Temat: GRUPA dead !
Maciej W.:
Grzegorz K.:
Jerzy B.:
Maciej W.:
Jeżeli ma Pan okazję pracować z przedsiębiorstwami o tak wysokiej kulturze pracy to tylko pozazdrościć.
A my żyjemy - TU i TERAZ !
:-), :-), :-)
Bardzo mi przykro. Ale jak konsultant sobie wypracuje współpracę z klientem, taką ją ma.
Konsultant nie może sobie tego wypracować ponieważ, zderza się z realiami, które zastaje po podpisaniu umowy z klientem .
Proszę mnie sprostować, jak źle myślę. Ale od kilku stron dyskusji w tym wątku mam wrażenie, że jak coś u Pana albo u Pana Jerzego jest w życiu zawodowym, to już tak wszędzie jest i wszędzie musi być. Proszę doczytać do końca, bo tam będzie krótka analiza.
Z całym szacunkiem, ale u mnie nie jest. Mam dwie firmy w UK, z oddziałami w PL a dla tej od consultingu nawet nie mam strony internetowej. A przecież jak firmy nie ma w necie, to nie ma na rynku. A tymczasem... poza stałymi kontraktami, które mi zabierają około 10 dni roboczych, to na "strzały" (wdrożenia, audyty) mam już kalendarz wypełniony do lutego. Więc jak to z tymi "aksjomatami"?
A przecież też dookoła słyszę opowieści dziwnej treści, że strona WWW to podstawa... Żadna podstawa, podstawą w mojej branży jest zaufanie. I... wyszło mi to z analiz jakie opisywałem wcześniej - jakieś 9 lat temu. Tak, bo ja realizuję swoją strategię (ze zmianami, bo turbulentne otoczenie) od 2007 roku. Do dziś mam mapę myśli zrobioną w MindManagerze.
Oczywiście może przy zapoznawaniu się z realiami przed podpisaniem umowy zrezygnować i nie podjąć się konsultowania ale musi być go na taki krok stać albo może nie mieć ambicji i brać trudnych wyzwań bo jest kiepskim konsultantem.
To też nieco nadużycie. Bo odbieram to jako sugestię (proszę sprostować) jakobym był konsultantem którego stać albo który nie ma ambicji.
Nie - ja po prostu wiem, że jeden projekt zły, źle zrobiony właśnie dlatego, ze klient chce kwitologię, a potem "mu nie działa" ciągnie się złą sławą przez lata.
Dlatego np. nie zaczynam od takich dyskusji, tylko w moim programie sprzedaży usług jest ZAWSZE jeden dzień wizyty w gratisie. W całej UK i w całej Polsce. Połowa dnia jest na zobaczenie zakładu, a druga na przekazanie tego co widziałem. Jeszcze mi się nie zdarzyło przez ostatnich 9 lat, aby po takiej wizycie - szczególnie po tej drugiej części nie otrzymać kontraktu. A nie - jeden tak. Klient przyznał, że nie stać go. OK, rozumiem. Zaproponowałem inne wsparcie.
Tak czy inaczej bardziej to kwestia szczęścia niż indywidualnego wyboru konsultanta. Chyba, że jeszcze może być renoma i obracanie się tylko w określonych kręgach ale to też często jest kwestia szczęścia przynajmniej w którymś momencie życia.
I tu jest to miejsce o które prosiłem o doczytanie. Pytanie - nie musi Pan odpowiadać. Czy zrobił Pan dla siebie analizy i system? Czy wykonał Pan ocenę kontekstu zewnętrznego i wewnętrznego? Czy określił Pan interesariuszy? Czy w podejściu stosuje Pan risk based thinking?
Jak nie - skąd ma Pan wiedzieć, gdzie i kiedy być?
Ja na wszystkie powyższe odpowiadam TAK.
I risk based thinking - miał Pan nawet w swojej wypowiedzi. O tych klientach, co są trudni. To jest właśnie ocena ryzyka. To jest myślenie oparte o ryzyko.
Pisze Pan, że kwestia bycia gdzie trzeba i kiedy trzeba. Jasne - tylko to znów. Ryzyko, jak to niektórzy mówią - pozytywne (idiotyczne stwierdzenie). Ale tak, dokładnie o to samo biega. O to aby oszacować szanse powodzenia i szukać dróg dojścia.
Mam z dedykacją dla Pana mój wpis na Linkedin:
https://www.linkedin.com/pulse/analiza-sukcesu-grzegorz...
Mówi o tym, jak analizować sukces. Bo osiąganie sukcesu też jest obarczone ryzykiem. Mi nikt nie zagwarantował, że zdobędę kontrakty w UK (walczyłem o nie rok tylko wydając). Dziś już mam, a w przyszłym tygodniu podpisuję kolejne. Co ciekawe - właśnie na to o czym tu dyskutujemy.
Na koniec. Na nic nie musi mi Pan odpisywać. Mam prośbę tylko. Pana doświadczenia, to Pana doświadczenia. Pana grono, Pana otoczenie. Nie moje. Ja mam swoje, inne, z innymi doświadczeniami. Szanujmy siebie za to co robimy. I za to, że każdy z nas ma inne doświadczenia. Moje opisałem wyżej. I nadal jestem zdania, że chcieć to móc.