Temat: Tytuł filmu jako slogan reklamowy
Panowie,
Z całym szacunkiem do wiedzy i oczytania...niestety nie mogę się zgodzić z tak twardymi tezami.
Tytuły, poza pewnymi wyjątkami,podlegają ochronie. Spełniają bezsprzecznie wszystkie przesłanki z art. 1. Zresztą wystarczy spytać jakiegokolwiek twórcę, czy jego celem nie jest nadanie tytułowi oryginalnego, indywidualnego charakteru.
Niestety nie przekonują mnie w tej kwestii wypowiedzi klasyków i wyroki sprzed kilkudziesięciu lat. Nie ta ustawa, nie te czasy, nie ten system polityczny. Moim zdaniem, od czasu wydania tych tez, prawo autorskie (nie tylko polskie) podążyło zdecydowanie w stronę rozszerzenia przedmiotu ochrony i jej wzmocnienia - głównie z powodu rosnącego znaczenia sztuki pod względem gospodarczym.
Oczywiście, aby nie wyjść na przysłowiową krowę (co nie zmienia zdania), jestem w stanie przyznać rację, zdjąć czapkę i uchylić czoła, jeżeli uraczą mnie Panowie w miarę świeżym i sensownym orzeczeniem polskiego sądu w tym lub podobnym temacie.
Moim zamiarem nie jest jednak ślepa krytyka Panów wypowiedzi - zgadzam się, że prawa autorskiego do tego nie stworzono. Zgadzam się również, że takie podejście prowadzi niekiedy do absurdów, erozji i wypaczeń prawnych. Niestety, art. 1 Ustawy jest, wbrew pozorom, dość jednoznaczny - każde dzieło wyrażone słowem, bez względu na ilość słów, może podlegać ochronie, jeśli tylko jest oryginalnym sposobem wyrażenia idei. Dlatego też nie odważę się przychylić do Panów zdania, ponieważ wydaje mi się sprzeczne z brzmieniem samej ustawy. Traktuję jednakże Panów wypowiedzi jako bardzo trafne de lege ferenda.
W celu zadbania, aby dyskusja nie przymarła, pozwolę sobie na koniec sam "strzelić w stopę"... spotkałem się bowiem ze stanowiskiem, że "pojedyncze słówka" używane "na gruncie komercyjnym" nie podlegają ochronie prawa autorskiego, ponieważ od tego mamy instytucję znaków towarowych (teza na zasadzie odważnej wykładni celowościowo-systemowej :) ).
Podejście to jednak zakłada, "troszkę" bez podstawy ustawowej, że prawo własności przemysłowej i prawo autorskie nie mają zbioru wspólnego przedmiotów ochrony. Sprawy tej więc i pod tym kątem nie da się rozstrzygnąć.
Pozdrawiam i zapraszam do dalszej polemiki - może się okaże, że o prawie autorskim więcej nauczyli mnie na Goldenline niż na uniwersytecie :)
Roman Bieda:
A według mnie ta wypowiedz to przejaw bardzo niebzpiecznej tendencji polegajacej na próbie ochrony w ramach prawa autorskiego "WSZYSTKIEGO". Nie po to prawo autorskie stworozno... Odsyłam do klasyków, mieli bardziej umiarkowane poglady. W moim przekonaniu tendencja taka prowadzi do erozji prawa autorskiego, przez próbę tak szerokiej interpretacji, wypatrzamy sens prawa autorskiego. I to na siłę, "skojarzenia" nigdy przecież nie podlegały ochronie autorskoprawnej. To co się komu kojarzy z tym tyułem, nie ma znaczenia dla jego ochrony. Skojarzenia budujemy przez odpowiedni marekting, długotrwałe stosowanie, popularnośc itp. Wszystkie te okolicznosci nie mają żadnego znaczenie dla ochrony autorskoprawnej.
Pozdrawiam,
RB
PS
Kiedyś też chcialem wszystko chronić, ale mi juz przesło :)
P.S.
Panie Romanie - "skojarzenia" nigdy nie podlegały ochronie autorskoprawnej. Jednak im mocniejsze powszechne skojarzenia i im więcej ich jest, tym bardziej uwydatnia się indywidualny charakter dzieła i tym bardziej bezsprzeczna jest jego ochrona. Nie wydaje mi się więc, że jest to bez znaczenia - same skojarzenia, idee nie podlega ochronie, lecz ich oryginalność i powszechna znajomość mogą wpływać na ochronę utworu, który je wyraża.