Temat: opinia na temat opisu CI
Nie, przyszły magister nie otrzymał konkretnych odpowiedzi. I nie otrzyma, bo trzeba by zedrzeć niejedną klawiaturę. Tak jak...
Nie da się opisać PR w pracy naukowej na
podstawie jednej książki. To także zaznaczyłem co było moim
intelektualnym obowiazkiem.
Absolutna zgoda i wyrazy poważania.
W ogóle próba jednolitego zdefiniowania PR jest skazana na porażkę. Samo zainteresowane środowisko, zresztą, nie sformułowało spójnej definicji. Takiej definicji prawdopodobnie nie da się postawić "z wewnątrz" grupy. Proszę zauważyć, że oni intuicyjnie rozpoznają PR nie potrafiąc często określić czym PR jest (to samo zresztą z projektantami grafiki użytkowej. Ja wiem dobrze - widząc czyjeś prace - że zostały wykonane przez grafika, jednocześnie nie umiejąc podać definicji zawodowej).
Spojrzenie z zewnątrz, np. odczytanie PR jako memu w ciągłej transgresji, na zawsze niedookreślonego, bo rozwijającego się i dostosowującego do ewolucji gospodarki kapitalistycznej może dać ciekawszą definicję. Takie odczytanie zniosłoby np. pozorną dialektykę PR "etyczny" - "czarny PR".
A tu jakiś profan recenzji dokonuje zastrzegając się że nic nie cczytał.
Czytam bardzo dużo. Ale książki pani Rozwadowskiej kijem bym nie dotknął, bo się brzydzę okładką. Taka prosta heurystyka - co to za "Kuchnia włoska" skoro na okładce naleśnik polany kieczukiem? Toż toto wygląda jak żądanie okupu!
Oczywiście, jestem profanem, ponieważ ukończyłem ASP a nie SGH czy SGGW. Jednocześnie jestem autorem rebrandingu jednej z dużych polskich firm. Dzięki mojej pracy klient w ciągu trzech miesięcy zanotował 6-krotny wzrost sprzedaży artykułów w swoim sklepie internetowym (w porównaniu z poprzednim kwartałem), gazetki z produktami zaczęły trafiać do domów a nie do śmietników, a klienci - do salonów. To wszystko bez zastosowania jakichkolwiek innych narzędzi.
Co do mojego postrzegania CI, jako człowieka już spoza codziennej praktyki kapitalistycznej, obserwatora, najlepiej zilustruję ją tekstem drugiego manifestu
First Things First (Po pierwsze - najważniejsze). Treść jest trochę nie na temat, ale uważny czytelnik wyciągnie odpowiednie wnioski. Najważniejszą paralelę wytłuściłem:
My, niżej podpisani, jesteśmy grafikami, dyrektorami artystycznymi, ludźmi zajmującymi się komunikacją wizualną. Wychowano nas w świecie, w którym technikę i narzędzia reklamy uporczywie przedstawiano nam jako najbardziej dochodowy, efektywny i pożądany sposób na spożytkowanie naszych talentów. Wielu nauczycieli i mentorów naszego zawodu promuje ten pogląd, rynek nagradza go, a książki i publikacje umacniają.
Zachęceni do działania w tym kierunku projektanci poświęcają swe umiejętności, aby promować ciastka dla psów, kawę rozpuszczalną, diamenty, detergenty, żel do włosów, papierosy, karty kredytowe, obuwie sportowe, sprzęt do ćwiczenia pośladków, piwo bezalkoholowe i samochody terenowe. Komercyjne chałtury zawsze pozwalały płacić rachunki, ale teraz wielu grafików pozwoliło, aby stały się w dużej mierze ich głównym zajęciem. To z kolei rzutuje na to, jak świat postrzega projektowanie. Nasz czas i energia są zużywane na tworzenie popytu na rzeczy, które - w najlepszym razie - nie są nam potrzebne.
Wielu z nas ma już coraz bardziej dość takiego wizerunku naszego zawodu. Projektanci, którzy poświęcają się głównie reklamie i marketingowi wspierają i pośrednio promują mentalne środowisko tak przesycone komercyjnymi komunikatami, że zmienia sposób, w jaki przeciętni obywatele/konsumenci mówią, myślą, czują, odpowiadają i reagują. Do pewnego stopnia wszyscy pomagamy tworzyć redukcyjny i niezmiernie szkodliwy kodeks publicznego dyskursu.
Istnieją sprawy bardziej godne naszych umiejętności rozwiązywania problemów. Bezprecedensowe kryzysy ekologiczne, kulturowe i społeczne domagają się naszej uwagi. Wiele wydarzeń kulturowych, kampanii społecznych, książek, magazynów, wystaw, narzędzi edukacyjnych, programów telewizyjnych, filmów, inicjatyw charytatywnych, a także wiele innych projektów informacyjnych pilnie wymaga naszej natychmiastowej pomocy i naszych umiejętności.
Proponujemy więc odwrócenie priorytetów na rzecz tych bardziej użytecznych, długotrwałych i demokratycznych form komunikacji - odejście od myślenia w kategoriach marketingu produktu w kierunku zgłębiania i tworzenia nowych znaczeń. Zakres dialogu kurczy się, podczas gdy powinien się poszerzać. Konsumpcjonizm działa bez przeszkód - musi zostać zakwestionowany przez odmienne perspektywy, które w części byłyby wyrażane przez środki wizualne i możliwości naszej sztuki.
W 1964 roku 22 ludzi zajmujących się komunikacją wizualną podpisało odezwę wzywającą do wykorzystania naszych umiejętności do wartościowych celów. Wraz z niebywałym rozrostem globalnej kultury komercji ich przesłanie stało się dziś tym bardziej aktualne. Dlatego teraz odnawiamy tamten manifest w nadziei, że nie będą musiały mijać kolejne dziesięciolecia, zanim zostanie on potraktowany poważnie i wzięty do serca.
(tłum. Maria Muskat)