Temat: Klapki japonki
Czytając wasze wypowiedzi odniosłem wrażenie, że spora część Polaków cierpi na kompleks ubioru. Mianowicie wszędzie gdzie się da, trzeba się odstawić jak stróż w boże ciało bez względu na to czy ma to sens czy nie.
Trzeba wziąć pod uwagę kilka czynników:
- nie wszystkie miejsca pracy są klimatyzowane, co przy upale 30 stopni na zewnątrz stwarza dyskomfort przebywania w takim miejscu w stroju "ściśle służbowym"
- nie każde miejsce pracy wymaga garnituru czy butów tzw wizytowych, a te które tego wymagają raczej mają klimatyzację np. instyfucje finansowe, biura dużych korporacji
- klapki/sandały/japonki, jak zwał tak zwał są różne. Z różnej jakości materiałów. Są np takie za kilkaset złotych ze skórki, bardzo eleganckie, które wręcz wypada założyć przy pewnych okazjach i nie mam tu na myśli plaży tylko i wyłącznie. Różna jest też moda. A w Polsce o modzie wciąż wie się niewiele. Pełno jest konwenansów i brakuje polotu. Za szczyt mody uważa się faceta pod krawatem, szkoda tylko że większość takich biurowych garniturkowców ma te swoje buciki do garnituru tak zaniedbane, że aż żal. Lepiej by było jakby wogóle ich nie wdziewali. Albo krawat zawiązany tak, że wisi im smętnie za pas lub wygląda jak z młodszego brata itd itd
- trzeba być elastycznym. Załóżmy że nie jestem prezesem z klimatyzowanym autem i nie mam codziennie spotkań na wysokim szczeblu lub z klientami - mogę ubrać się swobodniej. Sytuacja jest jeszcze prostsza gdy pracuje się w małych firmach. Oczywiście pomijam ekstremalne przypadki gdy ostatnio spotkałem w budynku sądu w Krakowie urzednika, który do garnituru miał sandały i skarpetki :)
Myślę, że co do ubioru adekwatnie do aury wystarczy kierować się zdrowym rozsądkiem a konwenanse odłożyć na bok. Chociaż w Polsce ciężko. Bo niestetyocenia się ludzi po ubiorze.
Na zakończenie anegdota: mąż koleżanki jest z pochodzenia Polakiem ale pracuje i mieszka w USA. Pisze oprogramowanie na atomowe łodzie podwodne. Poważna sprawa, pentagony, wysocy urzednicy. I przyleciał do Polski na delegację i chwilę urlopu. Upał był wtedy niesamowity. Wiecie jak przyleciał? W japonkach, szortach w palmy i hawajskiej koszuli. Witali go jacyś "ważni" z kraju. To się nazywa dystans do siebie, swojej pracy... tego wam życzę :)