Xxxxx Xxxxxxxx Grafika komputerowa
Temat: Bezgotówkowa platforma handlu wymiennego
To niezupełnie tak, że pieniądz ma prawo określać nasz byt. Współistnienie człowieka i banku absolutnie nie mieści się w kategoriach aktu symbiozy.Podejmiesz się wyzwania i dowiedziesz przed samym sobą, że nie można odmówić Ci otwartości i wolności myśli? Automatycznie wskazuje się kilka czynników zdradzających, że osoba je zawierająca znajduje się pod wpływem potężnej indoktrynacji.
- Wyznawany pogląd uważa za jedyny i właściwy, aksjomat niepodlegający kwestionowaniu. Sama z resztą nie podejmuje się próby jego weryfikacji, nie widzącą potrzeby i nie będąc zdolną do podważenia czegoś będącego składnikiem jej życia od zawsze. Przecież jest ktoś, kto robi to za nią.
- Śmieje się z każdego, kto ośmielił się uznać, że jest inaczej i zamyka się na jego argumenty. Uważa czasem, że osoby myślące inaczej są głupie i nie należy brać ich idiotycznej opinii pod uwagę, są nieoświecone. Tym bardziej, jeśli próbują przekazać jej, że jest manipulowana. Najlepiej kontroluje się ludzi niebędących świadomymi, że są kontrolowani, nieprawdaż? Oparcie kontroli na wmawianiu fałszywego przeświadczenia o prawie wyboru jest najlepszą metodą jej sprawowania.
- Nie ma dostępu i nie stara się dotrzeć do alternatywnych zasobów informacji, a dotychczasowe źródło ma za nieomylny autorytet. Tak zwaną wiedzę z zewnątrz filtruje, jako zuchwałą i czupurną, najczęściej powstałą w intencji wprowadzenia zamętu, ogłupienia i niczego więcej. Śmieje się z głupoty autorów artykułów krytykujących zajmowane przez indoktrynowaną osobę stanowisko. Uważa, że mają nieczyste zamiary, że wybrali ją sobie, jako obiekt żartów, że lubią kłamać i świetnie się przy tym bawią. Cokolwiek by nie podejrzewała, będzie zabarwione negatywnie.
- Stroni od ludzi stawiających w swoim życiu priorytety inne, aniżeli ona została nauczona. Uważa ich za bezwartościowych.
- Gdy nie potrafi żadnymi argumentami poprzeć rzekomo swojego stanowiska odpowiada opryskliwie wariacjami „Tak jest i koniec!”. Nie mowa tu o prawach nadawanych przez naturę, na które rzeczywiście żaden z nas nie ma wpływu i wobec których „bo tak” nie budzi podejrzeń co do kompetencji mówiącego (wywoływanie opadów nie leży w kategorii manipulacji, jest zaledwie czynnością uzależnioną od nadrzędnych, ustalonych relacji między pierwiastkami). Nie zastanawia się nad powodem istnienia wartości, które od zawsze ją otaczały, nie podejmuje się tego uważając, że to całkowicie naturalne i zbyt potężne, by móc na to wpłynąć.
- Śmieje się, jeśli sugeruje się mu, że sam uległ praniu mózgu nie zauważając tego. Wyprasza sobie być tak poniżanym.
Masz rację domyślając się, że skoncentrowałem wyżej deskrypcję mentalności zagnieżdżonej w mózgu członka sekty. Każdy ma świadomość tego, że inny punkt widzenia może zostać mu przekazany wyłącznie przez osobę spoza naturalnego otoczenia, bo tylko patrząc z zewnątrz, z nieco dalszej pozycji dostrzega się całą formę obiektu. Gdy ma się do czynienia z człowiekiem nie chcącym wysłuchać kogoś spoza terytorium można łatwo wysunąć konkluzję, że odtrącenie było reakcją zaprogramowaną przez guru, który obawia się, że podopieczni poznają coś, czego poznać nie powinni i co spowoduje ich bunt, a później uwolnienie się spod jego władzy. Przecież każdy chce poznawać, to naturalna potrzeba i brakuje jej tylko wtedy, gdy została przez kogoś stłamszona, określona, jako zła z utajnionego powodu wskazanego przed chwilą. Zapał do poznawania może zostać zagaszony wówczas, gdy istota sprawy wydaje się zbyt skomplikowana i czasochłonna. Pierwsza poznana idea może zostać poddana obiektywnej, to ważne, obiektywnej, analizie dopiero wówczas, gdy spojrzymy na nią z innej perspektywy, czyli zauważymy punkt odniesienia. Nie mając możliwości porównania z czymś innym nie będziemy mogli ani udowodnić, ani zakwestionować słuszności idei. Pozostaje nam zaledwie płynąć z prądem. Wtrącając małą dygresję, nikomu nie chce się marnować swojego czasu i energii na coś, czym przecież zajmują się inni i co już jest od zawsze, nieprawdaż? Pozwolę sobie zadać więcej, niż to jedno pytanie.
- Prawda, że pieniądz gwarantuje przetrwanie?
- Prawda, że zdobycie zatrudnienia gwarantuje pieniądz gwarantujący komfort?
- Prawda, że brak zatrudnienia równa się brakowi pieniądza, a więc biedzie?
- Prawda, że funkcjonowanie w społeczeństwie bez pieniądza jest niemożliwe?
- Prawda, że wyłącznie złotymi, dolarami, funtami itd. można nabywać w dobra materialne i usługi?
- Prawda, że nim więcej ma się pieniędzy, tym jest się bogatszym?
- Prawda, że przepływem pieniądza ma zajmować się ekonomista, a Tobie wiedza na temat powodu deflacji jest kompletnie niepotrzebna?
- Prawda, że nie jest możliwe życie dostatnie bez stałego źródła dochodu w rozumieniu pracy na stanowisku?
- Prawda, że „pieniądz to jednak pieniądz” i po prostu jest?
- Prawda, że niepotrzebnie pytam o te wszystkie oczywistości?
Mniemam, że nie ożywiłbym Twojej uwagi pisząc wyżej, że kura z pewnością znosi jajka. Jesteś świadom tego, że gdybyś nie miał pieniądza, nie miałbyś sposobności czytania niniejszego artykułu, którego i ja bez pieniądza nie mógłbym napisać? To znaczy, oboje nie mielibyśmy możliwości zdobycia komputerów i opłacenia dostawcy Internetu. Pieniądz wypełnia każdy zakamarek życia, co pozwala wnioskować, że bez niego rozsypałoby się ono. Implikując, najwyraźniej jesteśmy od niego całkowicie zależni.
Potrafiłbyś wyjaśnić dziecku, co to pieniądz? Zagabnięty szybko skonsolidujesz w pamięci sytuacje, w których dokonywałeś przeróżnych czynności z udziałem pieniądza i powiesz mu, że pieniądzem płaci się za wszystkie przedmioty ze sklepowych półek i za wszelkie usługi. Nauczysz je, że trzeba chodzić do pracy, aby mieć pensję, czyli wynagrodzenie za jej wykonywanie dające mu możliwość kupowania wszelkich dóbr i że nie istnieje inna uczciwa droga do wejścia w godny status społeczny. Utrwalisz w jego głowie łatwy i sensowny, budzący zaufanie schemat:
Narodziny > edukacja (szkoła, studia) > praca (awanse) > emerytura > śmierć,
A ono potraktuje Twoje słowa, jako prawdę. Tobie także w podobny sposób wytłumaczono, jak osiągnąć kolejne kamienie milowe drogi życia i że bez pieniądza nie miałbyś sposobności zaznania wygód. Wolno mi założyć, że pierwszym skojarzeniem nasuwającym Ci się po zobaczeniu kupki banknotów jest „luksus”, notabene jedynego środka pozwalającego na zaznanie go?
Człowiek będący od początku życia pod wpływem kontroli swojego guru i od zawsze chroniony przed informacjami z zewnątrz nie jest w stanie wzbudzić w sobie wątpliwości co do szczerości jego intencji, a nawet nie jest świadom bycia pod dozorem kogokolwiek. Niewiele kłopotu przysporzy docieknięcie przyczyny owej błogiej nieświadomości. Jest nią brak punktów odniesienia. Jeżeli nie zetknięto się nigdy z lepszym rozwiązaniem, obecne wydaje się najlepsze i właściwe. Każdą nonkonformistyczną myśl skutecznie tłamsi wszechobecna akwizycja kłamliwie podziwiająca jeszcze bardziej kłamliwy majestat rzeczy bodaj potrzebnej, jak powietrze. Pod względem strategicznym, najprostszym sposobem miażdżenia w zarodku buntu, a więc i sposobem przedłużenia władzy jest sofizmatyczna kampania mająca doprowadzić do ośmieszenia i uciszenia malkontentów. Równolegle pracuje się nad odcinaniem dróg do niewygodnej wiedzy, która mogłaby otworzyć oczy nadzorowanej grupie, czyli, wiedzy dającej punkt odniesienia. Prawdopodobnie czyta Ci się to, jak nużącą, oczywistą broszurkę na temat sekciarskiej manipulacji. Z pozoru wszystko zabarwione ponurymi odcieniami mamy za nie dotyczące nas i zbyt odległe, byśmy, gdyby się do nas zbliżało, nie zauważyli tego na horyzoncie. A przecież z winy braku wiedzy możemy nie uzmysłowić sobie, że otaczające rzeczy stanowią dla nas zagrożenie, lub w jakiś sposób już od dawna nam szkodzą. Powszechnie wiemy, że muchomory są trujące, a truskawki słodkie. Gdyby jednak znalazł się ktoś, kogo nie przestrzeżono przed śmiertelnymi skutkami spożycia grzyba, ale który wiedziałby, że można do woli delektować się truskawkami? Napotykając w lesie śliczny, czerwony grzybek może skojarzyć go z tak samo czerwoną pyszną truskawką. Zaczepiłem chwilę temu o ździebko pyszałkowate twierdzenie, że nikt nie spodziewa się, że coś wielkiego i złego wisi właśnie nad nim. Jesteś przekonany co do słuszności przekonania o byciu wolnym od jakiejkolwiek autorytarnej władzy wcale nie ograniczającej się do sfer stricte urzędowych? Powiesz bez wahania, że nie przeprano Ci mózgu i nie upośledzono go tak, byś nie mógł spłodzić myśli o kwestionowaniu swojego pana? Naprawdę wierzysz, absolutnie wierzysz w to, że jesteś istotą, której nie pożałowano świętego prawa wolności i której przedstawiono faktycznie najlepsze rozwiązanie, tj. pieniądz?
„Nikt nie jest tak beznadziejnie zniewolony, jak ten, który wierzy, że jest wolny” – J.W. Goethe, wolnomularz
W dobrym tonie leży, bym pobudził Twoją pamięć. Uważasz, że nikt nie trzyma Cię w klatce, a Twoje myśli i stanowisko co do pieniądza są faktycznie Twoje? Proszę, abyś skonfrontował ze sobą poprzedni akapit z Twoim rozumieniem pieniądza. Zdarzyło Ci się kiedykolwiek pogardzić nim, jako złem, które zuchwale czaiło się w Twojej kieszeni? Pytałeś kogoś, bo jeśli pytałeś, oznacza to, że zwątpiłeś, o to, dlaczego wartość bogactwa jest równa ilości pieniędzy? Wnioskowanie, rzekomo logiczne, że to dlatego, że dają możliwość posiadania różnych materialnych dóbr jest pośpieszne. Bogactwo celuje w ilość, ale dlaczego w ilość pieniądza? Wartościujemy rzeczy według szczęścia, jakie nam przynoszą. Z czystym sumieniem powiedziałbyś, że człowiek mający za priorytet zbieranie pieniędzy, czyli mający je za najważniejsze bogactwo, zasługuje na szacunek? Uważając pieniądze za najważniejsze mógłby zdradzić Cię, jeśli miałby z tego jakiś pieniężny zysk. Bardzo powszechna taktyka awansowania w pracy, nieprawdaż? Współczuję Ci, jeśli nie gorszy Ciebie to zachowanie. Nie jestem i nie będę narażony nigdy na podobną, tak zwaną wygryzkę. Nie pracuję i z dumą orzekam, że gardzę zatrudnieniem gdziekolwiek. Wiem, że to spowoduje niedobór pieniędzy w mojej kieszeni, ale jako opisywana wcześniej jednostka z zewnątrz nie uważam, że miałbym coś stracić. Przecież rozchodzi się o pożałowania godne pieniądze. Ludzie są nauczani, gwoli ścisłości, indoktrynowani, obsługi pieniądza, jako jedynego środka, za pomocą którego mogą zdobywać przedmioty i usługi. Rozumienie w ten sposób zmusza do pracy, za wykonanie której dostają środek wymiany. Dla wywołania uczucia bliskości nadano mu imię – Złoty. Nieśmiało zwracam Twoją uwagę na fakt, że każdy kraj swój środek wymiany nazwał inaczej, a w niektórych rejonach, jak w Europie, następuje jego unifikacja. To bardzo ważne, wrócę do tego. Dlaczego, gdy ludzie nie mają pieniędzy, chcąc nabywać rzeczy skłaniają się ku kradzieży? Czyżby dlatego, że wcementowano w nich dogmat o złotówce, jako jedynej rzeczy, którą można wymienić na przedmiot? Użyłem słowa „wymiana”, bo tak naprawdę pojęcie „zapłaty” w odniesieniu do złotówek jest mocną nadinterpretacją procesu, jaki w rzeczywistości ma miejsce. Łańcuch tego procesu na pewnym ogniwie zostaje przerwany i ze świadomości wyrzuca się fragment sprzed miejsca przerwania. Powiada się, że „kupuje się” rzeczy za pieniądze, jakby przed momentem zdobycia pieniądza była pustka. Czyżbyś psotnie zapomniał o tym, że ciągnie się za Tobą ogonek pracy? Poradzisz sobie ze znalezieniem określenia na grupę Afro Amerykanów z początków XX w. zbierających bawełnę w zamian za wyżywienie, odzież i nocleg. To słowo nie za wygodnie układa się na języku. Niewolnicy.
Podobno, aby posiadać rzecz, trzeba wymienić na nią swoje złotówki. Ale, aby zdobywać je na bieżąco, należy udać się do zakładu pracy i wykonywać latami tę samą czynność, która, bezpośrednio, nijak nie poprawia żadnej ze stref życia pracownika. Implikując, ludzie zatrudniają się, aby mieć złotówki, które wymieniają na produkty. Gdyby nie potrzebowali produktów, które można wymienić wyłącznie za złotówki, nie potrzebowaliby tych złotówek, a więc nie musieliby pracować. Pracują, by mieć rzeczy. Inaczej, wymieniają część czasu swojego życia wykonując bezużyteczne dla nich czynności na produkty. Złotówki są i platformą, na której odbywa się ta wymiana i służą określeniu, ile i jakiej jakości pracy zostało wykonanej i według miary pracownikowi przysługiwać będzie odpowiedni fant. Jeżeli zatem wykonujesz pracę za towar, jedzenie i nocleg (na początku ustaliliśmy wspólnie, że złotówkami opłacamy wszelkie dobra i usługi), a złotówki samozwańczo występują w tej wymianie w charakterze pośrednika, czym różni się Twój status od statusu czarnoskórego (także muszącego niewolniczo pracować, aby przeżyć) zbieracza bawełny sprzed stu lat? Ośmielę się wytknąć Tobie większą niedolę, bowiem musisz się o wszystko martwić sam!
Podsumowując fragment, ustaliliśmy, że jedyną możliwą dla nas drogą do zdobycia towaru jest poddawanie się globalnemu niewolnictwu za pomocą pieniądza nie posiadającego w sobie żadnej wartości. Miej, proszę, na uwadze niniejszą paralelę. Na szczęście idzie już z górki. Jeżeli Twoje życie miałoby (ma?) opierać się na niewolnictwu, musisz być czyjąś własnością. Jeżeli chomik uważa, że oczywistymi, niekwestionowalnymi granicami świata są pręty klatki, bo od urodzenia nie miał punktu odniesienia, tudzież alternatywnego spojrzenia na rzeczywistość, jest pozbawiony możliwości pomyślenia, że coś jest nie tak. Ty będąc na zewnątrz wiesz, że pozostaje zamknięty w Twojej klatce i że jest Twoim niewolnikiem. Gdyby chomiki organizowały się tak, jak ludzie, pewnie stworzyłyby naukę na temat zachowania trocin w klatce. Powstawałyby almanachy na temat dat magicznej wymiany ściółki i spisy średnich pór dnia, podczas których z nieba spada ziarno. Wykładano by o tym na studiach. Trawestacja sprężonych ze sobą chomikowej mentalności prostokątnego, dwudziestocalowego świata i powszechnego dogmatu pieniądza, rządcy świata, daje jeden, jedyny wniosek. Ktoś użył pieniądza do wytyczenia granic i zasad Twojego życia. Prawdziwy właściciel pieniądza używający go do władania Tobą. Zaryzykuję popełnienie nietaktu i ostentacyjnie wskażę palcem.. na bankiera. To bankierzy kontrolują pieniądz kontrolujący Ciebie, czyli, jeśli jesteś ostatnim ogniwem, a bankier pierwszym, jesteś w całości zależny od jego woli. Cywilizacja potrzebuje wygodnego środka wymiany. Bankier emituje ów środek, jako swój produkt. Zdobył monopol na pieniądz (dolar, złotówka, funt, etc. są niczym innym, jak markami produktów w różnych krajach) i uzależnia od siebie tak samo, jak praktycznie wszystkich podróżujących pociągami uzależniają od siebie PKP, a korzystających z telefonów – Telekomunikacja. Z tą subtelną różnicą, że produkt środek wymiany jest ze wszystkich produktów najważniejszy. Oznacza to, że monopolista środka wymiany stoi wyżej, niż wszelkie inne instytucje i firmy, bo to one do funkcjonowania potrzebują jego, nie na odwrót. Obecnie monopol na środek wymiany mają bankierzy. Przypomnij sobie podpunkt o braku odniesień. Używa się ich dla bardziej precyzyjnego określenia właściwości pierwszego obiektu. Jeśli nigdy w życiu nie zetknąłbyś się z pojazdem mechanicznym, a któregoś dnia ktoś pokazałby Ci dorożkę z drewnianą ławką i z silnikiem parowym i zareklamował ją, jako najcudowniejszy środek transportu, jaki kiedykolwiek stworzono, nie mógłbyś nie ulec jego perswazji. Usiadłbyś i choćbyś marzł na niej podczas zimy, uważałbyś ją za najwygodniejszą rzecz, na jakiej miałeś sposobność siedzieć. Później stałaby się dla Ciebie rzeczą całkowicie normalną i właściwą, a jeśli wmawiano by Tobie jej wspaniałość od urodzenia i tajono przed Tobą nowe osiągnięcia motoryzacji, niemal niemożliwym byłoby wykazanie, że jest na obecne czasy kiepskim osiągnięciem.
Nie prawdą jest, że nie mógłbyś stać się właścicielem dowolnego przedmiotu, jeśli nie masz ani jednej złotówki. Co poniektórym ciężko jest to zrozumieć, bo wieloletnia indoktrynacja mediów wywarła na nich przeogromny wpływ. Ludzie nie są zdolni uwierzyć w alternatywę, bo są tacy, jak chomiki, o których napomknąłem wyżej. Każdy chomik z zewnątrz opowiadający o wolności zostałby uznany za błazna. Jeżeli uzgodniliśmy, że zniesienie niewolnictwa nigdy nie miało miejsca, ba, nastąpiła jego eskalacja, musimy uświadomić sobie, że byliśmy zamknięci w klatce, do której granic nie mogliśmy dotrzeć z winy skutecznych systemów zabezpieczających. Jeśli zlokalizowaliśmy je i poznaliśmy ich naturę, możemy się wydostać. Nie chciałbym nudzić o irracjonalności podatku VAT, który żałośnie zdradza obecność naszych kajdan, w końcu oznacza, że nie dość, że jesteśmy niewolnikami, to jeszcze za to płacimy, bo opłacamy możliwość zarabiania złotówek. Niewolnictwa nie zniesiono nigdy. Doszło do jego eskalacji. Nie chciałbym, abyś podjął konformistyczne stanowisko. To bezduszne posunięcie, by marnować czyjeś - tu swoje – życie na odrabianie pańszczyzny! Nie prawdą jest, że tylko złotówka jest pośrednikiem wymiany. Nie prawdą jest więc, że konieczne jest podleganie niewolnictwu (w którym złotówka pośredniczy), bo jedyne, co z niego mamy, to złotówki w ogóle nie potrzebne do życia i do zdobywania dóbr. Bardzo źle, jeśli moje słowa wydają się niedorzeczne. Rozpoczynając od tego miejsca zakreśl pętlę po artykule. Jak w najprostszy, absolutnie najprostszy sposób, jaki tylko możesz sobie wyobrazić, wydostałbyś się z klatki monopolu bankierów i zrzuciłbyś kajdany niewolnictwa?
Niezależna od złotówek i jakiejkolwiek „oficjalnej - niewolniczej” waluty platforma wymiany towarów i usług. Alternatywa wobec pieniądza bankowego. Nie naucza się o niej w szkołach. Szkoły służą pieniądzu bankowemu i tak naprawdę są potrzebne tylko, by otrzymać przywilej niewolnictwa. Alternatywa lepsza, bo nie wymuszająca odrabiania codziennej pańszczyzny, a dająca możliwość wyboru sposobu spędzenia każdego dnia. System, w którym złotówka nie byłaby w ogóle potrzebna. Środkiem pośredniczącym w wymianie może być dowolna rzecz, którą zaakceptują użytkownicy danego środowiska, chodzi wyłącznie o wygodę. Ośmielę się nawet mniemać, że pośredniczącej między kontrahentami waluty nie musi być wcale. To zdecydowanie mniej, niż bankowość, uwłacza ludzkiej godności. Podstawową i jedyną do rozwiązania kwestią jest stworzenie miejsca, w którym kontrahenci po prostu mieliby okazję się spotkać. Wolno mi założyć, że choć raz, jako dziecko, bawiłeś się w sklep, w którym środkiem płatniczym były liście, albo szklane kulki? Użytkownicy tego miniaturowego systemu gospodarczego akceptowali środek wymiany sugerując się wyłącznie wygodą, jaką oferuje, a obrót towarem istniał mimo braku złamanego, oficjalnego grosza. Określenie „zakup” jest nadinterpretacją procesu „wymiany”. Napisałem o tym wcześniej. Celowo sprawia się wrażenie skomplikowania systemów ekonomicznych, by zwykli ludzie nie wiedzieli jak i nawet nie próbowali ugryźć ich struktury. Zaczerpnijmy z nieprzepranych sekciarskimi metodami młodych umysłów. Fakt, że w różnych miejscach powstają niezależnie pomysły na dowolny środek wymiany i że sprawdzają się w praktyce dowodzi, że pieniądz bankowy nie jest potrzebny w ogóle. Bankierzy zdobyli monopol forsując swoją wersję środka wymiany. Dzieciom i „biedakom” nie zdążono wpoić, że tylko złotówki gwarantują przetrwanie. Jeszcze nie zaszczepiono im rzekomo „samodzielnej” (nawiązując do cytatu Goethego, wolnomularza) myśli o konieczności udania się do pracy, ani nie zdążono wmówić im, że pieniądz jest źródłem szczęścia, a więc, że stanowi bogactwo. Wielu bezdomnych pozostaje abstynentami i gardzi zarobkiem, będąc przy tym multimilionerami, jeśli chodzi o bogactwo wewnętrzne. Wiedzą, że pieniądze i dobra materialne nie służą generowaniu szczęścia. Norwid, poeta, zmarł w przytułku dla bezdomnych. Jeżeli złowrogi, dłużny i opodatkowany pieniądz bankowy to produkt zdobywający praktycznie sto procent rynku (nawet państwa przyznają mu pierwszeństwo, jako środkowi wymiany), perspektywa posługiwania się po prostu zamiennikiem oficjalnego środka jest błahym problemem. Aby ludzie mogli wymieniać się bez użycia złotówek trzeba utworzyć miejsce i ich tam zaprosić. Najwygodniejszym rozwiązaniem jest Internet. Pozwala na kontakt z kontrahentem z obojętnie jak bardzo dalekiego miejsca i wyklucza konieczność fizycznego gromadzenia ustalonego środka wymiany. Wytłumaczę, dlaczego środek wymiany nie ma i nie musi mieć żadnej wartości.
Jeżeli brakuje pieniędzy, a chcemy posiadać rzecz, sprzedajemy zbyteczne dobra. Nienoszone ubrania, stary aparat fotograficzny, przeczytane wzdłuż i wszerz książki, czy cokolwiek, czego strata nie zaboli. Zdobyte za nie pieniądze przeznaczamy na zakup upragnionej rzeczy. Nie lubię oszukańczego słowa „zakup”. Przerywa łańcuch, na początku którego przywiązaliśmy za małe ubranie i na którego końcu umieściliśmy świeży nabytek. Nawiązując do odrabianej pańszczyzny, pieniądz gra rolę kwitku określającego wartość. Tylko. Musimy wymienić swój czas wykonując jak niewolnicy niezwiązaną z nami pracę, by zapewnić sobie nocleg, pieniądz, jak ustaliliśmy, jest jedynie pośrednikiem. Słowo „zakup” przerywa łańcuch zostawiając nam jego drugą połowę. Dopatrzenie się analogii nie jest trudne. Tak naprawdę pośrednio wymieniliśmy starą rzecz na nową. To dowodzi bezwartościowości pieniądza. Gdyby posiadał wartość, nie musielibyśmy wymienić nań rzeczy wartej tyle samo, ile warta jest nowa. Wymiana rzeczy na rzecz za pośrednictwem złotówek, lub dowolnej innej waluty. Jeżeli nowy przedmiot jest wart pięć jednostek, próbujemy sprzedać coś również warte pięć jednostek, aby pokryć wartość nowego. Mamy zero i aby mieć pięć, musimy pozbyć się starocia. Wymieniamy pięć na nowy przedmiot. Wymieniamy, a nie dodajemy do pięciu tę rzecz. Pieniądz tylko posłużył w określeniu wartości starocia. Wymieniamy starą rzecz na złotówki, których jedynym celem będzie pokrycie kosztów nowej rzeczy. Aby mieć pięć złotówek mogących pokryć nową rzecz, muszę pokryć te pięć złotówek starą rzeczą. Złotówka sama w sobie jest bezużyteczna, a jedynym jej celem jest równoważenie wartości dóbr należących do wymieniających się nimi stron. Zdobyć ją można wyłącznie wymieniając na nią przedmiot, lub wykonując pracę. Jest kwitkiem za starą rzecz, lub za pełnienie pańszczyzny. Nie powstało za wiele pomysłów na praktyczne zastosowanie złotówek w bilonie, ani w banknocie. Co prawda ten drugi można stosować w higienie osobistej, ale pozwolę sobie założyć, że zdecydowanie lepiej z powierzonego zadania wywiąże się papier toaletowy. Jedynym sposobem na użycie i jedynym przeznaczeniem złotówki jest jej wymiana na przedmiot, lub usługę. Na szczęście wiesz, jak działa mechanizm „zakupu” i jak sprytnie maskuje niewolnicze pęta. W rzeczywistości okazuje się, że jeśli by poprzestać na zdobyciu złotówki, czyli nie robić z nią absolutnie nic, tak zwana „sprzedaż” dóbr, lub „praca” jest dobrowolnym pozbywaniem się czasu swojego życia, lub przedmiotu. Nie można w inny sposób zdefiniować wymiany czegoś wartościowego na bezwartościowe. Ustaliliśmy wcześniej, że wobec bezwartościowości złotówki samej w sobie, moglibyśmy zatrudnić dowolną inną rzecz na jej stanowisku. Jedyne kryterium określające środek wymiany to wygoda jego stosowania. Nie musi posiadać konkretnej masy, konkretnego kształtu, zapachu, ani nie musi być wykonany z konkretnego materiału. Nie musi posiadać własnej wartości. Do istnienia potrzebuje wyłącznie zgody na to istnienie, a gdy pojawi się sytuacja, w której jedna ze stron chce przedmiot oferowany przez drugą w zamian za swój przez tamtą pożądany, nie musi istnieć wcale! Rozwiązanie, szlachetnego gatunku banał, to utworzenie takiego miejsca.
Każda z firm oferująca produkt lub usługę wymaga przestrzegania jej warunków. Przecież to od nich zależy, jak wiele zysku przyniesie przedsięwzięcie i ile osób tym przyciągnie. Zasady korzystania z jej usług bywają bardziej, bądź mniej wygodne dla konsumenta, toteż usługodawcy prześcigają się w wymyślaniu najdoskonalszych (a zarazem intratnych dla nich) metod podlizywania się. Na przykład, sieci komórkowe walczą o klienta za pomocą co raz atrakcyjniejszych ofert. Niewiele zaskakujące jest zjawisko zdobywania monopolu przez przedsiębiorcę zalewającego rynek innowacyjnym produktem, który okazuje się być przydatny dosłownie każdemu. Wprowadzając w zachwyt, a później uzależniając wszystkich od swojego towaru zdobywa prawo ustalania warunków, na które użytkownicy muszą, chcąc, czy nie, się zgodzić. Przecież wszystko tej kategorii z przydatnego okazuje się niezbędne. Jak telefony komórkowe i nawigacja GPS i tak samo przed pojawieniem się ich wszystkich radzono sobie nie odczuwając ich braku. Identycznymi monopolistami są bankierzy. Zaproponowali światu rzekomo najwygodniejszy środek wymiany i onegdaj faktycznie stanowił najwygodniejsze rozwiązanie. Każde przedsięwzięcie ma jedno zadanie. Przynieść zysk twórcy. Dokładnie tym, a nie dobrem ludzi kierowały się i kierują banki. Zdobyły monopol na formę środka wymiany i uzależniły od niego czyniąc każdego użytkownika swoim niewolnikiem. Całkiem możliwe, że słyszałeś, że próbowano wielu metod pośrednictwa handlowego (rzecz za rzecz, wymiana odbywająca się za pomocą środka wymiany, opisałem wcześniej ów proces). Skorupki, bite monety, kije fiskalne, dzisiejsze, najwygodniejsze dotąd „pieniądze”, czyli równie bzdurne, jak skorupki, prostokątne papierki, których wydajność kwitowania towaru określa nadrukowany nominał. Przedsiębiorca po zdobyciu monopolu i po uzależnieniu odbiorców od swojego towaru może ustawiać dowolnie niekorzystne dla klienta warunki, a on będzie zmuszony im podlec. Upokarza się nawet, eufemistycznie mówiąc, do rangi chłopa pańszczyźnianego, by służyć pieniądzu, podczas gdy powinno być na odwrót. Nie uwierzyłbym, gdybyś nadal twierdził, że bankierzy zaoferowali swój produkt, jako dobro publiczne. Przecież skutecznie mamiono Cię, abyś myślał, że samodzielnie uważasz pieniądz za definicję bogactwa. Rzekomo, nim więcej pieniędzy udałoby się zdobyć, tym byłoby się bogatszym.
To nie do końca tak. Człowiek myślący o bogactwie myśli w rzeczywistości o tym, co przynosi mu szczęście. Mając dużą ilość pieniędzy ma się szersze spektrum możliwości nabywania przedmiotów. Jest się swobodnym i to ta swoboda nabywania przynosi szczęście. Szczęście przynosi mu uczucie wolności. Nie pieniądz, on tylko się pod nią podszywa. Nie jest konieczne do szczęścia, aby być naprawdę wolnym, przecież wystarczy, myśleć, że się nim jest (Goethe). Człowiek czerpiący przepyszne uczucie swobody z innych źródeł wcale nie potrzebuje pieniądza. Wmówiono ludziom, że tylko pieniądz bankowy i umożliwia przepływ dóbr, a przedtem, że tylko przepływ dóbr daje szczęście ze swobody. Człowiek wartościujący w inny sposób, stawiający sobie inne priorytety nie odczuwa materialistyczno konsumpcyjnego popędu. Wmawia się ludziom, że potrzebują rzeczy, które miałyby dać im szczęście, a oni w to wierzą. Świat kręci się wokół pieniądza - granice świata wytyczają pręty chomiczej klatki. Jak można nie spojrzeć wieczorem w niebo i nie zachwycić się pięknem gwiazd?
Jeżeli pieniądz jest produktem, który zmonopolizował rynek, ofercie innego środka wymiany będzie po prostu trudniej dotrzeć do użytkownika. Kwestią są warunki i stopień wygody jego użytkowania. Nieśmiało proponuję każdemu, by spróbował (natrafiłem w Internecie na stronę oferującą taką niezależną wymianę - http://bartersi.pl). Z pewnością każda wymyślona na poczekaniu alternatywa okaże się lepszą od bankowej. Niewygodna dorożka jest wciąż w eksploatacji, bo akwizytor wciskający ją użytkownikom ani myśli pokazać im konkurencyjną ofertę nowych samochodów. Ot, po pierwsze, byłyby własne, a nie objęte leasingiem, po drugie, nie generujące długu. Puszczony w obieg banknot trafia w setki tysięcy par rąk, nim trafi do Ciebie, a później wraca do właściciela i zostaje zniszczony. Ten sam banknot obciążony jest lichwiarskim długiem. Pożyczony państwu na procent musi zostać spłacony wraz z odsetkami, na których spłacenie pieniądze powstają z niczego. Dzięki temu, że nie mają wartości.
Powszechny obowiązek edukacji nie wychodzi na dobre nikomu. Pomijając masy bezużytecznych informacji, jakie tam są nam wtłaczane, to otwór, przez który przechodzą indywidualne formy, by stać się jednolitymi, potulnymi czcicielami bankierow. Ludzie, niby samodzielnie, odczuwają obowiązek pracy, by zapewnić sobie godziwą egzystencję. Hierarchizacja dogodniejszych warunków niewolniczej, nijak nie odnoszącej się do życia prywatnego pańszczyzny odbywa się według stopni zdobywanych w szkołach i na uczelniach. To dopiero uczelnia, lub specjalistyczny kurs zapewni właściwe, tematyczne przygotowanie do pełnionego zawodu. Bez ich przebycia maturzysta dźwiga ze sobą mrowia bezużytecznych danych, które bez zmrużenia oka będzie mógł wyrzucić do kosza w nowym zakładzie pracy, z którego regułami zostanie zapoznany na miejscu. Siedmiogodzinne, codzienne sesje ładowania w umysł przypadkowo dobieranych, niepraktycznych lekcji odbierają młodym uczniom czas na własne rozmyślania, a także utwierdzają w szacunku wobec pieniądza bankierów. Jedynym celem, dla którego chodzą do szkół jest zdobycie przywileju odrabiania pańszczyzny na ich warunkach. Jako, że pieniądz bankowy nie jest ani do życia ani do szczęścia potrzebny, wspominając o własnych pomysłach na środek wymiany, a szkoła służy wyłącznie taksowaniu niewolników bankierów, obowiązek jej odbycia jest niedorzecznym marnotrawieniem czasu. Jako, że ten rodzaj szczęścia czerpiemy ze swobody nabywania, a tę możemy zapewnić sobie dowolnym, własnym środkiem wymiany, możemy uniezależnić się całkowicie od złotówki. Przecież nie jest w ogóle potrzebna. Jedyną koniecznością staje się przygotowanie odpowiednio wygodnej oferty dla użytkownika Twojej wersji środka wymiany. Nie szkodzi, że rachunki opłaca się złotówką i obca waluta nie ma racji bytu. Wystarczy dokonać konwersji środka dokładnie tak, jak w kantorze, ale za pomocą wymiany zdobytego niezależnym środkiem przedmiotu na złotówki. Wszelkie studia ekonomiczne mógłbym przyrównać do chomiczego religijnego kultu uzależniającego swój kalendarz od godzin opadów pokarmu. Obrosłoby to w ziarnologię, za pomocą której tłumaczono by, że zwiastunem pojawienia się jedzenia jest magiczne skrzypnięcie i rozwarcie nieboskłonu. Nijak by to miało się do sklepowych wojaży właściciela zwierzątek, a ściślej, do jego zarobków determinujących jakość karmy. Szkoły są jedynymi źródłami wiedzy, czy jako jedyne tak skutecznie nam ją przekazują, bo my, leniwi, jesteśmy zmuszeni ją przyjmować? Czyżbyśmy byli żołnierzami bezmyślnie wykonującymi rozkazy, nie zastanawiając się nad ich sensem? Czy, jeśli nadal godziłbyś się na niewolnicze życie, to nie dlatego, że tak jak zwierzę urodzone w niewoli nie potrafiłbyś poradzić sobie na wolności? Bałbyś się nieznanej przestrzeni, w której całkowicie sam decydowałbyś o sobie i samodzielnie projektowałbyś sposoby na spełnianie swoich potrzeb i w której sam decydowałbyś, jakie to potrzeby? Z pierwotnego braku punktu odniesienia wolność, na którą byś się wydostał wydałaby Ci się przerażająco ogromna i dlatego wróciłbyś do rzekomo bezpiecznej, znajomej klatki, w której obowiązek ustalania zasad nie spoczywa na Tobie? Przecież nie jesteś nieporadnym tchórzem, którego sensem życia jest służenie komuś. Mimo, że przez cały czas byłeś do tego przygotowywany, możesz uwolnić się za pomocą niezależnego środka wymiany. Jaki jest bowiem sens parania się pracą nie reprezentującą naszych wartości, a więc wykonywaną tylko dla pieniędzy? Definiowanie pracy, jako rzeczy służącej tylko za środek zdobycia bezwartościowych pieniędzy, pracy niereprezentującej nijak naszych przekonań, nie jest płytkie i spowodowane indoktrynacją? Gdzie podziało się Twoje poczucie człowieczeństwa? Pomyśl, podobno pracujesz, by mieć na chleb. Czy to nie słowa niewolnika? Pracujesz, bo musisz, czy zadecydowano wcześniej za Ciebie i skutecznie ukryto alternatywy? Jedno wynika z drugiego, uważasz, że musisz pracować i faktycznie musisz, bo z powodu pracy nie znasz, ani nie miałeś czasu na wymyślenie sposobów na godne życie – ani nie zadecydowałeś samodzielnie, jakie wartości składają się na godność. Ile kobiet poślubia wstrętnych bogaczy, bo pieniądz uważają za szczęście i jakie podłości ludzie są zdolni znieść, by go zdobyć? Chcę przytoczyć prostackie programy telewizyjne, w których jedzono gnijące świńskie wnętrzności, wyjawiano rodzinne tajemnice, godzono się na całodobowy monitoring, czyli sprzedawano siebie, czyli wymieniano swoją godność na pieniądze. Musiałbym oskarżyć Cię o hipokryzję, jeślibyś miał tupet naśmiewać się z ich zachowania. Czym różnisz się od nich, wymieniając siebie w pracy na pieniądze? Zaledwie mniejszym stopniem lenistwa? Im po prostu nie chce się „pracować” i tak samo, jak Ty, nie wiedzą, bo zostali z tej wiedzy ograbieni, jak żyć bez zniewalającego pieniądza. Uzgodniliśmy wcześniej, że pieniądz pośredniczy w wymianie dóbr, a sam nie jest nic wart. Pośrednio wymieniasz stare rzeczy na nowe. Wolno mi zatem wnioskować, że pracujesz, czyli wymieniasz czas swojego życia, swoją energię, czyli siebie, na przedmioty i robisz to, bo musisz? Gdzie Twoja godność? Przypomnij sobie czarnoskórych niewolników. Robili coś choć w drobince innego? Upokarzasz się dobrowolnie zrównując swoją wartość z wartością byle przedmiotu? To nie ważne, że zachowuje się tak prawie cała cywilizacja, bo to oznacza tylko, że właściciele pieniądza zdobyli nad nią prawie stuprocentową dominację, czyniąc ich niewolnikami i czyniąc to po za ich świadomością. Środek wymiany bankierów, czyli potocznie pieniądz, czyli zmonopolizowany pośrednik handlu wymiennego nam łaskawie wypożyczany i urągający wartości człowieka jest zupełnie niepotrzebny. Potrzebna jest platforma wymiany z dowolnym środkiem pośredniczącym, lub bez niego wcale – wyłącznie - która zacznie działać tuż po pozwoleniu jej na to i które uzyska dzięki wygodnym warunkom przez nią oferowanym. Nie chciałbym być posądzony o próbę podłożenia ognia rebelii, zaledwie staram się ocknąć obywateli z ich błogiego snu o swobodzie życia. To naprawdę żadna przeszkoda, że rachunki opłaca się zmonopolizowanym pieniądzem bankowym. Opłaca się, czyli pozwala dostawcy usługi wymienić niebezpośrednio rozmaite dobra, dzięki którym może dalej pełnić swoją rolę. Przecież można skonwertować niezależną walutę na oficjalną za pomocą wymiany przedmiotu na złotówki. Bierność wobec tego wszystkiego oznacza świadomą zgodę na bycie skutym kajdanami i obojętność z powodu przyzwyczajenia. Przekonanie o niemożności realizacji takiego celu absolutnie nie pokrywa się z rzeczywistością. Jest fałszywym dogmatem religijnym wszechpanującego „dolaryzmu”, biorąc z paraleli rozpoczynającej niniejszą recenzję szkieletu świata.