Dariusz
Koszałka
pianista,
wokalista,kompozytor
, autor tekstów
Przyjeżdżam w sobotę. Biuro zawodów na 3 czy 4 piętrze - oczywiście na piechotkę, gdybym był w niedzielę tobym się wkurzył. Wkurzyłem sie i tak bo tam były wyniki po biegu, nie chcę tłumaczyć nikomu co to znaczy po maratonie, te schodki pokonałem z 5 razy bo wyniki się opóźniały. A jak były to bez podanych kategorii, więc liczydło i liczymy - kurde 4 miejsce chyba o ile się nie pomyliłem więc nie czekałem na dekorację.
Miało być od początku a jest od końca. No to wracam. Niedziela rano. Kurde gdzie są klopy nikt nie wie, strzałki pokazują na markety a tam pozamykane dopiero ktoś mnie potem oświecił 10 toy toyów na ponad 1300 ludzi - trochę mało. Udało się, żeby zdążyć zrobić rozgrzewkę.
Bieg.
start - szerokość ok. 3m. - gratulacje.
lecimy - ustawiłem się obok Arlety Maloch bo wyczytałem w gazecie, że leci na 2.39 - ja chciałem 2.40 no to bratnia dusza.
1 km - 4.03 - za wolno ale to start wąski był więc trzeba było się przepychać no to przyśpieszyliśmy. Pani Maloch też do mnie się przykleiła (może jej się spodobałem) i tak lecimy.
2 km - co nie ma?
3 km - co nie ma?
4 km - nie ma?
5 km - jest. - 4km 14.24 - po 3.36/km kuźwa za szybko. Miałem biec po 3.48
6 km - nie ma itd.
10 km- jest - 5km 18.50 - jeszcze za szybko
15 km - piątka 19.08 - to jest to
20 km - piątka 19.08 ok. no i zaczęło wychodzić te piewsze 5 km. na razie krótka kolka ale Panią Maloch odpuściłem. Zostałem z Wiolettą Urygą dzięki, której tak naprawdę jeszcze jako tako pobiegłem. Jak ja miałem kryzys to ona prowadziła a nawet czekała na mnie -pewnie bała się żeby się nie zgubić ale o tym póżniej. Jak ona miała to ja czekałem na nią - nawet jej trener dawał mi picie - dzięki.
25 km jest już piątka 19.45 ale jeszcze nie było źle.
następny pomiar ..................................................
35 km - 10 km 41.53 po 4.11 i zaczęły się skurcze. nawet zmęczony to nie byłem ale co chciałem przyśpieszyć to skurcz więc ostatnie 7,195 km wyszło po 4.17. Na sztywnych nogach udałem się na masaże. Tu było fajnie, sympatyczni ludzie, na prawdę chcieli pomóc - jedyny plus tych zawodów.
Co do trasy to nawet niezła pomijając park ale oznakowanie nawet to dotyczące kierunku beznadzieja. Na każdej krzyżówce trzeba się było pytać, którędy biec bo policjanci i strażacy, którzy tam stali tylko gadali z dupami ( dziewczyny na forum niech się nie obrażą ale taki mam nastrój) i jak machali rękami to niewiadomo czy gadali gestykulując czy pokazywali trasę, zresztą parę razy zawracaliśmy po tych gestach. Tu należą się pochwały dla jednego chłopaczka, który stał w parku i głośno krzyczał: na lewo i w górę (musiała to być rzadkość skoro zapamiętałem).
Acha jeszcze podziękowania dla człowieka z Łodzi który biegł z nami przez 20 km i trochę pokazywał trasę ( ze wstydu chyba się poświęcił bo potem odpadł).
No i jeszcze - nie było posiłku po biegu. Herbata, kawa i jakieś ciasteczka na wagę.
Na razie tyle, kto ma jeszcze jakieś fajne wrażenia niech pisze może organizatorzy trochę się zastanowią co robią i lepiej jak się czegoś nie umie to niech się nie robi bo 2,5 miecha charówy na treningach i dupa.
Pozdrawiam.