Temat: Interes Właścicieli a Pracownicy
Coś dorzucę ze swojego doświadczenia przekrojowego.
1. Druga połowa lat 90-tych, firma produkcyjna, 3 zakłady, ok 500 pracowników, SA, właściciel - jeden z NFI + 15% pracownicy. Firma - wprost wyjęta z lat 80-tych, w latach 90-tych monopolista na rynku krajowym, 2 linie: produkty dla detalu i półprodukty dla przemysłu, 4 związki zawodowe (!) i szok poprywatyzacyjny, roszczenia płacowe wobec zarządu i właścicieli, groźby wywiezienia na taczce, zaspawanie bramy, dywersja na produkcji (opiłki i kawałki metalu w produktach spożywczych), itp. Po wielkiej pracy organicznej z pracownikami, restrukturyzacja zakończyła się sprzedażą linii detalicznej (dwóch zakładów) wraz z "dobytkiem" z gwarancjami 3 - letniego zatrudnienia w tych zakładach, następnie wykupem menedżerskim, wyodrębnieniem majątku i powołaniem zależnej spółki dystrybucyjnej i po 10 latach pozyskanie międzynarodowego inwestora.
2. Koniec lat 90-tych, a w zasadzie przełom 1999/2000, firma produkcyja, branża jw. ale forma prawna - spółka pracownicza z rozproszonym akcjonariatem i 3 związki zawodowe. Mix postaw pracowników: właściciel - gdy rozlicza zarząd z wyników i pracownik w najgorszym tego słowa znaczeniu (jak nie wyniesie czegoś z firmy, to nieudacznik) - gdy firma notuje roczną stratę na poziomie -15% żąda podwyżek płac o 30%! Zupełne pomieszanie z poplątaniem ale to żywe życie...
3. Początek lat 2000 - średni bank z udziałem SP i 3 związki zawodowe. Informatyzacja wiąże sie z redukcją zatrudnienia. Protesty wszystkich związków. Sytuacja banku się pogarsza - za duże koszty, sprzedaż 10 lat za konkurencją. SP przysyła "prężne i sprawdzone w boju.... politycznym kadry" fachowców od wszystkiego. Jedna, potem druga firma doradcza i niewielkie zmiany. Nadzór bankowy domaga się dokapitalizowania banku. SP próbuje coś robić w tej sprawie, pracownicy niewiele rozumieją - brak polityki informacyjnej, tylko domysły i dywagacje, a to najgorsze, najlepsi pracownicy odchodzą. Dwa lata później wchodzi inwestor zagraniczny (SP sprzedaje akcje i traci kontrolę nad bankiem), zmienia prawie cały zarząd, inwestuje i zwalnia ludzi grupowo zapewniając wysokie odprawy. Kończą się protesty, bank wraca na rynek...
4. Kilka lat temu. Prywatna firma produkcyjna - ok 150 soób, quasi rodzinna SA, jeden z niewielu pracodawców na lokalnym rynku, brak związków zawodowych. Pracownicy mają niewielkie możliwości i małą siłę przetargową, godzą się na to, co jest. Motywowani utratą pracy i brakiem możliwości znalezienia nowej pracują pod dużą presją. Firma popada w kłpoty finansowe, perturbacje w regulowaniu zobowiązań, w tym pracowniczych i bankowych (po diagnozie przyczyną okazały sie zbyt duże koszty zakupu surowców, których nie można obniżyć, bo operatorem pozyskującym surowce jest spółka "mocno zaprzyjaźniona"). Pojawia się nowy pracodawca kilkadziesią km dalej, branża podobna. Znaczna część pracowników chce odejść do tej firmy mimo, że będą musieli dojeżdżać kilkadziesiąt km. Nowy pracodawca zapewnia bezpłatny autobus, który zbiera pracowników i dowozi ich do pracy oraz odwozi spowrotem. Pensje podobne ale zagwarantował udział w zyskach każdemu pracownikowi. 80% pracowników przechodzi do niego.
To tylko mały wycinek trójkątnych sytuacji, które "dotykałem" i myślę, że w pewnym stopniu "oddają ducha" Waszych postów.