Temat: Czy scenariusz jest "rozpowszechniony" jeśli film jest...
Piotr S.:
A ja uważam, że wciąż "pierwszy" jacht jest jachtem Tezeusza.
Jakieś uzasadnienie? I co rozumieć pod pojęciem "prawdziwy" - świadomość odbiorcy? pochodzenie materiału?
Gdyby renowacja dzieła pozbawiała go wartości i charakteru "prawdziwości" to Mona Lisę mógłbym kupić za garść dyniowych pestek na bazarze bo nie byłaby już utworem da Vinci.
Różnica polega na tym, że Mona Lisa jest UTWOREM, a renowator dokłada starań, aby jak najmniej ingerować w utwór i zachować jego oryginalną treść (art. 16 pr.aut.). Statek nie jest utworem - jeśli zależy nam na jego "oryginalności", to tylko ze względu na zachowanie oznaczenia przedmiotu własności. W tym sensie rzeczywiście pierwszy jacht jest "oryginalny", ale wyłącznie z punktu widzenia prawa rzeczowego. Z punktu widzenia prawa autorskiego (dopuszczając takie rozważania) - żadna z tych "kopii" nie jest oryginałem.
Problem wynika stąd, że jako przykładu do dyskusji nt. prawa autorskiego użyto obiektu niebędącego utworem. Nie idźcie tą drogą... - chciałoby się zacytować "klasyka".
Pytanie jest natury filozoficznej, natomiast w świetle ustawy nie mam wątpliwości który jacht jest utworem, a który opracowaniem.
Której ustawy?
Ciekawe tylko, czy pamięć ludzka to nośnik. Bo jak tu pamięć określić jako corpus mechanicum?
Uważasz, że wyrecytowany wiersz staje się innym utworem? Obawiam się, że wchodzimy na zupełnie inny grunt - tzw. wykonania artystycznego.
Co więcej, poeta może nie wychodząc z zamkniętego gabinetu napisać wiersz na skrawku papieru, nauczyć się go na pamięć, a następnie papier spalić. I co wtedy? Nie ma ustalenia, nie ma utworu.
Zgadza się. Pytanie - czy to rodzi jakiś problem prawny?
Bo to byłoby Pana dzieło, tyle że stanowiłoby opracowanie.
Znajomym Pan pokaże, ale majątku J.K. Rowling już nie odbierze.
Chodziło mi zupełnie o co innego, ale już trochę nie mam siły tłumaczyć. Miało to związek z rozróżnieniem "scenariusz rozpowszechniony a nierozpowszechniony" w kontekście przekształcenia jednego w drugi w procesie tworzenia filmu. Ale pytania szczegółowe to nie do mnie - nie ja jestem autorem tej koncepcji.
Nb. czy prawa do opracowania jako utworu nie są przypadkiem odrębne od praw do oryginału (poza rozpowszechnianiem - uprzedzam pytanie)?
A zatem seria mostów japońskich Moneta to wciąż ten sam utwór, tak? W końcu to praktycznie ten sam most, ot, trochę zmieniony...
Most jest utworem czy utrwalenie jego widoku?
Facet pisze scenariusz. Reżyser kręci film. Aktorzy grają w filmie. Montażysta we współpracy z reżyserem montują nagrane sceny w całość. Widownia szaleje, producent liczy kasę, a Oscar błyszczy w świetle jupiterów.
Pytanie za milion punktów – na którym etapie powstaje jakiś drugi utwór, kto jest jego autorem i jakie są losy prawne tego utworu?
"Drugi" utwór MÓGŁ powstać między"Facet pisze scenariusz", a "Reżyser kręci film" - już o tym mówiliśmy.
To proszę o odpowiedź na pozostałe pytania dot. tego DRUGIEGO utworu:
1. kto jest jego autorem?
2. jakie są jego prawne losy (sytuacja prawna w kontekście wykorzystania "pierwszego" utworu)?
I - jeśli ostatecznie ustalimy, że jest on rozpowszechniany poprzez film - to rozpowszechnionym będzie ten ostateczny scenariusz, a nie ten, z ktorym "startowali".
Zgadzam się.
Fajnie, ale powiedz to autorowi tej wypowiedzi.
Przysięgam, że mam w domu napisany dwadzieścia lat temu przeze mnie scenariusz takiego samego filmu jak "Pulp Fiction", tylko jest parę różnic. Nawróconym nie jest Murzyn, ale biały (za to Żyd z Europy Wschodniej!), Bruce Willis nie wrócił pomóc Marcelusowi Wallace'owi, Travolta bzyknął Umę, a zegarka nie było w dupie. Chyba sprzedam ten scenariusz do Holyłuda, to zarobię parę milionów…
Wierzę na słowo. Chętnie popatrzę, jak Pan tego dowodzi.
Opornie nam idzie...
Tylko czemu to ja mam tłumaczyć nie moją koncepcję powstania jakiegoś drugiego scenariusza w trakcie tworzenia filmu? Może autor się wysili?
Zagadnienie, które roztrząsamy polega na tym, że jeśli jest Pan Q. Tarantino, napisał Pan 20 lat temu scenariusz o tym, że przez 160 minut Tarantino próbuje bzyknąć Umę, a 2 lata później nakręcił Pan film w którym Tarantino z Jacksonem uganiają się za tajemniczą walizką, a Uma pojawia się na chwilę po to, żeby pląsać boso po parkiecie, to ma Pan dwa utwory, które są scenariuszami Pulp Fiction. Czyli co - bzykanie Umy jest rozpowszechnione bo rozpowszechniony jest scenariusz o walizce?
Dlaczego nie można przyjąć takiej prostej wersji, że (ujmę w punktach, to będzie łatwiej myśleć):
a. napisano scenariusz = utwór,
b. nakręcono film na podstawie scenariusza = utwór,
c. scenariusz jest wkładem twórczym w powstanie filmu,
d. domniemywa się, że producentowi filmy przysługuje wyłączne prawo eksploatacji scenariusza, ale tylko w ramach filmu.
Ktoś po drodze wprowadził "drugi" scenariusz i tak zostało. Po co? Nie wiem - mogę tylko odesłać do autora.
Czy dobrze rozumiem, że Twoim zdaniem mogę sprzedać scenariusz producentowi, on pozmienia połowę treści bez mojej wiedzy i zgody, a na końcu nic mi nie zapłaci, bo "nowy" scenariusz to jest co innego niż "utwór literacki powstały uprzednio"?
A jeśli mi zapłaci, to za co, skoro utwór rozpowszechniony jest de facto zupełnie innym utworem niż mój scenariusz, w dodatku utworem nie mojego autorstwa?
Tu chodzi o nabycie scenariusza wraz z usługą autora, wykonywaną przed lub w trakcie realziacji, obejmującą korekty.
Dokładnie.
Nie mam siły uzasadniać - polecam art. 627 i n. kc.
Wow! A myślałem, że rozmawiamy o tym, czy osoba niebędąca autorem ma prawo zmienić już istniejący utwór…
Nie, ale skoro już Pan tak to ujął to proszę bardzo:
Jak Pan kupi tę nieszczęsną Mona Lisę za rzeczoną garść pestek i w domu domaluje jej Pan wąsy to zmienił Pan istniejący utwór czy nie?
Chyba odwracamy kota ogonem - proszę przeczytać (tym razem ze zrozumieniem) cytowane przez siebie wypowiedzi. Tam jest jasno postawione pytanie, o jakie ingerencje mi chodzi. A ja nie prowadzę szkółki niedzielnej - nie muszę mieć cierpliwości, żeby dziesięć razy pytać o to samo.
A co do pytania o Mona Lisę i szerszego pytania o ingerencję w utwór - polecam art. 16 pr.aut., a potem sugeruję dodatkowo przemyśleć różnicę między prawem własności a prawem autorskim. Może pora od tego zacząć - od czytania tekstów ustaw?
Paweł Budrewicz:
moja teza brzmi - umowa o napisanie scenariusza to umowa o dzieło, tj. w 100% definiowana przez zasady ogólne kc, przepisy art. 627-646 kc oraz przepisy pr.aut.
Bo w podręcznikach podaje się przykład, że umowa o dzieło to umowa o stworzenie obrazu?
Nie ma to jak głos praktyka, prawda?
Ale chętnie doznam iluminacji, skoro mam okazję nauczyć się czegoś od osoby bardziej doświadczonej - jakie jeszcze przepisy stosuje się do umowy o napisanie scenariusza?
Działalność twórcza nie zawsze daje możliwość zaplanowania rezultatu.
Rezultatem jest książka, obraz, film. Jego zawartość to kwestia oceny wg wybranego aspektu (inaczej oceniamy dzieło naukowe, a inaczej literaturę rozrywkową). W wyniku wykonania umowy powstaje pewna całość, którą zamawiający musi odebrać, jeśli spełniono wymogi obiektywne (np. powieść na 500 tys. znaków), ale nie musi publikować, jeśli uzna, że to jest chłam (por. art. 57 ust. pr.aut.).
Nie mówili o tym na studiach?
Umowa pod tytułem "namaluj mi pan obraz" nie spełnia cech umowy o dzieło (sam "obraz" to brak wskazania pożądanego rezultatu/oznaczonego dzieła).
Cóż, skoro takich mądrości uczą w krakówku...
Z drugiej strony w zasadzie nie da się dokładnie określić przedmiotu zamówienia tak by dzieło pozostało utworem - im opis w umowie będzie obszerniejszy i dokładniejszy, tym mniej w tym działalności twórczej wykluczającej powstanie utworu jako przedmiotu umowy.
Z pewnością... Proponuję napisać doktorat "Cechy umowy leasingu w umowie o stworzenie scenariusza filmowego". Na pewno będzie to wartościowa praca, która wzbogaci polską myśl prawniczą i wytyczy nowe szlaki w orzecznictwie.