Temat: Wypalenie zawodowe
Beata B.:
Panie Marku, wypalenie zawodowe dotyczy bardzo dużej grupy nauczycieli i psychologów.
Właściwie to nie wiem co odpowiedzieć.
Po pierwsze nie licytował bym się grupami zawodowymi. Dotyczy nas wszystkich w stopniu zależnym od naszego zaangażowania w pracę i naszej konstrukcji wewnętrznej. Niewątpliwie w zawodach wymagających olbrzymiej koncentracji (np: kontroler ruchu lotniczego), czy umiejętności logicznego myślenia (np: psycholog), czy świadomości olbrzymiej odpowiedzialności za kogoś przyszłe losy (np: nauczyciel, a w nauczaniu przedszkolnym dziecko dla wychowawcy jest niczym glina dla artysty plastyka) o wypalenie jest niezwykle łatwo. Ale nawet babcia klozetowa może się nieźle denerwować tym z czym przychodzi się jej zmagać - widziałem jedną co "polowała" na tych co elementarnego porządku po sobie pozostawić nie umieją.
Myślę, że najważniejszym są objawy, rzeczowa ocena symptomów, właściwy dobór terapii. Żeby terapię dobrze dobrać trzeba się znać na psychice człowieka i posiadać wiedzę n.t. wykonywanej przez niego pracy. I wiedza na ten temat uporządkowana wg różnych kryteriów, np: zawód jest bardzo pomocna osobom zajmującym się tym jako profesjonaliści. Właściwie poza ten krąg nie powinna być upowszechniana bo i nie widzę czemu by to miało służyć. Powszechne autoleczenie?
Na użytek każdego z nas najważniejszy jest nasz konkretny przypadek, jacy jesteśmy, co robimy i jak w konkretnej sytuacji możemy sobie pomóc. No bo jeżeli jesteśmy np: na kierowniczym stanowisku i z badań naukowych wynika, że najlepszym sposobem walki ze stresem w tej grupie zawodowej jest wyjazd na conajmniej 2-tyg. zagraniczny urlop. A przyczyną naszego wypalenia są astronomiczne kłopoty finansowe, to taka diagnoza ile jest warta? Uogólniania osobiście bardzo nie lubię i staram się nie generalizować. To nie ma sensu. Poruszać się trzeba w realu.
Beata B.:
Gdyby się tak zastanowić czemu nauczycieli, to mielibyśmy taką
małą Japonię, zgodzi się Pan ze mną? Jest hierarchia, nauczyciel nie ma prawie nic do powiedzenia w polskiej szkole itd
Kolejny bardzo trudny problem. Co to znaczy nie ma prawie nic do powiedzenia. Nie rozumiem tego. Czy to oznacza, że ucząc nauczyciel nie może powiedzieć niczego swoimi słowami? Że z buciorami wchodzą pomiędzy niego a uczniów? Czy też, że jego zdanie nie ma wpływu na to jak szkoła jest zarządzana, itd.? Czy też ten z dłuższym stażem traktuje jak popychadło młodszego?
Jeżeli chodzi o aspekty zarządzania to nie wydaje mi się aby mienie coś do powiedzenia nauczycieli było dobre. Jeżeli chodzi o metodykę, budowanie autorytetów, o to co innego. Ludzie realizują się poprzez awans poziomy i pionowy. U nas z tym poziomym jest beznadziejnie. Zacząłbym od wartości. Jeżeli komuś sprawia satysfakcję np: praca z młodzieżą to powinien mieć możliwość realizowania się w tym zakresie, również finansowo. Pchanie się w górę nie ma sensu, bo na górze zakres obowiązków jest inny, np: użeranie się z administracją państwową i samorządową, a z młodzieżą kontakt ma się coraz mniejszy. Czy to Japonia? Bo ja wiem? Czy każdy musi chcieć awansować w górę? A po co, skoro radość z pracy i życia jest gdzieś indziej.
Tragedią jest wykańczanie klasy średniej, a konkretnie jej brak. Ta klasa powstanie, kiedy awans poziomy będzie tak samo traktowany jak pionowy. I nie ma tu znaczenia średnia-niższa, średnia-wyższa. Chodzi o zasadę. To moje osobiste zdanie i tak ten problem, włącznie z wypaleniem, widzę.