Temat: Zawód: coach. Hochsztapler po kursie czy profesjonalna...
To może jeszcze ja bo dawno nie pisałem... a poza tym czuję się trochę "wywołany do tablicy" bo mowa jakby o "moim poletku" :)
Po pierwsze primo, jak najbardziej podpisuję się pod tym, że termin "coaching" jest powszechnie nadużywany i często każda wspólna praca nazywana jest "coachingiem", w tym również wspomniany wcześniej w tym wątku "czołging" czy jak to inni nazywają "zj...czing".
z życia wzięte:
- a cóż to za okazja, że Ty dzisiaj "z obstawą" ?
- Panie Maćku, to jest trener z centrali, mam dzisiaj coaching...
- no dobrze, to wchodźcie... już tu były dzisiaj dwa kołczingi... /z miną niewzruszonego wyjadacza, dla którego żaden kołczing nie straszny/
Wspólna praca z handlowcem może przyjąć rozmaite formy w zależności od tego jaki jest jej cel.
W przykładzie podanym przez Arkadiusza, celem jest identyfikacja luk kompetencyjnych a więc raczej byłaby to obserwacja, superwizja, audyt umiejętności - w każdym razie zbieranie materiału jako punkt wyjściowy do procesu rozwojowego.
Z kolei coaching to metoda rozwojowa a więc służąca już pracy nad rozwojem, np. właśnie konkretnych umiejętności. Czyli tu: coaching umiejętności, w tym przypadku coaching sprzedaży - obszar szczególnie mi bliski.
Bardzo rozpowszechniona jest obiegowa opinia, że prawdziwy coaching jest wtedy, gdy w wyniku sesji z coachem, pracownik rzuca pracę i wyjeżdża na Karaiby gdzie zakłada szkołę surfingu, względnie w Bieszczady gdzie otwiera pensjonat agroturystyczny, o którym zawsze marzył.
Podczas gdy w coachingu umiejętności chodzi o to by klient pogłębiał swoje kompetencje w ściśle określonym obszarze, aby generował nowe rozwiązania, pomysły, zachowania, postawy ... które służą osiąganiu przez niego celów sprzedażowych wyznaczanych przez firmę.
To czy coaching pozostanie na poziomie umiejętności czy może praca odbędzie się na wyższych poziomach wg. Dilts-a jest kwestią indywidualną i zależy od kilku czynników, to temat rzeka i świadomie teraz go pomijam aby nie mnożyć dygresji.
Natomiast jak najbardziej rzetelny coaching sprzedaży przynosi bardzo dobre rezultaty chociaż często ogranicza się do poziomu umiejętności.
Zaczynając swoją przygodę z coachingiem byłem właśnie przekonany, że to "wyższa szkoła jazdy" i nie dla każdego. Dziś myślę podobnie, to czy klient dobrze reaguje na coaching jest bardzo indywidualne i trudno generalizować "komu i od kiedy" Co ciekawe praktyka pokazała mi, że im więcej kołczuję tym chętniej korzystam z metody również w przypadku tych klientów, którzy mają niewielkie zasoby. Czyli kołczuję jeśli tylko się da, a jeśli barierą jest luka kompetencyjna to wychodzę z roli coacha i wchodzę w rolę mentora lub trenera.
Po to by po uzupełnieniu luki, najszybciej jak to możliwe wrócić do coachingu, z tym że odwołuję się wtedy częściej do ich ogółu doświadczeń, nie tylko zawodowych.
Ale jak potrzebny jest klientowi instruktaż to ma dostać instruktaż i tyle, w przypadku nowego pracownika o znikomych zasobach, coaching byłby mało użyteczny a wręcz dla niego frustrujący.