Temat: Koniec spotów wyborczych

Hubert Tatarkiewicz:
>

Być może zauważyłeś, że obstaję mocno przy stwierdzeniu, że reklama nie ma żadnych obowiązków. Mamy jednak w tym wypadku (kampania w TV) do czynienia z wyjątkiem potwierdzającym regułę. Jeżeli widzowie oddychają z ulgą, dowiadując się o szlabanie, świadczy to o jakiejś chronicznej i endemicznej chorobie, na którą te produkcje cierpiały. Tak więc jest też teraz czas na obiektywną diagnozę.

Uważam, że jako wyborcy nie powinniśmy się zbyt czepiać wydatków partii politycznych. Oczywiście poza pewnymi wyjątkami. Warto zauważyć, że politycy sami sobie ten przywilej odebrali. Czy był on najbardziej kosztownym? Nie tylko w kategoriach finansowych. Ile tych kosztów jeszcze jest do poniesienia przez wyborcę? Pamiętajmy także, że wyborca jest odpowiedzialny (przynajmniej w teorii) za swój głos. Bo to właśnie wybór nieodpowiedniego polityka generuje największe koszty (także finansowe) w demokracji. Tylko kto jest tym odpowiednim politykiem?

>Jeżeli widzowie oddychają z ulgą, dowiadując się o
szlabanie, świadczy to o jakiejś chronicznej i endemicznej chorobie, na którą te produkcje cierpiały.

Bardzo często widz oddycha z ulgą, gdy dopadnie pilota i przełączy kanał TV na inny, w którym akurat nie lecą reklamy.Adam G. edytował(a) ten post dnia 11.02.11 o godzinie 11:56
Jarosław K.

Jarosław K. senior copywriter

Temat: Koniec spotów wyborczych

Michał Kamuda:
Z punktu widzenia obywatela jestem bardzo zadowolony z tej decyzji. Czy czasem te reklamy nie były finansowane z naszych podatków? Jeśli chodzi o punkt widzenia reklamy, to przecież w ostatnich latach główne partie w swoich reklamach nawzajem się oskarżały. Słynne "mordo ty moja"...

Jeszcze raz: owszem, partie dostają pieniądze "z naszych podatków", ale akurat ta decyzja tego problemu przeciez nie rozwiązuje.

A oskarżanie? Można na to odpowiedzieć tak: czy jeśli nasze dziecko wywali się dwa razy podczas nauki jazdy na rowerze, to należy zabronić wszystkim dzieciom jazdy na rowerze?

Albo "mordy..." beda na dłuższą mete działać, albo nie. Jesli będą - to znaczy, ze jednak jest to dla ludzi jakiś ważny przekaz. Jeśli nie - to za chwilę styl spotów by się zmienił, bo nikt nie lubi trwonić kasy na coś, co nie działa. W obu przypadkach jest argument za tym, żeby prawa nie zmieniać.

konto usunięte

Temat: Koniec spotów wyborczych

Podbijam piłeczkę, bo wciąż nie udało mi się (przepraszam) jasno sformułować opinii:
Adam G.:
[...] wybór nieodpowiedniego polityka generuje największe koszty (także finansowe) w demokracji. Tylko kto jest tym odpowiednim politykiem?
Odpowiedzi na to pytanie nie będziemy szukać w reklamie.
Bardzo często widz oddycha z ulgą, gdy dopadnie pilota i przełączy kanał TV na inny, w którym akurat nie lecą reklamy.
Kiedy jakiś piesek pokrywa suczkę, odwracam wzrok. Nie moja sprawa. Gdyby wskoczył na moją suczkę - czy szukać pociechy w widoku drzew i nieba?

Prywatne interesy za prywatne pieniądze. Takie postawienie sprawy eliminuje wszystkie zgrzyty na osi: język reklamy - powaga wyborów - samopostrzeganie jednostki. A więc twórcom pozostaje swoboda prywatnej wypowiedzi, nieobciążona politycznymi dylematami psucia jakości przestrzeni publicznej. A potencjalnym widzom pozostaje swoboda zappingu, nieobciążona niesmakiem finansowania cudzej opinii (w tym zdaniu identyczne rozmieszczenie kursywy).Hubert Tatarkiewicz edytował(a) ten post dnia 12.02.11 o godzinie 09:41

Temat: Koniec spotów wyborczych

@Hubert Tatarkiewicz

Sądzę, że rozumiem ten punkt widzenia, ale go nie podzielam.
W całym wątku głównym zarzutem kampanii w TV było marnotrastwo publicznego pieniądza. Pojawiły się także głosy o niskiej jakości (1) tych spotów oraz psuciu jakości debaty publicznej (2).

(1) W swoim pierwszym głosie w temacie przypomniałem reklamę prusakolepu. Trening czyni mistrza.
(2) Nie sądzę, aby spoty płatne spoty wyborcze w jakikolwiek sposób zaniżały lub podwyższały poziom jakości debaty publicznej. Są tylko jednym z kanałów dotarcia do wyborcy, mniej lub bardziej istotnym z punktu widzenia konkretnego człowieka.

Marnotrawstwo środków publicznych
Sądzę, że własciwy podział między nami może (nie musi) przebiegać na nieco innej płaszczyźnie, czyli źródeł ich finansowania stronnictw politycznych – budżet lub pieniądz prywatny. Oczywiście także warianty pośrednie.

W każdym razie pochodzenie pieniądza nie powinno wpływać na jakość takiej kampanii, co najwyżej jego ilość. Nie jest ono (pochodzenie), a przynajmniej nie powinno, być tematem zainteresowania tego forum.
Tak przynajmniej mi się wydaje, choć zakładam, że dyskusja o źródłach finansowania kampanii w TV wykracza co nawyżej jedną nogą poza granicę merytoryczną tego forum. Choć łatwo może przeobrazić się w politykę. Zauważyłem jednak, iż wszyscy się na razie pilnowali.

PS.
Nigdy nie byłem beneficjentem tego „procederu”, choć faktycznie mógł on leżeć niedaleko od moich zainteresowań zarobkowych.Adam G. edytował(a) ten post dnia 12.02.11 o godzinie 16:02
Marcin M.

Marcin M. prasa, książka, ruch

Temat: Koniec spotów wyborczych

Dobrze się stało, że ktoś to próbuje ukrócić, bo spoty stały się narzędziem mamienia ludzi, grania na chwilowych emocjach.
Poza tym argument finansowy - kampanie są finansowane z naszych pieniędzy, a coraz bardziej rozbudowane i coraz bardziej kosztowne szopki wyborcze to nie jest to, na co powinniśmy wydawać pieniądze.
W zasadzie powinien być wyśrubowany limit wydatków na kampanię, powyżej którego przepadałby zwrot kosztów dla danej partii. To oduczyłoby darmozjadów marnowania pieniędzy na robienie propagandowych przedstawień.

Tadeusz Zawilski:
Jarosław Koć:
To moja ostatnia polemika, bo nie chciałbym zawłaszczać wątku tematami pobocznymi.

Ma Pan rację, nie ma sensu dyskutować tu na temat niezwiązany z reklamą. Chociaż chętnie kiedyś wróciłbym do tej rozmowy, bo w Pańskiej wypowiedzi widziałem wiele elementów, które chętnie bym obalił ;)
Nie widzisz, że kolejnej osobie się odechciało prostowania twoich krętych poglądów? Tylko p. Jarosław grzeczniej to napisał. ;)

konto usunięte

Temat: Koniec spotów wyborczych

Do punktu 2. Adamie, drobna uwaga:
reklama jest medium posługującym się językiem szczątkowym, okaleczonym. Nie jestem medioznawcą, nie znam terminologii, proszę mi wybaczyć niezgrabność.
Bez tego specyficznego okaleczenia gramatyk reklama nie jest reklamą ("Możemy więcej!". Ale czego? Więcej niż kto?).
Reklam nie należy zatem traktować jako elementów debaty, a jedynie jako scenografię, choreografię. Ale taką specyficzną, dadaistyczną, która może utrudniać dotarcie do rzeczywistej sceny albo konkurować z nią.
Docieramy w ten sposób do rozdwojenia postrzegania reklamy:
1) tym, którzy oczekują konkretnej realpolitik, każda reklama (nieważne jak dobra) będzie przeszkadzać, jako komunikat niepasujący do reszty (Budda nie pierdział);
2) dla tych, którzy oczekują politycznego show, polityki spektaklu, reklama będzie jego naturalnym elementem.
Jarosław K.

Jarosław K. senior copywriter

Temat: Koniec spotów wyborczych

Hubert Tatarkiewicz:
Do punktu 2. Adamie, drobna uwaga:
reklama jest medium posługującym się językiem szczątkowym, okaleczonym. Nie jestem medioznawcą, nie znam terminologii, proszę mi wybaczyć niezgrabność.

Zgoda. Ale nikt jeszcze nie wymyslił lepszego sposobu komunikacji dla szerszej grupy. Więc chyba lepiej powiedzieć coś "szczątkowo" niż wcale?
Zresztą wszystko ma swoją drugą stronę. Wyborcy, podobnie jak konsumenci, najczęśćiej wybierają na podstawie takich "szczątkowych" informacji, wbrew pozorom.
Reklam nie należy zatem traktować jako elementów debaty, a jedynie jako scenografię, choreografię. Ale taką specyficzną, dadaistyczną, która może utrudniać dotarcie do rzeczywistej sceny albo konkurować z nią.

Ależ jak najbardziej są to elementy debaty! Gdyby to była tylko "scenografia", to czemu tylu polityków wydaje miliony na tę "scenografię"?

Temat: Koniec spotów wyborczych

@Hubert

To nie tak. Reklama to język szczątkowy, co nie oznacza, że nie zawiera treści. Czy pełnowartościowych to już inne rozważanie, które zależy od konkretnego przypadku. Warto stwierdzić, że brak płatnych spotów w TV i radio ucina tylko jeden kanał komunikacji polityka z wyborcą. Niestety dosyć istotny.

Nie tylko w tych dwóch miejscach istnieją uproszczenia. Nawet niektóre (może nawet większość) debaty telewizyjne bardziej przypominają ring, na którym dochodzi do starcia pomiędzy "bokserami słowa". Niestety ich pięści wcale nie są argumentami programowymi, ale umiejętnością wymachiwania słowem. Wytrącenia przeciwnika z równowagi. Następnego dnia po takiej debacie otrzymujemy wynik - wygrał X, przegrał Y. Niestety ich przekaz podczas takiej debaty był także bardzo uproszczony, podzielony na kolejne starcia, a argumenty tylko czasem merytoryczne.

Istnieją również inne kanały, jeszcze bardziej szczątkowe, które politycy mogą wykorzystać w najbliższej kampanii, choćby 150 znaków w smsie i podobna ilość w blipie.
Brak płatnych ogłoszeń w TV i radiu utrudnia politykom dotarcie do osób powyżej 50 roku życia (nie istotny stopień zamożności, miejsce zamieszkania, wykształcenie, itd). Nie tylko do nich, ale ta grupa najbardziej dotkliwie to odczuje.

Politycy wykorzystają zatem inne kanały by dotrzeć do tej grupy, zapewne także kosztowne.
Pieniądze na kampanie i tak zostaną "zmarnotrawione" przez "darmozjadów".
Dlaczego reklama ma przeszkadzać? W czym? I tak będzie. Przecież istnieje tylko zakaz emisji płatnych spotów w TV i radiu. Ale wyprodukować spot można. Można go także wysłać emailem (link). Nie wiem czy byłoby to najlepsze posunięcie, ale możliwość taka przecież istnieje.Adam G. edytował(a) ten post dnia 14.02.11 o godzinie 06:54

konto usunięte

Temat: Koniec spotów wyborczych

Zgadzam się z Wami, bo jak miałbym zaprzeczyć roli mediów masowych?
Więcej, nie żal mi reklam telewizyjnych, bo doceniam siłę telewizji i wiem że nawet w warunkach embarga, przy odrobinie elastyczności można prowadzić kampanię reklamową, nie płacąc grosza za nadanie.

OFFTOPIC:
Zastanawia mnie fetysz "dotarcia". Każdy kod można złamać metodą brute force. Komunikat masowy kosztuje niezależnie od tego, czy będzie krucjatą zwycięską czy dziecięcą.
Przypominają mi się ulice sprzed kilku miesięcy, właściwie nie ulice ale scenografia smuty drobnomieszczańskiego obiadu, gdzie rząd kuzynów i ciotek wymienia się radami na wzdęcia. Czekało się na potężny climax drugiej odsłony, w której wszyscy z wyrazem ulgi wyciągają nowy, lepszy Rapacholin (hasło, muzyka)...
Dotarli? Dotarli.
Jedyne, co do mnie docierało, to nędza tych ludzi. Nędza kreacji i egzekucji, "perswazja rytualna" ("proszę cię, umówmy się że to działa; wtedy to trochę zadziała"). To jest żebractwo. Masowy wysyp żebraków. Przysięgam, że zagłosowałbym wtedy, gdyby wystawili gościa z downem. Bo on byłby przynajmniej JAKIŚ, a "jakiś" to jakość, to unique proposition. Wprowadziłbym tę jakość do polityki.Hubert Tatarkiewicz edytował(a) ten post dnia 14.02.11 o godzinie 10:52

Następna dyskusja:

Koniec trendów?




Wyślij zaproszenie do