Temat: Zastosowanie symulacji komputerowych w szkoleniach
Panowie, pozwólcie że włączając się do wątku zacznę od... GRATULACJI! To z całą pewnością jedna z ciekawszych, jeśli nie najciekawsza dyskusja, jaką udało mi się spotkać w interesujących mnie grupach na GL. Czapki z głów!
Wasze wypowiedzi prześledziłem uważnie, odnajdując się niejako po środku, między spojrzeniem Grzegorza (pozwolę sobie określić je "technicznym", czytaj "twórcy"), a Jacka i Janusza (dla odróżnienie "miękkim", czytaj także "klienckim"). Sam z pierwszym mam związek poprzez projektowanie i rolę PM w naszych produkcjach, a z drugim podczas spotkań z klientami (i od czasu do czasu także w sali).
W przebiegu tej dyskusji zauważyłem, że często stosujecie słowo "symulacja" w dość różnych kontekstach. Być może warto wprowadzić "do gry" jeszcze jedno pojęcie, które w literaturze i na rynku (zachodnim, a jakże... ;-)) pozwala rozgraniczyć pod względem konstrukcji (i funkcji) grupę zaawansowanych elektronicznych narzędzi szkoleniowych na dwie kategorie. Mówi się o symulacjach, a obok nich o grach - dosłownie "poważnych grach" (serious games, games based learning).
Jacek Sypniewski:
(...) zastanawiam się nad symulacjami na szkoleniach. Jakiego muszą być rodzaju i do czego mają prowadzić uczestników? Czy można zaprojektować symulacje wykorzystywaną na szkoleniach otwartych tj. na których są uczestnicy pracujący w różnych firmach? Jaka powinna być symulacja do szkoleń z zakresu zarządzania ryzykiem a jaka do zarządzania projektem itd?
(...)
Myślę, że między innymi to rozgraniczenie pomoże nam znaleźć ciekawe odpowiedzi na postawione przez Ciebie pytania.
Co do zasady: symulacja - odwzorowanie konkretnego procesu (kilku procesów). Gra - system (reguły, procesy, środowisko, zadania, cel)
W zależności od tego co chcemy osiągnąć (czytaj do czego doprowadzić uczestników) warto rozważyć zastosowanie narzędzi jednego lub drugiego rodzaju (a czasem może ich kombinację). Np. podczas szkoleń dla kierowników zespołów odpowiedzialnych za rekrutację nowych pracowników stosowałem SYMULACJĘ procedury selekcji, której celem było zapoznanie uczestników z konkretnymi narzędziami i opanowanie przez nich kolejności ich stosowania (a przy okazji doświadczenie, co może się wydarzyć w przypadku postępowanie niezgodnego ze standardem). Z kolei same umiejętności miękkie, takie jak sposób prowadzenia rozmów selekcyjnych (w oparciu o już poznane narzędzia) były przedmiotem intensywnych ćwiczeń w sali.
Jeżeli zatem przedmiotem szkolenia (nawet otwartego) jest np. zarządzanie projektami, rozumiane jako swoistego rodzaju "procedura" być może sprawdziłby się podobny model i pozostawienie części "miękkiej" owego zarządzania tradycyjnym metodom warsztatowym (to oczywiście tylko jedno z możliwych podejść). W takich przypadkach opowiadam się raczej po stronie rozwiązań szytych na miarę (co najmniej procesu).
Z drugiej strony gry doskonale sprawdzają się w roli narzędzi do budowania świadomości szerszego kontekstu, zależności itp. Zarządzanie ryzykiem - czemu nie? Pozostaje tylko kwestia, czy profil grupy i umiejętności trenera sprzyjają bardziej pracy na alegorii (wówczas wybrałbym nawet grę fantasy), czy może lepiej (łatwiej) będzie pracować bliżej rzeczywistości, "ryzykując" nierówność szans. Ta zresztą, nie wierzę, żeby dla Was była faktycznym problemem ;-) Co istotne, do tej chwili mówiąc o grach miałem na myśli wykorzystanie do poważnych celów gier komercyjnych (oczywiście odpowiednio wybranych). To takie PRAWIE "seriuos games" ;-)
Gdzie i kiedy widzę miejsce dla prawdziwych "seriuos games". Cóż - tu zgodzę się z Grzegorzem, jest to kwestia czysto ekonomiczna. Dużym międzynarodowym korporacjom opłaca się zbudowanie gry "szytej na miarę" - wykorzystają ją do przeszkolenia np. kilku tysięcy ludzi rocznie (IBM, PWC, kilka banków), czy też np. jako narzędzie marketingowe (Coca-Cola). Czasem kolejność może być odwrotna: inicjatywa badawczo-rozwojowa zamienia się w produkt (Virtual Leader, SimuLearn). Wydaje się, że także dla potrzeb szkoleń otwartych (zwłaszcza takich bardziej "chodliwych") opłacałoby się zainwestowanie w opracowanie gry dedykowanej. Z całą pewnością pozwoliłoby to na zdobycie przewagi konkurencyjnej (przynajmniej na jakiś czas...), jednak zleceniodawca (firma szkoleniowa) musiałby liczyć się z dłuższym okresem osiągania zwrotu z inwestycji (oczywiście jeżeli mówimy o Grze, nie o gierce ;-)
Pytania byłyby do Ciebie Grzegorz, ale myślę, że może odpowiadać każdy... Celem takiej dyskusji nie byłoby udowodnienie, że symulacje są bez sensu - ale znalezienie argumentów na rzecz rozwijania symulacji szkoleniowych.
Co Ty na to?
jestem na Tak (i liczę, że adresat tego pytania także ;-)))
Swoją drogą, ciekawe, że dyskutowaliście do tej pory głównie na temat rozwiązań typu symulacja/gra wykorzystywana w trakcie zajęć tradycyjnych. Czy, i gdzie widzicie przestrzeń do zastąpienia fragmentów szkoleń tradycyjnych np. symulacjami, powiedzmy jeszcze przed szkoleniem, w taki sposób, aby podczas zajęć pójść z materiałem (kompetencjami) dalej niż było do dotąd możliwe/ praktykowane?