Temat: Czy Polska to silna marka?
Iwona K.:
oglądając dzisiejszy mecz siatkówki kobiet z Serbią i zabawę polskich kibiców dochodzę do wniosku, że to świetna promocja - trybuny zapełnione biało-czerwonymi, świetnie sie bawiącymi kibicami, którzy pokazują naszą polską solidarność, której brakuje innym nacjom, można być dumnym ;) mimo przegranej ;)
jak jesteś w Wilnie, to normalnie wszędzie oferują Ci do sprzedaży mniejsze i większe wizerunki Matki Boskiej Ostrobramskiej.
Kiedy jesteś w Cagliari na Sardynii, to na każdym t-shircie masz albo żółwia morskiego (herb?, godło?), albo takie charaktersytyczne cztery główki z przepaskami z profilu w szchownicę (flaga?).
I tak wszędzie...
Ale kiedy idziesz na warszawską Starówkę, to tam możesz równie często jak lalkę krakowiankę, nabyć: matrioszki albo wańkę wstańkę...
http://www.matrioszka.info/Kultura/Matrioszki
Ja, uchowaj Boże!, nie występuję tu przeciwko wolnemu handlowi, a tym bardziej matrioszkom, ale...
Angolom odwiedzającym nasz kraj miesza się w głowach.
No, przecież w salonach Peugeota nie sprzedaje się Daewoo...
Marek nie powinno się zanadto mieszać, bo potem idzie po Europie chyr, że w Polsce niedźwiedzie i dziki po ulicach biegają...
I taki przeciętny Angol kojarzy, że Polska jest na wschodzie i że jest tak blisko Ruskich, że to właściwie Ruscy są, tylko tacy, którzy nie wiedzieć czemu, nie chcą być Ruskimi... Tacy Ruscy, ale bardziej kłótliwi: Poliaki - kłótliwe Ruskie są. Też takie zacofane, tylko mieszkają bardziej na Zachodzie, niż te Ruskie z głębi Syberii. Ale za to kartofli tyle samo żrą i tyle samo wódki chleją.
I tylko dzięki obecnej fali emigrantów zarobkowych mamy szanse przełamać ten stereotyp, bo przecież takiej marki chyba nam nie trzeba?
A jak protestujesz i mówisz, że przecież, jak to Ruskie? Żadne tam Ruskie! To oni się śmieją: ale matrioszki u Was można nabyć na rynku staromiejskim, no to, jak nie Ruskie.
Otóż, sprzedaż matrioszek ma takie trzy konsekwencje.
Konsekwencja pierwsza pożyteczna: zbliżenie narodów. Ruski przyjeżdża do nas, staje na rynku i sprzedaje turystom matrioszki. On zarabia, a u nas barwnie się robi, bo matrioszki są znacznie barwniejsze nawet od krakowianki w stroju ludowem.
Konsekwencja druga też pożyteczna: turysta zachodni poprzestaje na zwiedzanie wschodnich rubieży we Warszawie, no bo skoro nabył już swoje ukochane legendarne matrioszki, to nie widzi żadnego sensu, żeby jeszcze dalej na Wschód się pchać, gdzie podobno jeszcze zimniej i jeszcze szarzej.
Konsekwencja trzecia niepożądana, o której już pisałem - Angolowi w glowie się miesza, gdzie właściwie jest? U Ruskich, czy nie?
Bilans dla matrioszek korzystny!
Marki nie ma żadnej.
Kiedyś za komunistów pamiętam dbało się o wystawiennictwo i sprzedaż tej do bólu kiczowatej cepeliady: te słomiane pamiętam koziołki, które można było kupić jako "gustowny" souvenir nawet tuż obok Pałacu w Wilanowie (świetnie jedno do drugiego pasowało), te żubry, te krakowianki większe i mniejsze, chusty lniane, malowane, bursztynowe latarnie morskie.
Mimo że pod ruskim butem: nikt wówczas matrioszek nie sprzedawał u nas na ulicy (chyba by go zaciukali przechodnie), najwyżej w Towarzystwie Przyjaźni Polsko-Radzieckiej przy ówczesnym Placu Dzierżyńskiego (pamieta ktoś kino Oka? :-).
rzecz jasna, tu Państwo rozmawiają o priorytetach, polityce, o strategii budowania marki, a ja sobie pozwoliłem zejść na poziom niżej, na konkretny poziom atrybutu, czy też rekwizytu...
Turysta nie przyjeżdża do danego kraju na miesiąc, żeby dokładnie przeanalizować niuanse, nie siedzi na ogół w bibliotekach, żeby się zapoznać ze szczegółami historii.
On przyjeżdża na dzień, dwa, no trzy dni (bo co ma robić w brudnej Warszawie?) i chwyta coś, co będzie mu przypominało to magiczne miejsce: łaps! Chwyta pamiatkę. Łaps! Z ulicznego straganu, bo przecież nie będzie się pytał, czy to jest związane z tutrjsza tradycją, czy nie, bo jeśli nie, to z obrzydzeniem odłoży...
Turysta się spieszy, bo mu burczy już w brzuchu i szuka lokalu, gdzie mógłby odpocząć nad dobrym jedzonkiem.
I łaps! Bo kolorowe. Łaps! Bo nietypowe! Łaps! Bo będzie się dzieciom i znajomym podobało, takie śmieszne.
Łaps! matrioszkę! Matrioszkę łaps! Tanio i estetycznie.
Przyjechał do Polski i ruską babę se kupił...
Markową, a jakże!