Temat: Nowe spojrzenie na reklamę?
Czyżby nastała moda na medycynę biznesu? Inkubatory Przedsiębiorczości, Laboratoria Kreacji, a niebawem – przy naszych realiach wręcz niezbędne – pojawią się zapewne Respiratory Przedsiębiorczości i Pogotowia Marketingowe pędzące przez miasto na sygnale.
Andrzej Bartkowiak:
- Chcemy, aby Laboratorium Kreacji stało się terminem określającym stopień silnego zaangażowania w projekt. Dążąc do doskonałej reklamy często zapominamy o tym, że większość ludzi to wzrokowcy. To jak się projektuje i jaką wagę przykłada się do kreacji, często decyduje o sukcesie – stwierdza designer Tomasz Łochowicz.
Casus Design przybliża polski design do kreacji na poziomie europejskim, czy wręcz światowym. Dodaje odwagi Klientom, którym nie starcza jej w prezentacji swoich produktów, czy firmy. – Jesteśmy przyzwyczajeni do dość schematycznej kreacji w Polsce. Co za tym idzie, również Klient myśli szablonowo o przyszłym odbiorze reklamy jego firmy, czy też produktu. Pokazujemy, że można to zmienić i odnieść sukces – mówi Adam Bańka.
Ależ wszystkie Agencje o tym doskonale wiedzą i zdecydowana większość chciałaby te zasady stosować!
Andrzej Bartkowiak:
Może faktycznie Laboratorium Kreacji z czasem stanie się doskonałą odpowiedzią i alternatywą dla bardziej wymagających
i dotąd często zachowawczych działań na polu reklamy w Polsce,
wyznaczając zupełnie nowe standardy.
Zachowawczość jest spowodowana panicznym strachem o i tak małe pieniądze – strachem klienta, że wyrzuci je w błoto, strachem Agencji, że za swoją „radosną” (choć słuszną, jak podkreślają założyciele/przedstawiciele Laboratorium) twórczość nie dostaną złamanego grosza, bo klient się wypnie i pójdzie w „bezpieczniejsze” dla niego miejsce.
Przyczyny kreatywnego marazmu Agencji Reklamowych doszukiwałbym się nie tylko w biurokracji, rutynie czy zwykłym lenistwie, ale też wysokości budżetu, z jakim zaczyna (i niestety kończy) rozmowę klient. Jeśli od razu się widzi, że z przewidywanej przez firmę puli 90% pochłoną wydruki (i to przy ostrych negocjacjach Agencji z drukarnią – nawet bardzo zaprzyjaźnioną), to co się „wybaniuje” za pozostałe 10% i jak zmotywować copywritera czy grafika, żeby nabrał w płuca i mózgownicę świeżego powietrza i stworzył coś nowego, niepowtarzalnego? Załóżmy jednak, że się udało – ekipa napaliła się (np. buduje portfolio, chce się wykazać, podpasił im produkt lub branża). Mają nadzieję, że wprawią swoim wynalazkiem klienta w szok budyniowy, a tu co? Klient przyzwyczajony do sztampówki okazuje niezadowolenie – chce ulotek, folderu (15 minut duma nad tym, czy ma być składany jedno- czy dwukrotnie), „czegoś tam do postawienia na biurko” etc. Bo skoro wszyscy z tego korzystają to znaczy, że jest skuteczne. Próby przeforsowania kreatywnej formy folderu (jakiś papieroplastyczny bajer, prosty do złożenia, wymagający 1, 2 wykrojników w drukarni) poczytuje jako próbę naciągnięcia go, nazywa „gadżeciarswem”, „udziwnianiem” itp. Jego zdaniem prosta forma to czytelna forma. To oczywiście przykład małej, „biednej” firmy, ale przecież zdecydowana większość polskich biznesów to mikro i małe przedsiębiorstwa i z takimi często mają do czynienia Agencje. Co więcej, te które nie obsługują „rekinów”, żyją tylko z takich klientów. To tyle w kwestii „usprawiedliwiania” Agencji, które rzecz jasna też bez grzechu nie są.
Co do laboratorium – kojarzy się z badaniem i eksperymentowaniem. Eksperymenty mają jednak to do siebie, że nie wiadomo dokąd prowadzą lub nie prowadzą donikąd – a czas ucieka, i energia, i cierpliwość ekipy, i samego klienta, zwłaszcza, jeśli jest on zaangażowany w proces twórczy. Sfinansowanie czegoś, co okazało się potem niewypałem też boli. To oczywiście czarnowidztwo, ale obawiam się, że takie stanowisko może reprezentować klient, który dowiaduje się, że specjalnie dla niego (a właściwie na nim) zostanie przeprowadzony „eksperyment”. Swoją drogą, czy Laboratorium Kreacji przewidziało – oprócz wstępnych ustaleń i standardowych konsultacji – aktywny (lub bierny) udział klienta w procesie twórczym, a jeśli tak, to jaki? I jak to wpłynie na zdrowie psychiczne pracowników Laboratorium i tempo ich pracy, jeśli klient świadom współodpowiedzialności za efekt, zacznie się zastanawiać, debatować, polemizować etc. w związku z jakimś banałem?
W przypadku, gdy klient nie będzie uczestniczył w poczynaniach Laboratorium powyższego problemu nie będzie, jednak wówczas może się ono niczym nie różnić od „zwykłej” Agencji.
Może najlepszym rozwiązaniem na rozwianie wątpliwości i udzielenie odpowiedzi na szereg pytań byłoby zorganizowanie kampanii autopromocyjnej samego Laboratorium i zademonstrowanie efektów innowacyjnego podejścia do designingu i reklamy w ogóle, żeby zachęcić klientów i zagrać na nosie niedowiarkom?
Andrzej Bartkowiak:
...wyznaczając zupełnie nowe standardy.
Jak długo „nowe standardy” będą nowe i kto, i po jakim czasie uzna, że są „przeterminowane”, tak jak to się stało z agencyjnymi standardami – notabene wyznaczonymi przez realia rynkowe i samych klientów. Czy Laboratorium odkrywszy i zastosowawszy jednorazowo jakieś rozwiązanie będzie się brzydzić jego duplikacją i zacznie dalej szukać i eksperymentować? A co będzie, jeśli kolejny klient będzie chciał powtórzenia „wynalazku” lub co gorsza – pierwszy klient po tygodniach wysiłków zespołu rozmyśli się i poprosi o „stare standardy”?
Dyskutujmy!
Sławomir Waśniewski edytował(a) ten post dnia 05.08.09 o godzinie 01:46