Temat: kolizja jakiej nie było

witam,otrzymałam dzisiaj pismo z TuW o spowodowaniu szkody....jest problem bo ja o zadnej szkodzie nie wiem ani nie mam pojęcia,nawet niewiem co to za marka samochodu czy nr rejestr tego niby pojazdu któremu cos niby spowodowałam,na pismie jest ze szkoda powstała 1.10,2014, a zgłoszona do ubezpieczalni była 21.10.2014.
Krzysztof Dalasiński

Krzysztof Dalasiński Trener - freelancer

Temat: kolizja jakiej nie było

Monika K.:
witam,otrzymałam dzisiaj pismo z TuW o spowodowaniu szkody....jest problem bo ja o zadnej szkodzie nie wiem ani nie mam pojęcia,nawet niewiem co to za marka samochodu czy nr rejestr tego niby pojazdu któremu cos niby spowodowałam,na pismie jest ze szkoda powstała 1.10,2014, a zgłoszona do ubezpieczalni była 21.10.2014.

Trzeba grzecznie odpisać do TuW i napisać co i jak. :)

konto usunięte

Temat: kolizja jakiej nie było

Monika K.:
witam,otrzymałam dzisiaj pismo z TuW o spowodowaniu szkody....jest problem bo ja o zadnej szkodzie nie wiem ani nie mam pojęcia,nawet niewiem co to za marka samochodu czy nr rejestr tego niby pojazdu któremu cos niby spowodowałam,na pismie jest ze szkoda powstała 1.10,2014, a zgłoszona do ubezpieczalni była 21.10.2014.


Miałam bardzo podobną sytuację (2012r., wyrok sądu 2013), po rachunku sumienia co danego dnia robiłam, gdzie jeździłam itd. odpisałam do mojego TU, że się nie przyznaję, bo w momencie zdarzenia byłam 20km od miejsca tej rzekomej kolizji na co mam świadków, sprawa trafiła do sądu- opisałam to na innej grupie, wklejam tekst-uwaga długie.

Z cyklu "urzekła mnie Twoje historia" :D.....uwaga długie ale taki przypadek może zdarzyć się każdemu, czego oczywiście nie życzę.

Otóż wyobraźcie sobie, że w środę przychodzicie do swojego auta i widzicie uszkodzone lusterko, uszkodzone tak, że jest wybite całe lustro a lusterko sobie dynda.Na drugi dzień czyli w czwartek -już po wymianie lusterka, bo trudno jeździć bez niego- przychodzi do Was sąsiad, który mieszka piętro niżej, daje Wam kartkę z numerem telefonu do naocznego świadka zdarzenia.Sąsiad spacerując z psem zauważył, że do Waszego auta podszedł ktoś z kartką, więc go zagadał i wziął kartkę żeby Wam oddać osobiście.
Dzwonicie pod ten numer ale bez skutku, udaje się dopiero w niedzielę wieczorem, świadek twierdzi, że widział zdarzenie, podaje markę, model i numer rejestracyjny pojazdu sprawcy oraz wskazuje gdzie to auto jest zaparkowane, nie podaje Wam swojego imienia i nazwiska.Cudownie! Wszystko idzie w dobrą stronę, prawda? W poniedziałek idziecie na parking, auto faktycznie stoi, ma przewiązane prawe lusterko taśmą-wszystko się zgadza, jednak nie macie danych właściciela pojazdu zatem zgłaszacie sprawę na policję i do ubezpieczyciela sprawcy (mając nr rejestracyjny wystarczy zadzwonić do swojego ubezpieczyciela żeby Wam podał to drugie towarzystwo albo można też sprawdzić to tu: https://zapytania.oi.ufg.pl/SASStoredProcess/guest?with... ).

Skoro sprawa zgłoszona na policji to będzie z górki: znajdą sprawcę, przesłuchają, pewnie będzie winny, przyzna się i dostaniecie odszkodowanie a on wyrok za spowodowanie kolizji i ucieczkę z miejsca zdarzenia.Jednak.....nie zawsze wszystko jest takie oczywiste jak nam się wydaje.

A teraz do meritum: na początku lipca ubiegłego roku w niedzielny wieczór sprawdzam pocztę i mało nie spadłam z krzesła gdy zobaczyłam maila od mojego ubezpieczyciela z pismem, w którym proszą abym ...potwierdziła zdarzenie kolizji drogowej i uszkodzenie lusterka w lanosie w środę 20.06.
Trochę mało danych, więc w poniedziałek po kilku telefonach dostaję maila, gdzie jest podana godzina zdarzenia-14 oraz dokładne miejsce-ulica obok mnie, którą codziennie przejeżdżam ale tylko rano, bo po południu wracam inną trasą.Po zrobieniu rachunku sumienia czyli przejrzeniu kalendarzy, próbie odtworzenia jak wyglądał mój dzień 20.06. stwierdzam, że....nie uczestniczyłam w żadnej kolizji a nikt inny oprócz mnie w tym dniu autem nie jeździł.Od pracodawcy dostaję stosowne zaświadczenie, że w tym dniu byłam 8h w biurze, nie miałam ani urlopu ani delegacji i wysyłam do mojego ubezpieczyciela.

Jest druga połowa sierpnia, zaczynam mój urlop, dzień przed wyjazdem na Morawy po południu wyciągam ze skrzynki wezwanie na policję ....na g.9 rano tego dnia (sic!), jako, że trudno się stawić skoro dostaje się wezwanie PO terminie to mimo to spanikowana jadę na komendę ale pani aspirant, która prowadzi moją sprawe już nie ma, polecono mi abym następnego dnia zadzwoniła i umówiła się na kolejny termin.W drodze na Morawy dzwonię i mówię, że się nie stawiłam, bo zawiadomienie dostałam PO fakcie, umawiamy się, że przyjdę na komendę po powrocie z wyjazdu 31 sierpnia.
W wyznaczonym dniu stawiam się punktulanie ale....pani aspirant nie ma, trwają jej poszukiwania, w końcu jej przełożony wyznacza innego policjanta na zastepstwo żeby mnie przesłuchał.
Pan jest mocno obojętny, wyraźnie daje mi do zrozumienia, że ma tę całą sprawę w doopie, bo on tylko ją zastępuje.Po moim przesłuchaniu stwierdza, że na mocy tego co powiedziałam zmienia się mój status ze świadka na .....obwinioną i stawia mi 2 zarzuty z kodeksu wykroczeń czyli spowodowanie kolizji i ucieczkę z miejsca zdarzenia oraz kieruje sprawę do sądu.Chciał mnie dalej przesłuchiwać ale wyraźnie zaznaczyłam, że bez adwokata nie powiem ani słowa więcej-co bardzo zaskoczyło pana policjanta, bo jak to: nie dość, że się nie przyznaje to ma prawnika? Niesamowite.

W połowie października dostałam wyrok nakazowy czyli zaoczny, oczywiście uznający mnie winną zarzucanych mi czynów.Zgodnie z radą DAS'a* napisałam sprzeciw i tym samym sprawa wróciła na wokadnę do rozpatrzenia w trybie jawnym.

*Na moje szczęście mam polisę ochrony prawnej czyli krótko mówiąc prawnika.

W grudniu moja kancelaria składa pismo procesowe, w styczniu sąd wyznacza pierwszą rozprawę na początek lutego.Trafił mi się najgorszy sędzia jaki był w tym sądzie, który nie dzierżył akurat mojej kancelarii z innych rozpraw zapewne, zatem pierwsza rozprawa zaczęła się cyrkiem i chamskimi wręcz tekstami pod adresem mojego pełnomocnika-coś co w cywilizowanym kraju nie ma prawa się zdarzyć.

Pan sędzia zadał mi ze 2-3 pytania, w połowie mi przerwał, wpisał do akt, że policja ma poszukać i zidentyfikować naocznego świadka i zarządził kolejną rozprawę w marcu.

MARZEC- stawiają się państwo poszkodowani (pani lat 57, pan 78, widać, że mocno zestresowani)-właściciele lanosa, pan policjant-nie wiemy do dziś po co, naocznego świadka brak.
To samo: cyrk na początku z moim mecenasem, zero reakcji na bardzo chaotyczne zeznania pokrzywdzonych itd.

KWIECIEŃ- rozprawa nr 3, pojawia się biegły, który zostaje zobligowany do wykonania ekspertyzy by wyjaśnić czy takie zdarzenie w ogóle mogło zaistnieć oraz pan sąsiad państwa pokrzywdzonych, który jako jedyny widział świadka naocznego.

MAJ-biegły robi ekspertyzę.

CZERWIEC-rozprawa nr 4, biegły się nie pojawia w sądzie, jego opinia jest niekorzystna, tzn. stwierdza, że wysokość lusterek tych 2 aut koreluje ze sobą, zdarzenie mogło zaistnieć, jednak dość kategorycznie wypowiada się o moim lusterku,że uszkodzone, że porysowane (auto ma 9 lat i ponad 200.000 przebiegu więc trudno żeby było jak z fabryki).Wnioskujemy o powołanie na świadka mojego mechanika i się zaczęło.....bardzo wyraźne sugestie ze strony sędziego, że zapewne świadek będzie przekupiony, że niewiarygodny, że czemu dopiero teraz ten świadek itd. Wyraża łaskawie zgodę ale od razu zaznacza, że świadek zostanie zaprzysiężony oraz że .....sąd powoła także biegłego psychologa aby ocenił czy świadek aby nie konfabuluje.....Świadek naoczny nadal pozostaje niezidentyfikowany.
Właściwie sędzia już wyrok wydał, nie wiem po co kolejna rozprawa?

Koniec sierpnia rozprawa nr 5, i o dziwo zmiana sędziego orzekającego! Poprzedni sędzia się pochorował i będzie chorował dłuuuugo-nie trzeba być znawcą żeby wiedzieć co to oznacza.
Pani sędzia widać, że przeczytała akta od deski do deski, widzi mnóstwo niejasności, wątpliwości, sprzeczności, godzinę magluje pana pokrzywdzonego, bo On ma problem żeby opisać w którym dokładnie miejscu w momencie zdarzenia stał jego samochód, zadaje mu takie pytania jaki my z mecenasem mieliśmy zadać-odwala za nas całą robote mówiąc kolokwialnie a na koniec uświadamia pana pokrzywdzonego, że....sprawca jest nieznany i po to jest proces żeby się dowiedzieć kto to lusterko uszkodził-mina pana pokrzywdzonego bezcenna.Po tej rozprawie wróciła mi wiara w polski wymiar sprawiedliwości.

Koniec września, rozprawa nr 6, stawił się mój mechanik oraz biegły, mecenas się spóźnił ale pani sędzia nie robiła z tego problemu (co zapewne wykorzystałby do durnych komentarzy poprzedni sędzia).
Mechanik zeznał, że mam w zwyczaju pisać mu listę rzeczy do naprawy gdy oddaję mu auto do warsztatu i to mnie uratowało, bo chyba po 4 rozprawie przejrzałam raz jeszcze moje kwity z auta i znalazłam dowód mojej niewinności: kartka z października 2011, że mam uszkodzone lusterko, on potwierdził, że mam taki zwyczaj a kartka trafiła do akt jako dowód.
Biegłego maglowała pani sędzia i okazało się, że ta jego opinia to nie jest taka kategoryczna jak ją napisał, że zdarzenie mogło ziastnieć ale nie ma pewności czy to właśnie moje auto w niej uczestniczyło! Nagle pojawiło się mnóstwi szarości w tej jego czarno-białej opinii.
Koniec końców zapadł wyrok: NIEWINNA, sam wyrok nie dziwi, bo trudno żeby był skazujący w sytuacji gdy nie ma ewidentnych dowodów winy, jedynie domniemanie i poszlaki a zeznania obwinionej są na tyle spójne i logiczne, że pani sędzia nie zadała mi ani jednego pytania, moje wcześniejsze zeznania były dla niej wystarczające.

Nie mam pretensji do państwa pokrzywdzonych, że zgłosili uszkodzenie swojego auta na policję-tak się robi, jedynie mam żal, że zwyczajnie się nie przygotowali do swoich zeznań w sądzie.Wystarczyło sobie spisać co robili na kilka dni przed, w trakcie i po zdarzeniu i byłoby dużo łatwiej wyjaśnić kilka kwestii.

Z logicznego punktu widzenia: nie miałabym powodów żeby uchylać się od odpowiedzialności, bo:
* OC nie jest dla mnie a utrata 10-20% zniżek nie zrujnowałaby mnie finansowo i jest to tańsze niż włóczenie się po sądach,
* mieszkam obok, codziennie tamtędy przejeżdżam, zatem ucieczka czy szybka wymiana lusterka byłaby zwyczajnie niemądra,
*zwyczajnie biorę odpowiedzialność za swoje czyny i ponoszę konsekwencje.

Gdybym faktycznie stuknęła tego lanosa, nawet bym nie dyskutowała, wzięła to na klatę i luz (tak jak gdy złapie mnie policja, nie dyskutuję, karnie przyznaję się, że za szybko jechałam i koniec pieśni, za błędy się płaci)-każdy popełnia błędy a ja nie jestem wyjątkiem ale nie jak naprawdę tego nie zrobiłam:)

Pomijam fakt, że lusterko mam przewiązane taśmą od przełomu maja i czerwca 2012 a jego uszkodzenie polega na tym, że ma wyłamane zaczepy mocujące, więc co jakiś czas odchyla mi się od pionu na naszych dziurach, lusterko jest elektryczne i....działa, więc uszkodzenie jest powierzchowne a nie jak opisał biegły, że jest uszkodzone mocno.Poza tym jak mnie oświeciło na ostatniej rozprawie -a opinię biegłego (30str.) prawie znałam na pamięć-biegły nie sprawdził czy w miejscu domniemanej kolizji nie zmieniła się infrastruktura.... a akurat się zmieniła, pan pokrzywdzony wyraźnie zeznawał za każdym razem, że zaparkował połową auta na chodniku (zostawiając wymaganą odległość dla pieszych) a w ekspertyzie jak wół widać piękną nową zatoczkę na równi z jezdnią.
I tego typu nieścisłości, sprzeczności w całym procesie było mnóstwo, jak choćby to, że policjant bardzo sprytnie we wniosku o ukarania nie podała.....godziny zdarzeni, mimo, że taka informacja jest w piśmie z TU i tak samo zeznawali pokrzywdzneni na podstawie informacji od naocznego świadka, który koniec końców się zdematerializował i nie został ustalony.

Przypuszczalna wersja zdarzeń wg mnie mogła być taka: lanos stał zaparkowany, ktoś z biurowca widział -może przez okno-jak srebrne kombi może i Mondeo, bo tych aut jest dużo- zahacza o lusterko, potem wyszedł na parking przy tym biurowcu, zobaczył moje auto z przewiązanym lusterkiem, dodał 2 do 2 i puzzle się ładnie ułożyły.

Spędziłam w sądzie ponad tydzień czasu, nie musiałam, bo stawiennictwo obowiązkowe miałam tylko na pierwszej rozprawie, potem to była moja dobra wola ale nie wyobrażałam sobie nie pójść do sądu, w końcu to było w moim interesie.Mam serdecznie dość, baaardzo cieszę się, że wygrałam ale z drugiej strony trudno się cieszyć z czegoś oczywistego, prawda?

Nie muszę chyba pisać, że cały ten cyrk był na Wasz -podatników koszt.
Ręce opadają, że takie sprawy ciągną się miesiącami.....

Wnioski?
Po pierwsze co jakiś czas robić zdjęcie swojego auta, bez okazji nawet, z datą i godziną.
Po drugie jak się nie ma prawnika w domu/rodzinie to warto mieć polisę ochrony prawnej-ja drugi raz korzystałam i wiem, że to są dobrze wydane pieniądze.
Po trzecie: czasem nie wszystko jest takie jak nam się wydaje a mój przypadek jest tego najlepszym dowodem jak łatwo kogoś obwinić o coś czego ktoś nie zrobił.

Sorry, że takie długie ale te 15 miesięcy udręki trudno opisać w dwóch zdaniach:).


Obrazek
Ten post został edytowany przez Autora dnia 29.10.14 o godzinie 12:23

Temat: kolizja jakiej nie było

ja sie dzisiaj dowiedziałam ,ze ta pani co niby nas oskarza to miała za wycieraczka nasz nr rejestracyjny,bo ktoś podobno z przechodniów jej napisał....taka historyjke kazdy mógł sobie wymyslic,tym bardziej ze my mamy z tyłu lampe uszkodzon,a(od roku czasu juz tak jest),i pewnie ktos wykorzystał sytuacje ze lampa jest pęknięta i chce na nas wymusic pieniadze,bo zadnej stłuczki nie było,prosze mi napisac czy w sadzie moge sie ubiegac o zwrot kosztów zwiazanych z załatwieniem sprawy(chodzi mi o to że mąż w celu wyjasnienia sprawy musi jezdzac z pracy,a pracuje w delegacji,musimy marnowac czas,paliwo,nerwy....)

Temat: kolizja jakiej nie było

w sadzie tak czy tak bedziemy zakładac sprawe o pomówienie

konto usunięte

Temat: kolizja jakiej nie było

Monika K.:
ja sie dzisiaj dowiedziałam ,ze ta pani co niby nas oskarza to miała za wycieraczka nasz nr rejestracyjny,bo ktoś podobno z przechodniów jej napisał....taka historyjke kazdy mógł sobie wymyslic,tym bardziej ze my mamy z tyłu lampe uszkodzon,a(od roku czasu juz tak jest),i pewnie ktos wykorzystał sytuacje ze lampa jest pęknięta i chce na nas wymusic pieniadze,bo zadnej stłuczki nie było,prosze mi napisac czy w sadzie moge sie ubiegac o zwrot kosztów zwiazanych z załatwieniem sprawy(chodzi mi o to że mąż w celu wyjasnienia sprawy musi jezdzac z pracy,a pracuje w delegacji,musimy marnowac czas,paliwo,nerwy....)


Zalecałabym więcej spokoju i dystansu:).

To jest dość standardowe zachowanie, że się komuś wkłada za wycieraczkę kartkę z numerem telefonu świadka lub rejestracji sprawcy, tyle tylko, że przed sądem taki świadek musi się pojawić-vide mój przypadek.
Odwrócę sytuację: spróbuj się postawić na jej miejscu (od tego zaczęłam opis mojej historii): znajdujesz za wycieraczką informację, że auto XXZ12345 zahaczyło Ci o lusterko i faktycznie masz takie uszkodzenie w aucie to co robisz? No właśnie:).

Jeśli poszkodowana ma tylko kartkę z Twoim numerem rejestracji to sąd będzie musiał udowodnić poprzez np.ekspertyzę biegłego, że do takiego zdarzenia doszło i co najważniejsze, że brały w nim udział te dwa konkretne pojazdy-jeśli brak świadka naocznego czy monitoringu to sprawa powinna zostać umorzona.

Co do zwrotu kosztów wycieczek do sądu to przysługują ale tylko wtedy gdy masz status świadka:
http://www.infor.pl/prawo/w-sadzie/oplaty-i-koszty/687...
Krzysztof Dalasiński

Krzysztof Dalasiński Trener - freelancer

Temat: kolizja jakiej nie było

Monika K.:
prosze mi napisac czy w sadzie moge sie ubiegac o zwrot kosztów zwiazanych z załatwieniem sprawy(chodzi mi o to że mąż w celu wyjasnienia sprawy musi jezdzac z pracy,a pracuje w delegacji,musimy marnowac czas,paliwo,nerwy....)

Jeśli oskarżenie okaże się bezpodstawne, to możesz w sądzie ubiegać się o zwrot wszelkich poniesionych kosztów wnosząc odrębna sprawę cywilną przeciwko pani, która Cię oskarża o spowodowanie szkody.

Temat: kolizja jakiej nie było

mam jeszcze pytanie,dlaczego skoro niby mielismy kolizje i sprawa została zgłoszona niby przez ta pania poszkodowana na policje,to dlaczego policja nie przyjechała do nas aby to wyjasnić,tylko dopiero po prawie miesiacu czasu przyszło z polisy zawiadomienie o kolizji,
I następne pytanie,dlaczego nie mozemy uzyskac w tuwie zadnej informacji co to za osoba,niechca nam żadnych danych podac,ani pokazać zdjęc tego niby uszkodzonego pojazdu,wiemy tylko tyle że dosyc mocno jest zderzak pukniety i błotnik,a na naszym aucie żadnych śladów,to dziwna cała ta kolizja.....

konto usunięte

Temat: kolizja jakiej nie było

Monika K.:
mam jeszcze pytanie,dlaczego skoro niby mielismy kolizje i sprawa została zgłoszona niby przez ta pania poszkodowana na policje,to dlaczego policja nie przyjechała do nas aby to wyjasnić,tylko dopiero po prawie miesiacu czasu przyszło z polisy zawiadomienie o kolizji,

Bo nasza policja tak właśnie działa, u mnie było dokładnie tak samo: zdarzenie pod koniec czerwca a wezwanie z policji po 2 miesiącach, co istotne: mieszkam 300m od miejsca rzekomego zdarzenia i może z 1,5km od komendy policji.
I następne pytanie,dlaczego nie mozemy uzyskac w tuwie zadnej informacji co to za osoba,niechca nam żadnych danych podac,ani pokazać zdjęc tego niby uszkodzonego pojazdu,wiemy tylko tyle że dosyc mocno jest zderzak pukniety i błotnik,a na naszym aucie żadnych śladów,to dziwna cała ta kolizja.....


To zależy od danego TU, mój ubezpieczyciel w pierwszym piśmie (wysłanym na @) powiadomił mnie tak:
"Dot.Szkoda komunikacyjna OC z dnia.....
Poszkodowany: imię i nazwisko właściciela tamtego auta
Przedmiot szkody: uszkodzenie pojazdu marak, model, nr rej."

Data zdarzenia (bez podania godziny i miejsca) itd."

Zdjęć uszkodzonego auta nie było nigdy, bo poszkodowany od razu lusterko wymienił i nie wpadł na to, żeby zdjęcia zrobić.

Poza tym pamiętaj o jednym: nawet jeśli podadzą Ci imię i nazwisko właściciela poszkodowanego auta to nie radzę się z nimi kontaktować-w razie sprawy w sądzie może to być potraktowane jako próba wpłynięcia na świadka/pokrzywdzonego.
I oczywiście od początku radzę mieć prawnika.

Następna dyskusja:

NIC SIĘ NIE DZIEJE !




Wyślij zaproszenie do