wydatkami na reklamę a wzrostem sprzedaży? Czy jest on stały dla wszystkich? Jaki jest związek jednego z drugim?
Żaden? ;)

To też zabawne. Mówi się o tym, że mamy kryzys. Dlaczego więc koncerny raczej tną wydatki na reklamę? Przecież im większa w nią inwestycja, tym większe potencjalne zyski?

No Kociu Drogi Przyjacielu, Kolega Maurycy wbił Cię Twoim własnym argumentem w ziemię :)

Już to ostatnio pisałem gdzieś tutaj. Wielcy wydają, bo a. mogą, b. lepiej stworzyć duży deszcz (reklamowy), większa po nim kałuża lepiej koreluje ze współczynnikiem KDB, bo daje nadzieję na wypełnienie planów i słupków. I zachowanie pracy. :)

Nie od dziś wiadomo, że jak trzeba postawić na jakość lub ilość, to się stawia na ilość z tzw. nużem (a nuż się uda ;D), bo przecież stereotyp mówi, ze lepsze to droższe - w efekcie potem obserwujemy przedumane i przepłacone efekty takiego myślenia, kolejne zmiany agencji przez niezadowolonych klientów itd... cóż, nie każdy urodził się chirurgiem.

Kociu, Kolego, weź Ty przestań ;) z takimi argumentami rodem z pizetju ;)marek mareksy szewczyk edytował(a) ten post dnia 09.07.09 o godzinie 00:36
Jarosław K.

Jarosław K. senior copywriter

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Maurycy Graszewicz:

Nic takiego. O logice może lepiej nie rozmawiajmy.


Ale dlaczego??????

Kolega ma rację, że korelacja jest. Raz dodatnia, raz ujemna. Raz wzrost wydatków na reklamę powoduje wzrost sprzedaży innym razem powoduje spadek sprzedaży a jeszcze innym nic nie powoduje prócz wydatków na reklamę. To jaka jest w końcu ta korelacja?

Próbujesz rozwodnić problem. Sprytnie ale myślę, że doskonale rozumiesz, o co chodzi. Jeśli na 100 pewnego typu inwestycji, 10 skończy się totalną klapą i bankructwem, 10 nie przyniesie zysków ani strat, a 80 przypadków przyniesie dodatkowe dochody, to oczywiście możesz dalej mówić, że korelacji nie ma. Dla mnie jest i to ewidentna.
Jaki jest związek przyczynowo-skutkowy między wydatkami na reklamę a wzrostem sprzedaży? Czy jest on stały dla wszystkich? Jaki jest związek jednego z drugim? O kalkulacji nakład-przychód nie ma mowy.

Szczegóły, szczegóły, które mają przykryć podstawową tezę, prostą jak drut. Jak kupujesz 1000 billboardów o wyprzedaży, to masz lepszy efekt niż jak kupisz jeden, prawda? Jak kupisz 10 000 odsłon w necie, to jest lepsza inwestycja niż jak sto. Jak opłacisz 50 spotów w TV, to będzie skuteczniej niz pięć, czy nie będzie?
(zakładamy oczywiście - jak na eksperyment naukowy przystało, że produkt, jego dostępność, strategia, dobór TG jest za każdym razem taki sam, powiedzmy - poprawny).

no to co? Lepiej kupić 1000 billboardów, czy jeden? Jest ta korelacja, czy nie ma?
wyjątki potwierdzające regułę. Nieprzypadkowo wielkie koncerny wydają olbrzymie pieniądze na reklamę swoich marek.

Nie dlatego wydają. Wydają, bo reklama czyni znanym, buduje wizerunek, osobowość marki. Gdyby się nie reklamowały przestałby być znane w efekcie nie sprzedawałyby.

He, he. Ostatnie Twoje zdanie, mówi, że jeśli obetniemy wydatki na reklamę, to w efekcie spadnie sprzedaż. Cbdo.

Reklama
konstruuje mody. Bez niej nie wiadomo co będzie modne za chwilę. Reklama poniekąd wyposaża ludzi w smak. Smak strukturyzuje chęć posiadania. To tylko i aż tyle.

I cóż z tego? Nie dyskutujemy, czy reklama działa za pomocą pięciu czy piętnastu etapów. Na końcu zawsze pojawia się zysk.

To też zabawne. Mówi się o tym, że mamy kryzys. Dlaczego więc koncerny raczej tną wydatki na reklamę? Przecież im większa w nią inwestycja, tym większe potencjalne zyski?

A z jakiego powodu nie kupisz sobie kopalni diamentów w Kongo albo złóż roponośnych w Teksasie? Przecież to też czysty zysk!

Każda inwestycja jest pewnym kosztem. Jeśli źle oszacujesz stosunek tego kosztu do ryzyka i wielkości potencjalnych zysków, to tracisz. To przecież elementarz ekonomii!

Jeśli wezmę kredyt na kopalnię diamentów, to prawdopodobnie zanim zobaczę jakikolwiek kamień, zjedzą mnie odsetki. Mnie po prostu NIE STAĆ na aż tak drogą inwestycję! Ale gdybym miał tyle wolnej kasy, na pewno bym się czymś takim zainteresował.

A więc - dlaczego koncerny tną wydatki na reklamę? Może to najprostsza decyzja, bo skutki przyjdą po kilku latach, a tu prezes i centrala żądają zamknięcia budżetu na już? A może stwierdzili, że w pewnych segmentach nie da sie już powiększyć tortu, bo rynek jest nasycony? Temat na cały wątek.Jarosław Koć edytował(a) ten post dnia 09.07.09 o godzinie 01:59
Jarosław K.

Jarosław K. senior copywriter

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

marek mareksy szewczyk:

No Kociu Drogi Przyjacielu, Kolega Maurycy wbił Cię Twoim własnym argumentem w ziemię :)

E, tam, wcale nie.


Nie od dziś wiadomo, że jak trzeba postawić na jakość lub ilość, to się stawia na ilość z tzw. nużem (a nuż się uda ;D), bo przecież stereotyp mówi, ze lepsze to droższe - w efekcie potem obserwujemy przedumane i przepłacone efekty takiego myślenia, kolejne zmiany agencji przez niezadowolonych klientów itd... cóż, nie każdy urodził się chirurgiem.

Wszystko to prawda lecz nie na temat, mistrzu.
Marek Mareksy Szewczyk

Marek Mareksy Szewczyk creative & art
direction, branding,
advertising, graphic
...

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Jarosław Koć:
Szczegóły, szczegóły, które mają przykryć podstawową tezę, prostą jak drut. Jak kupujesz 1000 billboardów o wyprzedaży, to masz lepszy efekt niż jak kupisz jeden, prawda? Jak kupisz 10 000 odsłon w necie, to jest lepsza inwestycja niż jak sto. Jak opłacisz 50 spotów w TV, to będzie skuteczniej niz pięć, czy nie będzie?
(zakładamy oczywiście - jak na eksperyment naukowy przystało, że produkt, jego dostępność, strategia, dobór TG jest za każdym razem taki sam, powiedzmy - poprawny).

no to co? Lepiej kupić 1000 billboardów, czy jeden? Jest ta korelacja, czy nie ma?
O mój Jarku Drogi, szczegóły są bardzo ważne :).
Wolę jeden billboard przed oknami konkurencji, tak, by był na niego widok z parkingu dla gości, niż Twoje 100 billboardów gdzieś przy molo w Ustce, ale w grudniu po sezonie.
I to odpowiedź musi Ci wystarczyć :)
Marek Mareksy Szewczyk

Marek Mareksy Szewczyk creative & art
direction, branding,
advertising, graphic
...

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Jarosław Koć:
marek mareksy szewczyk:

No Kociu Drogi Przyjacielu, Kolega Maurycy wbił Cię Twoim własnym argumentem w ziemię :)

E, tam, wcale nie.
Właśnie obok Mr. Tesławski wspomniał, że okłamywanie siebie, to okłamywanie klientów - nieładnie Jarku, nieładnie :)


Nie od dziś wiadomo, że jak trzeba postawić na jakość lub ilość, to się stawia na ilość z tzw. nużem (a nuż się uda ;D), bo przecież stereotyp mówi, ze lepsze to droższe - w efekcie potem obserwujemy przedumane i przepłacone efekty takiego myślenia, kolejne zmiany agencji przez niezadowolonych klientów itd... cóż, nie każdy urodził się chirurgiem.

Wszystko to prawda lecz nie na temat, mistrzu.
King się mówi, poza tym: Ty tak uważasz :) ;) Moja wina, że nie masz zniżki jakiej potrzebujesz, w Vision Express? ;)
Jarosław K.

Jarosław K. senior copywriter

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

marek mareksy szewczyk:

O mój Jarku Drogi, szczegóły są bardzo ważne :).
Wolę jeden billboard przed oknami konkurencji, tak, by był na niego widok z parkingu dla gości, niż Twoje 100 billboardów gdzieś przy molo w Ustce, ale w grudniu po sezonie.
I to odpowiedź musi Ci wystarczyć :)

Po pierwsze - nie rozmawiamy o woleniu tylko o przełożeniu na sprzedaż lub inną reakcję konsumenta.

Po drugie - Twoja odpowiedź jest typu: wolę jeden karabin z 1863 r. pod ręką niż kompanię komandosów pięć tysięcy kilometrów stąd. Ja też! Tyle, że jeśli sprawdzamy, jak dany parametr działa na rzeczywistość, to aby porównanie coś wnosiło, inne parametry, czyli warunki muszą być w obu przypadkach podobne. A więc - targetem są mieszkańcy Warszawy, billboardy są w Warszawie, a nie w Ustce. Nadal uważasz, że jeden będzie skuteczniejszy?
Jarosław K.

Jarosław K. senior copywriter

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

marek mareksy szewczyk:
Jarosław Koć:
marek mareksy szewczyk:

No Kociu Drogi Przyjacielu, Kolega Maurycy wbił Cię Twoim własnym argumentem w ziemię :)

E, tam, wcale nie.
Właśnie obok Mr. Tesławski wspomniał, że okłamywanie siebie, to okłamywanie klientów - nieładnie Jarku, nieładnie :)

Gorzej - okłamywanie siebie to prosta droga do klęski. Dlatego nigdy tego nie robię, nawet jak mam inne zdanie od Ciebie :)))

konto usunięte

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Jarosław Koć:
Próbujesz rozwodnić problem. Sprytnie ale myślę, że doskonale rozumiesz, o co chodzi. Jeśli na 100 pewnego typu inwestycji, 10 skończy się totalną klapą i bankructwem, 10 nie przyniesie zysków ani strat, a 80 przypadków przyniesie dodatkowe dochody, to oczywiście możesz dalej mówić, że korelacji nie ma. Dla mnie jest i to ewidentna.

Ale jaka? Dodatnia? Ujemna? Toż to za chwilę dojdziemy do prostej recepty na objęcie 100% rynku. Wydaję 2 miliardy i mam 50% wydaję 4 i mam 100%. Obawiam się, że to tak nie działa.
Szczegóły, szczegóły, które mają przykryć podstawową tezę, prostą jak drut. Jak kupujesz 1000 billboardów o wyprzedaży, to masz lepszy efekt niż jak kupisz jeden, prawda? Jak kupisz 10 000 odsłon w necie, to jest lepsza inwestycja niż jak sto. Jak opłacisz 50 spotów w TV, to będzie skuteczniej niz pięć, czy nie będzie?
(zakładamy oczywiście - jak na eksperyment naukowy przystało, że produkt, jego dostępność, strategia, dobór TG jest za każdym razem taki sam, powiedzmy - poprawny).
Wszystko jasne. Jak wyżej. Idealny model na objęcie 100% w rynku. Perpetuum mobile. To ile przepraszam trzeba wydać?
no to co? Lepiej kupić 1000 billboardów, czy jeden? Jest ta korelacja, czy nie ma?
Właśnie? Ta korelacja to powtarzalna jest? Kupię 1000 bilbordów i mam gwarancję? Jeśli tak to dlaczego nikt do tej pory na to nie wpadł? Przypomina mi to jedne badania, które mówiły o tym, że punkt fiksowania ludzkiego oka jest gdzieś tam. Co nie oznacza, że tu, że teraz i że zawsze. Recepta na idealny model biznesowy? Chętnie zamówię powiedzmy 100 bilbordów z gwarancją, że mój udział w tynku wyniesie...no właśnie ile? Albo może wzrost rozpoznawalności? Pewnie wzrośnie, ale o ile? A jak kupię 200? Ile muszę kupić, żeby mieć 100%?

Nie dlatego wydają. Wydają, bo reklama czyni znanym, buduje wizerunek, osobowość marki. Gdyby się nie reklamowały przestałby być znane w efekcie nie sprzedawałyby.

He, he. Ostatnie Twoje zdanie, mówi, że jeśli obetniemy wydatki na reklamę, to w efekcie spadnie sprzedaż. Cbdo.
Nie chodzi o etapy, ani nakłady. Chodzi o bycie znanym. Wizerunek, świat przeżyć. Reklama to tylko jeden z elementów. Wytłumaczę to jaśniej. Niechże taki Bentley zrobi promocję. Walnie 1000 bilbordów. Obawiam się, że sprzedaż spadnie. Albo lepiej. Nagle Toyota zapragnie na 5000 bilbordów poinformować, że już nie niezawodność, tylko dajmy na to emocje, są dla nich najważniejsze.
Jeśli to będzie tylko obrazek, za którym nic nie stoi sprzedaż pewnie spadnie. Coca-cola wydaje mnóstwo pieniędzy na reklamę, bo wydaje na nią też Pepsi. I inni.
I cóż z tego? Nie dyskutujemy, czy reklama działa za pomocą pięciu czy piętnastu etapów. Na końcu zawsze pojawia się zysk.
Otóż nie. Raczej udział w rynku. Od zysków płaci się podatki. Od strat nie. Nie chodzi o to, żeby zarabiać.
A z jakiego powodu nie kupisz sobie kopalni diamentów w Kongo albo złóż roponośnych w Teksasie? Przecież to też czysty zysk!

Każda inwestycja jest pewnym kosztem. Jeśli źle oszacujesz stosunek tego kosztu do ryzyka i wielkości potencjalnych zysków, to tracisz. To przecież elementarz ekonomii!

Jeśli wezmę kredyt na kopalnię diamentów, to prawdopodobnie zanim zobaczę jakikolwiek kamień, zjedzą mnie odsetki. Mnie po prostu NIE STAĆ na aż tak drogą inwestycję! Ale gdybym miał tyle wolnej kasy, na pewno bym się czymś takim zainteresował.

A co mają odsetki do budżetów reklamowych? I co mają do tego kopalnie diamentów? Sam piszesz o ocenianiu ryzyka, kosztach, stratach. Jak ocenić ryzyko wydatków reklamowych? Jest na to jakiś wzór? Jak ocenić wzrost sprzedaży po tychże wydatkach? Też wzorem? Chętnie je poznam. Podejrzewam, że każdy prezes firmy też.
A więc - dlaczego koncerny tną wydatki na reklamę? Może to najprostsza decyzja, bo skutki przyjdą po kilku latach, a tu prezes i centrala żądają zamknięcia budżetu na już? A może stwierdzili, że w pewnych segmentach nie da sie już powiększyć tortu, bo rynek jest nasycony? Temat na cały wątek.
Może tak, a może nie. Trzeba by prezesa pytać. Pisałem o korelacji między wzrostem wydatków a wzrostem konsumpcji. Większe wydatki, większa konsumpcja. Mniejsze wydatki mniejsza konsumpcja. Ale co było pierwsze? Wydatki czy konsumpcja? Pisałeś, że większa inwestycja przynosi większy potencjalny zysk. Statystycznie ja i mój pies mamy trzy nogi. Obawiam się, że to bardziej skomplikowane.Maurycy Graszewicz edytował(a) ten post dnia 09.07.09 o godzinie 02:47

konto usunięte

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Jarosław Koć:
>A więc - targetem są mieszkańcy Warszawy,
billboardy są w Warszawie, a nie w Ustce. Nadal uważasz, że jeden będzie skuteczniejszy?
Jeśli tylko będzie na nim odpowiadający mi świat przeżyć to tak. Nawet jeśli dookoła mnie będzie 500 bilbordów firmy X, na której będzie wesoły obrazek, który nijak do mnie nie pasuje to to nie sprawi, że skorzystam z usług firmy X. Jasne, nie chodzi tu tylko o mnie, ale dajmy na to, firma X pokaże obrazek, na którym będą sympatyczni panowie ze złotymi łańcuchami, że niby wakacje w takim gronie, to może szkoda tych 500 bilbordów? Wystarczyłby jeden, ale gdzieś w okolicach gdzie mieszkają?
Jarosław K.

Jarosław K. senior copywriter

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Maurycy Graszewicz:
Jarosław Koć:
JToż to za chwilę dojdziemy do
prostej recepty na objęcie 100% rynku.

Nie dojdziemy. "Korelacja dodatnia" nie oznacza, że zależność jest liniowa, ani że zależność opisuje sie taką samą funkcją w każdym punkcie dziedziny (czyli przy każdych warunkach) - do pewnego momentu np. może być wykładnicza, potem liniowa, a potem stała ze względu na nasycenie rynku. Rozmawiamy cały czas o Twoim zdaniu, że nie ma ŻADNEJ korelacji. Otóż jest, dodatnia. A jej typ zależy oczywiście od dziesiątków parametrów. Przykład dla łatwiejszego zrozumienia: widzisz związek między ciężkim treningiem piłkarza a jego formą? Dla każdego jest on w miare oczywisty: im więcej trenujesz/pracujesz, tym lepsze treningi. Ale to wszystko jest oczywiście w jakichś granicach rozsądku. Jeśli nie będę jadł, spał tylko cały czas trenował, to w końcu mój poziom spadnie, prawda? I nikt nie twierdzi, że to dowodzi absolutnego braku korelacji między treningiem a grą! Nikt nie twierdzi też, że jeśli będę trenował 2 razy więcej, to znajdę się w Legii, cztery razy - w Bayernie, a dziesięć razy - w Realu Madryt!

Właśnie? Ta korelacja to powtarzalna jest? Kupię 1000 bilbordów i mam gwarancję? Jeśli tak to dlaczego nikt do tej pory na to nie wpadł?

Po pierwsze - wpadli na to wszyscy, którzy mają kasę. Ci, co nie wpadli, najczęściej już nie mają. A o żadnej GWARANCJI nie pisałem, tylko o regule. R E G U L E ! To, że aby uruchomić samochód musisz wykonać takie a nie inne ruchy kluczykiem zgodnie z pewną regułą, nie gwarantuje Ci przecież, że auto zapali za każdym razem, prawda?

Nie dlatego wydają. Wydają, bo reklama czyni znanym, buduje wizerunek, osobowość marki. Gdyby się nie reklamowały przestałby być znane w efekcie nie sprzedawałyby.

Czyli reklamują się po to, żeby być znanym a są znani po to, żeby sprzedawać. Wychodzi na to samo...
Nie chodzi o etapy, ani nakłady. Chodzi o bycie znanym. Wizerunek, świat przeżyć. Reklama to tylko jeden z elementów. Wytłumaczę to jaśniej. Niechże taki Bentley zrobi promocję. Walnie 1000 bilbordów. Obawiam się, że sprzedaż spadnie. Albo lepiej. Nagle Toyota zapragnie na 5000 bilbordów poinformować, że już nie niezawodność, tylko dajmy na to emocje, są dla nich najważniejsze.

Ale mówisz nie na temat! Mówisz o zmianie strategii komunikacji!!! To tak, jakbyś badał, co jest szybsze - koń czy osioł, obciążając konia wagą 300 kg (zła strategia), a osła 1 kg.

Metodologicznie: aby porównać wpływ interesującego nas czynnika (w tym przypadku nakłady finansowe, inaczej - intensywność kampanii) na odbiorcę, musisz wszystkie inne parametry zachować takie same! Nie ma więc mowy o żadnej zmianie komunikacji. Poza tym dla Bentleya outdoor nie jest właściwym medium - tu trzeba by raczej badać np. 100 przesyłek typu direct mail kontra 1000 takich przesyłek.
Jeśli to będzie tylko obrazek, za którym nic nie stoi sprzedaż pewnie spadnie. Coca-cola wydaje mnóstwo pieniędzy na reklamę, bo wydaje na nią też Pepsi. I inni.

Ale co z tego wynika? Że moga przestać wydawać i sprzedaż im nie spadnie? Nie rozumiem tego argumentu o CC.

Otóż nie. Raczej udział w rynku. Od zysków płaci się podatki. Od strat nie. Nie chodzi o to, żeby zarabiać.

No nie, tu się poddaję! Nie chodzi o to, żeby zarabiać? Wiesz co, jeśli znajdziesz choć 1 taką firmę, daj mi jej namiary. Podrzuciłbym jej parę zleceń, na których nie zarobią :))))

A co mają odsetki do budżetów reklamowych? I co mają do tego kopalnie diamentów? Sam piszesz o ocenianiu ryzyka, kosztach, stratach. Jak ocenić ryzyko wydatków reklamowych? Jest na to jakiś wzór? Jak ocenić wzrost sprzedaży po tychże wydatkach? Też wzorem? Chętnie je poznam. Podejrzewam, że każdy prezes firmy też.

To mają, że każda inwestycja ma koszt. Gdyby nie miała, to opłacałoby się inwestować nieskończone sumy. Zresztą, zgodnie z klasyczną teorią ekonomii, właśnie z nagromadzenia złych inwestycji biorą się kryzysy.
A więc - dlaczego koncerny tną wydatki na reklamę? Może to najprostsza decyzja, bo skutki przyjdą po kilku latach, a tu prezes i centrala żądają zamknięcia budżetu na już? A może stwierdzili, że w pewnych segmentach nie da sie już powiększyć tortu, bo rynek jest nasycony? Temat na cały wątek.
Może tak, a może nie. Trzeba by prezesa pytać. Pisałem o korelacji między wzrostem wydatków a wzrostem konsumpcji.

Inwestycja w reklamę polega na tym, że właśnie spodziewasz się wzrostu konsumpcji Twoich towarów. Nic więc dziwnego, że jest taka korelacja. Ale - wybacz - co w tym odkrywczego?Jarosław Koć edytował(a) ten post dnia 09.07.09 o godzinie 03:17
Jarosław K.

Jarosław K. senior copywriter

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Maurycy Graszewicz:
Jarosław Koć:
>A więc - targetem są mieszkańcy Warszawy,
billboardy są w Warszawie, a nie w Ustce. Nadal uważasz, że jeden będzie skuteczniejszy?
Jeśli tylko będzie na nim odpowiadający mi świat przeżyć to tak. Nawet jeśli dookoła mnie będzie 500 bilbordów firmy X, na której będzie wesoły obrazek, który nijak do mnie nie pasuje to to nie sprawi, że skorzystam z usług firmy X. Jasne, nie chodzi tu tylko o mnie, ale dajmy na to, firma X pokaże obrazek, na którym będą sympatyczni panowie ze złotymi łańcuchami, że niby wakacje w takim gronie, to może szkoda tych 500 bilbordów? Wystarczyłby jeden, ale gdzieś w okolicach gdzie mieszkają?

Maurycy, przecież pisałem już 2 razy, że aby coś uczciwie porównywać, wszystkie inne parametry muszą być takie same! Nie rozmawiamy więc o zmianie obrazka! Obrazek jest ten sam, przebadany, z dobrym komunikatem. I teraz pytanie - czy lepiej zrobi Twojej firmie ustawienie jednego takiego billboardu, czy pięciuset????

konto usunięte

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Jarosław Koć:

Nie dojdziemy. "Korelacja dodatnia" nie oznacza, że zależność jest liniowa, ani że zależność opisuje sie taką samą funkcją w każdym punkcie dziedziny (czyli przy każdych warunkach) - do pewnego momentu np. może być wykładnicza, potem liniowa, a potem stała ze względu na nasycenie rynku. Rozmawiamy cały czas o Twoim zdaniu, że nie ma ŻADNEJ korelacji. Otóż jest, dodatnia. A jej typ zależy oczywiście od dziesiątków parametrów. Przykład dla łatwiejszego zrozumienia: widzisz związek między ciężkim treningiem piłkarza a jego formą? Dla każdego jest on w miare oczywisty: im więcej trenujesz/pracujesz, tym lepsze treningi. Ale to wszystko jest oczywiście w jakichś granicach rozsądku. Jeśli nie będę jadł, spał tylko cały czas trenował, to w końcu mój poziom spadnie, prawda? I nikt nie twierdzi, że to dowodzi absolutnego braku korelacji między treningiem a grą! Nikt nie twierdzi też, że jeśli będę trenował 2 razy więcej, to znajdę się w Legii, cztery razy - w Bayernie, a dziesięć razy - w Realu Madryt!
Są tacy co twierdzą. Poziom mistrzostwa zaczyna się od 10 000 przepracowanych/przetrenowanych godzin. Skoro nikt nic nie twierdzi, to o co właściwie chodzi? Już pisałem, to nie takie proste i matematyczne formuły nic tu nie zmienią. Treningi piłkarzy to nie reklama. Ja o reklamie Ty o treningach.

Po pierwsze - wpadli na to wszyscy, którzy mają kasę. Ci, co nie wpadli, najczęściej już nie mają.

A jaka ta reguła jest?

>A o żadnej GWARANCJI
nie pisałem, tylko o regule. R E G U L E ! To, że aby uruchomić samochód musisz wykonać takie a nie inne ruchy kluczykiem zgodnie z pewną regułą, nie gwarantuje Ci przecież, że auto zapali za każdym razem, prawda?
Świetnie. Jaka jest ta reguła, że tak spytam po raz kolejny? Dla uproszczenia. Pisałeś, że 1000 bilbordów to lepiej niż 50. Jakich bilbordów? Gdzie? Z jakim komunikatem, światem przeżyć? Do kogo?
Czyli reklamują się po to, żeby być znanym a są znani po to, żeby sprzedawać. Wychodzi na to samo...

Nie wychodzi. Mogę huknąć milion bilbordów. Mogę zalać świat bilbordami, jeśli mam na tyle kasy. Mogę zrobić tak, że otworzysz lodówkę a tam będą takie małe bilbordziki ode mnie. Będę znany. Będę strasznie znany. Moja marka też będzie znana. Na tych bilbordzikach będzie, że sprzedaję na przykład kamienie z marsa. Uważasz? Kamienie z marsa. Albo jeszcze lepiej wodę. I co? Pytam znowu bo pytań wiele a odpowiedzi żadnej.

Ale mówisz nie na temat! Mówisz o zmianie strategii komunikacji!!! To tak, jakbyś badał, co jest szybsze - koń czy osioł, obciążając konia wagą 300 kg (zła strategia), a osła 1 kg.

Świetnie. Dochodzimy w końcu do wniosku, że za tym może stoi jakaś strategia a nie tylko ilość bilbordów? Milion bilbordów i beznadziejna strategia czy jeden bilbord i dobra?

Metodologicznie: aby porównać wpływ interesującego nas czynnika (w tym przypadku nakłady finansowe, inaczej - intensywność kampanii) na odbiorcę, musisz wszystkie inne parametry zachować takie same!

Pytanie tylko jak ten czynnik porównać?
Nie ma więc mowy o żadnej zmianie komunikacji. Poza tym dla Bentleya outdoor nie jest właściwym medium - tu trzeba by raczej badać np. 100 przesyłek typu direct mail kontra 1000 takich przesyłek.

Ehh. Może być ich nawet milion. Zależy w jakiej sprawie.

Ale co z tego wynika? Że moga przestać wydawać i sprzedaż im nie spadnie? Nie rozumiem tego argumentu o CC.
Nie wiem. Tego nikt nie wie czy spadnie czy nie spadnie. Wydają bo wydają inni. Bo udział w rynku spada. Bo jest trochę kosztów do zrobienia. Na co wydają? Czy dobrze? Jaka jest strategia? To zupełnie inna sprawa. Cały czas o to chodzi. Nie ważne ile wydasz, ważne na co.
No nie, tu się poddaję! Nie chodzi o to, żeby zarabiać? Wiesz co, jeśli znajdziesz choć 1 taką firmę, daj mi jej namiary. Podrzuciłbym jej parę zleceń, na których nie zarobią :))))

Świetnie Jarosławie. Ja się nie poddam i spróbuję wytłumaczyć najprościej jak się da. A po co robisz koszty? Lubisz płacić podatki? Wystarczy spojrzeć, ile podatków płacą największe firmy. Dlaczego taka na przykład Telekomunikacja Polska płaci France Telecom za możliwość użyczania nazwy Orange? Bo to właśnie koszt jest. Odlicza się go od przychodów i proszę mam dochód od którego płacę podatki. Im mniejszy dochód, tym mniejsze podatki. Jeśli dochód wynosi zero to od czego płacę podatki? Przecież to proste. Każdy początkujący ekonomista to wie.

To mają, że każda inwestycja ma koszt. Gdyby nie miała, to opłacałoby się inwestować nieskończone sumy. Zresztą, zgodnie z klasyczną teorią ekonomii, właśnie z nagromadzenia złych inwestycji biorą się kryzysy.

Tak, tylko klasyczna teoria ekonomii skończyła się gdzieś w 1936, kiedy Keynes opublikował Ogólną teorię zatrudnienia, procentu i pieniądza. Szkoda, że Panowie z USA nie czytają tego wątku, wiedzieliby gdzie popełnili błąd. Oni do dzisiaj nie wiedzą a tu proszę...

Inwestycja w reklamę polega na tym, że właśnie spodziewasz się wzrostu konsumpcji Twoich towarów. Nic więc dziwnego, że jest taka korelacja. Ale - wybacz - co w tym odkrywczego?

No właśnie nic, bo nikt do dzisiaj nie wie, czy wzrost konsumpcji powoduje wzrost wydatków na reklamę czy odwrotnie. Znaczy już wiadomo i chyba trzeba będzie to gdzieś ogłosić.
W 1 kwartale 2009 spożycie ogółem w porównaniu z 2008 było wyższe o 3,9% (dane za GUS), PKB wzrosło o 0,8% a wzrost wydatków na reklamę? Mniej więcej o 0,2% Do tej pory były one około dwukrotnie wyższe od PKB. I bądź tu mądry...

konto usunięte

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

A z jakiego powodu nie kupisz sobie kopalni diamentów w Kongo albo złóż roponośnych w Teksasie? Przecież to też czysty zysk!
Okazuje się, że nie bardzo. Kongo niepewne a z tymi złożami roponośnymi to też lekka przesada. Niejaki Putin coś o tym wie. Teraz to się chyba nie kalkuluje? Jeszcze rok temu tak. Dziś nie. Kto wie co będzie za rok? Może trzeba było chociaż parę baryłek kupić zamiast od razu całe złoże? Też nie bardzo. Gdyby to takie proste było... No ale może wiadomo, w co teraz trzeba inwestować?
Marek Mareksy Szewczyk

Marek Mareksy Szewczyk creative & art
direction, branding,
advertising, graphic
...

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Maurycy Graszewicz:
No nie, tu się poddaję! Nie chodzi o to, żeby zarabiać? Wiesz co, jeśli znajdziesz choć 1 taką firmę, daj mi jej namiary. Podrzuciłbym jej parę zleceń, na których nie zarobią :))))

Świetnie Jarosławie. Ja się nie poddam i spróbuję wytłumaczyć najprościej jak się da. A po co robisz koszty? Lubisz płacić podatki? Wystarczy spojrzeć, ile podatków płacą największe firmy. Dlaczego taka na przykład Telekomunikacja Polska płaci France Telecom za możliwość użyczania nazwy Orange? Bo to właśnie koszt jest. Odlicza się go od przychodów i proszę mam dochód od którego płacę podatki. Im mniejszy dochód, tym mniejsze podatki. Jeśli dochód wynosi zero to od czego płacę podatki? Przecież to proste. Każdy początkujący ekonomista to wie.
Każdy początkujący historyk (i ekonomista a może nawet i socjolog) zna termin "chicagowskie pralnie".
To drugi przykład i równie prosty.
Rozumiem, że deklaracja o poddaniu się jest u Ciebie "na sztywno"?
Jarosław K.

Jarosław K. senior copywriter

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Maurycy Graszewicz:
No nie, tu się poddaję! Nie chodzi o to, żeby zarabiać? Wiesz co, jeśli znajdziesz choć 1 taką firmę, daj mi jej namiary. Podrzuciłbym jej parę zleceń, na których nie zarobią :))))

Świetnie Jarosławie. Ja się nie poddam i spróbuję wytłumaczyć najprościej jak się da. A po co robisz koszty? Lubisz płacić podatki? Wystarczy spojrzeć, ile podatków płacą największe firmy. Dlaczego taka na przykład Telekomunikacja Polska płaci France Telecom za możliwość użyczania nazwy Orange? Bo to właśnie koszt jest. Odlicza się go od przychodów i proszę mam dochód od którego płacę podatki. Im mniejszy dochód, tym mniejsze podatki. Jeśli dochód wynosi zero to od czego płacę podatki? Przecież to proste. Każdy początkujący ekonomista to wie.

A co to są podatki, mistrzu? I po co ich nie chcesz płacić? Zastanów się chwilkę - po to, żeby mieć więcej kasy dla siebie, prawda? A co to znaczy mieć więcej kasy dla siebie? To znaczy - mieć większy ZYSK przecież.

Mi chodzi o ZYSK w znaczeniu normalnym, a nie prawno-księgowym. I w tym normalnym znaczeniu każda firma chce mieć zysk jak największy!!!!! Sztucznie obniżasz wykazany "zysk" (pojęcie prawne), właśnie dlatego, aby mieć większy ZYSK (w znaczeniu normalnym).Jarosław Koć edytował(a) ten post dnia 09.07.09 o godzinie 21:49
Jarosław K.

Jarosław K. senior copywriter

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

marek mareksy szewczyk:

Każdy początkujący historyk (i ekonomista a może nawet i socjolog) zna termin "chicagowskie pralnie".
To drugi przykład i równie prosty.

Ja nie znam, więc proszę o wyjaśnienie z komentarzem, jak to się ma do stwierdzenia, że zysk się nie liczy.
Rozumiem, że deklaracja o poddaniu się jest u Ciebie "na sztywno"?

Nie. To raczej wyraz bezsilności, gdy spotykasz się ze stwierdzeniami, że dla firm zysk się nie liczy.

konto usunięte

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Jarosław Koć:
A co to są podatki, mistrzu? I po co ich nie chcesz płacić?

Radość mnie bierze, że są ludzie, którzy chcą płacić podatki. Naprawdę. Szczerze. Dla przypomnienia to podatek jest świadczeniem pieniężnym na rzecz państwa lub innej osoby publiczno-prawnej o charakterze przymusowym, powszechnym, bezzwrotnym i nieodpłatnym. To nie Twoje pieniądze tylko państwa. Właściwie racja. Zwiększmy podatki.
Zastanów się chwilkę - po to, żeby mieć więcej kasy dla siebie, prawda? A co to znaczy mieć więcej kasy dla siebie? To znaczy - mieć większy ZYSK przecież.
Nie. Co innego Twoje pieniądze, co innego firma. Ty chcesz mieć ich jak najwięcej, ale płacić jak najmniej podatku, bo podatek to przecież nie Twoje pieniądze, tylko pieniądze, które płacisz od dochodu. Wyższy dochód, wyższy podatek. Dlatego właśnie Pan Kulczyk nie mieszka w Polsce a Pan Schumacher w Niemczech. Bo miejsca, w których mieszkają oferują niższe podatki.
Mi chodzi o ZYSK w znaczeniu normalnym, a nie prawno-księgowym. I w tym normalnym znaczeniu każda firma chce mieć zysk jak największy!!!!!
Popatrzmy. Zysk (ze słownika) to: nadwyżka wpływów nad wydatkami. Podkreślam słowo nadwyżka. Im większe wpływy tym chęć firm do podwyższania wydatków (kosztów). Nie ma znaczenia czy księgowo, słownikowo czy jak tam. Im więcej zarabiasz tym więcej generujesz kosztów by w efekcie płacić mniejsze podatki. Tak działa system. Nie ja to wymyśliłem.
Sztucznie obniżasz wykazany "zysk" (pojęcie prawne), właśnie dlatego, aby mieć większy ZYSK (w znaczeniu normalnym).

Dlaczego sztucznie? I czym się różni 'zysk' od ZYSKU bo nie bardzo łapię? Ten drugi jakiś taki lepszy jest bo płaci się od niego niższe podatki? Nie zmienia to faktu, że nie chodzi o dochód, tylko udział w rynku. Jak on się powiększa to powiększa się przychód (i odwrotnie). Wtedy generujesz większe koszty, by płacić mniejsze podatki.

>Jarosław Koć edytował(a) ten post dnia
09.07.09 o godzinie 21:49
Marek Mareksy Szewczyk

Marek Mareksy Szewczyk creative & art
direction, branding,
advertising, graphic
...

Temat: Ocena reklam - skala Michaela Conrada

Jarosław Koć:
marek mareksy szewczyk:

Każdy początkujący historyk (i ekonomista a może nawet i socjolog) zna termin "chicagowskie pralnie".
To drugi przykład i równie prosty.

Ja nie znam, więc proszę o wyjaśnienie z komentarzem, jak to się ma do stwierdzenia, że zysk się nie liczy.
a. tylko wujek Gugiel może Ci jeszcze pomóc.
b. jesteś na tyle mądry, że sam na to wpadniesz, jak użyjesz pkt. a
Rozumiem, że deklaracja o poddaniu się jest u Ciebie "na sztywno"?

Nie. To raczej wyraz bezsilności, gdy spotykasz się ze stwierdzeniami, że dla firm zysk się nie liczy.
są takie firmy, które należą do tzw. organizacji non-profit, czy ja wiem, czy tam chodzi o zysk przede wszystkim - a Ty jak myślisz?

Następna dyskusja:

"Dumni z Michaela? Jeszcze ...




Wyślij zaproszenie do