Temat: Zapytanie i prośba o pomoc
No, nieźli jesteście. Młoda, niedoświadczona, więc niech sobie radzi sama, a jak sobie nie radzi, to niech się zwolni, bo się nie nadaje:)
Mój najważniejszy awans skończył się po pół roku totalną klapą. Zaproponowano mi stanowisko głównej księgowej, szybko jednak zorientowałam się, że nie ze względu na wiedzę, umiejętności czy zasługi, ale w wyniku gierek managementu - komuś mój awans potrzebny był dla jakiejś demonstracji czegoś, mniejsza z tym. W każdym razie zostałam kompletnie sama wobec niechętnego prezesa dającego zero wsparcia, totalnego bajzlu zostawionego mi przez poprzednika i wdrożenia systemu ERP, z niedostatecznym personelem na dobitkę. Problemy się piętrzyły, a ja nie miałam kompletnie nikogo, kogo mogłabym zapytać, kto mógłby mi pewne rzeczy wytłumaczyć i wreszcie kto by mi zwyczajnie po ludzku powiedział, że przecież sobie poradzę, stać mnie na to.
Po pół roku spasowałam, zrezygnowałam, potem przez prawie rok pozostawałam bez pracy. Z perspektywy czasu widzę jednak, że to wcale nie było konieczne. Sytuacja nie była beznadziejna i dziś bym sobie z nią bez problemu poradziła. Wtedy jednak zabrakło mi mentora.
Każdy kiedyś zaczynał. Na przykład pół roku temu moja była pracownica (która ode mnie uczyła się praktycznej strony zawodu) objęła posadę głównej księgowej. Nie miała dostatecznego doświadczenia ani wiedzy, bo nigdy gk nie była:) Pierwszy miesiąc dzień w dzień dzwoniła do mnie i rozmawiałyśmy, rozmawiałyśmy... O wszystkim. O organizacji, sprawach merytorycznych, jej braku wiary w powodzenie itd. Zasadniczo mogłam jej powiedzieć: "kobieto, wiedziałaś, na co się porywasz, płacą ci za to, więc się bierz do roboty, a jak sobie nie radzisz, to się zwolnij", prawda? Minęło niespełna pół roku, dziewczyna doskonale sobie radzi i jak dzwoni do mnie, to częściej, by się pochwalić kolejnym sukcesem, niż pytać, jak ugryźć problem.
Nie wszystko da się wyczytać z książek. Pewne rzeczy to czyste doświadczenie. Umiejętność właściwej analizy sytuacji. Oddzielenia informacji istotnych w sprawie od szumu informacyjnego. Nikt nie da dziewczynie gotowych rozwiązań, czemu jednak nie wskazać na pewne elementy, które doświadczonemu zaraz rzucą się w oczy?
Piszecie, że niedopuszczalne jest demonstrowanie bezradności na forum. Przede wszystkim GL to nie cały świat i pracownicy niekoniecznie muszą odnaleźć wypowiedź, a nawet jeśli, to co z tego? Dziewczyna nie została zatrudniona na stanowisku supermana, a ludzka bezradność nie jest powodem do wstydu. Istotne jest nie to, że przyznaje się do niej, ale jak w przyszłości rozwiąże problem. Osobiście nigdy nie miałam oporów, aby przyznać się przed pracownikami do tego, ze kompletnie nie wiem, co robić. Ci, co mnie trochę znają, wiedzą, że zaraz (za dzień, dwa, tydzień) coś wymyślę i podejmę działania. Poza tym jak nie nazwę głośno problemu, to na pewno nikt mi nie podsunie rozwiązania (tak, ja też staram się uwzględniać cudze pomysły). Czy w związku z tym powinnam się zwolnic z pracy, bo się nie nadaję?:)